15 kwietnia 2012

Rozdział 8

Jak można żyć w takim pojebanym świecie? Wszystko się komplikuje, żyjesz w kłamstwie, nie znasz prawdy. Nikt z twoich najbliższych jej nie zna. To nie są ludzie, to aktorzy, grający na twoim życiu, na twoich emocjach. Żerują na tobie jak sępy, chcąc dostać choćby odrobinę tego, co jeszcze z ciebie pozostało.
Znacie kogoś, kto żyje w takim świecie?
Oczywiście, że znacie, a jak nie to jeszcze wam się przedstawię.
Eleonor Viviene Elizabeth Montez a właściwie Masen, tak Masen. Bo Eleonor Viviene Elizabeth Montez nigdy TAK naprawdę nie było. Nie urodziła się taka, nie żyła, nie śpiewała.
Była nikim, wyobcowanym monstrum, okłamywanym ścierwem przypominającym człowieka. Zapytacie czemu przypominającym człowiek? Bo nie jestem człowiekiem, ale to już większość z was chyba wie? Ale nie zbaczając z tematu…
Czuła się jak gnijąca roślina, bez wody, bez tlenu taka nie z tego świata… Żyłam w farsie w którą sama budowałam, każde słowo: mamo, tato było bluźnierstwem, świętokradztwem…
Gdzie w takim przypadku jest Bóg? Dlaczego pozwolił na taka farsę w moim wykonaniu? I jak tu się nie załamać psychicznie?
Wiecie jak wygląda załamana wampirzyca?
Nie wiecie?
No to proszę spojrzeć na mnie!
Chciałam zapaść się pod ziemię, ponownie chciałam umrzeć, chodź wiedziałam, że to niemożliwe.  Miałam pozostawić przeszłość za sobą, miałam? Tak bardzo ciekawe, tylko, że w tym wypadku to nie możliwe. To przeszłość nie pozwala mi o sobie zapomnieć… 

~*~

Noc spowiła miejscowy cmentarz ciemnością, tylko nieliczne znicze przypominały o znaczeniu tego miejsca. Wampirzyca przemierzała alejki w ciszy z bukietem żółtych kwiatów. Zatrzymując się przy białym, marmurowym grobowcu rodziny Rodriguez.

Tu spoczywa Darcy Lizzaviet  Rodriguez  i  Math  Anthony  Rodriguez
Ave Maria ich duszom
 
Mimo odrazy oraz żalu jaki czuła w tej chwili do swojej „matki” cichutko załkała. Wampiry nie potrafią przecież płakać, jednak Viviene płakała sercem.

~*~

Jestem w Chicago.
Tam gdzie podobno wszystko się zaczęło, niewiele udało mi się ustalić. Moi biologiczni rodzice i brat zmarli w 1918r. podczas epidemii hiszpanki. Ojciec był szanowanym prawnikiem, matka zajmowała się domem, a mój brat pobierał nauki.
Z tego, co znalazłam w archiwum jednego ze szpitali w Chicago - Eleonor Viviene Elizabeth Masen przyszła na świat 14 marca 1917r. Fakty mówią same za siebie, na samym początku zachorował ojciec, potem Elizabeth, a na końcu Edward. I w takiej samej kolejności odeszli do Boga. Pewnie też bym umarła, gdyby wcześniej moja matka nie oddala mnie Darcy.  
Niby wiedziałam więcej, ale czułam się bardziej samotna. Wieść o tym, że miałam rodzinę, że mogłam być szczęśliwa, prowadzić normalne życie, jeszcze bardziej pogłębiło moją depresję. Ciekawe dlaczego los chciał, abym zobaczyła to wszystko, dlaczego moja podświadomość przygnała mnie właśnie do Phoenix? I to cholerne przeczucie…
Same pytania, żadnych odpowiedzi.
I co teraz?
Claudia miała rację, po co ja w ogóle tam przyjeżdżałam, po co wracałam do przeszłości. Brakowało jej bardzo przyjaciółki, mimo, że spędziły razem niewiele czasu Cleo potrafiła ją zrozumieć, dodać otuchy, sprawić, żeby trzeźwo patrzyła na świat.
Wyjęłam telefon i wybrałam numer, po pierwszym sygnale odezwał się głos.
- Buenos Dias Viviene, stęskniłaś się już za niepoważną Cleo? - zapytała wampirzyca.
- Jak dobrze cię słyszeć Kochana. Jak mogłabym się nie stęsknić za tobą. Gdzie jesteś aktualnie?
- W Meksyku, a ty? Czyżby na Alasce?
- Jeszcze nie, w Chicago.
- W Chicago? A po jakie licho? To zupełnie w inną stronę, chyba, że nie znasz się na geografii? - Zaśmiała się dziewczyna.
- Nie martw się o moja znajomość geografii. Dobrze wiem gdzie znajduje się Alaska Cleo. Załatwiam sprawy rodzinne…
- Jeszcze… och Viv miałaś zakończyć to raz na zawsze. Ty chyba uwielbiasz być masochistką, nie można żyć przeszłością - powiedziała poważnie.
- A jeżeli przeszłość nie chce zostawić mnie w spokoju? - odpowiedziałam.
- Może tak jaśniej?
- Będą w domu mojej matki odkryłam pewną tajemnice, skrywaną przez Darcy i postanowiłam się wszystkiego na ten temat dowiedzieć.
- Co to za tajemnica? - zapytała Cleo.
- Darcy nie była moją biologiczną matką, zostałam adoptowana - powiedziałam smutnym głosem.
- Och i to tak na ciebie wpłynęło? Przecież z tego co mi wiadomo, nie za bardzo przepadałaś za Darcy? Tajemnica jak inne, teraz nie powinno robić to na tobie żadnego wrażenia Viviene, to już przeszłość…
- Ale…
- Nie ma żadnego ale Viv. Przestań w końcu rozpatrywać to co wydarzyło się prawie sto lat temu. Było minęło, niczego już nie zmienisz. A może powiesz mi co dokładnie robisz w Chicago? Co?
- Poniekąd szukałam informacji…
- …o swoich biologicznych rodzicach? - Przerwała mi Cleo.
- Tak!
- I po co? Aby się ponownie załamać? - Cleo nie dawała za wygraną.
- Nie, po prostu z ciekawości. Chciałam wiedzieć kim byli i czy miałam rodzeństwo, to wszystko - powiedziałam nie całkiem szczerze.
- Aby na pewno?
- Tak Cleo. Po za tym to już przeszłość, a ją należy zostawić w spokoju. Prawda?
- No i teraz mówisz jak rozsądna osoba - pochwaliła mnie. - A teraz pakuj się do swojego cacuszka i ruszaj na Alaskę, towarzystwo dziewczyn na pewno ci pomoże.
- Nie wiem czy powinnam…
- Oczywiście, że powinnaś. Zaraz zadzwonię do Tanyi i powiem jej, że przyjedzie do nich niezrównoważona psychicznie wampirzyca, która ma problem ze swoja przeszłością - powiedziała żartobliwie wampirzyca.
- Ciebie to się zawsze żarty trzymają - burknęłam.
- Kogo, mnie? - Zapytała.
- Nie mnie wiesz. Och Cleo, żałuje że nie mogę cię teraz zobaczyć, straszliwie tęsknię - powiedziałam.
- Ja również Viv, ale dobrze, że wynaleźli coś takiego jak telefon komórkowy - zaśmiała się do słuchawki.
- Też tak uważam. A wracając do Alaski myślisz, że Tanya nie będzie miała nic przeciwko mojej wizycie?
- Oczywiście, że nie ona i jej siostry uwielbiają gości. Po za tym zaraz do niej zadzwonię i uprzedzę o twojej wizycie.
- Naprawdę zrobiłabyś to?
- Dla przyjaciół wszystko - odpowiedziała dziewczyna.
- Dziękuję Cleo - powiedziałam.
- Nie ma za co Kochana, pamiętaj że zawsze możesz do mnie zadzwonić, och już tęsknię…
- Ja też, do usłyszenia.
- Do usłyszenia Viviene – powiedziała, po czym sygnał w telefonie został przerwany.
Claudia jak nikt inny wiedziała jak mnie pocieszyć. W zupełności miała rację, nie powinnam roztrząsać przeszłości. Muszę zakończyć ten etap swojego nieśmiertelnego życia, a rozpocząć kolejny. Wolny od bólu, wspomnień i przeszłości.
Wsiadłam do swojego cacuszka i ruszyłam na północ, aby zacząć nowe życie. I wtem pojawiło się przeczucie, niesamowicie silne i trwałe towarzyszące całą drogę na Alaskę. 


 „Nasza przeszłość nadaje kształt naszej przyszłości” - Antoni Kępiński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz