Perspektywa
Edwarda
Zachodniej fasady tak
naprawdę wcale nie było, tylko jedna wielka dziura. Sąsiednie okno miało
popękane szyby, a z pierwszego pietra zaczął odpadać biały tynk. Jak nic Esme
dostanie zawału, bo gorzej chyba być nie mogło.
W wampirzym tempie przed gankiem znalazł się Emmett, a tuż za nim Rosalie.
Ich miny nie wyrażały niczego dobrego, a mój kochany brat pobladł jeszcze
bardziej. Szybkim ruchem wysiadłem od strony
pasażera, Viviene została w środku.
W pierwszej chwili uwagę mojego brata przykuł kierowca czarnego audi,
jednak chwilę później jego wzrok skruszonego psiaka spoczął na mnie.
- Edward? Yyy… co cię tu sprowadza? - zapytał.
- Już nie mogę wrócić do swojego domu? - odparowałem.
Tylko spokojnie - pomyślała Vivi.
- Oczywiście, że możesz. Ale można było też uprzedzić, że będziemy mieli
gości - powiedziała Rose, intensywnie wpatrując się w kierowcę samochodu.
- To może mam teraz anonsować swoje przybycie, tak? - Odparłem coraz
bardziej wzburzony. - Dla waszej wiadomości to dzwoniłem chyba z tuzin razy do
domu i na wasze telefony, jednak bez rezultatu.
- Mamy awarie telefonu - tłumaczył Misiek.
- Awarie to wy macie od urodzenia! - wykrzyknąłem. - Co zrobiliście z
zachodnią ścianą domu?
- To nie my - odpowiedziała automatycznie Rose.
- Jak nie wy, to kto?
- Yyy… podczas waszej nieobecności… mieliśmy gości… i… doszło… yyy… do
nieprzyjemnej sytuacji… w wyniku której… doszło do… zdemolowania domu - wyjąkał
Emmett nieskładnie.
- Jak to? Zdemolowaliście dom?!
- No nie my… nasi goście - uściśliła Rosalie.
- Jacy znajomi?
- No… tak naprawdę to nie znajomi, tylko obcy… - mówił chłopak. - … no
bo przyszli tu niby… pod pretekstem naszego… tego no… zapachu i chcieli… nas po
prostu poznać… a jeden z nich… no ten tego ten… zaczął dobierać się do Rose… i
tak jakoś wyszło…
- To prawda Rose?
- Yyy… tak. Już nawet zaczęliśmy sprzątać Edwardzie. A przez tą…
awarię nie mogliśmy się z wami skontaktować - powiedziała.
Przyglądałem się im dość uważnie, coś było nie tak.
I nie jest - pomyślała Vivi.
Jak to?
Kłamią jak z nut… zdemolowali
dom z powodu hmm… swoich igraszek
miłosnych…
Skąd wiesz?
Taki dar.
- Zapomniałem - wtrąciłem na głos.
- Czego zapomniałeś Edwardzie? – odezwała się Rose.
- Nieważne. W każdym razie, nie wierzę w żadne wasze słowo.
- Co?! – wykrzyknął Emmett. - Ależ to szczera prawda…
Łże…
- Kłamiesz, mam na to dowód.
- Akurat - zakpiła blondynka. - Niby jaki? Swój wszechwiedzący
umysł? - zaśmiała się.
Nagle drzwi od czarnego audi otworzyły się od strony kierowcy.
Viviene z pełną gracją i podniesioną głową wysiadła z samochodu. W ludzkim
tempie zbliżyła się do mnie mierząc od góry do dołu blondynkę i Emmetta.
Co za…
dupa? - pomyślał Em. - Wow!
Hm… sprowadził sobie laskę? Widać, że ma klasę.
Ale jak dla mnie to zwykła pindzia… laska na jedna noc - pomyślała Rose.
Viviene warknęła dość ostro w kierunku Blondie.
- Kogo tu nazywasz pindzią? - zapytała moja siostra, zwracając się do
Rose.
- … Słucham? - Zgłupiała blondynka. - Ja nic takiego nie powiedziałam…
- Nie powiedziałaś, ale
pomyślałaś - zwróciła się do niej Vivi.
Że co? – pomyślała Rosalie.
Po czym zmierzyła ponownie Emmetta i prychnęła.
- Ten komentarz o „dupie” też nie był na miejscu - zauważyła.
Em wyglądał tak, jakby dostał w twarz, a blondyna zmierzyła go
zabójczym wzrokiem. No nie! Wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem, a po chwili i Viviene
dołączyła do mnie. Natomiast nasza zakochana parka przyglądała nam się dość dziwnie. I też poważnie zastanawiali się, o co w tym wszystkim chodzi.
- Chciałem wam wcześniej powiedzieć o Viviene, jednak nie mogłem się z
wami skontaktować - powiedziałem.
- Czyli to twoja … dziewczyna? - zapytał nieśmiało Em.
- Nie to… moja siostra.
- Ach tak rozumiem… że CO?! - Zareagował Emmett.
- To prawda - odezwała się Viviene. - Jesteśmy biologicznym
rodzeństwem.
- Ale jak? - zapytała Rose.
Viviene na przemian ze mną opowiadaliśmy o naszym pokrewieństwie i
pierwszym spotkaniu. Gdy nagle usłyszeliśmy znajomy pomruk silnika samochodowego.
- O matko! Esme nam nigdy nie wybaczy! - Lamentowała Rose. – Co teraz?
Przecież ona nam nie uwierzy…
- Musicie przyznać się do winy - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- Edward staniesz w naszej obronie? - zapytał mnie brat.
- Że co? Chyba zwariowałeś - odpowiedziałem. - Jak sobie uwarzyłeś
takie piwo to musisz wypić je sam, no chyba raczej z Rose - zaśmiałem się.
Samochód był coraz bliżej. Spojrzałem na Viviene, nie było jej do
śmiechu, patrzyła na dziurę w ścianie domu, a następnie na drogę.
- Dobra mam plan - powiedziała. - Edward i Emmett stańcie obok mojego
samochodu, no już szybko. Edwardzie otwórz bagażnik i udawajcie, że rozmawiacie
i wyciągacie bagaże. Rose i ja podejdziemy do samochodu Carlisle. Zaraz potem
podejdź Ed od strony kierowcy. Wszystko jasne?
Byłem w szoku! Ale nie tylko ja.
- Tylko jedno pytanie. Po co? - zapytał Em.
Właśnie, po co?
- A po to, aby ratować wam wasze żałosne, jak na razie tyłki -
odgryzła się Vivi.
Nie ma co, charakterek to ona ma. Od razu wykonaliśmy z Emmettem jej polecenie,
kiedy samochód pojawił się na podwórzu, dziewczyny stanęły w wyznaczonej pozycji.
- Rose co sadzisz o najnowszej kolekcji torebek Chanel? – Zaczęła
Viviene, przyglądając się kwiatom. – Ja osobiście uważam za całkowicie nie
udaną - brąz, fuj!
- Zgadzam się z tobą, ostatnio widziałam ich produkty na pokazie w
Paryżu, nawet nie warto na nie rzucać okiem, totalny nie wypał…
Dziewczyny paplały o modzie a my.
- Co ona kombinuje? - odezwał się Em.
- Na serio nie mam pojęcia, ale jeżeli chce was uratować… to
lepiej róbmy swoje… jak ci się podoba ten… bagażnik? Pojemny nie?
- Bagażnik… bagażnik… cóż według mnie może być. Ale to audi to chyba
najnowszy model co?
- Chyba tak, ale nie jestem pewny. Za to w środku wygląda bombowo, nie
to co moje Volvo. Takich bajerów jeszcze nie widziałem, wiesz, że to hybryda?
- Serio! Mam nadzieję, że Viviene pozwoli mi się przejechać.
- Tak, ale zaraz po mnie - odgryzłem się.
Samochód stanął, Esme i Carlisle wyszli… i wszystko potoczyło się z
wampirzą prędkością.
Łap Carlisle - usłyszałem w myślach.
Chwile później ojciec spoczywał w moich ramionach z zamkniętymi
oczami, spojrzałem na Viviene, która trzymała „śpiącą” Esme.
- Wsadźmy ich z powrotem do samochodu - powiedziała.
Byłem przerażony. Tak samo, jak Rosalie i Emmett.
- Co im zrobiłaś? – zapytałem.
- To tylko iluzja snu, obudzą się dokładnie za 24 godziny -
powiedziała.
- Ja już się ciebie boję - stwierdził osiłek.
- I powinieneś - odrzekła poważnym tonem.
- Jakie jeszcze inne zdolności posiadasz? - zapytałem i od razu
ugryzłem się w język.
- Chyba nie czas teraz na wyjaśnienia, pora wziąć się do roboty. Mamy
tylko 24 godziny, aby naprawić wszystkie szkody w domu.
- Jakie zdolności? Nie posiadasz jednego daru? - Dopytywała się Rose.
- Posiadam tylko jeden dar, potrafię po prostu odzwierciedlanie zdolności innych
wampirów - powiedziała Vivi.
- To znaczy, że czytasz w myślach? - Pytała dalej wampirzyca.
- I nie tylko. A teraz naprawdę zabierzmy się do pracy.
Ale jak…?
- Później Rosalie - przerwała moja siostra.
- To może przyniosę twoje walizki? – zaproponowałem.
- Nie Edwardzie. Wszystko musi pozostać na swoim miejscu, gdy Carlisle
i Esme dojdą do siebie, musimy ustawić się tak jak za pierwszym razem, inaczej
nasza „sztuczka” nie wypali - powiedziała Viviene.
- Jak to? - zapytał Em.
- Osoby, które zostają tymczasowo „uśpione”, potem budząc się
pamiętają wszystko i wszystkich. Wygląda to tak jakbyście zamknęli oczy na
chwilę i je otworzyli. Dlatego wszystko musi być zrobione perfekcyjnie -
odpowiedziała.
- W takim razie dam ci coś na przebranie. Nie możesz pracować w takich
ciuchach - powiedziała dziewczyna. - Przepraszam za tą pindzię - dodała szeptem.
- Ja się wcale nie gniewam Rosalie.
- Dla przyjaciół Rose - wtrąciła."Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba stawić temu czoło"
- Joanne Kathleen Rowling
Super
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń