Retrospekcja
Na
skraju urwiska stała para wampirów, mocny wiatr targał włosami ciemnowłosej
piękności, tak że niektóre z nich znalazły się na twarzy obok stojącego
mężczyzny.
- Nie możemy być razem Stefanie -
powiedziała po chwili dziewczyna.
- Jak to nie możemy? - zapytał, patrząc w
jej złote oczy.
- Po prostu, nie możemy.
- Kocham cię, rozumiesz? - Próbował się tłumaczyć.
- Ale ja nie kocham ciebie - wtrąciła
smutno.
- Chodzi o Damona? - zapytał poirytowany.
- Dlaczego zawsze musi chodzić o twojego
brata…
- Nie odpowiedziałaś, zatem…
- Co „zatem”? - warknęła dziewczyna. -
Będziesz mi znowu robił sceny zazdrości? Zrozum ja nigdy cię nie kochałam i nie
pokocham.
Wampira ogarnęła furia złości, wiedział
że tak będzie. Zawsze jest na przegranej pozycji, ale nie tym razem. Całą swoją siłą naparł na dziewczynę, tak że
leżała teraz na ziemi, a on przetrzymywał jej nadgarstki.
- Nie kochasz mnie, bo kochasz Damona! -
wrzasnął.
- Jesteś ślepy?! - również krzyczała,
szarpiąc się mocno. - Nigdy mnie z nim nic nie łączyło, jesteś chory z zazdrości
Stefan! Puść to boli!
- Nie jestem chory, przecież widzę co
się dzieje! Ale ja nie pozwolę mu na to po raz drugi! Nie odbierze mi kobiety
mojego życia! - powiedział.
Po czym zaczął obdarowywać ją
pocałunkami, Eleonor dzielnie usiłowała przeciwstawić się swojemu napastnikowi,
ale była za słaba. To był jedyny minus picia krwi zwierząt, nie dawała ona tyle
siły ile ludzka.
- Puszczaj mnie! Słyszysz, puść!-
krzyczała.
Jednak on był bezwzględny, jego usta
błądziły po jej szczęce, szyi i obojczykach. Gdyby była człowiekiem, płakałaby
na pewno. Nigdy w życiu, nie pomyślałaby, że Stefan jest zdolny do czegoś
takiego. Że będzie brutalny, porywczy i bez serca. To właśnie Damon taki był i
to odrzucało ją od niego. A teraz?
- Przestań, proszę przestań! - błagała.
- Puść ją! - warknął nagle jej wybawca.
Chwilę, później stała już na własnych
nogach, opierając się o pobliskie drzewo i oddychając szybciej. Gdy spojrzała
w tamtym kierunku, ujrzała toczącą się walkę na śmierć i życie. Dwaj bracia,
dwa światy, dwa charaktery… nie chciała dalej na to patrzeć, uciekła.
Jak zawsze.
~*~
Z perspektywy Allie
- Proszę
mi wybaczyć, ale nie wiem czy mogę zdradzić wszystkie szczegóły - powiedział
Ariel mierząc nas znacznie. - Nie znamy się aż tak dobrze.
Że co proszę?
- W porządku Lafayette, możesz mówić wszystko. To
moje przybrane siostry - wtrąciła Viviene.
- Nie rozumiem - zdumiał się.
Mężczyźni.
- Znalazłam biologicznego brata Arielu, a to są
jego przybrane siostry - wyjaśniła.
- A teraz i twoje Vivi - dodałam z uciechą.
- Właśnie - podsumowała.
- To niesamowita historia, jestem… - zaczął
wampir.
- Tak rzeczywiście niesamowita historia, ale może
zająłbyś się dzisiaj interesami, a nie kobietami Lafayette, myślałem że
gustujesz w płci przeciwnej? - Przerwał mu dość brutalnie kolejny wampir.
Mężczyzna był wyższy od Ariela, młodszy, bardziej przystojny
i postawny. Ciemno granatowy garnitur idealnie podkreślał jego kształty, a
fiołkowe oczy wzbudzały pożądanie.
Wow!
- Jak zwykle nie kulturalny, brutalny i... porażający - wtrąciła Viviene wstając z fotela.
Kim jest ten facet i skąd ona go zna?
Brunet zatrzymał się gwałtownie, po czym zrobił
duże oczy.
- Niech mnie ludzkie licho, Elen?! - krzyknął
łapiąc ją w objęcia.
Chwilę później wirował z Vivi w uścisku,
uśmiechając się szeroko.
- Puść wariacie! - odezwała się nasza siostra.
Elen? Hello, o co kaman?
- Wybacz, nawet nie wiedziałem, że aż tak
stęskniłem się za tobą - powiedział. - Może mnie przedstawisz tym uroczym damom?
- Alice Cullen, Rosalie Hale przedstawiam wam
mojego bardzo dobrego znajomego Damona Salvatore.
- Przyjemność po mojej stronie - odpowiedział
Damon całując nas w rękę.
- No proszę kolejny znajomy „Elen”- powiedziała
zjadliwie Rosalie. - Może powiesz nam Eleonor skąd znasz tych Panów?
Viviene tak jak i jak wyczuła zdenerwowanie i „to
coś” od naszej blondie, szczerze mówiąc nie podobał mi się jej ton. Chociaż
muszę przyznać, że to trochę dziwne…
- Wraz z Arielem i Damonem podróżowałam po
Europie kilka dobrych lat. Jednak później nasze drogi się rozeszły, aż do
dzisiaj - wyjaśniła Vivi z rozświetlającym uśmiechem.
- Aha! - odezwała się zdegustowana Rose.
- Rosalie, może zamówię ci jeszcze jednego
drinka? - zapytałam.
- Nie dziękuję - odpowiedziała.
- Ale ja nie przyjmuje żadnej odmowy - wtrącił
Ariel. - Henri! Burbon pięć razy, poproszę.
- Oczywiście szefie - odezwał się.
- Proszę sobie nie robić kłopotów - zaczęła Rose.
- To nie żaden kłopot Rosalie, to przyjemność.
Jesteśmy radzi z Demonem, że mogliśmy się spotkać, prawda? - zapytał wampir
spoglądając na kolegę.
- Oczywiście - odpowiedział Salvatore. -
Pozwolicie, że porwę Elen do tańca?
- Pewnie - odpowiedziałam.
Gdy tylko Vivi i Damon zniknęli na parkiecie,
Rose zapytała.
- Od jak dawna znasz Vivi, to znaczy Elen?
- Oj widzę, że ktoś tu jest bardzo ciekawski -
zauważył, upijając łyk.- Ale skoro Nora wam ufa, to ja chyba też mogę. Pytasz od jak dawna?
Hmm… trudno określić, jakieś dwadzieścia lat. Ostatni raz widzieliśmy się w
Londynie dziesięć lat temu.
- To prawda, że podróżowaliście razem? -
zapytałam.
- Tak. Poznałem Eleonor po raz pierwszy w Paryżu,
w operze. Byłem zaskoczony jej dietą i wstrzemięźliwością do ludzkiej krwi. I
jak widać, trzyma się całkiem dobrze. A wy?
- Można powiedzieć, że żyjemy tylko na krwi
zwierząt. Co pomaga nam żyć pośród ludzi - powiedziałam.
- To jest naprawdę fascynujące. Żyje na tym
świecie ponad 300 lat i niewiele jest rzeczy, które wywołują u mnie taki stan
emocjonalny.
- Wierzę Arielu, my za to byłyśmy w szoku po
przekroczeniu tego klubu. Viviene mówiła, że macie tutaj „wszystko pod
kontrolą”. Volturi wie o tym? - brnęłam dalej.
- Nie podróżujecie zbyt często, prawda?
- Nie - burknęła Rosalie.
- To widać. Czasy się zmieniły dziewczyny,
wampiry się zmieniły, a do tego i ludzie. Myślicie, że mogłem ten wampirzy
interes prowadzić bez zgody Wielkiej Trojki… Otóż nie. Razem z Damonem
musieliśmy pozyskać ich aprobatę, a udało się to od razu. Poniekąd Aro, był
zachwycony.
- Ale są jakieś kruczki, prawda? - wtrąciłam.
- Jakżeby inaczej. Klub jest pod kontrolą
Volturi, a część dochodów wędruje do ich kieszeni - odpowiedział.
- Jak dobrze Viviene zna Damona? - zaczęła ponowne
przesłuchanie Rosalie.
Ariel
najpierw spojrzał na nią, potem na mnie.
- Poznali się piętnaście lat temu, gdy nasza
czwórka „zwiedzała świat”…
- Czwórka? - odezwała się moja siostra.
- Razem ze mną, Elen i Damonem, podróżował też
jego młodszy brat - Stefan.
- Co się z nim stało?
- Rose, zadajesz takie pytania na jakie nawet ja
sam nie znam odpowiedzi. Ostatni raz widziałem go w Londynie, gdzie wszyscy się
rozdzieliliśmy.
- Wybacz, po prostu jesteśmy ciekawe historii
naszej siostry - powiedziała.
- Eleonor zawsze była skryta, wcale się nie
dziwię, że niewiele wiecie o niej. Jednak, niech to nie przemawia na jej
niekorzyść.
- Rodzinie się ufa w zupełności - wtrąciła blondynka.
- Zatem, nie powinnaś jej tego wypominać. Jak
sama przed chwilą stwierdziłaś „rodzinie się ufa w zupełności”. Elen nie jest
zła, ani nie chce nikogo skrzywdzić. Uwierz mi.
- No cóż, jak widać znasz ją o wiele lepiej niż
my - dodała.
- Nie byłbym tego pewien - odpowiedział wampir.
Może Ariel ma rację, mówiąc… a z resztą co mnie to
obchodzi. Viviene udowodniła, że jesteśmy rodziną. To wspaniała dziewczyna,
która przeszła naprawdę wiele. Nie mogę mieć do niej pretensji, że zna te wampiry.
Przecież każdy z nas ma jakieś tajemnice.
Ale czy to właściwie była tajemnica?
~*~
- Taniec? -
zapytałam. - Przecież ty nigdy nie tańczysz.
- Czasami robię wyjątki - odpowiedział
szarmancko. - Poza tym, zyskamy chwile tylko we dwoje.
Zaczęliśmy poruszać się delikatnie w rytm muzyki
Without You, Damon zrobił obrót a ja z nim.
- Co słychać u ciebie? - zapytałam ponownie.
- Chyba chciałaś zapytać „co słychać u mojego
kochanego braciszka”?
- To miało być następne pytanie.
- Skoro tak, to powiem ci, że prowadzę interesy
razem z Lafayette. I jestem zadowolony z takiego obrotu spraw.
- No ja myślę, zawsze byłeś stworzony do wielkich
rzeczy.
- Nie narzekam. A co u ciebie? Nasza ostania
wizyta nie należała do najmilszych, szczerze mówiąc myślałem, że więcej się nie
zobaczymy.
- Ja miałam podobne plany - odpowiedziałam
uśmiechając się do niego. - Mieszkam na stałe w Stanach, znalazłam biologicznego
brata a te wampirzyce, z którymi cię poznałam to jego siostry.
Spojrzał w ich kierunku.
- Wolne?
- Przykro mi, mężatki.
- Mężatki? Boże, kto w dzisiejszych czasach
decyduje się na taki krok.
- Niektórzy. Ty jak zauważyłam zostajesz wierny
ideom.
- W rzeczy samej, nie można jednak powiedzieć
tego o moim bracie. Zmarnował się chłopak.
- Możesz jaśniej?
- Kilka lat temu, a właściwie po zakończeniu
naszej „wspólnej egzystencji”, Stefan wrócił do Bułgarii. Gdzie znalazł
towarzyszkę na dalsze życie…
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło - przerwałam
wypuszczając głośno powietrze.
Damon zmierzył mnie wzrokiem a na ustach pojawił
się bardzo dobrze mi znany uśmiech, po czym zakręcił tak, że musiał przetrzymać
mnie w tali, abym nie wylądowała na pupie.
Celowe posunięcie.
- Ta dziewczyna jest człowiekiem, a właściwie
była…
- Przemienił ją? - Byłam w szoku.
- Z tego co mi wiadomo to tak, jednak nie
widziałem go już o kurczę … 10 lat! I wcale za nim nie tęsknię, więc dla ciebie
to musi być jakiś sygnał prawda? No wiesz ty i ja…
- Żartujesz prawda?
- No pewnie - stwierdził z uśmiechem. - Elen my?
Razem?
- Nigdy.
- I za to cię kocham - powiedział. - Oczywiście,
nie dosłownie.
- Naprawdę nie widziałeś go taki
szmat czasu? - Kontynuowałam.
Chłopak posłał mi swoje irytujące spojrzenie, bardzo dobrze wiedział, do czego dążę.
- Czyżbym w tym zdaniu wyczuwał nutkę
zainteresowania?
- Stefan jest moim przyjacielem – powiedziałam. -
Ta sytuacja, która miała miejsce… z resztą, wiesz o co mi chodzi. Wcale nie była
łatwa dla mnie, nie spodziewałam się takiego zachowania z jego strony.
- Był na głodzie - stwierdził. - Mimo, to nie
popieram takich akcji.
- Takiego Damona nie znałam - zdziwiłam się.
- Znałaś i to bardzo dobrze. Czasami udaje mi się
zrobić lepsze wrażenie, ale powtarzam - czasami.
- Jasne.
- Stefan cały czas przebywa w Bułgarii z Eleną,
jest szczęśliwy, a mi to służy. Przynajmniej nie zawraca mi dupy.
- Tego Damona pamiętam bardzo dobrze - zaśmiałam
się. - Kochasz brata, nie da się ukryć.
- Ja? Proszę cię - skwitował z obrotem.
- Wracajmy, bo mnie dziewczyny zagryzą.
~*~
Gdy
wróciliśmy do stolika, Alice chichotała jak oszalała z Arielem, a Rose
siedziała z naburmuszoną miną, popijając jedynie Burbon.
- Jak się bawicie? - zapytał resztę Damon.
- Świetnie - żachnęła Rosalie.
- Tak, super. Jeszcze nigdy nie słyszałam tyle
dobrych kawałów - powiedziała Allie, po czym ponownie zaczęła chichotać.
- Coś się stało? - zapytałam siostrę.
- Ależ skąd, uważam tylko że powinniśmy już
wracać. Samolot jest z samego rana - odpowiedział blondyna dość dziwnym dla mnie tonem.
- Masz rację - zauważyłam. - Będziemy się już
zbierać.
- Tak szybko? - zapytał Ariel, spoglądając w moją stronę. - Nie zdążyłem z
tobą porozmawiać.
- Może innym razem, ale dam ci moje namiary-
powiedziałam wyciągając z torebki wizytówkę.
- Do zobaczenia - odezwał się Lafayette, tuląc
mnie na pożegnanie.
- Miło było - wtrąciła Rosalie obojętnie.
- Pa, pa chłopaki - zawołała Alice, zataczając się
lekko.
- Ja was odprowadzę - odezwał się Damon.
Wzięłyśmy swoje torebki i ruszyłyśmy w
stronę wyjścia, gdyby nie to, że chcąc pomachać jeszcze Arielowi, weszłam w
jakiegoś faceta.
- Bardzo przepraszam - wydukałam patrząc w górę.
Mężczyzna był sporej postury, miał ponad dwa metry, jasno oliwkową
cera i krwisto czerwone oczy, które idealnie kontrastowały z czarnym, aksamitnym
garniturem. Ciemno brązowe włosy zaczesane były do tyłu w małą kitkę.
Kolejny wampir do kolekcji.
- Czy my się znamy? - zapytał zdziwiony.
Zdębiałam, a ze mną i moje siostry.
- Raczej nie - odpowiedziałam.
- Ależ tak, jesteś Viviene.
- Skoro ty mnie znasz, może było uczciwie, aby i
ja poznała twoje imię.
- Wybacz proszę, nie chciałem cię urazić. Jestem
Felix, jesteś bardzo dobrą znajomą Claudii - powiedział, przy okazji kłaniając się nisko. - Widziałem cię na
zdjęciu, po za tym Cleo mówiła trochę o tobie.
- Zatem dotarła do Włoch? - zapytałam z ulgą, chociaż tak naprawdę wcale nie czułam się lepiej. Wiedziałam już bowiem, kim jest owy tajemniczy wampiry.
Moja mina zrobiła się bardziej poważna, mogłam być pewna że to człowiek Volturi.
- Tak, dwa tygodnie temu. Byliśmy zachwyceni, że
ponownie jest wśród nas. A szczególnie nasz Pan i Pani - odpowiedział.
- Na pewno. Proszę przekaż Claudii moje
najszczersze pozdrowienia, a teraz wybacz, ale nie możemy zostać dłużej. Czas
nagli.
- Rozumiem i przekaże. Bardzo miło było cię poznać -
Viviene.
- Wzajemnie - bąknęłam.
Po czym odeszłam w przeciwnym kierunku, a tuż za mną
Allie i Rosalie, z minami, których nie dało się opisać. Sekundę później dołączył
do nas Damon.
- Nie wiedziałem, że znasz Felixa, gdybym
wiedział… - zaczął.
- Nie znam faceta, widziałam go po raz pierwszy w
życiu - westchnęłam zdegustowana zakładając płaszcz.
- Szkoda - dodał. - Cóż zatem do zobaczenia lub
usłyszenia: Rosalie, Alice, Elen!
To powiedziawszy skłonił się nisko i pocałował
każdą z nas w dłoń. To był dziwny wieczór… Ariel, Damon i Felix…
Co jeszcze mnie spotka?
Przez całą drogę powrotną w aucie panowała
absolutna cisza, nawet w ich umysłach. Gdy tylko wjechałam na parking podziemny
naszego hotelu, Rosalie wystrzeliła z samochodu jak z procy, a za nią Alice.
Co jej się stało do cholery?
Nie miałam zbyt dużo czasu, aby się nad tym
zastanowić, ponieważ musiałam oddać samochód, a także załatwić sprawy na
recepcji.
~*~
Z perspektywy Alice
Rosalie
wpadła do pokoju jak burza, trzaskając czym popadnie, widać było że jest
wściekła.
Tylko dlaczego?
- Możesz mi powiedzieć, co jest powodem twojego
idiotycznego zachowania? - zapytałam.
- I ty się mnie jeszcze pytasz? - warknęła.
- Ej, nie takim tonem Rose! - stwierdziłam.
- Ja wiedziałam, że z nią będzie coś nie tak.
Zbyt poukładana, uczciwa i za gładka, ale nikt nie może być idealny. O nie…
- Nadal nie rozumiem.
- To przejrzyj na oczy w końcu Alice! -
krzyczała. - Nie widzisz, co ona z nami pogrywa! Czy kiedykolwiek powiedziała nam
prawdę, zawsze i od samego początku były same tajemnice! Jasper miał rację, aby
jej do końca nie ufać. A tu proszę, okazuje się że nasza Kochana Vivi, a nie
przepraszam „Elen” doskonale dogaduje się z Volturi!
- Rose, ale…
- I te spotkania po latach, gówno prawda.
Wszystko było zorganizowane i ukartowane. Dobrze przyjrzałam się jej Allie,
chce nas wszystkich pozabijać, a ciebie i Edwarda dołączyć do świty Volturi!
Może nawet w tej chwili, nie mamy już do czego wracać…
- Rose, a…!
- Wiem, co chcesz powiedzieć Alice. I wiem
dlaczego nie miałaś dotychczas wizji, bo ona cię blokuje, nawet nie mamy
pojęcia co ona potrafi! Czy przypadkiem nas teraz nie kontroluje!
- Rose! - warknęłam mocniej.
- Jeszcze nie skończyłam! Od samego początku jej
nie lubiłam, a wy wszyscy tak się nią zachwycaliście: Vivi to! Vivi tamto!
Rzygać mi się chciało, jak to słyszałam! Może i jest biologiczną siostrą
Edwarda, co nie znaczy, że jest zła. Wiem jedno Vivi, Elen czy pożal się Boże
Nora to perfidna suka! - wykrzyknęła.
Chwila? Suka?
I wtedy miałam wizję.
- Rose! - wrzasnęłam.
- Co znowu? - warknęła na mnie.
- ONA stoi za tobą - powiedziałam.
~*~
Na
twarzy wampirzycy pojawił się ból, dłonie zacisnęły się w pięści, a w złotych
oczach zalśnił smutek. Nie była w stanie spojrzeć na swoje siostry, po prostu
wyszła. Ból jaki targał jej sercem, nie przypominał wcześniejszego, którego
doświadczała prawie codziennie.
Brak zaufania i oskarżenia, jakie padły pod jej
adresem, były niewidocznym ostrzem wbijającym się w jej stwardniałe serce.
Przez pewien czas była szczęśliwa, zapominała o tym co było. A teraz? Wszystko
wróciło z dwojoną siłą, nie dając szansy na obronę…
Viviene swoją ucieczkę zakończyła w barze przy
lobby, zamówiła czystą i usiadła w boksie. Swoją anielską twarz ukryła w
dłoniach i czekała, tylko ciekawe na co? A tak na dobicie!
- Viviene, tutaj jesteś - powiedziała Allie,
siadając obok siostry. - Szukałam cię, strasznie głupio wyszło. A Rose…
- Nie ma o czym mówić Alice, Rosalie ma rację.
Jestem perfidną suką, lepiej odejdź bo jeszcze skończysz w szeregach Wielkiej
Trojki - odezwała się Vivi.
Po czym wypiła całą zawartość kieliszka i
zamówiła drugi, jednak Chochlica nie dawała za wygraną.
- Ja wcale tak nie uważam. Ona po prostu musi
zrozumieć, ja nie miałam pojęcia że zrobi taką szopkę. Po za tym ona…
- Nie tłumacz się, nie musisz.
- Vivi, ja jestem po twojej stronie.
- Bądź gotowa o 5.30. Dobranoc - wtrąciła.
Z torebki wyjęła sto dolarowy banknot i położyła
na stoliku, obok niedopitego alkoholu. Następnie wyszła, pozostawiając biedną
Alice w barze.
- No to się porobiło - stwierdziła dziewczyna,
przykładając kieliszek do ust. - A co tam!
~*~
Z perspektywy Alice
Viviene
prowadziła samochód, jadąc ze stałą prędkością 200 km/h. Przez całą podróż
powrotną nie odezwała się słowem, nie licząc krótkich poleceń czy przytaknięć.
Nie byłam zdziwiona, jednak bardziej zaskoczył mnie brak protestu z jej strony,
żadnej obrony. Po prostu przyjęła obelgi i oskarżenia Rose, bez żadnych
zastrzeżeń.
Gdy tylko auto zatrzymało się na podjeździe
naszego domu, wskoczyłam w objęcia mojego kochanego męża. Nawet nie wiecie, jak
można się stęsknić przez te kilka dni… Rose przywitała się z Miśkiem, a Viviene
z Edwardem i rodzicami.
Mimo, że byłyśmy w domu od kilku minut nasz
wszechwiedzący i czytający w myślach brat spoglądał to na Rosalie, to Vivi. Na
jego czole pojawiła się maleńka zmarszczka, usta wykrzywiły się w grymasie, a
jego wzrok padł na mnie.
- Nie chcesz wiedzieć -
pomyślałam
Edward nadal pilnie przyglądał się Viviene i
Rose, jednak ani jedna ani druga nie odpowiedziała na jego pytanie: Co się
dzieje? Dając w końcu za wygraną, weszliśmy do domu.
Po ogólnych uściskach rodzinnych, Carlisle
zaproponował polowanie. Wszyscy poprali go jednomyślnie, więc udaliśmy się do
lasu. Udało mi się złapać, małą skoczną sarenkę, a Jasperowi dorodnego jelenia. Ale
frajda! Najedzeni i w ogólnym stanie używalności wróciliśmy do reszty.
Gdy weszliśmy na polankę, Emmett pojedynkował się
z Vivi. Misiek nie miał szans, nasza siostra była szybsza, a jej technika
rewelacyjna.
- Ale czad! - Zachwycił się mój mąż. - Nigdy czegoś
takiego nie widziałem.
- Ja też - dołączył ojciec.
Wszyscy z zapartym tchem oglądali walkę, która
toczyła się w lesie. Chwilę później Emmett leżał na ziemi i zajadał igliwie, a
Viviene stała obok otrzepując ubranie z delikatnym uśmiechem.
- Gratulacje - odezwał się Jasper z zachwytem. -
Nie wiedziałem, że potrafisz tak walczyć. Rzadko kiedy można podziwiać takie
ruchy.
Nasza siostra chciała coś powiedzieć, lecz Rose
ją uprzedziła.
- Tak Elen, powiedz nam jak to jest, że jesteś
TAK idealna?
- Rose! - zwróciła jej uwagę mama.
- Nic nie szkodzi Esme - wtrąciła Viviene z bardzo
poważną miną. - Po prostu Rosalie pragnie dowiedzieć się czegoś więcej o mnie. Z
resztą z czego mi wiadomo nie tylko ona, zatem mam zamiar teraz wszystko
wyjaśnić…
- Nie rozumiem? - zapytał Emmett.
- Rose, o co ci chodzi? - wtrącił miedzianowłosy.
- Słuchamy - odezwała się bezczelnie blondyna. -
Niech nam Vivi, a może Elen wyjaśni…
- Moje pełne imię brzmi: Eleonor Viviene
Elizabeth, stąd zdrobnienia: Elen i Nora - Rose. Przed poznaniem waszej rodziny
wiele podróżowałam, dziesięć lat temu rozstałam się z grupą przyjaciół, aby
powrócić do Stanów. Dziewczyny poznały dwójkę z nich: Ariela oraz Damona w
Londynie i muszę dodać, że to spotkanie nie było ukartowane Rosalie - mówiła. - Po
rozdzieleniu naszej paczki, gdy byłam już w Ameryce poznałam dwa inne wampiry -
Toma i Dianę. To właśnie Tom nauczył mnie sztuki pojedynku, byłam ozdobą jego
kolekcji…
- Ozdobą kolekcji? - zapytał Edward.
- Tom pragnął obalić władzę Volturi, a do tego
potrzebował mnie. Posiadał chorą wizję
całkowitego władania światem ludzi…
- A mówiłam, wiedziałam że dla nich pracujesz! -
krzyknęła blondie.
- Pozwolisz, że skończę zanim ponownie zaczniesz
wymyślać historyjki wytrzepane z rękawa? - warknęła Vivi. - Gdy dowiedziałam się
o planach moich towarzyszy, opuściłam ich. Jednak Tom nie mógł się z tym
pogodzić, więc chciał mnie zabić. Albo będę z nim, albo wcale - wyraził
się jasno i wyraźnie. Jednak zapomniał o jednej rzeczy, że uczeń przerósł
mistrza.
Jej oczy bacznie nas obserwowały, a w
szczególności naszą blondynkę, ukradkiem spojrzałam w stronę Edwarda - był
zaskoczony. A jego mina była taka sama, jak Carlisle i Boskiego.
- Zabiłaś ich? - zapytał po chwili Emmett.
- Nie zabiłam, użyłam na nich swojego daru -
odpowiedziała. - Nie lubię zabijać, a szczególnie z zimną krwią.
- Użyłaś daru? - wtrącił tata.
- Moje zdolnością są o wiele bardziej rozwinięte,
niż możecie sobie to wyobrazić. Oprócz zdolności wampirów waszej rodziny i
Denali, posiadam jeszcze kilka innych asów w rękawie - westchnęła. - Hipnoza, przeczucie,
iluzja snu, wiem czy ktoś mówi prawdę czy kłamie, unieruchomienie, a także wizje
emocjonalne.
- Ale jaja! - wtrącił tata, był wstrząśnięty.
- Wow! - żachnął Misiek. - Niezła z ciebie chodząca
bomba z zapalnikiem!
- Dlatego masz kontakt z Volturi - wtrąciła
blondyna.
Viviene głośno zaczerpnęła powietrza i zaczęła
mówić dalej.
- Nie mam żadnego powiązania z rodem Volturi -
mówiąc to spojrzała na Jaspera. - Moja najlepsza przyjaciółka jest przybraną
córką Aro fakt. Ale to niczego nie zmienia, nigdy nie chciałam i nie zechcę
wstąpić w ich szeregi.
- No nie wiem - odezwała się Rosalie.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - zwróciła się do
naszej siostry.
- Użyłaś na nas jednego ze swoich darów?
- Tylko iluzji snu na Esme i Carlisle, ale to
wiecie oraz hipnozy na Pannie Stackhouse. Prawdomówności i przeczucia nie
kontroluje - odpowiedziała spoglądając tym razem na ojca.
- Co? - odezwali się rodzice razem. - Ale…
- Jeszcze jakieś pytania?
Cisza.
- Zatem mam nadzieję, że odpowiedziałam na
wszystkie nurtujące was nieprawidłowości dotyczące mojego życia. Jest mi tylko
przykro, że nikt nie pofatygował się i nie zapytał wprost. Tylko próbował coś
na własną rękę, konstruując idiotyczne mity o Volturi i chęci zniszczenia
rodziny od wewnątrz - powiedziała. - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła, a
jeżeli Volturi zagrażaliby wam z mojego powodu, odeszłabym.
Po czym zwiał gwałtowny wiatr, a w miejscu gdzie
przed chwilą stała Viviene pozostała jedynie pustka.
Zniknęła!
Na polance ponownie zapanowała cisza. Poczułam
się dziwnie, tak jakby razem z nią odeszło coś jeszcze, tylko nie miałam
pojęcia co.
~*~
Z perspektywy Edwarda
- O cholera! -
wydusił Emmett.
- Synu! - pouczyła Miśka Esme.
- Przepraszam mamo - odpowiedział.
- Co to znaczy, że Viviene zastosowała na nas
iluzje snu i dlaczego? - zapytała Esme.
Na polanie zapadła cisza.
- Odpowie nam ktoś? - dążył Carlisle.
- Emmett i Rosalie rozwalili zachodnią fasadę
domu, gdy pojechaliśmy na Alaskę - powiedziałem. - Viviene była tak dobra dla
nich, że postanowiła uśpić was na 24 godziny, abyśmy mogli doprowadzić dom do
porządku. Tak naprawdę, nie chciała aby Esme wpadła w szał, a było by to
możliwe.
- Co?! - odezwała się mama. - Jak mogliście zrobić
coś takiego?!
- Esme, wszystko w porządku. Nie denerwuj się
niepotrzebnie, było minęło - odpowiedział Boski.
- No pewnie - wtrąciła. - „Było, minęło”,
nigdy więcej nie zostawię domu w waszych rekach!
- Viviene ma rację - odezwała się niespodziewanie
Allie.
- Że co? - burknęła Rose.
- Trzeba było zapytać wprost, a nie robić
podchody. Jesteśmy rodziną, a żadne z nas tego nie dowiodło.
- Gdyby nie… - zaczęła Rosalie.
- Gdybyś zapytała ją w Londynie, na pewno
powiedziałaby ci prawdę. A ty naskoczyłaś na nią, jak na kompletnie obcą osobę,
nie próżnując w obelgach i oskarżeniach! - krzyczał Chochlik.
- Możecie powiedzieć o
co wam poszło? - zapytałem. - Co wydarzyło się w Londynie?
- Edward ma rację -
zaczął tata. - Inaczej nie dojdziemy do porozumienia, a bardzo nam na tym
zależy.
Spojrzałem na Rosalie,
jej oczy ciskały błyskawice a usta ułożyły się w wąską linię - była wściekła.
Alice natomiast stała obejmując Jaspera ze smutną miną.
- Allie? - zacząłem.
- Vivi naprawdę starała
się, aby nasz wypad był dokonały - powiedziała. - Załatwiła najlepszy apartament
w mieście, samochód a także wejście do Black Blood…
- Byłyście w Black
Blood? - zapytał podekscytowany Emmett. - Przecież dla normalnych ludzi to
niemożliwe…
- Jak widzisz nam się
udało, Viviene jakoś dała radę
załatwić rezerwację na sobotni wieczór. Zatem jak już byłyśmy w klubie,
spotkałyśmy tam wampira a właściwie kilku…
- Wampiry? - przerwał Jasper.
- Pozwolisz, że skończę? - wtrąciła Alice. - To
jedyny klub w Londynie, gdzie można spotkać naszych pobratymców…
- Mają czerwone oczy? - zapytałem.
- Tak i nie - odpowiedziała.
- Ciekawe co na to Volturi? - bąknąłem.
- Myślisz, że Aro… - zaczął Carlisle.
- Mogę dokończyć? - Ponownie wtrącił Chochlik.
- Przepraszamy - dodałem. - Mów.
- Klub jest pod stała kontrolą Włoch, Ariel
właściciel baru to bardzo dobry znajomy Viviene. Nie widzieli się dobrych kilka
lat, więc gdy Lafayette…
- Kto? - zapytał Emmett.
- Ariel Lafayette, właściciel.
- Aha.
- Gdy Ariel zobaczył Vivi, podszedł do
naszego stolika i zaczęliśmy rozmawiać. Obydwoje byli bardzo zaskoczeni, widząc
się w tym miejscu. Chwilę później do stolika podszedł drugi wampir - Damon.
- Który był również bardzo dobrym znajomym naszej
kochanej Elen, o przepraszam Vivi - wtrąciła jadowicie Rose.
Allie zmroziła blondynkę wzrokiem, kręcąc głową.
- Potem Damon poprosił Vivi do tańca, a my
zostałyśmy z Arielem, w międzyczasie Rosalie przystąpiła do szczegółowego
przesłuchania naszego nowego znajomego - mówiła Alice. - To bardzo miłe i ciekawe
wampiry…
- Miłe i ciekawe? - zapytał z ironią Jazz.
- Czy każdy wampir, który żywi się ludzką krwią
musi być brutalny? - odezwał się Chochlik. - Nie. Ale wracając do tematu, gdy już
miałyśmy wychodzić z klubu, Vivi natknęła się na Felixa, który służy Volturi…
- Co?! - zapytał tata.
- A widzicie! - wtrąciła moja siostra. - Mówiłam…
- Rose! - Zganiła ja mama. - Pozwól Alice
dokończyć!
Nasza Miss zachmurzyła się całkowicie i wtuliła w
ramie Emmetta, udając obrażoną księżniczkę.
- Felix pozdrowił Viviene od Claudii - to córka
Aro, jak już wiemy. Nasza siostra zamieniła z nim jeszcze kilka słów, po czym
wróciłyśmy do hotelu.
- I co było dalej? - zapytałem.
- Gdy tylko znalazłyśmy się w apartamencie Rose
zrobiła Viviene gigantyczną awanturę…
- Krzyczałyście na siebie? - odezwał się zdziwiony
Em.
- Nie to Rose wrzeszczała, nie dając dojść mi do
słowa - powiedziała wzburzona Allie. - Zarzucała Vivi kłamstwo powiedziała, że
wszystko zostało ukartowane, aby pogrążyć naszą rodzinę, a z resztą Viviene
odpowiedziała już chyba na wszystkie oskarżenia jakie padły pod jej adresem…
- No pewnie! - wrzasnęła blondyna. - Zrób teraz ze
mnie heterę i psychicznie chorą blondynkę!
- Normalna na pewno nie jesteś! - Nie dawała za
wygraną Chochlica. - Jak można nazwać własną siostrę perfidną suką! Co ona ci
takiego zrobiła!?
- Co! - warknąłem.
- Rose! - dodała mama.
- To teraz ja jestem tak zła, tak? - odezwała się
Rosalie.
- Jesteś po prostu zazdrosna! - krzyczała Alice. -
Nie możesz przeżyć, że Viviene jest lepsza od ciebie!
- Ja zazdrosna? Niby o co?
- O znajomych, podróże, o bywanie w świecie
ludzi. Nie możesz znieść, że faceci już nie patrzą na ciebie, tak jak kiedyś!
Gdy jesteś przy Elen, twoja gwiazda blaknie i to cię najbardziej kuje!
- Co?!
- Jajo!
- Spokój! - wrzasnął Carlisle.
Scena była przekomiczna, Rosalie chciała rzucić
się na Alice. I gdyby nie Emmett, który trzymał ją za ramiona doszło by do
bójki. Ale i nasz Chochlik nie próżnował, złość i furia widoczna była w jej oczach,
głowie i czynach.
- Czy Viviene odpowiedziała na wszystkie twoje
pytania, oskarżenia i niedomówienia Rose? - Ponownie odezwał się ojciec, tym
razem normalnym głosem.
- Tak, ale… - zaczęła.
- Czy odpowiedziała też, na wasze pytania? -
zapytał tata, zwracając się do nas.
- Tak - odpowiedzieli wszyscy.
- Czy ma jej ktoś za złe, że nie powiedziała nam
od początku wszystkiego?
- Nie - odpowiedział każdy, prócz Rose.
- Moim zdaniem przed rodziną nie powinno mieć
tajemnic - powiedziała.
- A czy ty nie masz żadnego sekretu przed nami
Rosalie? Wszyscy na pewno, wszystko wiedzą? - zapytał mierząc ją gniewnym
wzrokiem.
Spojrzałem na naszą Miss, z wrażenia zachłysnęła
się powietrzem. W głowie powróciły wspomnienia, a w sercu ból. To był temat
tabu! Nie chciałem tego widzieć, ani słuchać. Nie chciałem do tego wracać!
- Zatem sprawa wyjaśniona - powiedział ojciec. -
Rosalie musisz przeprosić Vivi za swoje zachowanie, z resztą my również. Cieszę
się, że wyjaśniło się kilka spraw. Już od dłuższego czasu intrygował mnie jej
dar, nie miałem pojęcia, że jest tak potężny.
- Wiedziałem o prawdomówności i iluzji, jednak
zastanawia mnie fakt dlaczego nam wcześniej nie powiedziała? - wtrąciłem.
- Może się bała - powiedział Jasper.
- Bała się? Czego?
- A jak myślisz, co by się stało gdyby sam Aro
dowiedział się o jej zdolnościach?
Zamyśliłem się.
- Claudia musi być jej bardzo dobrą przyjaciółką
skoro ukryła zdolność Viviene przed ojcem - odezwał się ponownie Jazz. - A
czasami jest to niemożliwe.
- Twierdzisz, że…
- Gdyby Aro dowiedział się o darze Nory, to miał
by niezły element przetargowy, w naszej postaci. A co gorsza mógłby uznać Vivi
za konkurencję i nawet zabić - powiedział mąż Allie. - Wiecie dobrze, że oddała by
swoje życie, aby tylko nas ocalić.
- A ja w nią zwątpiłem - powiedziałem po chwili. -
Wystarczyła tylko chwila…
- Nie tylko TY bracie - odrzekł Jasper. - Od dawna
męczyło mnie to, mimo że wybaczyła mi… nie wiedziałem, czy mogłem jej zaufać.
Teraz już wiem.
- Nie martwcie się, wybaczy nam wszystkim -
powiedziała Alice. - Tylko musimy przeprosić szczerze.
- Nie traćmy czasu, gdzie ona jest? - zapytałem
Allie.
Moja siostra zamknęła oczy, spojrzałem w jej
umysł: chwilę później zobaczyłem Viviene na polanie, jej oczy mówiły mi
wszystko - była zrozpaczona. Chciałem się tam jak najszybciej znaleźć, aby
przeprosić i przytulić, nie chciałem aby była smutna. Chwilę później usłyszałem
jej krzyk, a potem była już tylko ciemność.
“Zaufanie jest czymś tak pięknym, że nawet największy oszust odczuwa
pewien szacunek dla tego, kto go nim obdarza” - Marie von Ebner-Eschenbach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz