17 kwietnia 2012

Rozdział 13

Dwa tygodnie wcześniej, Paryż
        Roześmiana para przemierzała nocą pola elizejskie, trzymali się za ręce. W końcu udało im się wyjechać samotnie w podróż. Dziewczyna o krótkich, postrzępionych kruczoczarnych włosach z buzią elfa uśmiechała się szeroko. Była bardzo dumna ze swojego męża, wiedziała że jest mu ciężko powstrzymać się od ludzkiej krwi, ale mocno w niego wierzyła. Spojrzała w jego złociste tęczówki i zatraciła się w nich całkowicie. Tak bardzo go kochała.
      Mężczyzna popatrzył na swoją małżonkę, jak zwykle uśmiechniętą. Kochał tą twarz, oczy i usta. Do dziś nie mógł wierzyć, że ta kobieta jest właśnie z nim, z takim potworem, jak on. Ból wykrzywił jego idealna szczękę, a Alice od razu pogładziła go po policzku.
         - Jazz, wszystko będzie dobrze, wiem to.
         - Kocham cię - szepnął chłopak.
       Wampirzyca uwielbiała, gdy Jasper deklarował jej uczucia. Nigdy nie byli zbyt wylewni jeśli chodzi o ukazywanie tego co siebie czują, woleli zostawić to tylko dla siebie.
         - Kocham cię - odpowiedziała składając delikatny pocałunek na jego ustach.
         Na twarzy mężczyzny pojawił się ponownie uśmiech, kochał ją ponad życie. Chwilę później Alice zatrzymała się gwałtownie, a jej oczy pozostały bez wyrazu, patrzyła w przyszłość.
         Wysoka, ciemnowłosa wampirzyca ze złotymi tęczówkami przemierzała las na Alasce. Była niezwykle atrakcyjna nawet, jak na istotę nieśmiertelną. Szukała czegoś, a właściwe kogoś. Nie była zagrożeniem, była nadzieją. Dziewczyna rozglądała się dookoła, gdy nagle z za krzaków wyszedł Edward. Oczy nieznajomej pojaśniały, a na twarzy pojawił się uśmiech, nie bała się, była szczęśliwa. 
         - No nareszcie jesteś - odezwała się kobieta.
         - Wybacz, nie mogłem znaleźć nic odpowiedniego - powiedział Edward.
         - Aha, bo uwierzę - zaśmiała się.
         - Wracajmy? - zapytał rudy.
         - Tak.
         Obydwoje uśmiechnęli się do siebie i ruszyli w głąb lasu.
         Wizja zakończyła się, a Alice nadal stała sparaliżowana.  
       Czyżby Edward miał odnaleźć swoja drugą połówkę? - pomyślała. - Och, jakie to by było szczęście. 
         Z zamyślenia wyrwał ja głos ukochanego.
         - Alice wszystko porządku?
         - Widziałam…
         - Co Kochanie? - Dopytywał się Jasper.
     Dziewczyna dokładnie opowiedziała to, co zobaczyła. Nie była zaniepokojona, jedynie ciekawa tej dziewczyny. Tak bardzo chciała, aby Edward zaznał szczęścia. Jej myśli podzielał również Jasper, jego dar wiele razy sprawiał, że dobrze wiedział, jak czuł się miedzianowłosy pomiędzy resztą rodziny. Zwłaszcza, że wszyscy byli sparowani.

~*~
Tydzień wcześniej, Paryż
     Alice leżała na łóżku w ramionach ukochanego, było jej tak dobrze. Myślała właśnie o Edwardzie i tajemniczej dziewczynie, ponieważ od zeszłego tygodnia nie miała nowych wizji związanych z jego przyszłością. Wiedziała, że są na Alasce, ale nic więcej. Nagle rozdzwonił się telefon, Jasper odebrał.
       - Witam mojego kochanego braciszka - zaczął mężczyzna.
       - Miło was słyszeć - odpowiedział Edward.
       - Cześć – dorzuciła Alice.
       - Dzwonię w pewnej ważnej sprawie, pewnie i tak wiecie dlaczego…
       - Wręcz przeciwnie - przerwała Al. - Nie miałam wizji!
       - Serio? To może nawet i lepiej.
       - Nie powiedziałabym - odezwała się lekko oburzona wampirzyca.
       - Skarbie, może dasz mu wreszcie coś powiedzieć? - Włączył się Jazz do dyskusji rodzeństwa.
       Alice zamilkła obrażona.
       - Tylko się obrażaj - zauważył Edward. - Otóż na Alasce poznałem kogoś…
       - Wiedziałam! - wykrzyknęła dziewczyna zrywając się z łóżka.
       - A jednak miałaś wizję? - Zarzucił jej chłopak.
       - Och teraz to już nie ważne. Mów dalej - nalegała podekscytowana Alice.
       - Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie. Gdy ją po raz pierwszy zobaczyłem, czułem się tak jakbym zobaczył własną matkę…
       - To ona jest sobowtórem twojej matki? - zapytał zaskoczony Jasper.
       - Lepiej. To moja biologiczna siostra! - wykrzyknął.
       - Co! - Zareagowały wampiry.
       - Wiem, że to niesamowite i trudne do zrozumienia, ale to szczera prawda... - mówił Ed.
       - Ale jak to możliwe? - wtrącił Jazz.
       - Moja siostra urodziła się, gdy ja miałem 16 lat, została oddana przez matkę na wychowanie do innej rodziny. Tak naprawdę nikt poza Elisabeth i moim ojcem nie wiedział, że mieli jeszcze jedno dziecko.
       - I ona jest wampirzycą? - Dopytywał Jasper.
       - Tak nawet wegetarianką, czy to nie ironia, w dodatku jest taka… no brakuje mi słów.
       - Tylko się nie zakochaj - dodał Jazz.
       - Nie żartuj sobie - oburzył się miedzianowłosy.
       - A jak ma na imię? - zapytała Alice.
       - Viviene.
       - Ładnie - powiedziała dziewczyna.
       - Tak. A teraz wybaczcie mam kilka spraw do omówienia z moją nową siostrą. Zadzwoniłem do was tylko, abyście nie byli do tyłu - relacjonował Edward.
       - Bardzo się cieszymy, że znalazłeś siostrę, musisz być w szoku… - mówiła wampirzyca.
       - Alice nadal jestem. Rozmawiałem z nią już cztery godziny i nadal mi mało.
       - Mam nadzieję, że lubi zakupy - zamyśliła się dziewczyna.
       - Zakupy? Alice gdybyś tylko widziała jej ubrania, a samochód. Brak mi słów…
       - Tak źle? - Przeraziła się złotooka.
       - Głuptas z ciebie. Ona kocha zakupy - powiedział Edward.
       - Ale fajnie! Już się nie mogę doczekać kiedy ją poznam. Mam nadzieję, że przekonasz ją, aby zamieszkała z nami? - Ekscytował się chochlik.
       - Zobaczymy Alice. A teraz muszę naprawdę kończyć. Do usłyszenia, aha… Jasper?
       - Tak?
       - Nie pozwól Alice wracać wcześniej niż to planowaliście… - powiedział chłopak.
       - Ale dlaczego? - Oburzyła się dziewczyna.
       - Bo macie się WYSZALEĆ! 
       - A Viviene? - Dopytywała się Alice.
       - Nie ucieknie, obiecuję.
       - Ale ja chciałabym ją poznać jak najszybciej… - powiedziała smutno wampirzyca.
       - Zobaczymy co da się zrobić - dodał Jasper.
       - Edwardzie?
       Alice i Jasper w słuchawce usłyszeli nieznajomy, anielski głos, mogący należeć tylko do Viviene.
         - To ona? - Wyszeptała podniecona Alice.
         - Tak – odpowiedział Edward. - Do usłyszenia.
         I rozłączył się.
         - Słyszałaś to? - zapytał Jazz. - To jakoś nie mieści mi się w głowie, czy to możliwe? Przecież w twojej wizji…
         - W wizji widziałam to, co powinnam zobaczyć. To, że wysnuliśmy błędne wnioski, to już nasz problem. Ale szczerze mówiąc bardzo się cieszę, że Ed spotkał Viviene - powiedziała Alice.
         - Nie wyczuwasz tam jakiegoś podstępu? Może to Volturi? - Dążył mężczyzna.
         - Czy Edward wygląda na idiotę? Jazz proszę.
         - Wybacz, ale „przezorny zawsze ubezpieczony” - powiedział.
         - Jestem pewna, że Viviene nie jest taką osobą, za jaką próbujesz ją uważać.
         - Może masz rację…
         - Zawsze mam. A teraz muszę popatrzeć w przyszłość - powiedziała wampirzyca.
         Następnie usadowiła się wygodnie na łóżku i zamknęła oczy, pomyślała o Edwardzie i Viviene. Wizja przyszła szybciej niż się spodziewała.
         Ponownie ujrzała ciemnowłosą wampirzycę o złotych tęczówkach, tym razem siedziała przy fortepianie. Wyraz twarzy dziewczyny sugerował, że wkłada w całą grę swoje serce. A grała zdecydowanie lepiej, niż Rose a nawet sam Edward, który był w rodzinie mistrzem fortepianowych wariacji.
         Wizja zamazała się i ukazała następna… Viviene rozmawiała przez telefon ze mną? Gderałyśmy o wszystkim i o niczym. Ale fajnie!  
         Kolejna wizja… Edward pyta się Viviene, czy chciałaby zamieszkać z nimi? Wampirzyca patrzy na niego zaskoczona i się … zgadza!
         - Hura! – zawołała Alice.
         - Co zobaczyłaś? - zapytał zaniepokojony Jasper.
         - Viviene zamieszka z nami w Forks! Ale fajnie! Będę miała nową siostrę! – skakała złotooka.
         - I kolejną okazję do zakupów - dokończył Jazz.
         - Viviene tak, jak ja lubi zakupy. Och muszę jej coś przywieść z Paryża, koniecznie…
         - Tak koniecznie. To co wychodzimy?
         - Wiesz jak cię kocham?
         - Nie mam pojęcia… - odrzekł Jasper.
         - To może ci pokaże? - zapytała Alice.
         Zbliżyła się do blondyna i złożyła namiętny pocałunek na jego ustach. 

~*~

Perspektywa Edwarda                                  
         Do Forks pozostało nam jeszcze zaledwie 80 kilometrów, moja siostra prowadziła bez zarzutów (na marginesie trzeba dodać, że prowadzić bez zarzutów po wampirzemu to ponad 195 km/h- normalka).
         Opowiedz mi proszę coś o Emmecie i Rosalie.
         Przecież już opowiedziałem ci ich całą historię.
         Tak, ale jacy są naprawdę? - Dążyła.
         Cóż to dość trudny temat…
         Dlaczego?
         Westchnąłem.
         Rosalie jest dość próżna i pusta, ale przede wszystkim uparta.
         Nie powinieneś tak mówić.
         A Emmett posiada niesamowite poczucie humoru i czasami zdarza mu się myśleć. A wtedy strach znaleźć się obok niego. Uwierz mi…
         Edward… - pomyślała z przyganą.
         Co? Chciałaś, żebym ci o nich opowiedział…
         Tak, ale nie w taki sposób.
         Ale to szczera prawda Vivi.
         Ciesz się, że Esme cię nie słyszy.
         Viviene, błagam bez kazań. Od tygodnia próbuje dodzwonić się do domu i nie mogę. Żadne z nich nie odbiera telefonu. Mam potwornie złe przeczucia.
         Jak to? Przecież Esme mówiła…
         Esme o niczym nie ma pojęcia, nie chciałem jej denerwować. I ciebie zresztą też.
         To dlatego chciałeś, abyśmy wyjechali wcześniej? Chcesz sprawdzić co się z nimi dzieje, prawda?
         Jak to możliwe, że domyśliłaś się tego? - Byłem zdumiony, po raz kolejny.
         Po pierwsze dlatego, że jestem twoją siostrą a po drugie czasami zapominasz, że siedzę ci w głowie.
         A no tak
         Przy drodze pojawiła się tabliczka „Witamy w Forks”. Viviene zwolniła znacznie ponieważ wjeżdżaliśmy do miasteczka, już wcześniej widziałem jak podziwia okoliczne lasy i widoki. Miałem nadzieję, że będzie jej się tu podobało, i nie pomyliłem się.
         Srebrne Audi mknęło ulicami Forks, ludzie zatrzymywali się aby sprawdzić kto nim jedzie, jednak na próżno - szyby samochodu były mocno przyciemniane, a ludzki wzrok nie był w stanie dostrzec kto prowadzi auto. Jaka szkoda.
          Będziesz niezłą atrakcją dla naszego miasteczka.
          Serio?
          Tak już jest. To małe miasto, nikt ani nic się tutaj nie ukryje.
          Czyli rozumiem, że wampiryzm jest tutaj wszechobecny?
          Zawsze i wszędzie.
          Zaśmialiśmy się oboje.
          Jedź droga numer 25, a potem skręć w lewo.
         Chwile później jechaliśmy leśną droga prowadzącą do domu Cullenów, do mojej głowy napłynęły liczne myśli.
         Pospiesz się Emmett! Co za idiota! Za kogo ja wyszłam za mąż?
         O matko co za baba! Jeszcze w prawo, jeszcze w lewo, ile jeszcze?
        Viviene zachichotała.
        Chyba wiem już o co ci chodzi.
        Ja jednak przyglądałem się zachodniej fasadzie domu
        - O Boże! - Tylko to zdołałem wypowiedzieć.
        - O Matko, Edward i co teraz? - zapytała przerażona Viviene.
        - Jak to co? Emmett! - Wydarłem się na całego.

"Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, 
choć nie jestem pewien co do tej pierwszej" - Albert Einstein 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz