15 kwietnia 2012

Rozdział 1


       To był dzień, którego nie zapomnę nigdy w życiu.
Ciepły czerwcowy wieczór, ciemne okulary i kapelusz. Szliśmy właśnie ze znajomymi do pubu, aby uczcić moje dwudzieste pierwsze urodziny. Byłam szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. Wszystkie moje marzenia spełniały się, krok po kroku. Muzyka, której poświęcałam każdą wolna chwilę, stała się moim drugim życiem. Od dziecka bowiem uwielbiałam śpiew i grę na fortepianie, a z biegiem lat stałam się profesjonalistką w tej dziedzinie. Razem z grupą dziewczyn stworzyłyśmy zespół PCD, a ja byłam jego główną wokalistką.
Zaczynałyśmy tak jak wszyscy: koncerty w szkole, na imprezach charytatywnych, po piwnicach. Aż pewnego razu zainteresował się nami manager muzyczny i wytwórnie płytowe. Od tamtego czasu moje życie zmieniło się diametralnie, nasze piosenki i teledyski królowały na międzynarodowych listach przebojów.
Życie prywatne przypominało ciągłą ucieczkę od fanów i dociekliwych reporterów. Młode, piękne i uzdolnione - tak byłyśmy określane w branży muzycznej. Każdy chciał z nami rozmawiać, mieć nasz autograf czy zdjęcia. Mnóstwo wywiadów, koncertów, kilka tourne i trzeba było zrezygnować z życia prywatnego. Ale nie zamierzałam odpuszczać, byłam zdolna i uparta, więc dążyłam do wysoko postawionego celu.
Mimo szybkiej kariery muzycznej, ukończyłam Harvard, kupiłam mieszkanie i samochód. Byłam z siebie bardzo dumna, lecz nie tylko dlatego. Idąc przez miasto trzymałam za rękę cudownego i ukochanego mężczyznę, którego wkrótce miałam poślubić.
Christian Solano, zdolny chirurg Szpitala Głównego w Los Angeles - moje oczko w głowie, mój ukochany. Czasami zastanawiałam się, za co mnie tak bardzo kocha, przecież jestem nijaka, przeciętna, ale „mam dobre serce i duszę”- jak to określił mój narzeczony. Jeszcze do dziś, jak patrzę na pierścionek zaręczynowy połyskujący na mojej dłoni, nie mogę w to uwierzyć, że wkrótce będziemy na wieczność razem.
Do pubu dotarliśmy w niespełna kwadrans, dziewczyny przygotowały świetną imprezę. Gdy zabawa rozkręciła się na dobre, Christian niestety musiał wyjść, ponieważ dostał pilne wezwanie ze szpitala. Nigdy nie zatrzymywałam go w takich chwilach, byłam z niego dumna i cieszyłam się, że robi to co najbardziej kocha - a mianowicie ratuje ludzkie życie. Było po drugiej w nocy, gdy postanowiłam, że wrócę do domu. Noc była bardzo ciepła, a że do mieszkania nie miałam daleko, postawiłam na spacer. Idąc myślałam ponownie, że jestem bardzo szczęśliwa, a moje marzenia się spełniają. Mimo, iż moje dzieciństwo nie było kolorowe.
Mój ojciec był bogatym przedsiębiorcą i działaczem giełdowym, natomiast matka zajmował się organizacją przyjęć okolicznościowych. Mieszkaliśmy w Phoenix, w ogromnej willi z ogrodem. Podczas, gdy moi rodzice wychodzili do pracy, na bankiety czy przyjęcia, mną opiekowała się zwykle opiekunka, ponieważ "zapracowani" rodzice nie poświęcali mi zbyt uwagi. Państwo Montez mieli obsesję dotyczącą dobrego wychowania i zasad etykiety. Chcąc mnie nauczyć wszystkiego, abym wyrosła na szanowaną i godnie reprezentatywną młodą damę, uczęszczałam na zajęcia z savoir vivre, jazdy konnej i łucznictwa. W między czasie uczyłam się też języków: hiszpańskiego, francuskiego oraz polskiego, ponieważ moja prababka była Polką. Pobierałam lekcje śpiewu, tańca, gry na fortepianie i skrzypcach. Na te ostatnie zajęcia chodziłam z ochotą, bo jak już wspomniałam wcześniej muzyka to moje życie.
Gdy rozpoczęłam pierwszą klasę liceum, firma ojca zbankrutowała, więc byliśmy zmuszeni przenieść się do Portland, małego miasta w stanie Waszyngton. Mojej matki taki stan rzeczy nie zadowalał, nie miała przyjaciół, nie mogła już organizować kosztownych przyjęć, zażądała więc rozwodu. Jednakże brak pieniędzy był tylko pretekstem do rozstania, od kilku lat bowiem miała młodszego o dziesięć lat kochanka. Ojciec załamał się i znalazł w szpitalu z podejrzeniem zawału. Pół roku później zginął w wypadku samochodowym, a wtedy życie załamało się dla mnie. Zostałam sama. Miałam oczywiście matkę, ale od momentu gdy dowiedziałam się o jej zdradzie, przestała dla mnie istnieć. Niestety, jako niepełnoletnia musiałam przeprowadzić się właśnie do niej. Cierpiałam nie tylko po śmierci ojca, ale dlatego też, że mieszkałam z znienawidzoną przeze mnie matką. Darcy po rozwodzie przeprowadziła się do Matha, mieszkali w Phoenix. To był chyba jedyny powód do zadowolenia: starzy znajomi, szkoła, wspomnienia. Właśnie tutaj poznałam team PCD, gdzie powstały pierwsze single i teledyski. Mimo złego wyszłam jednak na prostą. 
Z zamyślenia wyrwał mnie cudowny tembr męskiego głosu.
 - Przepraszam, czy może mi Pani powiedzieć, jak dostanę się na Rose Avenue? - Młody, atrakcyjny blondyn o kręconych włosach i niezwykle ciemnych oczach znalazł się tuż za mną. Mógł z pewnością uchodzić za modela, a jego jasna skóra w ciemności wydawała się prawie biała. Lekko zadrżałam, gdy oczarował mnie swoim olśniewającym uśmiechem. 
 - Żaden problem - uśmiechnęłam się do niego. - Musi Pan iść prosto tą ulicą, a na następnym skrzyżowaniu skręcić w prawo - zreflektowałam się.
 - Dziękuję - odpowiedział nieznajomy, po czym skłonił głowę i odszedł w wskazanym kierunku.
Nie obejrzałam się nawet za siebie i szłam dalej. Właśnie skręciłam w uliczkę na której mieszkałam, kiedy coś nagle ścięło mnie z nóg i pociągnęło w przeciwnym kierunku do zamierzonego. Poczułam zniewalający, słodki  zapach i znajomy głos.
 - Zaraz będzie po wszystkim - wyszeptał wprost do mojego ucha.
Poczułam zimne wargi na szyi, a zaraz potem przerażający ból. 


 „Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. 
Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. 
W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, 
a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla.
 Nie mamy wtedy żadnego wyboru. 
Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś,
 jak potrafimy być nimi jutro?” 
- Phil Bosmans

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz