23 maja 2012

Rozdział 25

Retrospekcja
Na skraju urwiska stała para wampirów, mocny wiatr targał włosami ciemnowłosej piękności, tak że niektóre z nich znalazły się na twarzy obok stojącego mężczyzny.
- Nie możemy być razem Stefanie - powiedziała po chwili dziewczyna.
- Jak to nie możemy? - zapytał, patrząc w jej złote oczy.
- Po prostu, nie możemy.
- Kocham cię, rozumiesz? - Próbował się tłumaczyć.
- Ale ja nie kocham ciebie - wtrąciła smutno.
- Chodzi o Damona? - zapytał poirytowany.
- Dlaczego zawsze musi chodzić o twojego brata…
- Nie odpowiedziałaś, zatem…
- Co „zatem”? - warknęła dziewczyna. - Będziesz mi znowu robił sceny zazdrości? Zrozum ja nigdy cię nie kochałam i nie pokocham.
Wampira ogarnęła furia złości, wiedział że tak będzie. Zawsze jest na przegranej pozycji, ale nie tym razem.  Całą swoją siłą naparł na dziewczynę, tak że leżała teraz na ziemi, a on przetrzymywał jej nadgarstki.
- Nie kochasz mnie, bo kochasz Damona! - wrzasnął.
- Jesteś ślepy?! - również krzyczała, szarpiąc się mocno. - Nigdy mnie z nim nic nie łączyło, jesteś chory z zazdrości Stefan! Puść to boli!
- Nie jestem chory, przecież widzę co się dzieje! Ale ja nie pozwolę mu na to po raz drugi! Nie odbierze mi kobiety mojego życia! - powiedział.
Po czym zaczął obdarowywać ją pocałunkami, Eleonor dzielnie usiłowała przeciwstawić się swojemu napastnikowi, ale była za słaba. To był jedyny minus picia krwi zwierząt, nie dawała ona tyle siły ile ludzka.
- Puszczaj mnie! Słyszysz, puść!- krzyczała.
Jednak on był bezwzględny, jego usta błądziły po jej szczęce, szyi i obojczykach. Gdyby była człowiekiem, płakałaby na pewno. Nigdy w życiu, nie pomyślałaby, że Stefan jest zdolny do czegoś takiego. Że będzie brutalny, porywczy i bez serca. To właśnie Damon taki był i to odrzucało ją od niego. A teraz?
- Przestań, proszę przestań! - błagała.
- Puść ją! - warknął nagle jej wybawca.
Chwilę, później stała już na własnych nogach, opierając się o pobliskie drzewo i oddychając szybciej. Gdy spojrzała w tamtym kierunku, ujrzała toczącą się walkę na śmierć i życie. Dwaj bracia, dwa światy, dwa charaktery… nie chciała dalej na to patrzeć, uciekła.
Jak zawsze.
~*~
Z perspektywy Allie
- Proszę mi wybaczyć, ale nie wiem czy mogę zdradzić wszystkie szczegóły - powiedział Ariel mierząc nas znacznie. - Nie znamy się aż tak dobrze.
Że co proszę?
- W porządku Lafayette, możesz mówić wszystko. To moje przybrane siostry - wtrąciła Viviene.
- Nie rozumiem - zdumiał się.
Mężczyźni.
- Znalazłam biologicznego brata Arielu, a to są jego przybrane siostry - wyjaśniła.
- A teraz i twoje Vivi - dodałam z uciechą.
- Właśnie - podsumowała.
- To niesamowita historia, jestem… - zaczął wampir.
- Tak rzeczywiście niesamowita historia, ale może zająłbyś się dzisiaj interesami, a nie kobietami Lafayette, myślałem że gustujesz w płci przeciwnej? - Przerwał mu dość brutalnie kolejny wampir.
Mężczyzna był wyższy od Ariela, młodszy, bardziej przystojny i postawny. Ciemno granatowy garnitur idealnie podkreślał jego kształty, a fiołkowe oczy wzbudzały pożądanie.
Wow!
- Jak zwykle nie kulturalny, brutalny i... porażający - wtrąciła Viviene wstając z fotela.
Kim jest ten facet i skąd ona go zna?
Brunet zatrzymał się gwałtownie, po czym zrobił duże oczy.
- Niech mnie ludzkie licho, Elen?! - krzyknął łapiąc ją w objęcia.
Chwilę później wirował z Vivi w uścisku, uśmiechając się szeroko.
- Puść wariacie! - odezwała się nasza siostra.
Elen? Hello, o co kaman?
- Wybacz, nawet nie wiedziałem, że aż tak stęskniłem się za tobą - powiedział. - Może mnie przedstawisz tym uroczym damom?
- Alice Cullen, Rosalie Hale przedstawiam wam mojego bardzo dobrego znajomego Damona Salvatore.
- Przyjemność po mojej stronie - odpowiedział Damon całując nas w rękę.
- No proszę kolejny znajomy „Elen”- powiedziała zjadliwie Rosalie. - Może powiesz nam Eleonor skąd znasz tych Panów?
Viviene tak jak i jak wyczuła zdenerwowanie i „to coś” od naszej blondie, szczerze mówiąc nie podobał mi się jej ton. Chociaż muszę przyznać, że to trochę dziwne…
- Wraz z Arielem i Damonem podróżowałam po Europie kilka dobrych lat. Jednak później nasze drogi się rozeszły, aż do dzisiaj - wyjaśniła Vivi z rozświetlającym uśmiechem.
- Aha! - odezwała się zdegustowana Rose.
- Rosalie, może zamówię ci jeszcze jednego drinka? - zapytałam.
- Nie dziękuję - odpowiedziała.
- Ale ja nie przyjmuje żadnej odmowy - wtrącił Ariel. - Henri! Burbon pięć razy, poproszę.
- Oczywiście szefie - odezwał się.
- Proszę sobie nie robić kłopotów - zaczęła Rose.
- To nie żaden kłopot Rosalie, to przyjemność. Jesteśmy radzi z Demonem, że mogliśmy się spotkać, prawda? - zapytał wampir spoglądając na kolegę.
- Oczywiście - odpowiedział Salvatore. - Pozwolicie, że porwę Elen do tańca?
- Pewnie - odpowiedziałam.
Gdy tylko Vivi i Damon zniknęli na parkiecie, Rose zapytała.
- Od jak dawna znasz Vivi, to znaczy Elen?
- Oj widzę, że ktoś tu jest bardzo ciekawski - zauważył, upijając łyk.- Ale skoro Nora wam ufa, to ja chyba też mogę. Pytasz od jak dawna? Hmm… trudno określić, jakieś dwadzieścia lat. Ostatni raz widzieliśmy się w Londynie dziesięć lat temu.
- To prawda, że podróżowaliście razem? - zapytałam.
- Tak. Poznałem Eleonor po raz pierwszy w Paryżu, w operze. Byłem zaskoczony jej dietą i wstrzemięźliwością do ludzkiej krwi. I jak widać, trzyma się całkiem dobrze. A wy?
- Można powiedzieć, że żyjemy tylko na krwi zwierząt. Co pomaga nam żyć pośród ludzi - powiedziałam.
- To jest naprawdę fascynujące. Żyje na tym świecie ponad 300 lat i niewiele jest rzeczy, które wywołują u mnie taki stan emocjonalny. 
- Wierzę Arielu, my za to byłyśmy w szoku po przekroczeniu tego klubu. Viviene mówiła, że macie tutaj „wszystko pod kontrolą”. Volturi wie o tym? - brnęłam dalej.
- Nie podróżujecie zbyt często, prawda?
- Nie - burknęła Rosalie.
- To widać. Czasy się zmieniły dziewczyny, wampiry się zmieniły, a do tego i ludzie. Myślicie, że mogłem ten wampirzy interes prowadzić bez zgody Wielkiej Trojki… Otóż nie. Razem z Damonem musieliśmy pozyskać ich aprobatę, a udało się to od razu. Poniekąd Aro, był zachwycony.
- Ale są jakieś kruczki, prawda? - wtrąciłam.
- Jakżeby inaczej. Klub jest pod  kontrolą Volturi, a część dochodów wędruje do ich kieszeni - odpowiedział.
- Jak dobrze Viviene zna Damona? - zaczęła ponowne przesłuchanie Rosalie.
Ariel najpierw spojrzał na nią, potem na mnie.
- Poznali się piętnaście lat temu, gdy nasza czwórka „zwiedzała świat”…
- Czwórka? - odezwała się moja siostra.
- Razem ze mną, Elen i Damonem, podróżował też jego młodszy brat - Stefan.
- Co się z nim stało?
- Rose, zadajesz takie pytania na jakie nawet ja sam nie znam odpowiedzi. Ostatni raz widziałem go w Londynie, gdzie wszyscy się rozdzieliliśmy.
- Wybacz, po prostu jesteśmy ciekawe historii naszej siostry - powiedziała.
- Eleonor zawsze była skryta, wcale się nie dziwię, że niewiele wiecie o niej. Jednak, niech to nie przemawia na jej niekorzyść.
- Rodzinie się ufa w zupełności - wtrąciła blondynka.
- Zatem, nie powinnaś jej tego wypominać. Jak sama przed chwilą stwierdziłaś „rodzinie się ufa w zupełności”. Elen nie jest zła, ani nie chce nikogo skrzywdzić. Uwierz mi.
- No cóż, jak widać znasz ją o wiele lepiej niż my - dodała.
- Nie byłbym tego pewien - odpowiedział wampir.
Może Ariel ma rację, mówiąc… a z resztą co mnie to obchodzi. Viviene udowodniła, że jesteśmy rodziną. To wspaniała dziewczyna, która przeszła naprawdę wiele. Nie mogę mieć do niej pretensji, że zna te wampiry. Przecież każdy z nas ma jakieś tajemnice.
Ale czy to właściwie była tajemnica?
~*~
- Taniec? - zapytałam. - Przecież ty nigdy nie tańczysz.
- Czasami robię wyjątki - odpowiedział szarmancko. - Poza tym, zyskamy chwile tylko we dwoje.
Zaczęliśmy poruszać się delikatnie w rytm muzyki Without You, Damon zrobił obrót a ja z nim.
- Co słychać u ciebie? - zapytałam ponownie.
- Chyba chciałaś zapytać „co słychać u mojego kochanego braciszka”?
- To miało być następne pytanie.
- Skoro tak, to powiem ci, że prowadzę interesy razem z Lafayette. I jestem zadowolony z takiego obrotu spraw.
- No ja myślę, zawsze byłeś stworzony do wielkich rzeczy.
- Nie narzekam. A co u ciebie? Nasza ostania wizyta nie należała do najmilszych, szczerze mówiąc myślałem, że więcej się nie zobaczymy.
- Ja miałam podobne plany - odpowiedziałam uśmiechając się do niego. - Mieszkam na stałe w Stanach, znalazłam biologicznego brata a te wampirzyce, z którymi cię poznałam to jego siostry.
Spojrzał w ich kierunku.
- Wolne?
- Przykro mi, mężatki.
- Mężatki? Boże, kto w dzisiejszych czasach decyduje się na taki krok.
- Niektórzy. Ty jak zauważyłam zostajesz wierny ideom.
- W rzeczy samej, nie można jednak powiedzieć tego o moim bracie. Zmarnował się chłopak.
- Możesz jaśniej?
- Kilka lat temu, a właściwie po zakończeniu naszej „wspólnej egzystencji”, Stefan wrócił do Bułgarii. Gdzie znalazł towarzyszkę na dalsze życie…
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło - przerwałam wypuszczając głośno powietrze.
Damon zmierzył mnie wzrokiem a na ustach pojawił się bardzo dobrze mi znany uśmiech, po czym zakręcił tak, że musiał przetrzymać mnie w tali, abym nie wylądowała na pupie.
Celowe posunięcie.
- Ta dziewczyna jest człowiekiem, a właściwie była…
- Przemienił ją? - Byłam w szoku.
- Z tego co mi wiadomo to tak, jednak nie widziałem go już o kurczę … 10 lat! I wcale za nim nie tęsknię, więc dla ciebie to musi być jakiś sygnał prawda? No wiesz ty i ja…
- Żartujesz prawda?
- No pewnie - stwierdził z uśmiechem. - Elen my? Razem?
- Nigdy.
- I za to cię kocham - powiedział. - Oczywiście, nie dosłownie.
- Naprawdę nie widziałeś go taki szmat czasu? - Kontynuowałam.
Chłopak posłał mi swoje irytujące spojrzenie, bardzo dobrze wiedział, do czego dążę.
- Czyżbym w tym zdaniu wyczuwał nutkę zainteresowania?
- Stefan jest moim przyjacielem – powiedziałam. - Ta sytuacja, która miała miejsce… z resztą, wiesz o co mi chodzi. Wcale nie była łatwa dla mnie, nie spodziewałam się takiego zachowania z jego strony.
- Był na głodzie - stwierdził. - Mimo, to nie popieram takich akcji.
- Takiego Damona nie znałam - zdziwiłam się.
- Znałaś i to bardzo dobrze. Czasami udaje mi się zrobić lepsze wrażenie, ale powtarzam - czasami.
- Jasne.
- Stefan cały czas przebywa w Bułgarii z Eleną, jest szczęśliwy, a mi to służy. Przynajmniej nie zawraca mi dupy.
- Tego Damona pamiętam bardzo dobrze - zaśmiałam się. - Kochasz brata, nie da się ukryć.
- Ja? Proszę cię - skwitował z obrotem.
- Wracajmy, bo mnie dziewczyny zagryzą.
~*~
Gdy wróciliśmy do stolika, Alice chichotała jak oszalała z Arielem, a Rose siedziała z naburmuszoną miną, popijając jedynie Burbon.
- Jak się bawicie? - zapytał resztę Damon.
- Świetnie - żachnęła Rosalie.
- Tak, super. Jeszcze nigdy nie słyszałam tyle dobrych kawałów - powiedziała Allie, po czym ponownie zaczęła chichotać.
- Coś się stało? - zapytałam siostrę.
- Ależ skąd, uważam tylko że powinniśmy już wracać. Samolot jest z samego rana - odpowiedział blondyna dość dziwnym dla mnie tonem.
- Masz rację - zauważyłam. - Będziemy się już zbierać.
- Tak szybko? - zapytał Ariel, spoglądając w moją stronę. - Nie zdążyłem z tobą porozmawiać.
- Może innym razem, ale dam ci moje namiary- powiedziałam wyciągając z torebki wizytówkę.
- Do zobaczenia - odezwał się Lafayette, tuląc mnie na pożegnanie.
- Miło było - wtrąciła Rosalie obojętnie.
- Pa, pa chłopaki - zawołała Alice, zataczając się lekko.
- Ja was odprowadzę - odezwał się Damon.
Wzięłyśmy swoje torebki i ruszyłyśmy w stronę wyjścia, gdyby nie to, że chcąc pomachać jeszcze Arielowi, weszłam w jakiegoś faceta.
- Bardzo przepraszam - wydukałam patrząc w górę.
Mężczyzna był sporej postury, miał ponad dwa metry, jasno oliwkową cera i krwisto czerwone oczy, które idealnie kontrastowały z czarnym, aksamitnym garniturem. Ciemno brązowe włosy zaczesane były do tyłu w małą kitkę.
Kolejny wampir do kolekcji.
- Czy my się znamy? - zapytał zdziwiony.
Zdębiałam, a ze mną i moje siostry.
- Raczej nie - odpowiedziałam.
- Ależ tak, jesteś Viviene.
- Skoro ty mnie znasz, może było uczciwie, aby i ja poznała twoje imię.
- Wybacz proszę, nie chciałem cię urazić. Jestem Felix, jesteś bardzo dobrą znajomą Claudii - powiedział, przy okazji kłaniając się nisko. - Widziałem cię na zdjęciu, po za tym Cleo mówiła trochę o tobie.
- Zatem dotarła do Włoch? - zapytałam z ulgą, chociaż tak naprawdę wcale nie czułam się lepiej. Wiedziałam już bowiem, kim jest owy tajemniczy wampiry. Moja mina zrobiła się bardziej poważna, mogłam być pewna że to człowiek Volturi.
- Tak, dwa tygodnie temu. Byliśmy zachwyceni, że ponownie jest wśród nas. A szczególnie nasz Pan i Pani - odpowiedział.
- Na pewno. Proszę przekaż Claudii moje najszczersze pozdrowienia, a teraz wybacz, ale nie możemy zostać dłużej. Czas nagli.
- Rozumiem i przekaże. Bardzo miło było cię poznać - Viviene.
- Wzajemnie - bąknęłam.
Po czym odeszłam w przeciwnym kierunku, a tuż za mną Allie i Rosalie, z minami, których nie dało się opisać. Sekundę później dołączył do nas Damon.
- Nie wiedziałem, że znasz Felixa, gdybym wiedział… - zaczął.
- Nie znam faceta, widziałam go po raz pierwszy w życiu - westchnęłam zdegustowana zakładając płaszcz.   
- Szkoda - dodał. - Cóż zatem do zobaczenia lub usłyszenia: Rosalie, Alice, Elen!
To powiedziawszy skłonił się nisko i pocałował każdą z nas w dłoń. To był dziwny wieczór… Ariel, Damon i Felix… 
Co jeszcze mnie spotka?
Przez całą drogę powrotną w aucie panowała absolutna cisza, nawet w ich umysłach. Gdy tylko wjechałam na parking podziemny naszego hotelu, Rosalie wystrzeliła z samochodu jak z procy, a za nią Alice.
Co jej się stało do cholery?
Nie miałam zbyt dużo czasu, aby się nad tym zastanowić, ponieważ musiałam oddać samochód, a także załatwić sprawy na recepcji.
~*~
Z perspektywy Alice
Rosalie wpadła do pokoju jak burza, trzaskając czym popadnie, widać było że jest wściekła.
Tylko dlaczego?
- Możesz mi powiedzieć, co jest powodem twojego idiotycznego zachowania? - zapytałam.
- I ty się mnie jeszcze pytasz? - warknęła.
- Ej, nie takim tonem Rose! - stwierdziłam.
- Ja wiedziałam, że z nią będzie coś nie tak. Zbyt poukładana, uczciwa i za gładka, ale nikt nie może być idealny. O nie…
- Nadal nie rozumiem.
- To przejrzyj na oczy w końcu Alice! - krzyczała. - Nie widzisz, co ona z nami pogrywa! Czy kiedykolwiek powiedziała nam prawdę, zawsze i od samego początku były same tajemnice! Jasper miał rację, aby jej do końca nie ufać. A tu proszę, okazuje się że nasza Kochana Vivi, a nie przepraszam „Elen” doskonale dogaduje się z Volturi!
- Rose, ale…
- I te spotkania po latach, gówno prawda. Wszystko było zorganizowane i ukartowane. Dobrze przyjrzałam się jej Allie, chce nas wszystkich pozabijać, a ciebie i Edwarda dołączyć do świty Volturi! Może nawet w tej chwili, nie mamy już do czego wracać…
- Rose, a…!
- Wiem, co chcesz powiedzieć Alice. I wiem dlaczego nie miałaś dotychczas wizji, bo ona cię blokuje, nawet nie mamy pojęcia co ona potrafi! Czy przypadkiem nas teraz nie kontroluje!
- Rose! - warknęłam mocniej.
- Jeszcze nie skończyłam! Od samego początku jej nie lubiłam, a wy wszyscy tak się nią zachwycaliście: Vivi to! Vivi tamto! Rzygać mi się chciało, jak to słyszałam! Może i jest biologiczną siostrą Edwarda, co nie znaczy, że jest zła. Wiem jedno Vivi, Elen czy pożal się Boże Nora to perfidna suka! - wykrzyknęła.
Chwila? Suka?
I wtedy miałam wizję.
- Rose! - wrzasnęłam.
- Co znowu? - warknęła na mnie.
- ONA stoi za tobą - powiedziałam.
~*~
Na twarzy wampirzycy pojawił się ból, dłonie zacisnęły się w pięści, a w złotych oczach zalśnił smutek. Nie była w stanie spojrzeć na swoje siostry, po prostu wyszła. Ból jaki targał jej sercem, nie przypominał wcześniejszego, którego doświadczała prawie codziennie.
Brak zaufania i oskarżenia, jakie padły pod jej adresem, były niewidocznym ostrzem wbijającym się w jej stwardniałe serce. Przez pewien czas była szczęśliwa, zapominała o tym co było. A teraz? Wszystko wróciło z dwojoną siłą, nie dając szansy na obronę…
Viviene swoją ucieczkę zakończyła w barze przy lobby, zamówiła czystą i usiadła w boksie. Swoją anielską twarz ukryła w dłoniach i czekała, tylko ciekawe na co? A tak na dobicie!
- Viviene, tutaj jesteś - powiedziała Allie, siadając obok siostry. - Szukałam cię, strasznie głupio wyszło. A Rose…
- Nie ma o czym mówić Alice, Rosalie ma rację. Jestem perfidną suką, lepiej odejdź bo jeszcze skończysz w szeregach Wielkiej Trojki - odezwała się Vivi.
Po czym wypiła całą zawartość kieliszka i zamówiła drugi, jednak Chochlica nie dawała za wygraną.
- Ja wcale tak nie uważam. Ona po prostu musi zrozumieć, ja nie miałam pojęcia że zrobi taką szopkę. Po za tym ona…
- Nie tłumacz się, nie musisz.
- Vivi, ja jestem po twojej stronie.
- Bądź gotowa o 5.30. Dobranoc - wtrąciła.
Z torebki wyjęła sto dolarowy banknot i położyła na stoliku, obok niedopitego alkoholu. Następnie wyszła, pozostawiając biedną Alice w barze.
- No to się porobiło - stwierdziła dziewczyna, przykładając kieliszek do ust. - A co tam!
~*~
Z perspektywy Alice
Viviene prowadziła samochód, jadąc ze stałą prędkością 200 km/h. Przez całą podróż powrotną nie odezwała się słowem, nie licząc krótkich poleceń czy przytaknięć. Nie byłam zdziwiona, jednak bardziej zaskoczył mnie brak protestu z jej strony, żadnej obrony. Po prostu przyjęła obelgi i oskarżenia Rose, bez żadnych zastrzeżeń.
Gdy tylko auto zatrzymało się na podjeździe naszego domu, wskoczyłam w objęcia mojego kochanego męża. Nawet nie wiecie, jak można się stęsknić przez te kilka dni… Rose przywitała się z Miśkiem, a Viviene z Edwardem i rodzicami.
Mimo, że byłyśmy w domu od kilku minut nasz wszechwiedzący i czytający w myślach brat spoglądał to na Rosalie, to Vivi. Na jego czole pojawiła się maleńka zmarszczka, usta wykrzywiły się w grymasie, a jego wzrok padł na mnie.
- Nie chcesz wiedzieć - pomyślałam
Edward nadal pilnie przyglądał się Viviene i Rose, jednak ani jedna ani druga nie odpowiedziała na jego pytanie: Co się dzieje? Dając w końcu za wygraną, weszliśmy do domu.
Po ogólnych uściskach rodzinnych, Carlisle zaproponował polowanie. Wszyscy poprali go jednomyślnie, więc udaliśmy się do lasu. Udało mi się złapać, małą skoczną sarenkę, a Jasperowi dorodnego jelenia. Ale frajda! Najedzeni i w ogólnym stanie używalności wróciliśmy do reszty.
Gdy weszliśmy na polankę, Emmett pojedynkował się z Vivi. Misiek nie miał szans, nasza siostra była szybsza, a jej technika rewelacyjna.
- Ale czad! - Zachwycił się mój mąż. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
- Ja też - dołączył ojciec.
Wszyscy z zapartym tchem oglądali walkę, która toczyła się w lesie. Chwilę później Emmett leżał na ziemi i zajadał igliwie, a Viviene stała obok otrzepując ubranie z delikatnym uśmiechem.
- Gratulacje - odezwał się Jasper z zachwytem. - Nie wiedziałem, że potrafisz tak walczyć. Rzadko kiedy można podziwiać takie ruchy. 
Nasza siostra chciała coś powiedzieć, lecz Rose ją uprzedziła.
- Tak Elen, powiedz nam jak to jest, że jesteś TAK idealna?
- Rose! - zwróciła jej uwagę mama.
- Nic nie szkodzi Esme - wtrąciła Viviene z bardzo poważną miną. - Po prostu Rosalie pragnie dowiedzieć się czegoś więcej o mnie. Z resztą z czego mi wiadomo nie tylko ona, zatem mam zamiar teraz wszystko wyjaśnić…
- Nie rozumiem? - zapytał Emmett.
- Rose, o co ci chodzi? - wtrącił miedzianowłosy.
- Słuchamy - odezwała się bezczelnie blondyna. - Niech nam Vivi, a może Elen wyjaśni…
- Moje pełne imię brzmi: Eleonor Viviene Elizabeth, stąd zdrobnienia: Elen i Nora - Rose. Przed poznaniem waszej rodziny wiele podróżowałam, dziesięć lat temu rozstałam się z grupą przyjaciół, aby powrócić do Stanów. Dziewczyny poznały dwójkę z nich: Ariela oraz Damona w Londynie i muszę dodać, że to spotkanie nie było ukartowane Rosalie - mówiła. - Po rozdzieleniu naszej paczki, gdy byłam już w Ameryce poznałam dwa inne wampiry - Toma i Dianę. To właśnie Tom nauczył mnie sztuki pojedynku, byłam ozdobą jego kolekcji…
- Ozdobą kolekcji? - zapytał Edward.
- Tom pragnął obalić władzę Volturi, a do tego potrzebował mnie. Posiadał  chorą wizję całkowitego władania światem ludzi…
- A mówiłam, wiedziałam że dla nich pracujesz! - krzyknęła blondie.
- Pozwolisz, że skończę zanim ponownie zaczniesz wymyślać historyjki wytrzepane z rękawa? - warknęła Vivi. - Gdy dowiedziałam się o planach moich towarzyszy, opuściłam ich. Jednak Tom nie mógł się z tym pogodzić, więc chciał mnie zabić. Albo będę z nim, albo wcale - wyraził się jasno i wyraźnie. Jednak zapomniał o jednej rzeczy, że uczeń przerósł mistrza.
Jej oczy bacznie nas obserwowały, a w szczególności naszą blondynkę, ukradkiem spojrzałam w stronę Edwarda - był zaskoczony. A jego mina była taka sama, jak Carlisle i Boskiego.
- Zabiłaś ich? - zapytał po chwili Emmett.
- Nie zabiłam, użyłam na nich swojego daru - odpowiedziała. - Nie lubię zabijać, a szczególnie z zimną krwią.
- Użyłaś daru? - wtrącił tata.
- Moje zdolnością są o wiele bardziej rozwinięte, niż możecie sobie to wyobrazić. Oprócz zdolności wampirów waszej rodziny i Denali, posiadam jeszcze kilka innych asów w rękawie - westchnęła. - Hipnoza, przeczucie, iluzja snu, wiem czy ktoś mówi prawdę czy kłamie, unieruchomienie, a także wizje emocjonalne.
- Ale jaja! - wtrącił tata, był wstrząśnięty.
- Wow! - żachnął Misiek. - Niezła z ciebie chodząca bomba z zapalnikiem!
- Dlatego masz kontakt z Volturi - wtrąciła blondyna.
Viviene głośno zaczerpnęła powietrza i zaczęła mówić dalej.
- Nie mam żadnego powiązania z rodem Volturi - mówiąc to spojrzała na Jaspera. - Moja najlepsza przyjaciółka jest przybraną córką Aro fakt. Ale to niczego nie zmienia, nigdy nie chciałam i nie zechcę wstąpić w ich szeregi.
- No nie wiem - odezwała się Rosalie.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - zwróciła się do naszej siostry.
- Użyłaś na nas jednego ze swoich darów?
- Tylko iluzji snu na Esme i Carlisle, ale to wiecie oraz hipnozy na Pannie Stackhouse. Prawdomówności i przeczucia nie kontroluje - odpowiedziała spoglądając tym razem na ojca.
- Co? - odezwali się rodzice razem. - Ale…
- Jeszcze jakieś pytania?
Cisza.
- Zatem mam nadzieję, że odpowiedziałam na wszystkie nurtujące was nieprawidłowości dotyczące mojego życia. Jest mi tylko przykro, że nikt nie pofatygował się i nie zapytał wprost. Tylko próbował coś na własną rękę, konstruując idiotyczne mity o Volturi i chęci zniszczenia rodziny od wewnątrz - powiedziała. - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła, a jeżeli Volturi zagrażaliby wam z mojego powodu, odeszłabym.  
Po czym zwiał gwałtowny wiatr, a w miejscu gdzie przed chwilą stała Viviene pozostała jedynie pustka.
Zniknęła!
Na polance ponownie zapanowała cisza. Poczułam się dziwnie, tak jakby razem z nią odeszło coś jeszcze, tylko nie miałam pojęcia co.
~*~
Z perspektywy Edwarda
- O cholera! - wydusił Emmett.
- Synu! - pouczyła Miśka Esme.
- Przepraszam mamo - odpowiedział.
- Co to znaczy, że Viviene zastosowała na nas iluzje snu i dlaczego? - zapytała Esme.
Na polanie zapadła cisza.
- Odpowie nam ktoś? - dążył Carlisle.
- Emmett i Rosalie rozwalili zachodnią fasadę domu, gdy pojechaliśmy na Alaskę - powiedziałem. - Viviene była tak dobra dla nich, że postanowiła uśpić was na 24 godziny, abyśmy mogli doprowadzić dom do porządku. Tak naprawdę, nie chciała aby Esme wpadła w szał, a było by to możliwe.
- Co?! - odezwała się mama. - Jak mogliście zrobić coś takiego?!
- Esme, wszystko w porządku. Nie denerwuj się niepotrzebnie, było minęło - odpowiedział Boski.
- No pewnie - wtrąciła. - „Było, minęło”, nigdy więcej nie zostawię domu w waszych rekach!
- Viviene ma rację - odezwała się niespodziewanie Allie.
- Że co? - burknęła Rose.
- Trzeba było zapytać wprost, a nie robić podchody. Jesteśmy rodziną, a żadne z nas tego nie dowiodło.
- Gdyby nie… - zaczęła Rosalie.
- Gdybyś zapytała ją w Londynie, na pewno powiedziałaby ci prawdę. A ty naskoczyłaś na nią, jak na kompletnie obcą osobę, nie próżnując w obelgach i oskarżeniach! - krzyczał Chochlik.
         - Możecie powiedzieć o co wam poszło? - zapytałem. - Co wydarzyło się w Londynie?
         - Edward ma rację - zaczął tata. - Inaczej nie dojdziemy do porozumienia, a bardzo nam na tym zależy.
         Spojrzałem na Rosalie, jej oczy ciskały błyskawice a usta ułożyły się w wąską linię - była wściekła. Alice natomiast stała obejmując Jaspera ze smutną miną.
         - Allie? - zacząłem.
     - Vivi naprawdę starała się, aby nasz wypad był dokonały - powiedziała. - Załatwiła najlepszy apartament w mieście, samochód a także wejście do Black Blood…
         - Byłyście w Black Blood? - zapytał podekscytowany Emmett. - Przecież dla normalnych ludzi to niemożliwe…
         - Jak widzisz nam się udało, Viviene jakoś dała radę załatwić rezerwację na sobotni wieczór. Zatem jak już byłyśmy w klubie, spotkałyśmy tam wampira a właściwie kilku…
- Wampiry? - przerwał Jasper.
- Pozwolisz, że skończę? - wtrąciła Alice. - To jedyny klub w Londynie, gdzie można spotkać naszych pobratymców…
- Mają czerwone oczy? - zapytałem.
- Tak i nie - odpowiedziała.
- Ciekawe co na to Volturi? - bąknąłem.
- Myślisz, że Aro… - zaczął Carlisle.
- Mogę dokończyć? - Ponownie wtrącił Chochlik.
- Przepraszamy - dodałem. - Mów.
- Klub jest pod stała kontrolą Włoch, Ariel właściciel baru to bardzo dobry znajomy Viviene. Nie widzieli się dobrych kilka lat, więc gdy Lafayette…
- Kto? - zapytał Emmett.
- Ariel Lafayette, właściciel.
- Aha.
- Gdy Ariel zobaczył Vivi, podszedł do naszego stolika i zaczęliśmy rozmawiać. Obydwoje byli bardzo zaskoczeni, widząc się w tym miejscu. Chwilę później do stolika podszedł drugi wampir - Damon.
- Który był również bardzo dobrym znajomym naszej kochanej Elen,             o przepraszam Vivi - wtrąciła jadowicie Rose.
Allie zmroziła blondynkę wzrokiem, kręcąc głową.
- Potem Damon poprosił Vivi do tańca, a my zostałyśmy z Arielem, w międzyczasie Rosalie przystąpiła do szczegółowego przesłuchania naszego nowego znajomego - mówiła Alice. - To bardzo miłe i ciekawe wampiry…
- Miłe i ciekawe? - zapytał z ironią Jazz.
- Czy każdy wampir, który żywi się ludzką krwią musi być brutalny? - odezwał się Chochlik. - Nie. Ale wracając do tematu, gdy już miałyśmy wychodzić z klubu, Vivi natknęła się na Felixa, który służy Volturi…
- Co?! - zapytał tata.
- A widzicie! - wtrąciła moja siostra. - Mówiłam…
- Rose! - Zganiła ja mama. - Pozwól Alice dokończyć!
Nasza Miss zachmurzyła się całkowicie i wtuliła w ramie Emmetta, udając obrażoną księżniczkę.
- Felix pozdrowił Viviene od Claudii - to córka Aro, jak już wiemy. Nasza siostra zamieniła z nim jeszcze kilka słów, po czym wróciłyśmy do hotelu.
- I co było dalej? - zapytałem.
- Gdy tylko znalazłyśmy się w apartamencie Rose zrobiła Viviene gigantyczną awanturę…
- Krzyczałyście na siebie? - odezwał się zdziwiony Em.
- Nie to Rose wrzeszczała, nie dając dojść mi do słowa - powiedziała wzburzona Allie. - Zarzucała Vivi kłamstwo powiedziała, że wszystko zostało ukartowane, aby pogrążyć naszą rodzinę, a z resztą Viviene odpowiedziała już chyba na wszystkie oskarżenia jakie padły pod jej adresem…
- No pewnie! - wrzasnęła blondyna. - Zrób teraz ze mnie heterę i psychicznie chorą blondynkę!
- Normalna na pewno nie jesteś! - Nie dawała za wygraną Chochlica. - Jak można nazwać własną siostrę perfidną suką! Co ona ci takiego zrobiła!?
- Co! - warknąłem.
- Rose! - dodała mama.
- To teraz ja jestem tak zła, tak? - odezwała się Rosalie.
- Jesteś po prostu zazdrosna! - krzyczała Alice. - Nie możesz przeżyć, że Viviene jest lepsza od ciebie!
- Ja zazdrosna? Niby o co?
- O znajomych, podróże, o bywanie w świecie ludzi. Nie możesz znieść, że faceci już nie patrzą na ciebie, tak jak kiedyś! Gdy jesteś przy Elen, twoja gwiazda blaknie i to cię najbardziej kuje!
- Co?!
- Jajo!
- Spokój! - wrzasnął Carlisle.
Scena była przekomiczna, Rosalie chciała rzucić się na Alice. I gdyby nie Emmett, który trzymał ją za ramiona doszło by do bójki. Ale i nasz Chochlik nie próżnował, złość i furia widoczna była w jej oczach, głowie i czynach.
- Czy Viviene odpowiedziała na wszystkie twoje pytania, oskarżenia i niedomówienia Rose? - Ponownie odezwał się ojciec, tym razem normalnym głosem.
- Tak, ale… - zaczęła.
- Czy odpowiedziała też, na wasze pytania? - zapytał tata, zwracając się do nas.
- Tak - odpowiedzieli wszyscy.
- Czy ma jej ktoś za złe, że nie powiedziała nam od początku wszystkiego?
- Nie - odpowiedział każdy, prócz Rose.
- Moim zdaniem przed rodziną nie powinno mieć tajemnic - powiedziała.
- A czy ty nie masz żadnego sekretu przed nami Rosalie? Wszyscy na pewno, wszystko wiedzą? - zapytał mierząc ją gniewnym wzrokiem.
Spojrzałem na naszą Miss, z wrażenia zachłysnęła się powietrzem. W głowie powróciły wspomnienia, a w sercu ból. To był temat tabu! Nie chciałem tego widzieć, ani słuchać. Nie chciałem do tego wracać! 
- Zatem sprawa wyjaśniona - powiedział ojciec. - Rosalie musisz przeprosić Vivi za swoje zachowanie, z resztą my również. Cieszę się, że wyjaśniło się kilka spraw. Już od dłuższego czasu intrygował mnie jej dar, nie miałem pojęcia, że jest tak potężny.
- Wiedziałem o prawdomówności i iluzji, jednak zastanawia mnie fakt dlaczego nam wcześniej nie powiedziała? - wtrąciłem.
- Może się bała - powiedział Jasper.
- Bała się? Czego?
- A jak myślisz, co by się stało gdyby sam Aro dowiedział się o jej zdolnościach?
Zamyśliłem się.
- Claudia musi być jej bardzo dobrą przyjaciółką skoro ukryła zdolność Viviene przed ojcem - odezwał się ponownie Jazz. - A czasami jest to niemożliwe.
- Twierdzisz, że…
- Gdyby Aro dowiedział się o darze Nory, to miał by niezły element przetargowy, w naszej postaci. A co gorsza mógłby uznać Vivi za konkurencję i nawet zabić - powiedział mąż Allie. - Wiecie dobrze, że oddała by swoje życie, aby tylko nas ocalić.
- A ja w nią zwątpiłem - powiedziałem po chwili. - Wystarczyła tylko chwila…
- Nie tylko TY bracie - odrzekł Jasper. - Od dawna męczyło mnie to, mimo że wybaczyła mi… nie wiedziałem, czy mogłem jej zaufać. Teraz już wiem.
- Nie martwcie się, wybaczy nam wszystkim - powiedziała Alice. - Tylko musimy przeprosić szczerze.
- Nie traćmy czasu, gdzie ona jest? - zapytałem Allie.
Moja siostra zamknęła oczy, spojrzałem w jej umysł: chwilę później zobaczyłem Viviene na polanie, jej oczy mówiły mi wszystko - była zrozpaczona. Chciałem się tam jak najszybciej znaleźć, aby przeprosić i przytulić, nie chciałem aby była smutna. Chwilę później usłyszałem jej krzyk, a potem była już tylko ciemność.

    “Zaufanie jest czymś tak pięknym, że nawet największy oszust odczuwa pewien szacunek dla tego, kto go nim obdarza” - Marie von Ebner-Eschenbach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz