Z perspektywy Emmetta
Nie wiem
ile piw, wina, szampana, Burbona i innych świństw na bazie alkoholu wypiłem, ale kac był
niemiłosierny. Co oczywiście oznaczało, że impreza była udana. Głowa pękała mi od nadmiaru jakichkolwiek myśli, powoli i z wielkim trudem podniosłem się do pozycji pionowej.
Ale zaraz, zaraz a z jakiej okazji
piłem? - pomyślałem. - Czyżbym przegapił urodziny własnej żony? Nie. Rocznicę ślubu? Na pewno
nie. A może położyłem kogoś na łopatki? Hmm…
Tak bardzo błądziłem we "własnym świecie", że dopiero po czasie zauważyłem, iż stoję na leśnej polanie.
Czekajcie, czy ja piłem pod gołym niebem?
Przysiągłbym, że byłem w domu… Hmm… ale czy, aby na pewno?
Nagle tuż za mną rozległ się kobiecy, przerażający krzyk, który ewidentnie należał do Alice. Odruchowo przyjąłem pozę do ataku wraz z obok mnie stojącym ojcem.
Carlisle też z nami pił?
Spojrzałem w kierunku przerażonej siostry i
przestałem oddychać.
Dopiero teraz spostrzegłem, że polana na której
staliśmy z rodziną wygląda, jak po przejściu Katriny. Trzy czwarte drzew było
połamanych, a niektóre z nich leżały nawet pośrodku wrzosowiska. Jednak nie powyższy krajobraz doprowadził moją siostrę do takiego stanu, a zakrwawione ludzkie zwłoki, leżące nieopodal skały na
której odbiła się krwawa postać.
Ruszyłem w tamtym kierunku automatycznie, do moich nozdrzy powinien dotrzeć oszałamiający zapach życiodajnej cieczy, mijały sekundy, a ja nawet nie poczułem krwi. Byłem dla niej obojętny, tak jak i ona dla mnie. Nie czując pragnienia, pochyliłem się
nad leżącą kobietą. Jej twarz była ukryta w burzy, długich brązowoczerwonych loków. Ubranie
jakie miała na sobie, było poszarpane a wszędzie wokół znajdowała się krew.
Obróciłem ciało dziewczyny i wtedy zamarłem.
Kobieca twarz była opuchnięta i pokryta świeżą krwią, na policzkach widniały purpurowofioletowe plamy prawdopodobnie od uderzenia, a z ust sączyła się strużka jasno rubinowej cieczy. Liczne przecięcia i zadrapania oszpeciły jej alabastrową skórę.
Kobieca twarz była opuchnięta i pokryta świeżą krwią, na policzkach widniały purpurowofioletowe plamy prawdopodobnie od uderzenia, a z ust sączyła się strużka jasno rubinowej cieczy. Liczne przecięcia i zadrapania oszpeciły jej alabastrową skórę.
- Viviene?! - Krzyknąłem. - Jezus Maria! To Viviene!
Obok mnie zmaterializował się Carlisle i Jasper.
- Kochanie słyszysz mnie? - zawołał tata, był przerażony.
- Czy ona… - zaczął słabo Jasper.
Za sobą usłyszałem szloch Esme i Alice, byłem w
szoku a zarazem chciałem złapać gada, który zrobił mojej siostrze krzywdę. Spojrzałem na swoją żonę, tak jak ja nie mogła w to wszystko uwierzyć. Czym prędzej znalazła się przy rozpaczającej mamie.
Zabiję!
Podczas, gdy ja snułem wizje rozszarpania drania,
ojciec dokładnie oglądał Vivi. Jednym ruchem zerwał koszulę, którą miał na
sobie i zrobił z niej opaskę uciskową. Z prawego uda przestała tak szybko
wypływać krew.
Nie musiałem studiować medycyny, by wiedzieć, że
jest z nią naprawdę źle. Jednak gdy ojciec odsłonił część brzucha Viviene,
zakrztusiłem się powietrzem. Moje oczy jeszcze nigdy czegoś takiego nie
widziały, rana była ogromna. Tak jakby ktoś przebił ją szablą albo mieczem.
Zabiję parszywego sukinsyna!
Spojrzałem na brata, w jego oczach widziałem
furię i złość.
- Pomścimy Vivi - szepnął.
- Pomścimy Vivi - szepnął.
~*~
- Cholera! –
mruknął ojciec. – Nie jest dobrze, nie mogę zatamować tego krwotoku!
- Spróbuj jadem – podpowiedziałem.
- Jadem? Naszym?
- Tak, Vivi kiedyś mi pokazywała, gdy rozwaliłem
jej samochód.
- Jesteś pewien, że to było czyste srebro?
- Nie, ale masz lepsze rozwiązanie?
- Raz kozie śmierć.
Już kilka kropel jadu zaczęło sklepiać ranę. Krew
przestała się wydostawać na zewnątrz.
- Działa! – powiedziała słabym głosem Alice.
- Trzeba ją z stąd zabrać – zakomenderował tata. –
Emmett pomóż mi!
- Dobra. Ja wezmę Viviene, a Ty uciskaj –
powiedziałem.
- Rose skocz przodem, musisz wszystko
przygotować - rzucił tata z wampirzą prędkością.
- Już – odpowiedziała Rosalie i pobiegła do domu.
- A my? – zapytała smutno Esme.
- Viviene będzie potrzebowała krwi… - zaczął
Carlisle.
- Ludzkiej? – zapytał Jasper.
- Na razie podam jej zwierzęcą, jeśli nie
zadziała będzie musiała dostać ludzką - odpowiedział.
- To my zapolujemy – wtrąciła Alice. - A gdzie Edward?
- Poszukajcie go – wtrąciłem. – Carlisle?
- Tak, możesz ją już wziąć Emmett.
Jak najdelikatniej wziąłem ciałko mojej siostry,
nigdy nie uchodziła za chucherko, ale i tak była bardzo delikatna. Gdy
patrzyłem na jej poharataną twarz, ból ogarnął moje serce.
Co za skurwiel mógł zrobić jej coś
takiego?
Chwilę później wpadliśmy do domu.
- Tutaj Carlisle! – zawołała moja żona.
Podążyłem za ojcem do pokoju Viviene, położyłem
ją ostrożnie na łóżku, po czym Rose kazał mi wyjść. Nie sprzeciwiałem się.
Ukryłem twarz w dłoniach i usiadłem w fotelu. Tak
bardzo chciałem pomóc, tylko nie wiedziałem jak.
Może gdybym się tak nie schlał,
wiedziałbym co zaszło kilka godzin wcześniej?
Nie wiem, ile przesiedziałem samotnie w salonie,
gdy do domu weszła Alice, Jasper i Esme z zapasem krwi. Al pośpiesznie zniknęła
na piętrze, aby oddać zapasy ojcu. Sekundę później była już z powrotem.
- Rose nie pozwoliła mi wejść – odpowiedziała
oburzona.
- Spokojnie Kochanie – odezwał się Jasper, tuląc
ją do sobie.
- Znaleźliście Edwarda? - zapytałem.
- Tak - odpowiedziała Esme. – Będzie tu niebawem…
- Jakoś nie przypominam sobie, aby wyjeżdżał –
wtrąciłem.
- A ja nie przypominam sobie czegokolwiek – dodał
Jasper.
- No to nie złe gówno musieliśmy wypić -
stwierdziłem.
- Piliśmy coś? – zapytała Alice.
- Piliście coś? – zapytała Esme.
- No „coś” na pewno – odpowiedziałem. - Nie wiem, co
dało nam takiego kopa, że nikt nic nie pamięta.
A do tego ten piekielny ból głowy…
- Ja niczego nie piłam, a czuje się tak samo –
powiedziała mama.
- Chwila?- wtrącił Jazz.– Czy każdy z was czuje
się tak jakby mu „wyprano mózg”, że się tak wyrażę? Bo szczerze mówiąc wątpię,
abyśmy się WSZYSCY upili do nie
przytomności.
- Zgadzam się – odpowiedział Carlisle wchodząc do
salonu.
Miał na sobie już czysty T-shirt, ja natomiast
cały czas siedziałem w pokrwawionej koszulce.
Super, mogłem się przebrać! A tam…
- Jak Viviene? – zapytała mama.
- Udało mi się zatamować krwawienie, złożyłem jej
też nogę i opatrzyłem resztę ran. Podałem jej krew, którą przynieśliście. Nic
więcej zrobić nie mogę, co będzie dalej pokaże czas. Rosalie została przy niej -
powiedział Carlisle.
- Jest źle, prawda? – zapytała po chwili Alice,
tuląc się do Jaspera.
Tata spojrzał każdemu w oczy, odsapnął i
wyszeptał.
- Jest bardzo źle. Straciła bardzo dużo krwi,
niektóre obrażenia były bardzo poważne. Jedne z nich nawet przebiło ją na
wylot…
- Na wylot? – pisnęła Esme.
- Nie wiem czy wróci do siebie. Nigdy wcześniej
nie widziałem tyle obrażeń na raz. W ogóle po raz pierwszy w życiu zobaczyłem
wampira w takim stanie.
- Ale skoro udało ci się zatamować krwawienie, to
istnieje chyba jakaś szansa, że wyjdzie z tego? – zapytał Jasper.
- Nie możemy tracić nadziei – powiedział ojciec.
- A dlaczego jest nieprzytomna? - zapytała Esme.
- Prawdopodobnie zbyt szybka i duża utrata krwi
doprowadziła do śpiączki - wyjaśnił Cullen.
- Śpiączki? - Dążyła mama. - Przecież wampiry nie
popadają w śpiączki!
- Esme wiem, tylko tyle co ty! - warknął. - Robię
co mogę, Vivi jest też moją córką!
- Ale jesteś lekarzem, a na dodatek wampirem! - Walczyła.
- No i co z tego! - krzyknął ojciec.
- Przestańcie! - wtrąciłem wstając. - Wasze kłótnie
niczego teraz tutaj nie zmienią!
- Przepraszam - szepnęła mama, osuwając się na
fotel.
- Ja również - powiedział Carlisle. – Gdzie Edward?
- Powiedział, że niedługo będzie - odezwała się
Esme.
- A właściwie dlaczego nie było go z nami? -
odezwał się Jazz.
- Też chciałbym to wiedzieć - wtrąciłem.
- Coś tu jest nie tak - powiedział Cullen.
- Mi to mówisz - żachnąłem.
~*~
Siedzieliśmy
w salonie, jak takie prawdziwe bezduszne stwory, nikt się nie odzywał, każdy
błądził myślami byle, jak najdalej od sypialni Viviene. Nagle rozległ się
dźwięk telefonu.
Dryń, dryń, dryń…
- Ktoś może odebrać ten telefon? - warknąłem.
- Emmett komórka dzwoni w twojej kieszeni -
powiedziała Allie masując sobie czoło.
O kurka!
Sięgnąłem po wkurzające, dzwoniące dziadostwo. Na
wyświetlaczu pojawiło się: Biuro.
- Co komórka Vivi robi w mojej kieszeni?
- Skąd możemy wiedzieć- warknęła tym razem
Chochlica.
Przewróciłem oczami.
No tak wziąłem ją razem z Viviene z
polany. Palant!
- Halo?
- Dobry wieczór, czy mogę rozmawiać z Panią
Viviene. Amber Jonson z klubu w Port Angeles.
Fuck!
- Hmm… dobry wieczór Amber. Przy telefonie Emmett
brat Viviene. Niestety moja siostra nie może teraz odebrać telefonu. O co
chodzi?
- Yyy… jest mały kocioł. Minęła dwudziesta
pierwsza trzydzieści, a Pani Viviene nie ma, zawsze była przed czasem. Poza tym
dzisiaj mamy koncert, a ja nie mam dostępu do kasy, także… - mówiła.
I co teraz??
- Spokojnie Amber - zacząłem.- Niedługo ktoś
przyjedzie, na pewno. Bardzo przepraszam za Viviene, ale… Yyy… wypadła jej…
Yyy… bardzo ważna sprawa rodzinna i … Yyy… musiała wyjechać.
- Rozumiem, ale prosiłabym o dość szybkie
przybycie do pubu. Do zobaczenia - powiedziała.
- Do widzenia - pożegnałem się.
- KLUB! - zawołałem.
- Co „klub”? - zapytał zdziwiony Jasper.
- Przecież Vivi prowadzi interesy Northmana,
Emmett leć się przebrać - zakomenderowała Alice.
Trzy minuty później przebrany w szary garnitur,
siedziałem w mercedesie Carlisle i jechałem do Port Angeles.
~*~
- Dobry
wieczór Panie Cullen - powiedział ochroniarz.
- Witam, witam - odsapnąłem.- Niezły ruch!
Ostatnio, jak tu byłem klub nie przypominał
prawdziwego klubu, a teraz? Ludzi było bardzo dużo, jak na tak wczesną porę. Na
dużej sali śpiewał zespół, a na mniejszej wirowały zakochane pary.
- Jak dobrze, że Pan już jest. Jestem Amber
Jonson - powiedziała niewysoka dziewczyna o zielonych oczach.
- Emmett - powiedziałem podając rękę. - Miło mi
poznać.
- Mnie również. Dogi Men już grają,
honorarium odbiorą zaraz po koncercie.
- Rozumiem.
- Zaprowadzę Pana… ciebie do gabinetu i pokaże,
gdzie należy złożyć podpisy.
- Jesteś zastępcą Viviene?
- Ja? W żadnym wypadku, to ona tutaj gra pierwsze
skrzypce. Ja tylko czasami jej pomagam, tak jak teraz… Hmm… wiesz z początku
Eric mówił, że interesy będziecie prowadzić razem z Viviene. Ale od jakiegoś
czasu tylko ona zajmowała się klubem…- paplała.
Co?
- Czasami tak bywa… Nie było mnie, ale teraz będę
musiał nadrobić zaległości…
- Trzy tygodnie to spore zaległości…
- Trzy tygodnie? - zapytałem.
- Aha. Od trzech tygodni jesteśmy najlepiej
przynoszącym dochody klubem w Port Angeles i okolicy.
- Amber, kiedy Eric wyjechał?
- Ponad trzy tygodnie temu, przecież mówiłam. Z
początku obawialiśmy się nowych rządów. Ale teraz za żadne skarby nie
zamienilibyśmy Viviene na kogoś innego - powiedziała. - Cieszę się, że Vivi nic
nie jest. Nawet nie wiesz, jak zmartwiliśmy się jej zniknięciem. Jeszcze
wczoraj wieczorem ustalałyśmy szczegóły dotyczące dzisiejszego koncertu i
dodatkowej odprawy…
Już jej nie słuchałem, wiedziałem jedno musiałem
jak najszybciej skontaktować się z rodziną.
- Amber, czy mogłabyś mi wszystko opowiedzieć, ale
jutro. A teraz moglibyśmy przejść do szczegółów. Mam jeszcze dzisiaj bardzo
ważne spotkanie… biznesowe.
- Yyy… Jasne - odpowiedziała.
Zatem po podpisaniu półtuzina dokumentów, wydaniu
honorarium dla zespołu rockowego, sprawdzenia stanu alkoholu i ustaleniu
wtorkowej odprawy odsapnąłem w skórzanym fotelu.
Trzy tygodnie, trzy tygodnie… Dlaczego
nic z nich nie pamiętam?
Rozejrzałem się po gabinecie, było jasne że
urzęduje w nim moja siostra. Na stole, biurku i w szafkach panował idealny
porządek. Jednak, gdy już miałem wychodzić, coś rzuciło mi się w oczy. Tym
owym "czymś" był liliowy skoroszyt.
~*~
Niesamowita i nieprzenikniona ciemność spowiła posiadłość rodziny
Cullen. Delikatna mgła zaczęła wdzierać się pomiędzy rabaty późno kwitnących
róż w ich ogrodzie. Wszędzie wokół panowała przeraźliwa cisza, żadne zwierzę,
czy ptak nie śmiało wychylić się ze swojej kryjówki.
Atmosfera grozy i zła, zaczęła napierać na biały
dom położony na polance. Nikt z domowników nie spodziewał się ataku, każdy z nich był myślami daleko. Szkoda tylko, że nie mogli przypomnieć sobie wydarzeń
sprzed kilku tygodni. Szkoda…
- Edward? - zapytała dziewczyna o krótkich,
czarnych włosach.
- Witaj Alice! - odpowiedział. - Czemu tu tak
ciemno? Teraz na serio wyglądacie na postacie z piekła rodem…
- Na żarty ci się zbiera? - warknął wchodzący do
domu Emmett. - Twoja siostra leży pokiereszowana ledwo żywa przez jakiegoś
psychola czystym srebrem, a tobie się zachciewa polowań na sarenki?!
- Rosalie? - zapytał miedzianowłosy.
- Czy ja powiedziałem „Moja żona” czy „Twoja
siostra”? - zakpił Mięśniak.
- Vivi?! Co się stało? - zapytał przerażony Ed.
Po czym ruszył wampirzym tempem ku sypialni
biologicznej siostry, a za nim Emmett. Gdy chłopacy znaleźli się w pokoju na ich
twarzach od razu pojawił się ból. Edward podszedł do łóżka i ukląkł przy prawej
stronie Viviene.
Jego wzrok po woli obejmował całe jej ciało, była
nieprzytomna. Alabastrową twarz pokrywało mnóstwo czerwonych przecięć, a prawy
policzek był sino purpurowy od uderzenia. Na szyi widoczne były ślady
poparzenia, ramiona, barki i dłonie wcale nie wyglądały lepiej. W kilkunastu
miejscach widoczne były opatrunki zrobione przez Carlisle.
Idealną twarz Edwarda wykrzywił grymas jeszcze
większego bólu, wściekłości i furii. Gdyby mógł uroniłby choćby jedną łzę,
chciał dotknąć jej policzka, jednak w porę się powstrzymał. Delikatnie położył
jedynie swoją dłoń na jej.
Jak to mogło się stać? -
pomyślał.
- Vivi? - zapytał cicho Miedzianowłosy. - Kto ci to
zrobił siostrzyczko?
- Gdybyśmy to wiedzieli „KTO”, ten ***** już na
pewno by nie żył - wtrącił szeptem Em.
- Od jak dawna jest w takim stanie?
- Od kilku godzin - odpowiedział smutno Boski. - Chodźmy
stąd, musimy pogadać z resztą rodziny…
- Chcę przy niej zostać!
- Wrócisz za chwilę, to bardzo ważne. Musimy
ustalić co się w ogóle tutaj wydarzyło!
- Dobra.
Kocham Cię, wracam za chwilę siostrzyczko!
~*~
Upadły
Anioł wyłonił się z lasu, prezentując swoją nienaganną sylwetkę. Na twarzy
zagościł uśmiech zemsty. Już po tobie - wyszeptał. Po czym naciągnął
strzałę i strzelił. Setne sekundy dzieliły wampira od śmierci, a Viviene od bólu
po wieczność. Chciał ją zniszczyć od środka i udało się bez najmniejszego
trudu. Widział jak w jej oczach rodzi się nienawiść i pragnienie zemsty.
Tak, Viviene! Bardzo dobrze! Nie chciałaś być moja, nie będziesz niczyja!
Tak, Viviene! Bardzo dobrze! Nie chciałaś być moja, nie będziesz niczyja!
Obolała i wycieńczona
wampirzyca kątem oka spojrzała na potwora w anielskiej odsłonie. Na jej twarzy
malowało się przerażenie i strach, dobrze wiedziała co Bravillit planuje.
Tom wpatrywał się w scenę iście z horroru, strzała zmierzała w kierunku nieświadomego wampira o miedzianej czuprynie. Żegnaj Edwardzie! - pomyślał. Lecz nagle jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie, ponieważ śmiercionośna strzała wbiła się w plecy Viviene.
Tom wpatrywał się w scenę iście z horroru, strzała zmierzała w kierunku nieświadomego wampira o miedzianej czuprynie. Żegnaj Edwardzie! - pomyślał. Lecz nagle jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie, ponieważ śmiercionośna strzała wbiła się w plecy Viviene.
- Nieee! - wrzasnął Upadły, robiąc krok do przodu.
W jednej chwili stało się kilka rzeczy na raz: zza
chmur wyszło nieoczekiwanie słońce oświetlając polanę na której toczona była
walka. Wiatr przestał poruszać pobliskimi drzewami, a ptaki przestały śpiewać i
zastygły w locie.
Przerażony Upadły ze zdenerwowaniem obserwował
otoczenie dookoła, gdy wtem z nieba sfrunęło pięć aniołów w błękitno białych
szatach. Trzy kobiety i dwóch mężczyzn, a jedna z anielic wylądowała przy rannej
wampirzycy, zasłaniając widok Bravillitowi.
- Kim jesteście? - zapytał Tom, nadal oszołomiony.
- A nie widać? - wtrącił Lucius zniesmaczony.
- Nihilici?
- W rzeczy samej - odezwała się Nemeiza.
- Pogwałciłeś prawo Upadłych - zaczął ostro
Najstarszy. - Ujawniłeś się wampirom, za to grozi kara śmierci. Mimo, iż nie
należysz do naszej świty, prawa obowiązują wszystkich, niezależnie od tego do
kogo przynależysz.
- Nie jestem jednym z was - powiedział. –
I ty dobrze o tym wiesz, posiadam o wiele więcej, niż każdy Nihilit i Bravillit
razem wzięci.
- Może i posiadasz więcej, ale nie potrafisz jej
uratować - ponownie odezwała się Nemeiza. - I nie uratujesz!
Tom spojrzał z bólem na upadłą anielicę, jego
poczucie winy i ból po stracie ukochanej nie gościł długo w anielskim sercu.
- Trudno, i tak miała pożegnać się z życiem,
prędzej czy później - zaczął głosem wypranym z emocji. - I co, zabijecie mnie z tego powodu? Przecież
Nihilitom nie wypada…
- Nam nie - odezwała się Leira. - Ale im tak!
Upadły odwrócił się za siebie, po czym został
wciągnięty w czarną otchłań, która znikąd pojawiła się na polanie.
~*~
- Laila?
Co z dziewczyną? - zapytał Athos wskazując na wampirzycę.
- Przeżyje, jednak musi
zostać szybko opatrzona - odpowiedziała anielica.
- To możemy załatwić -
wtrącił Lucius, wznosząc się w stronę słońca.
- A co ze Strzałą
Muerte? - zapytała Nemeiza.
- Nie wbiła się…
- Jak to? - zapytał
Najstarszy. - Przecież…
- Przybyliśmy w ostatnim
momencie - odpowiedziała Laila. - Może jeszcze nie wszystko stracone. Leiro
możesz zająć się ich wspomnieniami?
- Postaram się, ale nie
obiecuję że uda mi się przywrócić wspomnienia sprzed blokady Bravillita. Tom
jest… był bardzo potężny - odpowiedziała Upadła.
Chwilę później reszta
Aniołów wzniosła się w górę, ku przeznaczeniu. Laila jako ostatnia opuściła ziemię, delikatnie odsunęła włosy z twarzy dziewczyny i powiedziała.
- Będziesz żyć Elen,
jednakże czeka cię jeszcze bardzo długa droga do prawdziwego szczęścia. Tom
namieszał nie tylko w twoim sercu…
~*~
Z perspektywy Allie
Emmett wraz z Edwardem wrócili do salonu, Rudy wyglądał koszmarnie, a w
oczach i na twarzy malował się ból i furia
- Em chciałeś z nami
porozmawiać? - zapytałam. - Miałam wizję.
- Tak. Musimy sobie
wszystko wyjaśnić, a właściwie dowiedzieć co się stało. I kto stoi za stanem
Vivi - mówił. - Kiedy byłem w knajpie Northmana, dowiedziałem się
kilku ciekawych rzeczy. A mianowicie, że mamy dzisiaj 25 września…
- Nie możliwe -
powiedział Carlisle z niedowierzaniem. - Synu, dobrze się czujesz?
- Czuje się zajebiście! - warknął w jego kierunku. -
Ale to nie jest w tej chwili ważne! - zaczął zaraz potem podekscytowany. - Mamy poważne braki w pamięci, bo
naprawdę minęły ponad trzy tygodnie od powrotu dziewczyn z Londynu. Ta laska w klubie, była w szoku moją niewiedzą.
- Ale to oznacza, że chodzimy już do szkoły? -
zapytała Rosalie.
- A ja do pracy? - wtrącił ojciec.
- Nie wiem - odpowiedział Boski. - Ale może w tym
znajdziemy odpowiedź!
Wskazał na liliowy zeszyt, który trzymał w ręce.
- Co to jest? - zapytałam.
- Wydaje mi się, że to pamiętnik Viviene.
Znalazłem go w Port Angeles, leżał w szufladzie - odezwał się ponownie. - Wiem,
że nie powinniśmy czytać jej zapisków…
- Jeżeli to są jej zapiski - wtrącił
Edward. - Ona w życiu nie pisała pamiętnika.
- Tak, czy inaczej uważam, że powinniśmy je
przeczytać, aby dowiedzieć się czegokolwiek o ostatnich tygodniach. Przestałem
wierzyć, że mógłbym się tak spić, aby nie pamiętać trzech tygodni - powiedział
Misiek. - Kto jest za?
Spojrzałam po rodzinie, Carlisle spoglądał to na
zeszyt to na Ed’a. Esme tuliła się do męża, nie wiedziała jaką ma podjąć
decyzję, Rose głęboko się nad czymś zastanawiała, a Jasper nie miał zdania,
podobnie jak mama.
Wstałam z miejsca i podeszłam do brata, był lekko
zaskoczony. Wyciągnęłam rękę po pamiętnik, a gdy już znalazł się w moich rękach
otworzyłam go. Pierwszą stronę zdobił cytat - Ludzie są gotowi uwierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę*
Zaczęłam czytać.
8 września
Godz. 22.37
Godz. 22.37
Nigdy nie pisałam pamiętnika, bo i nie
był mi potrzebny. A teraz? Sama nie wiem, dlaczego zaczęłam zapisywać swoje
myśli na kartkach zwykłego zeszytu… Pamiętam jak wyśmiewałam się ze Stefana,
gdy tylko wymykał się wieczorami, aby nabazgrać w swoim „pamiętniku”. Długo
zastanawiałam się po co on to robi. I w końcu doszłam do wniosku, że ludzie
piszą, przepraszam wampiry…
Zatem wampiry piszą, aby nie odczuwać
samotności. No bo komu się zwierzysz jak nie możesz z nikim porozmawiać. Tak,
Kochany pamiętniczku piszę do Ciebie - co za idiotyzm - Bo czuję się taka
samotna…
Od jakiegoś czasu nie mogę z nikim
załapać kontaktu, choćby wzrokowego. Mimo, iż przeprosiłam za swoją „akcję” w
Londynie czuję, jak reszta podchodzi do mnie z dystansem. Tylko Rosalie wydaje
się najbardziej szczera z całego towarzystwa, jako jedyna dała mi do
zrozumienia że ją zawiodłam i muszę odbudować zaufanie. A reszta rodziny? Z
Esme i Carlisle widuje się tylko kilka razy w tygodniu, bo obydwoje pracują. A
nawet jak już są, to mają lepsze zajęcie niż rozmowa z „taką” jedną wampirzycą.
Alice i Jasper no stop gdzieś się wymykają, podobnie jak Rose i Emmett. Nie mam im tego za złe, przecież się kochają!
Najgorzej jest jednak między mną a
Edwardem, czuję jak się ode mnie odsuwa. Nie wiem co jest grane i zaczyna mnie
to irytować. Mój brat już nie przesiaduje w moim pokoju, przestał też grać na
fortepianie, a na jakiekolwiek pytania z mojej strony, odpowiada burknięciem.
Chociaż może nie powinnam narzekać, w
końcu sama sobie na to zasłużyłam.
9 września
Godz. 16.28
Godz. 16.28
To
już drugi dzień, Mój Pamiętniku. Muszę przyznać, że jest mi znaczenie lepiej,
gdy mogę się zwierzyć Tobie. Skoro mój starszy brat traktuje mnie jak powietrze
a siostry i mama wolą zakupy w swoim towarzystwie. Szkoda, że nie powiedziały o
wypadzie na miasto, bo chętnie bym z Nimi pojechała. O Carlisle nie wspominam,
bo biedak non stop pracuje. A Emmett i Jasper oglądają Mistrzostwa Świata w
Vancouver. Tak, mają bardzo daleko…
Teraz jadę do pracy, zapewne wrócę
po czwartej rano… Do napisania!
10 września
Godz. 15.39
Godz. 15.39
Co
jest ze mną nie tak, że nie potrafię porozumieć się z rodzonym bratem? Jest
coraz gorzej, z początku nie zwracałam na to „uwagi” , ale Jego komentarze i
uwagi stają się coraz bardziej wulgarne i czasami nie na miejscu. Nie mam
pojęcia, dlaczego traktuje moją pracę u Northmana jak „coś” poniżej wampirzej
godności. Dzisiaj podczas lunchu poruszył właśnie ten temat, było mi przykro.
Tak jak po jego ostatnim komentarzu, dotyczącym mojej sukienki na wieczór: „Nie
za krótka, polujesz na klientów?” No Hello?
Kończę, zaraz mam zajęcia z Tym
patafianem - czyt. z Edwardem. Potem klub - dzisiaj mam odprawę i koncert, więc
wrócę bardzo późno.
11 września
Godz. 19.58
Godz. 19.58
Dzisiaj rano
była awantura, o co? A o rysę na srebrnym Volvo mojego braciszka, nie wiem
dlaczego oskarżenie padło akurat na mnie. To, że pożyczyłam jego auto, aby
dojechać do Port Angeles nie znaczy, że to od razu JA nabawiłam jego Volvo 1,5
centymetrowej rysy. Dobra, przemilczmy to! Muszę kupić sobie w końcu samochód!
Szkoła jak szkoła, zadania,
referaty, lektoraty… dajemy radę. Zmartwił mnie tylko fakt, że Jasper - jedyny z
którym chodziłam na kilka zajęć, zmienił profil na artystyczny i chodzi razem z
Allie. No trudno! Ostatnio widuje my się tylko w samochodzie do szkoły i na
stołówce…
Aktualnie jestem w pracy, pub
funkcjonuje coraz to lepiej. Szkoda tylko, że Emmett zrezygnował z pracy, z
początku był taki podekscytowany a później oświadczył mi że: „Nie ma ochoty
bawić się w niańkę Northmana”. Zostawię to bez komentarza, pozwolisz?
Z tego co mi wiadomo Eric cały czas
negocjuje w Londynie. A żebym nie zapomniała: dzisiaj dzwonił Damon, bardzo
ucieszył mnie jego telefon. Powiedział, że odwiedził go Stefan z Eleną. Byłam w
szoku! Oczywiście mój przyjaciel musiał wspomnieć Stefanowi, że się
spotkaliśmy. Tak On to uwielbia: „Co zrobić, aby wkurzyć młodszego brata?”.
Bardzo tęsknie za nimi i za Arielem też, jednak ani jeden ani drugi nie ma
zamiaru odwiedzić moje strony. Więc pozostaje nam jak zwykle niefortunny
„przypadek”.
12 września
Godz. 13.45
Godz. 13.45
Właśnie wróciłam
z polowania - samotnego oczywiście! Moja rodzinka wybrała się do lasu, gdy ja
byłam w pracy, a teraz wszyscy bez wyjątku pojechali na zakupy do Olimpii. O
przepraszam nie wszyscy, bo JA zostałam w domu!
Zapytasz czy „wkurzyło” mnie to
Drogi Pamiętniku? Odpowiem Ci, że Tak. Ostatnio nie spędzamy wolnego czasu
razem, więc myślałam że chociaż sobotę do południa spędzimy w rodzinnym gronie.
Przeliczyłam się niestety…
Godz. 22.47
Wrócili dopiero
Kochany Pamiętniczku po osiemnastej, gdy szykowałam się do Clubu. Nie zaskoczę
Cię pisząc, że ani Alice, Rose czy Esme nie przyszły do mojej sypialni, aby
pokazać nowe nabytki. Tak jak to robiły, „jakiś” czas temu. Jestem na 100% pewna, że nie interesowało ich czy wróciłam
do domu czy nie. Bo po co?!
Gdy schodziłam do garażu Cullenowie
siedzieli w salonie, chłopaki grali w najnowszą grę PlayStation, jaką zakupili
w Olimpii a dziewczyny robiły pokaz mody. Wiesz jak się poczułam? Jakbym w
ogóle nie należała do „tej” rodziny… Nie chodzi mi tutaj akurat o wspólne
zakupy, ale o wiele więcej!
Nie widziałam ich szmat czasu - jak dla
mnie - a żadne z nich nie powiedziało do mnie choćby: „Cześć” lub „Co u
Ciebie?”. Gdy weszłam do pokoju i powiedziałam: „Dobry wieczór” odpowiedziała
mi tylko Rose: „O już jesteś?”.
Zabolało.
13 września
Godz. 23.53
Godz. 23.53
Dzisiaj
otrzymałam ciekawego maila, na pewno nie zgadniesz od kogo więc Ci napiszę: a
mianowicie od Claudii. Dwa tygodnie temu opuściła Volterę, aby ponownie ruszyć
w podróż. Czym bardzo ucieszyła malutką Jane, natomiast zmartwiła Felixa oraz
Aro. A gdzie tym razem wyruszyła? Postanowiła odwiedzić Skandynawię, zaczynając
od Norwegii. Kraj ten bardzo jej się podoba i postanowiła przedłużyć swoją
wizytę, nie chciała napisać konkretnie dlaczego. Ale ja mam swoje podejrzenia,
jak nic kryje się za tym doborowe towarzystwo lub wampir…
W domu atmosfera jest cały czas taka
sama, dzisiaj rano pokłóciłam się z Alice o zestaw do ubrania, który mi
przygotowała. To nie moja wina, że nie lubię filcowanych spódnic.
Na tańcach też nie było lepiej,
Edward w ogóle się do mnie nie odzywał, nawet mentalnie. A była to taka nasza
„normalna” forma porozumiewania. Czuję się jeszcze bardziej samotna, niż jak
podróżowałam bez nikogo. Wiem, że to idiotyczne, ale taka jest prawda.
14 września
Godz. 17.45
Godz. 17.45
Jak
dobrze, że Ciebie mam Pamiętniku, nawet nie wiesz ile mi daje to że mogę z Tobą
porozmawiać. Może to głupie przelewać myśli do skoroszytu, ale tak jest lepiej,
niż tłumić w sobie pewne odczucia. Takie jak na przykład - odrzucenie…
Club czeka! Pa.
15 września
Godz. 22.19
Godz. 22.19
Dlaczego
On tak na mnie reaguje?
Czy zrobiłam coś złego?
Chciałabym to naprawić, tylko nie wiem jak.
Czy zrobiłam coś złego?
Chciałabym to naprawić, tylko nie wiem jak.
Już nie rozmawiamy ze sobą „normalnie”
Kochany Pamiętniku, tylko kłócimy o byle co. To jest normalna forma Naszego
porozumiewania się od jakiegoś czasu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to
uczucia wywołuje w moim zastygłym sercu. Co z tego, że jestem wampirem skoro
boli… czasami bardziej niż powinno.
16 września
Godz. 21.49
Godz. 21.49
Kochany
Pamiętniku, jestem wampirem ponad 80 lat i… brakuje mi czasu. Możesz się śmiać
lub myśleć, że żartuję. Ale nie! Od rana jestem
w szkole, popołudniami mamy zajęcia dodatkowe m.in. taniec na który
chodzę z moim rudym braciszkiem… Uhh… a wieczorami pracuję. I tak w kółko!
Co do Ed’a a nie przepraszam EDWARDA, bo
zdrobnienia jego imienia go straszliwie irytują, na co zaczął na mnie nawet
powarkiwać. Nasze stosunki wcale się nie polepszyły, mogę napisać że wręcz
przeciwnie. Nie mam absolutnie, bladego pojęcia co się miedzy nami stało, ale
nie jest ani dobrze ani źle. Jest tragicznie!
Dzisiaj rozmawiałam z Jasperem na nasz
temat za co na marginesie przypłaciliśmy dodatkową pracą domową. Jazz uważa, że
Edwardowi „czasami odbija”, jakoś nie chciało mi się w to wierzyć… po za tym
mój brat stwierdził, że „przesadzam” i „ że powinnam dać sobie święty spokój”.
Ale co ja na to poradzę, że mam złe przeczucia!
18 września
Godz. 19.46
Godz. 19.46
Co tam u Ciebie
Drogi Pamiętniku? Pewnie masz się całkiem dobrze w przeciwieństwie do mnie. Nie
chciałabym Cię zadręczać swoimi problemami, ale niestety taki jest twój cel w
życiu.
Nawet nie masz pojęcia jak źle się
czuję, nie fizycznie bo to niemożliwe, ale psychicznie. Mam trzech braci, dwie
siostry, tatę i mamę a nie mam do kogo się odezwać. Odkąd wróciłyśmy z
dziewczynami z Londynu, wszystko się zmieniło.
Chciałam zapomnieć o przeszłości, żyć
teraźniejszością. Ale teraz nie wiem czy powinnam? Tak szybko wiele rzeczy się
zmieniło, otrzymałam w darze brata i rodzinę. A nie potrafię się dostatecznie
odwdzięczyć. Jestem do niczego - to moje ostatnio najczęściej powtarzane motto!
19 września
Godz. 13.48
Godz. 13.48
Mam
właśnie okienko pomiędzy zajęciami, siedzę sobie w bibliotece i piszę do
Ciebie. Godzinę temu na stołówce Edward powiedział, że „mam przestać zawracać
mu dupę, swoimi idiotycznymi pytaniami”. Ale jak mam przestać, jeżeli nie wiem
co jest nie tak? Ed nigdy się tak nie zachowywał, a teraz choćby najmniejszym
słowem wywołuje ból w moim sercu: „przestań się zachowywać jak nadopiekuńcza
starsza siostrzyczka!”- wyrzucił z siebie podczas wczorajszego lunchu. Jednak
najlepsze jest to, że reszta milczy. Próbowałam pogadać z Allie, ale mnie zbyła
zakupami Only Rose. Moja druga siostra, nie zawraca sobie najmniejszego trudu,
aby w jakikolwiek sposób dojść ze mną do porozumienia, a braci nie komentuje:
„Vancouver do boju!”
20 września
Godz. 17.41
Godz. 17.41
Właśnie wróciłam
z salonu, gdzie z nudów zaczęłam grać na fortepianie… Dom był całkowicie pusty,
ostatnio w ogóle rzadko kiedy byliśmy wszyscy razem. Zdążyłam się już przyzwyczaić,
że po powrocie ze szkoły jestem sama. Nawet na polowania udaje się tylko i
wyłącznie w swoim towarzystwie, bo moja rodzina albo jest już „po”, albo
aktualnie nie ma ochoty.
Samotność
jest wpisana w życie wampira, nie ma co…
21 września
Godz. 23.00
Godz. 23.00
Kocham
swojego brata, ale teraz mogę powiedzieć z czystym sumieniem, ze zaczynam w to
szczerze wątpić. Dlaczego? Otóż na dzisiejszych zajęciach wychowania fizycznego
tańczyliśmy salsę, mój braciszek zrobił mi gigantyczną awanturę na forum grupy.
Rozumiesz? Ale najlepszy był powód tego wrzasku ED’a: o zmianę kroków, zamiast
przepisowych zrobiliśmy o jeden więcej. I co? Nic, oprócz awantury i dziwnych
spojrzeń grupy oraz trenera.
Byłam tak wściekła, że wchodząc do
domu trzasnęłam drzwiami, za co również dostałam reprymendę tym razem od mamy.
Chociaż z nią musiałam się zgodzić!
Jednak potem musiałam pojechać do
szpitala, zawieść ojcu dokumenty których nie wziął z domu. I wtedy spotkałam
Jego…
22 września
Godz. 00.25
Godz. 00.25
Możesz uwierzyć w przypadki? Bądź przeznaczenie?
Bo ja nie. Właśnie miałam „interwencję” w pubie, klienci awanturowali się z
obsługą o rozlany alkohol. Wszystko oczywiście dobrze się skończyło, gdyby nie
ten facet. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co miałam zrobić. Z jednej
strony On, z drugiej Oni - nie mogli poznać prawdy. Musiałam działać…
Nie wiem jakim cudem i dlaczego
zgodziłam się na spotkanie. Ale coś ciągnęło mnie w Jego stronę… Był zupełnie
inny od reszty, nie chciałam go „zjeść”, był dla mnie obojętny a właściwie jego
krew. Zapach nie przyprawiał choćby o najmniejszy ból gardła, zmysły
pozostawały na swoim miejscu, tak jakby nie był człowiekiem...
Skończyłam.
Nikt z zebranych się nie odzywał, bo nikt nie
wiedział co powiedzieć.
Jak to możliwe, że przez trzy bite
tygodnie zachowywaliśmy się tak a nie inaczej? Co się wydarzyło, że nikt z nas
nie pamięta wydarzeń opisanych w pamiętniku Viviene?
Tysiące pytań cisnęło się do mojej głowy.
Biedna Vivi…
- Ja… - zaczął Edward. - Ja nie wiem co powiedzieć,
ostatnie co pamiętam to… to…
- To wspólne polowanie po przyjeździe z Londynu -
powiedziała cicho Rosalie.
- Kim jest ten człowiek? - zapytał Carlisle.
Ponownie zapadła przygnębiająca cisza, chciałam
sobie przypomnieć cokolwiek, przymknęłam oczy. Chwilę później poczułam, że lecę
w dół…
*- Carlos Ruíz Zafón
"Bywają w życiu chwile, których ból daje się zmierzyć dopiero
po jego przeżyciu, i wówczas dziwi nas, iż zdołaliśmy go znieść" - Maria Kalergis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz