23 kwietnia 2012

Rozdział 15

Czwórka wampirów pracowała bardzo intensywnie, w międzyczasie Viviene i Edward odpowiadali na zaciekłe pytania Rose i Emmetta w stylu: jak to możliwe, że jesteście rodzeństwem? Gdzie kupiłaś to cudowne auto? Ile lat jesteś na diecie? Jak stałaś się wampirem? Skąd masz tą fantastyczną torebkę?
Chcąc nie chcąc, Viviene opowiedziała całe swoje życie, dokładnie tak samo, jak Edwardowi czy rodzinie Denali. Jednak część swojej historii zachowała tylko dla samej siebie.
Dom z minuty na minutę wyglądał coraz to lepiej, zniknęła ogromna dziura w zachodniej ścianie willi, tynk został położony ponownie, a pobite dwa okna zostały wymienione na nowe.
Mówiąc szczerze posiadłość Cullenów prezentował się o wiele lepiej na zewnątrz, niż w środku. Edward i Vivi kilka razy zastanawiali się, jak można w taki sposób zdemolować dom. Cóż widocznie można, a zakochana para była tego najlepszym dowodem.
Około ósmej rano kolejnego dnia zadzwonił telefon Edwarda.
- Czy ktoś może odebrać? - zapytał nerwowo miedzianowłosy. - Właśnie maluję sufit!
- Na mnie nie patrz - dodał ubrudzony farbą Emmett. - Też maluje…
- Nie ma sprawy ja odbiorę - powiedziała Viviene.
- Dzięki siostrzyczko - odezwał się Edward.
Nie ma za co - pomyślała i uśmiechnęła się dziewczyna.
- Słucham?
- Fajnie, że w końcu ktoś odebrał ten telefon - odezwała się wampirzyca w telefonie.
- Witaj Alice - przywitała się Viv. – Edward aktualnie jest bardzo zajęty i nie mógł osobiście odebrać.
- Tak wiem maluje sufit - odparła dziewczyna, jakby to było oczywiste. - Ale i tak wiedziałam, że ty odbierzesz telefon…
- Ach tak.
- Szczerze mówiąc dzwonię, aby ci pogratulować pomysłu, wiesz o co mi chodzi prawda?
- Oczywiście, ale nie ma za co dziękować, czasami ma się dobre pomysły i czemu by z nich nie skorzystać - powiedziała złotooka
- Uwierz mi gdyby nie ty, Emmetta i Rosalie zobaczyłabyś na kolejne święta Bożego Narodzenia
- Aż tak źle? - wtrącił się Misiek z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Macie szczęście, że Vivi była w pobliżu, bo została by z was krwawa miazga - dodał Chochlik.
- Viviene, jak ja ci się odwdzięczę? Możesz prosić o wszystko - powiedział chłopak schodząc z drabiny. - Gdyby nie ty, to nie wiem co by było ze mną…
- Yhh… Yhh… Yhh… - odchrząknęła jego żona, odnajmując swoją obecność.
- To znaczy z nami, prawda Kochanie? - Poprawił się Em.
- Tak. Możesz zawsze liczyć na naszą pomoc - potwierdziła Rose uśmiechając się do wampirzycy.
- Już mówiłam, że nie ma za co dziękować…
- Jest, jest… - wtrącił Emmett.
- Skoro tak jest, to dokończ w końcu to malowanie, bo jeszcze mnóstwo rzeczy nas czeka do zrobienia - powiedziała dobitnie Viviene.
Chłopak pospiesznie wrócił do swojego poprzedniego zadania.
- Nie mogę się doczekać naszego spotkania Vivi - zaczęła Alice. - I oczywiście naszych zakupów…
- Spokojnie Alice - przerwał Edward.
- Żadne spokojnie, musisz wiedzieć, że Jasper pieczołowicie wypełnia twoje zalecenia - żaliła się Chochlica. - Nie chce abyśmy wrócili wcześniej, a ja tak bardzo…
- Alice… - tym razem przerwała Viviene. - Obiecuje ci największy maraton po sklepach jak wrócisz, ale w wyznaczonym przez Jaspera terminie.
- Naprawdę? - zapytała podekscytowana. - Zrobisz to dla mnie?
- I dla ciebie, siebie może i Rose da się namówić i Esme, zobaczymy… ale…
- Musimy wrócić w wyznaczonym terminie - wyrecytowała.
- Tak a teraz pozwól, że wrócimy do pracy, a ty…
- Do mojego męża – dokończyła dziewczyna.
- Właśnie, do usłyszenia Alice - powiedziała Viviene. - Pozdrów od nas Jaspera!
- Na pewno, to na razie. Aha Rose?
- Tak?
- Pamiętaj o białych liliach nie różach, no to pa.
- Pa - odezwali się wszyscy.
- Czy ty w ogóle wiesz w co się wpakowałaś „ maraton sklepowy”? - zapytał Emmett.
- Oczywiście. Nie rozumiem dlaczego mężczyźni tak nie lubią zakupów… - odpowiedziała Viv.
- Bo to strata czasu - przerwał Misiek.
- Słyszałaś większą głupotę Rose? - spytała ciemnowłosa.
- Nie przejmuj się nimi. Oni po prostu nie rozumieją kobiet i pewnych spraw. A ten maraton bardzo mi się podoba. Może Mediolan albo Londyn?
- Ja jestem jak najbardziej za.
- Viv tylko mi nie mów, że jesteś zakupoholiczką? - wtrącił Edward.
- Ja? Nigdy w życiu. Kupuje tylko to co mi potrzebne.
- Tak to się mówi, a potem tysiące toreb, miliony na rachunku… - gderał Emmett.
- Czy przypadkiem nie miałeś malować tego sufitu? - zganiła go Rose.
- Już, już.
Uwijali się jak mrówki, a im bliżej godziny zero tym bardziej atmosfera w domu była bardziej napięta. Rose chodziła z pokoju do pokoju i sprawdzała wszystko po tuzin razy.
Ściany, meble i dodatki wróciły  na swoje dawne miejsca. Tylko jeszcze ostatnie poprawki i byli gotowi. Do końca iluzji pozostała godzina czasu, dziewczyny poszły się przebrać, a Emmett i Edward wieszali ostatni obraz z kolekcji Rembrandta.
~*~
- Dobra wszyscy na pozycję - zakomenderowała Viviene.
- Czuje się jak w wojsku - powiedział zdenerwowany Emmett.
- Chyba bardziej jak przed premierą przedstawienia. Musimy całkowicie odtworzyć poprzedni bieg wydarzeń. Pamiętacie o czym rozmawialiście chłopaki? - sprecyzowała młodsza siostra rudego.
- Tak - odpowiedział Edward.
- Emmett? - Chciała się upewnić Vivi.
Chłopak przytaknął.
- No to akcja - powiedział złotooka.
Ciemnowłosa zamknęła oczy i skupiła się na swoich przybranych rodzicach.
Koniec psot!
- Rose co sadzisz o najnowszej kolekcji torebek Chanel? – zaczęła ponownie ten sam temat Viviene. – Ja osobiście uważam za całkowicie nie udaną - brąz, okropieństwo!
- Zgadzam się z tobą, ostatnio widziałem ich produkty na pokazie w Paryżu, nawet nie warto na nie rzucać okiem, totalny nie wypał… Myślisz, że będzie dobrze? - dodała już wampirzym szeptem.
Viviene kiwnęła głową, a w tym samym czasie Esme i Carlisle otworzyli oczy.
- O czym gadaliśmy? - zapytał szeptem Em Edwarda.
- Chwila, ach tak… jak ci się podoba ten… bagażnik? Pojemny nie? - zaczął Edward.
- Bagażnik… bagażnik… no tak już pamiętam. Hmm… cóż według mnie może być. Ale to audi , chyba najnowszy model co?
- Chyba tak, ale nie jestem pewny. Za to w środku wygląda bombowo, nie to co moje Volvo. Takich bajerów jeszcze nie widziałem, wiesz, że to hybryda?
- Serio! Mam nadzieję, że Viviene pozwoli mi się przejechać!
- Tak, ale zaraz po mnie - odgryzł się ponownie Ed.
- I co teraz?- zapytał Emmett.
- Jak to co?
W tym samym czasie Esme i Carlisle wysiedli z auta.
Nic nie zauważyli!!! Jesteśmy uratowani! -  pomyślał Misiek.
- Cześć dzieciaki? Co znowu kłótnie? - stwierdził doktor materializując się przy żonie.
- Skądże znowu - powiedział Edward, podchodząc do ojca. - Viviene mogę się przejechać twoim samochodem?
- Hej a ja? – wtrącił się Emmett.
- Chłopcy... Dajcie dziewczynie spokój, dopiero przyjechała. Zaprosili cię chociaż do domu? - zwróciła się do Viviene Esme.
- Tak, Rose pokazała mi cały dom i właśnie wybierałyśmy się zobaczyć ogród - odpowiedziała swobodnie dziewczyna. - A jeżeli chodzi o moje ukochane auto. To owszem możecie się przejechać, ale uprzedzam to dość nietypowy sprzęt.
- Nie ma sprawy Vivi - powiedział Emmett. - Zaopiekujemy się nim.
- Tak, ale to ja prowadzę pierwszy - odezwał się Edward.
- Dlaczego? - zapytał Em.
- Przywilej starszego brata!
- Viviene? - zwrócił się Emmett
- Niestety to całkowita prawda - powiedziała, po czym rzuciła kluczykami do Edwarda.
Emmett zrobił kwaśna minę i dziewczyny wybuchnęły perlistym śmiechem. Chwilę później już ich nie było. W międzyczasie Esme i Rose oprowadziły Viviene po ogrodzie i reszcie domu, a Carlisle zniknął na kilka godzin w swoim gabinecie.
Gdy złotooka zakończyła zwiedzanie willi, Esme pokazała jej pokój w którym miała teraz mieszkać. W pierwszej chwili dziewczyna oniemiała, na widok własnego projektu przyszywanej matki Edwarda. 
Pomieszczenie znajdowało się na pierwszym piętrze, gdzie również swoje sypialnie miała reszta domowników. Ściany zostały pomalowane na kolor koronkowego różu oraz stali. W pokoju znajdowało się sporych rozmiarów łóżko, z czarną, ozdobną ramą na której zawieszone zostały biało-kremowe moskitiery. Zaraz obok stała zabytkowa toaletka oraz dwa białe fotele. W głębi sypialni znalazła się też garderoba, która łączyła się z przytulną łazienką. Innymi słowy, pomieszczenie zostało umeblowane nowocześnie, a zarazem eklektycznie, co bardzo spodobało się ciemnowłosej. 
Rose zaproponowała jej pomoc przy wypakowaniu, więc przy okazji miło gawędziły poznając się bliżej. Minęły cztery godziny, a po chłopakach ani śladu.
~*~
Viviene i Rose siedziały w salonie oglądając E!
- Ten dom jest piękny - powiedziała ciemnowłosa.
- Całkowity projekt Esme - mówiła wampirzyca. - Cieszę się, że udało nam się go posprzątać - dodała już szeptem.
- Mówiłam ci, że się uda. Chociaż następnym razem powinnaś… przystopować troszeczkę Emmetta.
- Nie martw się to był… jednorazowy wyskok - powiedziała zawstydzona.
- A gdzie Esme?
- W ogrodzie, chciała dosadzić kilka roślin w klombie - odpowiedziała Rosalie.
 Nagle do ich uszu dobiegł głos bardzo zdenerwowanej Esme.
- Jak mogliście postąpić tak lekkomyślnie! Macie pojęcie, jak bardzo się o was martwiłam?! Po Emmecie można byłoby się czegoś takiego spodziewać, ale, że ty Edwardzie?! Myślałam, że jesteś bardziej dojrzały!
- Mamo…- odezwał się Emmett.
- Ty się w ogóle się nie odzywaj! Nie wiem, jak zareaguje Viviene na wieść o tym, że jej nowe auto spoczywa na dnie wąwozu całkowicie zniszczone i nienadające się do użytku...
Viviene i Rose spojrzały na siebie. Wzrok blondynki nie mówił nic innego, jak „zabije drania” i „naprawdę mi przykro”. Natomiast drugiej, oczy były przestraszone i wściekłe zarazem. Obydwie wstały z kanapy i podążyły na podwórze ludzkim tempem, a Esme nie dawała za wygraną.
- Co ona sobie o nas pomyśli? Dopiero co do nas przyjechała, mieliście być przykładnym rodzeństwem, a nie bandą wściekłych małpiszonów niszczących na swojej drodze wszystko…
- Mamo…- tym razem próbował Edward.
- Żadnego mamo! Obydwoje zostaniecie surowo ukarani za taki występek!
- Ale Esme ja nie prowadziłem tego samochodu, to Emmett!! - Tłumaczył się chłopak.
- Nic mnie to nie obchodzi! - powiedziała Esme i obejrzała się za siebie, gdzie zobaczyła Viviene i Rose. Chciała coś jeszcze dodać, lecz Rosalie ją wyręczyła.
- Jak mogłeś zrobić coś takiego! - Wydarła się na męża wampirzyca. - Czy ty nie masz za grosz rozumu w głowie?
- Rose, skarbie… ja przepraszam… - tłumaczył się skruszony Em.
- To nie mnie powinieneś przepraszać, tylko Viviene! - Kobieta wskazała na przybraną siostrę.
- Właśnie… a teraz - dodała Pani Cullen.
- Rose, Esme możecie nas zostawić samych? - zapytała cicho ciemnowłosa.
- Oczywiście. A co do was kara i tak was nie ominie - powiedziała kobieta.
- Pozwól Esme, że to ja wymierzę im karę. W końcu to był mój samochód - rzekła dziewczyna bardzo poważnie.
           Emmett i Edward jedynie spojrzeli ze strachem na siebie.

"Jeśli się chce, by mężczyzna czy chłopiec pożądał danej rzeczy,
należy ją jedynie uczynić trudno osiągalną" - Mark Twain

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz