15 kwietnia 2012

Rozdział 9

Drogę do rezerwatu Denali Viviene pokonała bez najmniejszego trudu, dzięki wskazówkom Claudii. Przyjaciółka jak powiedziała, tak i zrobiła: zadzwoniła wpierw do Tanyi a następnie do Viv, aby powiedzieć jej, iż jest oczekiwana przez dziewczyny. Dzięki takim informacjom Viviene nie miała wątpliwości o wizycie w rezerwacie. Poniekąd bardzo się denerwowała, ale chciała poznać innych wegetarianów.
Zatrzymała samochód przed dwu piętrowym domem zrobionym całkowicie z drewna. Dach pokrywała czerwona dachówka na której widać było jeszcze pozostałości śniegu. Nie miała wątpliwości kto mieszka w tym miejscu, dom znajdowała się w samym środku rezerwatu, a do najbliższej osady ludzkiej było  zaledwie 100 km.
Viviene poprawiła włosy w przednim lusterku i nałożyła błyszczyk, po czym wysiadła z auta. Słońce skryło się za chmurami, więc bez problemu mogła wyjść na świeże powietrze. Zapach lasu, śniegu oraz dymu kominkowego przywitał ją, gdy tylko otworzyła drzwi samochodu. Wampirzyca bacznie obserwowała całe otoczenie, gdy dostrzegła ruch na schodach wiodących do domu.
Ku niej zmierzały trzy kobiece postacie: pierwsza, która zacznie górowała nad resztą miała żółtopomarańczowe włosy, dwie kolejne były blondynkami. Ich oczy koloru płynnego złota bacznie ją obserwowały, na ich twarzach pojawił się anielski uśmiech mogący należeć tylko do nieśmiertelnego.
- Witamy w naszych skromnych progach, jestem Tanya - powiedziała pierwsza wampirzyca, po czym wyciągnęła w stronę nieznajomej rękę.
- Bardzo mi miło was poznać, jestem Viviene - odwzajemniła uścisk.
- Cześć jestem Kate, a to Irina - powiedziała druga wampirzyca.
- Dzień dobry - przywitała się trzecia.
- Witajcie! - odpowiedziała Viviene. - Bardzo dziękuję za zaproszenie, jestem wdzięczna Claudii, że posłużyła jako posłaniec. Nie chciałabym się wam narzucać.
- To my dziękujemy za przyjęcie zaproszenia. Bardzo lubimy towarzystwo, po za tym Cleo wyrażała się o tobie w samych superlatywach - powiedziała Tanya.
- Tak, tak. Jej nie da się odmówić - wtrąciła Irina.
- A ja tam ją bardzo lubię - dodała Kate. - Ma specyficzny charakter, ale koniec na razie o Cleo. Zapraszamy do środka Viv. Mogę się tak do ciebie zwracać?
- Oczywiście - odpowiedział dziewczyna.
- Jeśli można wiedzieć, jak długo jesteś na diecie zwierzęcej? - zapytała Tanya.
- Poniekąd od samego początku, nie licząc jednego skoku w bok - odpowiedziała Viviene.
- Od samego początku? - zapytała ze zdziwieniem Irina.
- Tak.
- Od samego początku to znaczy…? - sprecyzowała Kate.
- Od 80 lat.
- Cóż nasza samokontrola nie ma tak długiego stażu jak twoja, ale również możemy się nią szczycić - powiedziała Tanya.
- Tak, 50 lat - dodała Irina.
- 50 lat siostrzyczki, tak to jest wynik - powiedziała Kate i zaśmiała się.
- Jesteście rodzeństwem? - zapytała Viviene.
- Tak, najlepszym na świecie - odpowiedziała Kate.
- Tylko nie mów tak przy Cullenach - dodała Irina. - Bo nie obędzie się bez pojedynku z Emmettem.
Dziewczyny zaczęły chichotać, po czym dotarłyśmy do domu: wnętrze pomalowane było w pastelowych kolorach, przyjemnych dla oczu. Meble oraz dodatki świadczyły o tym, że mieszkańcy gustują w stylu nowoczesnym. Kate i Irina weszły przodem, następnie Tanya wraz z Viviene.
- Dziewczyny kto przyjechał tym ekskluzywnym audi? - zapytał męski baryton.
Mężczyzna mówiąc nie odwracał głowy od plazmy zawieszonej na ścianie, oglądał mecz.
- Czyżby to Cullenowie?
- Elearze mamy jeszcze innych znajomych- powiedziała ciemnowłosa wampirzyca, siedząca obok mężczyzny.
Po czym wstała i podeszła do gościa.
- Witaj jestem Carmen, a to - wskazała dłonią na kanapę. - Mój źle wychowany małżonek. Bardzo miło nam cię poznać.
- Dzień dobry, Viviene Masen - powiedziała dziewczyna, po czym wyciągnęła dłoń w kierunku Carmen.
Kobieta uścisnęła ja przyjaźnie po czym spojrzała jej głęboko w oczy. Viviene troszeczkę zaniepokojona zapytała.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tylko przypominasz mi kogoś - powiedziała.
- Naprawdę?
- Poniekąd…
- Witaj Viviene jestem Eleazar - powiedział ciemnowłosy mężczyzna, po czym również uścisnął dłoń dziewczyny - Hmm… Bardzo niesamowity dar, niezwykle fascynujący.
- I vice versa - powiedziała Viviene. - Ciekawa zdolność Eleazarze.
- O co chodzi? Jaka zdolność? - Zapytała Kate.
- Viviene ma bardzo specyficzny i dość nietypowy talent, a mianowicie potrafi odzwierciedlać dary innych istot nieśmiertelnych - odpowiedział mężczyzna z podziwem.
- Rzeczywiście niesamowity - powiedziała Carmen.
- Tak, bardzo - dopowiedziała Irina. - Kate również posiada specyficzny dar.
- Tak? Jaki Kate? - Zwróciła się do dziewczyny Viviene.
- Nie nazwałabym go specyficznym, jest bardzo przydatny w walce albo w obronie. Potrafię razić prądem - odpowiedziała Kate.
- Ciekawe - powiedziała nieznajoma.
- Tak, bardzo ciekawe - odrzekła Tanya z uśmiechem. - Kochani koniec na razie z pogaduchami, Viviene musi się wypakować a potem idziemy na polowanie. Viv co ty na to?
- Ja jestem jak najbardziej za - odpowiedziała.
- No to super - skwitowała Kate.

~*~

Polowanie przebiegło bez jakichkolwiek zastrzeżeń, w między czasie dużo rozmawiałyśmy przede wszystkim o naszej diecie. Ale również dziewczyny opowiedziały mi swoją historię. Gdy opowiadały o śmierci ich stworzycielki, serce łamało mi się z żalu. Jednak wampirzyce okazały się być silne, razem dały radę jak to ujęła Tanya.
Od samego początku dziewczyny przypadły mi do gustu, bardzo je polubiłam. Nawet Irinę, mimo że trzymała spory dystans w stosunku do mnie. Jak przystało na kobiety nie obyło się rozmów na temat mody, kosmetyków czy ówczesnych gwiazd Hollywood.
Tanya tak planowała czas, abyśmy nigdy się nie nudzili: najpierw polowanie, innym razem wypad na zakupy, nocny maraton filmowy czy konkurs tańca solo. Tak o nudzie nie można było mówić. Były idealnymi towarzyszkami, mimo iż znałam ich historię życia, nie nalegały na zwierzenia. Ja sama byłam zdania, że należy dojrzeć do takiej decyzji.
Jakiś tydzień po moim przyjeździe, Carmen ponownie wróciła do tematu z pierwszego dnia. Siedziałyśmy w piątkę w salonie oglądając E!, gdy kobieta powiedziała.
- Viviene ja cię bardzo przepraszam, że wracam do tamtego tematu, ale naprawdę wydajesz mi się znajoma, tylko nie wiem skąd i dlaczego?
- Carmen nie musisz przepraszać, wampiry mają doskonały wzrok i pamięć. Może kojarzysz mnie z wokalistką zespołu PCD? Cóż nie jesteś pierwsza osobą, która zauważyła podobieństwo. Nasze ciała nie przechodzą totalnej metamorfozy podczas przemiany, pozostają pewne elementy ludzkiej egzystencji - powiedziałam.
- Byłaś wokalistka PCD?! - zapiszczała Kate.
- Tak.
- Eleonor Viviene Montez? … Nora?
- Tak.
- Ależ ja cię ubóstwiałam! Twoje piosenki i teksty, miałam cały pokój w plakatach PCD - powiedziała nadal podekscytowana dziewczyna.
- Żartujesz?!
- Nie naprawdę. Tanya powiedz, że mówię prawdę - zwróciła się do siostry.
- To prawda. Czasami miałyśmy jej po dziurki w nosie I don’t need men…- zaśpiewała Tanya. - Zgodzisz się ze mną Irino?
- W zupełności, to była fascynacja Viviene, albo i nie… - powiedziała blondynka, po czym zachichotała. - I don’t need men…
- Viviene zaśpiewasz dla nas?! - Zapytała Kate. - Proszę, proszę, proszę!
- Zaśpiewaj Viv, bo nie będzie spokoju do wieczora - powiedziała Tanya
- Ale… - chciałam coś jeszcze powiedzieć.
- Nie ma żadnego ale - tym razem odezwała się Irina. - Nie dane nam było posłuchać cię za życia na żywo, więc zaśpiewaj!
- Idę po płytę z podkładami, ty Carmen wyciągnij sprzęt, a ty Irino zadbaj o atmosferę - dyrygowała Kate.
- Kate nie trzeba - powiedziałam lekko skrępowana.
Nie miałam nic do powiedzenia. Kate w wampirzym tempie pobiegła po płytę, Carmen rozstawiła mikrofon i wzmacniacz, a siostry przestawiły sofy tak aby na środku zrobić scenę, po czym zgasiły główne światła.
Muzyka była moim życiem, ale teraz czułam się jak przed swoim pierwszym występem. Przecież ja nie śpiewałam od lat, ba od samego początku swojego nieśmiertelnego życia, to będzie porażka…
Kate przyniosła płytę, nasz ostatni wspólny album PCD, nasze ostatnie wspomnienia…
- Nie musisz tego robić - powiedziała Kate.
- Ale chcę,… wiesz że nie śpiewałam od ponad 70 lat - powiedziałam.
- Dasz radę, wierzę w ciebie.
- To nasz ostatni album - powiedziałam patrząc na okładkę. - Wszystkie z nas uśmiechnięte i cieszące się życiem.
- Nawet nie wiesz jak przeżyłam twoją śmierć Viviene - odezwała się cicho Kate. - Kiedy dowiedziałam się, że zostałaś rozszarpana przez niedźwiedzia… to było okropne doświadczenie…. A potem ten rozpad zespołu…
- Wyobrażam sobie, ale teraz nie myślmy już o przeszłości - powiedziałam i ucałowałam dziewczynę w policzek, po czym zajęłam swoje miejsce.
- Witajcie moje Kochane! - Powiedziałam do mikrofonu. - Mam zaszczyt dzisiaj zaśpiewać dla tak wspaniałej publiczności! Proszę o gorące brawa dla naszych VIP-ów!
Z głębi pokoju dobiegły mnie brawa i okrzyki, Carmen włączyła płytę, melodia wypływała z głośników, a ja ponownie czułam że żyje.

~*~

Odkąd Denalki poznały prawdę nie było już spokoju, w właściwie to Kate nie dawała mi normalnie funkcjonować. Czułam się jak kilkadziesiąt lat temu, jak gwiazda popu - wywiady, koncert, niewygodne pytania i paparazzi. Pewnego wieczoru siedząc w salonie, Tanya zmieniła temat.
- Kate dałabyś już spokój Viv, męczysz ją całymi dniami i nocami. Bo jeszcze dziewczyna wyjedzie…
- Dzięki - szepnęłam w kierunku mojej wybawicielki.
- Ale ja tak naprawdę nic o niej nie wiem - powiedziała Kate.
- Jak to nie wiesz? Znasz każdy szczegół z jej życia, może nawet lepiej niż ona sama - dopowiedziała Irina.
- Dobrze zakończę ten temat pod warunkiem, że Viviene opowie nam swoją historię - odrzekła moja fanka.
Poczułam delikatne ukłucie w sercu, było mi tak dobrze, na chwilę zapomniałam o problemach i przeszłości. A teraz miałam ponownie do niej wrócić? Nie byłam jeszcze gotowa na to wszystko, musiałoby minąć jeszcze sporo czasu. Jednak rodzina Denali zasługiwała na szczerość, tylko czy ja miałam odwagę o tym mówić?
- Och! Viviene proszę zgódź się na jej OSTATNIE życzenie i da ci i nam spokój - powiedziała Irina.
- Dobrze – powiedziałam - Tylko proszę nie przerywaj Kate, bo zamilknę na wieki…
Co jak co, ale ten warunek mogłam śmiało wykonać.
- OK. Cisza na sali - szepnęła Kate.
- Urodziłam się w 1917 r. w Chicago, w tym samym roku zostałam adoptowana przez rodzinę Montezów. Moje życie z początku nie przypominało bajki, mimo iż rodzice byli bardzo zamożni jak na tamte czasy. Dorastałam zupełnie sama w otoczeniu coraz to nowych opiekunek, rodziców bardzo rzadko widywałam, tak jak znajomych. Darcy i mój ojciec byli zadania, że edukacja jest najważniejsza. I tak też było: pobierałam indywidualne nauczanie, uczyłam się gdy na fortepianie i skrzypcach, jazdy konnej i języków. Nie byłam szczęśliwa.
- Po kilku latach firma ojca zbankrutowała, rodzice rozwiedli się. Ja natomiast wędrowałam pomiędzy nimi aż do śmierci ojca. Z początku było mi ciężko, ale obiecałam sobie że zdobędę to na czym mi najbardziej zależy. I tak w Phoenix zaczęła się przygoda z PCD, ale tą cześć mojego życia wam podaruję, znacie ją nawet lepiej ode mnie.
- Życie nieśmiertelnej otrzymałam w wieku 21 lat, kiedy to wracałam z imprezy urodzinowej. Mój stworzyciel nie zamierzał tworzyć wampira, wybrał się na polowanie, jednak ktoś mu w tym przeszkodził, więc porzucił ciało w lesie. W swoim wampirzym życiu zabiłam tylko raz i było to zaraz po przemianie. Od tamtego czasu jestem na zwierzęcej diecie, a jak sami wiecie pozwala ona na samokontrole i życie wśród ludzi.
- Moim celem było poznanie świata oraz nauka i tak też się stało. Ukończyłam kilka fakultetów z różnych dziedzin, poznałam świat i zawarłam nowe znajomości. Przed przyjazdem na Alaskę trzymałam się z dwójką „innych” wampirów, jednak nie odpowiadało mi ich zachowanie, tak więc ich opuściłam. A potem spotkałam Cleo i przyjechałam do was, ot i koniec historii.
Tak koniec, byłam z siebie dumna, udało mi się…
Patrzyłam na Denalki, ich twarze wykrzywiało zdziwienie i żal. W pewnym momencie Kate rzuciła mi się na szyję.
- Och! Viviene przepraszam ja nie wiedziałam. Już więcej nie przeczytam nic w gazecie - powiedziała.
- Nie masz za co przepraszać Kate, ja samo co dopiero teraz dowiedziałam się prawdy.
- Jak to? - Zapytała Carmen.
- Po odejściu od Toma i Diany postanowiłam wrócić na stare śmieci, chciałam zobaczyć dom w którym się wychowałam, poszukać czegoś na strychu. A może i bym cos znalazła, nie wiem dlaczego tam pojechałam. W każdym razie dowiedziałam się prawdy: nie nazywam się Montez tylko Masen.
- Masen? - zapytała Carmen.
- Masen? - Powtórzyły Irina i Kate.
- Masen? – dodała Tanya. - Czy Edward nie miał przypadkiem nazwiska Masen?
- Edward? - Zapytałam.
- Właściwie Edward Cullen, to przybrany syn Carlisle i Esme - powiedziała Tanya.
- To ta rodzina mieszkająca niedaleko was? Też wegetarianie? - zapytałam.
- Tak - odrzekł Eleazar.
- Mój brat też miał na imię Edward - dopowiedziałam.
- Naprawdę? - wtrąciła Tanya.
- Tak, udało mi znaleźć akt rodzinny - dodałam.
- Czyżby to zbieg okoliczności?
- Cóż wkrótce się o tym przekonasz - powiedział Eleazar. - Cullenowie przyjechali!


    „Trudno jest żyć z ludźmi, bo takie trudne jest milczenie” - Fryderyk Nietzsche

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz