25 kwietnia 2012

Rozdział 18

Wróciliśmy do domu całkowicie przemoczeni, brudni i niezwykle rozbawieni. Zaraz po naszej sesji zdjęciowej rozpadało się na dobre, a deszcz sprawił, że wyglądaliśmy jak dwie zmokłe kury, rechoczące co chwilę.
Gdy dojechaliśmy do domu na szczęście nikogo nie zastaliśmy, cieszyłam się z tego. Nie chciałam aby Rose, Esme czy Boski zobaczyli mnie w takim stanie, mieliby ubaw po pachy.
Ciekawe gdzie wszystkich wywiało?
- Nie mam zielonego pojęcia - odpowiedział mój brat.
Wyglądał całkiem zabawnie, z jego rudawej czupryny skapywały krople deszczu, twarz była całkowicie mokra nie wspominając o ubraniu, które nie nadawało się już nawet do second handu. W tym wypadku nie byłam lepsza…
- Zobacz tam leży jakaś kartka - powiedział.
Wampirzym krokiem dotarłam do stolika, który znajdował się przy wejściu do salonu. Kremowa kartka z papeterii Esme zawierała informację dla nas.
Viviene i Edwardzie,
Carlisle i ja udaliśmy się do kina- wrócimy późno,
Rosalie i Emmett postanowili pójść na spacer.
Kiedy wrócą nie mam pojęcia…
Całuję Was całym sercem.
Mama
- Czyli mamy cały dom tylko dla siebie - stwierdziłam.
- To co obejrzymy sobie jakiś film?
- Jestem jak najbardziej za, tylko najpierw chciałabym wziąć prysznic.
- Żartujesz?! - zapytał z ironią Ed.
Zmierzyłam go ostrym wzrokiem i ruszyłam powoli do swojej sypialni. Pospiesznie zrzuciłam z siebie brudne i mokre ubrania, udając się pod prysznic. Ciepła woda i kwiatowy żel pod prysznic potrafił czynić cuda, nawet dla wampira. Ale oprócz umycia swojego ciała, musiałam także powalczyć z włosami - w których zalegało sporo trawy i innych paskudztw. Mimo to uśmiechnęłam się na wspomnienia dzisiejszego dnia w towarzystwie Edwarda, byłam brudna, przemoczona i bardzo zadowolona.
Mój prysznic trwał dobry kwadrans, założyłam puchowy szlafrok i pomaszerowałam w kierunku garderoby. Nie miałam zbyt wiele ciuchów, zazwyczaj tylko to, co aktualnie potrzebowałam. Jednak musiałam w końcu przyznać, że jeżeli Alice dobierze się do moich ubrań stwierdzi, że jest ich zdecydowanie za mało. 
Swoją wędrówkę zakończyłam przy komodzie z jeansami - wybrałam granatowe rurki, następnie włożyłam beżową piękność, którą nabyłam na dzisiejszych zakupach oraz bransoletę i złote szpilki. Czas na włosy, zasiadłam więc przed toaletką, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Postanowiłam zostawić rozpuszczone loki, dodając jedynie brązowy cień do powiek, czarną maskarę i błyszczyk.
Przed zejściem na dół postanowiłam jeszcze powiesić nowe ubrania w garderobie i rozpakować laptopa. Jako, że miałam taki sam model co ostatnio, z prędkością błyskawicy zgrałam wszystkie zdjęcia z aparatu i obrobiłam. Gdy już wszystko było gotowe, wrzuciłam je na pendriva i zbiegłam do salonu z gracją baletnicy.
- Nie wiedziałem, że tak szybko się zjawisz  - powiedział przełączając mecz na inny program. Wiedział, że nie znosiłam footballu amerykańskiego - idiotyczna przemoc na boisku. Zaśmiałam się.
- Nie potrzebuje dużo czasu w łazience.
- Jesteś wyjątkiem, uwierz mi!
- Pewnie, że wierzę.
- Co tam masz? - zapytał.
- Zdjęcia. Obrobiłam, chciałbyś zobaczyć?
- Obrobiłaś? Już? Nie no jesteś…
- … niesamowita?
- Wyjęłaś mi to z ust!
I zaczęliśmy się śmiać, w międzyczasie podłączyłam zdjęcia do telewizora, Ed włączył radio i zasiedliśmy razem na kanapie.
- Popcorn? Cola?- zapytał, jakby zapomniał, że nie jadamy takich specjałów.
Ponownie zachichotałam.
- To będzie lepsze od jakiegokolwiek filmu - powiedziałam zacierając ręce.
Edward nacisnął play! Siedzieliśmy obok siebie oglądając nasze twarze, pozy, gesty a także moje popisowe widoczki, gdy na ekranie telewizora ukazaliśmy się oboje w spontanicznych pozach, zaczęliśmy tarzać się ze śmiechu. Nagle na ekran wjechała fotka z błotnej przewrotki i mina zdeterminowanego Edwarda, ponownie wybuchliśmy śmiechem. Jednakże po chwili dołączył do nas inny wybuch śmiechu, a właściwie dwa.
- Ja chcę to zdjęcie do ramki Viviene! - powiedział dowcipny Emmett. - Biedny Edzio… taki nieporadny…
Edward przyjął pozycję bojową i warknął w kierunku Miśka.
- Nie radziłabym ci tak fikać Boski, pamiętaj, że ty również masz karę do odrobienia u mnie - odezwałam się wyciągając na kanapie.
Chłopakowi od razu zrzedła mina. Bezcenne.
- Co robiliście? - odezwała się Rosalie z perfidną miną.
- Byliśmy na zakupach - powiedziałam.
- I jak nasz kochany telepata zniósł te męczarnie? - zapytał Em.
- Kopiesz sobie grób… - odezwał się ponuro Edward.
- Już mam - odpyskował. - W Denver.
- Możesz chcesz mieć i drugi? - Tym razem to ja weszłam im w słowo, zmrużyłam oczy.
Emmett spojrzał na mnie i zbladł, na serio.
Czyżby się bał? No i dobrze!
- Dobry Misiek - skwitowałam.
Nagle Edward i Rose wybuchli śmiechem, chwile później ja i Emmett dołączyliśmy do nich.
- Pokażecie nam resztę zdjęć? - zapytała Rosalie.
- Oczywiście - powiedziałam.
Chociaż Ed miał z początku obiekcje, co do komentarzy naszego Boskiego, zgodził się na powiększenie publiczności, ponownie zasiedliśmy więc przed telewizorem.
- Profesjonalnie ukazałaś Edwarda w tym świetle - pochwaliła mnie Rose.
Kolejne zdjęcia to „magiczna polanka”.
- Nie ma co, musisz mieć świetny aparat - dodał Emmett.
- Najlepszy - powiedziałam, spoglądając na Edwarda, a on uśmiechnął się szeroko.
Dziękuję.
Przyjemność po mojej stronie.     
- Znowu rozmawiacie telepatycznie? - zapytał poirytowany Emmett.
- Może - odezwał się miedzianowłosy.
- Ooo… to jest cudowne zdjęcie! - zauważyła Rose.
Wszyscy zwróciliśmy się w kierunku telewizora, fotografia przestawiała mnie i Rudego, byliśmy przytuleni do siebie. Jednak nie było to zwykłe „przytulenie”, widać w nim było nasze prawdziwe uczucia - szczęście i troskę o każdego z osobna. Było to ostatnie zdjęcie zrobione przez samowyzwalacz.
- Może i nam Viviene zrobiłaby kilka zdjęć? - zapytała ukochanego blondynka.
- Ja się zgadzam, chodź by i zaraz - zadecydował Em poprawiając koszulę.
- Viviene, co ty na to? - zwróciła się do mnie siostra.
- Z wielką przyjemnością zrobię wam zdjęcia, ale już nie dzisiaj. Do tego potrzeba naturalnego światła i fajnego pleneru. Chyba, że macie inne propozycje? - powiedziałam.
- Też wolałabym na łonie natury - potwierdziła dziewczyna. - Pomieszczenia wydaja się na zdjęciach takie przytłaczające.
- W takim razie ustalcie termin i miejsce, a ja zajmę się resztą - postanowiłam.
- Super - ucieszyła się Hale.
- To co robimy? - zapytał Edward, tak od niechcenia. - Oglądamy coś na DVD?
- Ja się zgadzam - powiedziałam.
- My też - dodała Rosalie.
- Komedia? Horror? Thriller? Dokument? Obyczajowy? - wymieniał Emmett, przy okazji wertując kolorowe pudełka. - Bollywood?
- Co powiecie na horror, który ostatnio kupiłam - powiedziała Rose. - Koszmar z ulicy Wiązów?
- Niech będzie, chociaż widziałem go nie raz - odpowiedział Ed. - Ktoś ma ochotę na popcorn?
- Ja - odezwał się Boski.
Cała nasza trójka spojrzała na niego, jakby spadł z księżyca.
Emmett i popcorn? Błagam!
- No co? - Zdziwił się Misiek. - Pytałeś się czy ktoś ma ochotę na popcorn, no to ja mam.
- Ale ja żartowałem - tłumaczył się Edward.
- A ja nie - odpyskował Emmett.
- Nie ma sprawy, ja go zrobię - powiedziałam, wstając z kanapy i ruszyłam do kuchni. Czyżby Emmett naprawdę próbował zjeść prażoną kukurydzę?
Edward?
No?
On na serio chce to zjeść? Nie robi sobie z nas jaj?
Raczej nie, naprawdę myśli o tym poważnie. Twierdzi, że nigdy go nie jadł i czas na pierwszy raz.
Czy tylko mi się tak wydaje, ale czy Emmett jada ludzkie jedzenie?
Czasami.
Ok. W takim razie zaraz wracam.
Włożyłam opakowanie popcornu do mikrofalówki i nastawiałam czas oraz temperaturę. W miedzyczasie wyjęłam colę z lodówki i nalałam do kubka.
Nie ma popcornu bez coli.
Usłyszałam chichot w głowie.
No co?
Całkowicie się z tobą zgadzam.
Nastaw lepiej ten film, już idę.
Sygnał z mikrofalówki potwierdził gotowość kukurydzy, wyjęłam ją z papierowej torby, następnie przesypałam do miski i obficie posoliłam. Wzięłam jeden do ust - Fuj! Wróciłam do salonu, zapach popcornu wypełnił całe wnętrze - obrzydlistwo.
- Proszę braciszku - podałam mu miskę i szklankę coli.
- A to co? - zapytał wskazując na napój.
- Coca cola, nieodłączny element popcornu - wyjaśniłam całkiem poważna.
Nie ma co, widok Emmetta jedzącego kukurydzę i pijącego colę- bezcenne! Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam zdjęcie.
- Jak możesz jeść to … - brakowało mi słów.
- … paskudztwo? - Uzupełniła Rose.
- Ludzkie jedzenie jest ohydne. No chyba, że chodzi o alkohol, to co innego - powiedziałam.
- Alkohol? - zapytał Edward.
- Nie mówcie mi, że nie pijecie alkoholu - machnęłam dłonią.
- Przecież wampiry nie mogą pić alkoholu, to jest niesmaczne - odpowiedział Em.
- Ludzkie jedzenie też jest niesmaczne, a je jakoś wcinasz!
- Chcesz powiedzieć, że istnieje alkohol dla wampirów, który im nie szkodzi.
- Oczywiście. Naprawdę nikt wam o tym nie powiedział? - Byłam zdumiona.
- Carlisle nigdy o tym nie wspominał - mówiła Rosalie. - Ani Esme…
- Ciekawe dlaczego? - zapytałam z ironią.
- Dlaczego? - Odezwał się Misiek.
- Alkohol w dużej ilości powoduje stan nietrzeźwości, nawet u nieśmiertelnego. Pewnie dlatego Carlisle wam nie powiedział.
- Czyżby nie miał do nas zaufania? - Ponownie zapytał Emmett, tym razem jednak samego siebie.
- Po ostatnim wybryku wasze zaufanie ponownie obniża się w tabeli - powiedział Rosie.
- Jaki rodzaj alkoholu możemy pić? - Zainteresował się Ed.
Uśmiechnęłam się przeuroczo.
Powiedzieć? Nie powiedzieć?
- Viviene… nie jesteśmy dziećmi - odezwał się mój brat.
- Powiem, ale jak się upijecie to mnie w to proszę nie mieszać. Nie będę nadstawiać za was karku - powiedziałam.
- Zatem… - ponaglił mnie Boski.
- Ja osobiście preferuje szkocką whisky z początku XIX wieku, jest droga i trudno ją dostać. Ale czasami nie pogardzę również dobrym czerwonym winem francuskim z okresu rewolucji.
- Możemy pić wszystko? - zapytała Rose.
- Nie. Nasze organizmy przyswajają tylko najstarsze i najlepsze trunki, ponieważ nasze ciała są do tego w pewnym stopniu przystosowane. Z wiekiem dojrzewamy jak wino - o taka metafora.  
- Jak to smakuje? - Tym razem zapytał Edward.
- Trudno mi określić, każdy odczuwa inaczej.
- Szkoda, że nie mamy alkoholu w domu - powiedział Emmett.
- A kto powiedział, że nie ma w domu alkoholu? - odezwała się Rosalie. - Zajrzyjcie tylko do barku w gabinecie Carlisle.
- O nie! Żadnego alkoholu! – krzyknęłam wstając.
- Ale dlaczego nie? - wtrącił Ed. - Chcielibyśmy tylko spróbować!
- Aby na pewno?
- Jasne - dodał Emmett.
Wiedziałam, że ojciec trzyma w gabinecie dość duży asortyment alkoholu: whisky, gin, Burbon włoski, czystą wódkę oraz Malibu. Nie chciałam, aby przez przypadek wypili jego cały asortyment. Cóż lepiej dozować niż mieć z nimi kłopoty w postaci śpiączki.
A gdy tak poczęstować ich moim winem?
- Słuchajcie, przecież ja mam dobre wino. Przywiozłam je z Europy jakieś dziesięć lat temu. Co wy na to?
- Rose przynieś więc kieliszki - zwrócił się do żony Misiek.
Ruszyłam do swojego pokoju i od razu skierowałam się do segmentu obok łóżka. Znajdowało się tam mnóstwo rzeczy jakie przywiozłam z podróży po świecie, również kilkanaście butelek różnorakiego wina i szkockiej whisky. Wybrałam wino La Porte rocznik 1880 z portugalskiej winnicy i zeszłam w wampirzym tempie do salonu. Kieliszki zostały ustawione na szklanej ławie, a Edward trzymał w dłoni korkociąg.
- Proszę - podałam mu butelkę.
- Rocznik 1880, no proszę wino jest młodsze ode mnie - powiedział miedzianowłosy.

 ~*~

Nie powiem, wieczór należał do bardzo udanych, mimo mojego braku zaufania jeżeli chodzi o alkohol do rodzeństwa, nie doszło do nie miłych incydentów. Opróżniliśmy butelkę wina w dość „normalnym”, jak dla wampirów tempie, przy okazji oglądając horror oraz Emmetta walczącego z prażoną kukurydzą. Bałam się jednak o konsekwencje, jakie może wywołać u nich pierwszy, zbyt szybko wypity alkohol.
- I jak wrażenia? - zapytałam ich po wypiciu, nie miałam ochoty na alkohol, więc jedynie sączyłam symboliczny kieliszek wina.
- Mnie nie zachwyciło - odpowiedziała Rose chichocząc. - Ale jest lepsze od innego ludzkiego paskudztwa!
- Zwykle nie zgadzam się z tym, co przechodzi przez usta Rosie. Ale niestety tym razem muszę zrobić wyjątek - dodał Edward.
- A ty Emmett?
- Cóż jako ekspert w sprawach żywienia w tej rodzinie muszę przyznać, że to co nazywają winem… jest całkiem dobre. Masz może więcej? - stwierdził niezwykle profesjonalnie Boski.
 - Nie - skłamałam.
Mój brat przyjrzał mi się bardzo uważnie.
- Kłamiesz! - stwierdził miedzianowłosy.
- Chyba żartujesz! A nawet jeśli, to wystarczy ci jak na jeden wieczór - broniłam się.
Wstał, zataczając się lekko, na co Rosalie ponownie zachichotała.
- Co?! – Burknął w jej kierunku.
- Edward jest pijany! Edward jest pijany!- Zaśpiewała.
- Nie mniej niż ty!
- Ja? Proszę cię nie żartuj - odrzekła.
Po czym próbowała wstać i nie mogła, tym razem Edward się zaśmiał.
- Ha ha ha ha - wybuchnął Emmett tarzając się na podłodze. - Moja żona jest pijana!
Spojrzałam na trójkę rodzeństwa, dosłownie leżeli na podłodze ze śmiechu.
No ładnie, upiłam ich!
- Viviene nas upiła! - wykrztusił ledwo co Edward.
Pozostała dwójka zaczęła śmiać się jeszcze bardziej.
- Wiedziałam, że to był głupi pomysł - powiedziałam.
- Ależ skąd - stwierdził Misiek - Jak na razie najlepszy!
Trudno trzeba poczekać, aż skończy się głupawka wywołana alkoholem. Oby tylko Esme nie widziała ich w tym stanie. I tak czekałam! Śmiali się z dobre 45 minut, po czym Rosalie dostała czkawki, co wywołało kolejną lawinę śmiechu. Pół godziny później uciszyli się, co oznaczało tylko jedno - śpiączkę!
Podeszłam do Emmetta i powiedziałam mu głośno i wyraźnie.
- Zabierz Rose do sypialni!
            - D… dobra - odsapnął.   
Po czym wziął blondynkę na ręce i skierowali się w kierunku ich pokoju. A ja zwróciłam się do mojego kochanego i jakże nietrzeźwego braciszka.
- Edward?! - Szturchnęłam go w ramię.
- Co się stało? - zapytał śpiącym głosem.
- Marsjanie atakują - sarknęłam przewracając oczami.
- Jacy mar... - czknął. - ... sranie?
- Chodź, zaprowadzę cię do mojego pokoju.
- Ale ja nie potrzebuje pomocy…
Próbował wstać, ale jednak na próżno. Podniosłam go zarzucając sobie jego ręce na moje barki.
- Chodź!
Chwile później znajdowaliśmy się w moim pokoju, pomogłam wgramolić mu się do łóżka i przykryłam kołdrą. Po czym zbiegłam do salonu, aby uprzątnąć dowody zbrodni, kieliszki powędrowały do zmywarki, a butelka do kosza. 
W miedzyczasie wróciłam jeszcze do swojego pokoju po wcześniej czytaną książkę oraz przyniosłam bratu świeże ubrania. Spojrzałam na niego - spał tak słodko, jeżeli można było by tak określić wampira, śpiącego wampira. Poprawiłam mu poduszkę i ruszyłam w kierunku sypialni Rosie.
Uchyliłam ostrożnie drzwi - blondynka leżała na łóżku, a obok niej Emmett. Widać było, że usnął w drodze do własnego łóżka. Delikatnie wyciągnęłam z pod nich kołdrę i również przykryłam, a na stoliku nocnym zostawiłam dla nich wiadomość.
Zaraz po przebudzeniu udajcie się na polowanie.
To pomo
że na kaca. Macie załatwione alibi co do wczorajszego wieczoru.
Viviene
Właśnie taki miałam plan, aby Esme ani Carlisle o niczym się nie dowiedzieli. Nie tylko ja miała bym przechlapane, ale przede wszystkim Edward i powinien nas pilnować! Tak więc, wróciłam do salonu z książka i zasiadłam na jednym z miodowych foteli. Dwie godziny później wrócili rodzice.
- Witaj Kochanie! - Przywitała się Esme.
- Cześć. Jak film? - zapytałam.
- Bardzo mi się podobał, przyjemnie jest czasami wyjść z domu - odpowiedziała kobieta.
- A gdzie reszta? - odezwał się Carlisle.
- Rosalie i Emmett zamknęli się w swojej sypialni, jakąś godzinę temu, a Edward komponuje muzykę we własnym pokoju. I prosił, aby mu nie przeszkadzać do samego rana - wytłumaczyłam.
Świetnie jakoś mi poszło!
- W takim razie my dotrzymamy ci towarzystwa, jeżeli chcesz? - zaproponowała Esme.
- Bardzo chętnie spędzę z wam czas, może chcielibyście zobaczyć zdjęcia, które zrobiliśmy dzisiaj z Edwardem?
- Robiliście zdjęcia? - zapytał Carlisle.
- Tak na łące.
- I to była jego kara? Robić za modela? - Dążył ojciec.
- Byliśmy również na bardzo długich zakupach, a potem fakt robił za modela. Ale sami zobaczycie, może nawet i wywołam te zdjęcia, kto wie.
- A byliście czasem w sklepie muzycznym? - Dopytywała się Esme.
- Tak. Kupiliśmy wszystko to, co będzie nam potrzebne do gry na skrzypcach.
- Będziecie grać na skrzypach? - zapytał zaskoczony mężczyzna.
- No bo widzisz Kochanie ja zawsze marzyłam o tym, że będę grała na skrzypcach. A Viviene mogłaby mnie nauczyć, w końcu jest ekspertem - wytłumaczyła Esme.
- W takim razie jestem jak najbardziej za, skoro ma ci to sprawić przyjemność. A teraz Vivi pokaż nam swoje fotograficzne dzieła - odrzekł.
I tak minął nam czas do samego rana - najpierw pokazałam im zdjęcia, następnie Esme opowiadała mi o filmie na którym byli, a gdy zaczęło świtać rodzice przepraszając mnie udali się do sypialni. Cóż zrobiłam to samo.
Edward spał jeszcze w najlepsze, więc ja postanowiłam wziąć szybki prysznic i się przebrać. Włosy podkręciłam na lokówce i zrobiłam ostrzejszy makijaż. Spojrzałam na zegarek 8.37 i włączyłam wieżę pilotem.
Pora wstawać gołąbeczku!
- O matko! Ścisz to Viv!- Burknął Ed. - Głowa chyba zaraz mi eksploduje!
- Wstawaj Edward!
- Nie!
To powiedziawszy, ponownie zarzucił sobie kołdrę na głowę i na dodatek dołożył poduszkę. Zaczęła śpiewać razem z P. Didlly.
- Viviene proszę cię…- błagał. - Moja głowa…
- Chcesz, żeby Esme dowiedziała się o wczorajszym wieczorze? - zapytałam cicho. - Wstawaj, dalej! Najpierw pod prysznic, a potem ruszamy na polowanie. Edward!
- Dobra, już wstaje! – odezwał się zaspany. - A gdzie łazienka?
- Tam - wskazałam. - Masz też przygotowane czyste ubrania.
- Yyy… Dzięki siostra - wykrztusił.
- Taa.
Z pod prysznica wyszedł po półgodzinie, woda sprawiła chyba, że się troszeczkę otrzeźwił. Ubrany w czarne jeansy i niebiesko-błękitny sweterek wyglądał cudownie.
- Dzięki za prysznic i ubrania Viviene.
- Nie ma za co. Gotowy na polowanie?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
Po co?
- Masz kaca, a krew jest na niego najlepsza. Po za tym, pozbędziesz się bólu głowy i wrócisz do normalności.
- Ok. To idziemy.
Podeszłam do stolika i wyjęłam jeszcze dwie pary przeciwsłonecznych okularów.
- Proszę. Dzisiaj na pewno ci się przydadzą - powiedziałam.
- Okulary?
Pokiwałam głowa z rezygnacją, po czym założyłam okulary i wyskoczyłam przez okno.
Mężczyźni.
~*~

Biegliśmy w równym tempie, Edward ani razu nie wystawił się na pierwsze miejsce. Dlaczego? Bo miał kaca.
He He He.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał.
- Z ciebie.
- A ładnie to tak wyśmiewać się z chwilowo niedysponowanego braciszka? Kiedy przestanie mnie boleć głowa?
Znowu się zaśmiałam.
- Zapoluj a od razu ci powinno przejść - powiedziałam.
- A ty nie polujesz?
- Ja nie mam kaca!
- Aha.
To powiedziawszy rzucił się na pobliską sarnę, a potem następną. Kac dla wampira nie był przyjemny, jeżeli w ogóle mógł być. Wiem coś o tym, ponieważ tylko raz w życiu przeholowałam i nie zamierzałam tego nigdy więcej powtarzać.
Usiadłam na pobliskim konarze drzewa i obserwowałam polującego Edwarda. Pomimo okropnego bólu głowy szło mu doskonale. Jego płynne ruchy i niespodziewany atak był gwarancją sukcesu każdego polowania, jednakże musiało minąć kilka lat, aby nauczyć się takiej taktyki. 
- Też nie masz o czym myśleć - odezwał się poprawiając koszulę.
- Tak się zastanawiałam, ile zajęło ci dojście do takiego efektu?
- Niech pomyśle… pięć, może sześć lat. A tobie?
- Też jakoś tak - odpowiedziałam.
- Naprawdę nie jesteś głodna? Twoje oczy są dość ciemne – zauważył z troską.
- Musiałam ciebie pilnować.
- Bardzo śmieszne, boki zrywać.
- Wcale nie śmieszne, gdyby nie polowanie, trzymał byś się ledwo na nogach.
- Dobra, niech ci będzie. Idź, teraz to ja będę pilnować ciebie.
No i super - pomyślałam.
Wskoczyłam na pobliskie drzewo i zaczęłam gonitwę wśród koron drzew, lubiłam ten aspekt bycia wampirem – nieograniczone możliwości. Do moich nozdrzy doszedł zapach zwierzęcia, więc podążyłam w tamtym kierunku. Na niewielkiej polanie, kroczyła dumnie puma wśród wysokich traw czyhając na swoją ofiarę.
Wylądowałam cicho tuż za moim posiłkiem, zwierzę nawet nie zorientowało się że, za chwile pożegna się z życiem. Zbliżyłam się na odpowiednią odległość, a następnie zaatakowałam wbijając zęby w szyję pumy. Chwilę później po krwi nie było śladu, a moje pragnienie zostało przyćmione na jakiś czas.
Odrzuciłam puste truchło zwierzęcia w pobliskie krzaki i otarłam usta wierzchnią stroną dłoni. Spojrzałam na swoje ubranie, piękne i nieskazitelnie czyste.
- I ty mówisz, że mój styl polowania jest doskonały? – Przyjrzał mi się uważnie. – Spójrz lepiej na siebie, nawet doskonały w twoim wypadku nie jest odpowiednim określeniem. Powiedziałbym, że świetny. Tak naprawdę, to po raz pierwszy widzę cię w akcji. Jesteś nad wyraz spostrzegawcza i potrafisz przewidzieć ruchy ofiary - powiedział Edward.
- Bardzo dziękuję za przeuroczy komplement - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Twoje polowanie bardzo przypomina Jaspera w akcji.
- Jaspera? Męża Alice?   
- Tak. Teraz jak o tym myślę, to naprawdę twoja technika i ruchy są bardzo do niego zbliżone - powiedział. - Czy ktoś uczył cię polować?
Spojrzałam na niego i westchnęłam.
- Tak, mój ostatni towarzysz. Tom uczył mnie polowania na ludzi, to znaczy techniki polowania. Z początku nie chciałam o tym słyszeć, ale kiedy Tom powiedział, że swoją wiedzę mogę wykorzystać podczas polowań na zwierzęta, więc zgodziłam się.
- Nie lubisz mówić o przeszłości – stwierdził.        
- Nie, nie lubię – nie było sensu zaprzeczać. - Ale to nie znaczy, że nie mogę. Wiesz czasami pragniesz o czymś zapomnieć, jednak gdy non stop do tego powracasz jest to niemożliwe.
- Czy ktoś cię skrzywdził?
Ponownie spojrzałam w bursztynowe oczy mojego brata, nie wyrażały nic innego jak troskę o mnie oraz ciekawości, która towarzyszyła mu od początku naszego spotkania. Zaczęłam bawić się swoimi włosami.
- To ja skrzywdziłam najbardziej samą siebie, jakieś 79 lat temu. Nie łatwo mi o tym mówić, a co dopiero pogodzić się z przeszłością. Pozwól, że gdy dojrzeję sama ci o wszystkim opowiem, jednak na razie musisz uzbroić się w cierpliwość.
Nie powiedział nic. Wpatrywał się tylko intensywnie swoimi złotymi oczami we mnie, to co w nich ujrzałam nie spodobało mi się całkowicie - a mianowicie żal i poczucie beznadziejności.
- Co mogę zrobić, aby to ułatwić?
- Wystarczy, że jesteś. To dla mnie i tak najważniejsze - westchnęłam.
Przytulił mnie, a ja jego. Chwilę później Edward stał się spięty.
Mamy towarzystwo… - pomyślał.

"Bywają w życiu chwile, których ból daje się zmierzyć dopiero po jego przeżyciu, i wówczas dziwi nas, iż zdołaliśmy go znieść"
- Maria Kalergis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz