8 czerwca 2012

Rozdział 29

Z perspektywy Emmetta
Nie wiem ile piw, wina, szampana, Burbona i innych świństw na bazie alkoholu wypiłem, ale kac był niemiłosierny. Co oczywiście oznaczało, że impreza była udana. Głowa pękała mi od nadmiaru jakichkolwiek myśli, powoli i z wielkim trudem podniosłem się do pozycji pionowej.
Ale zaraz, zaraz a z jakiej okazji piłem? - pomyślałem. - Czyżbym przegapił urodziny własnej żony? Nie. Rocznicę ślubu? Na pewno nie.  A może położyłem kogoś  na łopatki? Hmm…
Tak bardzo błądziłem we "własnym świecie", że dopiero po czasie zauważyłem, iż stoję na leśnej polanie.
Czekajcie, czy ja piłem pod gołym niebem? Przysiągłbym, że byłem w domu… Hmm… ale czy, aby na pewno?
Nagle tuż za mną rozległ się kobiecy, przerażający krzyk, który ewidentnie należał do Alice. Odruchowo przyjąłem pozę do ataku wraz z obok mnie stojącym ojcem.
Carlisle też z nami pił?
Spojrzałem w kierunku przerażonej siostry i przestałem oddychać.
Dopiero teraz spostrzegłem, że polana na której staliśmy z rodziną wygląda, jak po przejściu Katriny. Trzy czwarte drzew było połamanych, a niektóre z nich leżały nawet pośrodku wrzosowiska. Jednak nie powyższy krajobraz doprowadził moją siostrę do takiego stanu, a zakrwawione ludzkie zwłoki, leżące nieopodal skały na której odbiła się krwawa postać.
Ruszyłem w tamtym kierunku automatycznie, do moich nozdrzy powinien dotrzeć oszałamiający zapach życiodajnej cieczy, mijały sekundy, a ja nawet nie poczułem krwi. Byłem dla niej obojętny, tak jak i ona dla mnie. Nie czując pragnienia, pochyliłem się nad leżącą kobietą. Jej twarz była ukryta w burzy, długich brązowoczerwonych loków. Ubranie jakie miała na sobie, było poszarpane a wszędzie wokół znajdowała się krew. Obróciłem ciało dziewczyny i wtedy zamarłem.
Kobieca twarz była opuchnięta i pokryta świeżą krwią, na policzkach widniały purpurowofioletowe plamy prawdopodobnie od uderzenia, a z ust sączyła się strużka jasno rubinowej cieczy. Liczne przecięcia i zadrapania oszpeciły jej alabastrową skórę.
- Viviene?! - Krzyknąłem. - Jezus Maria! To Viviene!
Obok mnie zmaterializował się Carlisle i Jasper.
- Kochanie słyszysz mnie? - zawołał tata, był przerażony.
- Czy ona… - zaczął słabo Jasper.
Za sobą usłyszałem szloch Esme i Alice, byłem w szoku a zarazem chciałem złapać gada, który zrobił mojej siostrze krzywdę. Spojrzałem na swoją żonę, tak jak ja nie mogła w to wszystko uwierzyć. Czym prędzej znalazła się przy rozpaczającej mamie.
Zabiję!
Podczas, gdy ja snułem wizje rozszarpania drania, ojciec dokładnie oglądał Vivi. Jednym ruchem zerwał koszulę, którą miał na sobie i zrobił z niej opaskę uciskową. Z prawego uda przestała tak szybko wypływać krew.
Nie musiałem studiować medycyny, by wiedzieć, że jest z nią naprawdę źle. Jednak gdy ojciec odsłonił część brzucha Viviene, zakrztusiłem się powietrzem. Moje oczy jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziały, rana była ogromna. Tak jakby ktoś przebił ją szablą albo mieczem.
Zabiję parszywego sukinsyna!
Spojrzałem na brata, w jego oczach widziałem furię i złość.
- Pomścimy Vivi - szepnął.
~*~
- Cholera! – mruknął ojciec. – Nie jest dobrze, nie mogę zatamować tego krwotoku!
- Spróbuj jadem – podpowiedziałem.
- Jadem? Naszym?
- Tak, Vivi kiedyś mi pokazywała, gdy rozwaliłem jej samochód.
- Jesteś pewien, że to było czyste srebro?
- Nie, ale masz lepsze rozwiązanie?
- Raz kozie śmierć.
Już kilka kropel jadu zaczęło sklepiać ranę. Krew przestała się wydostawać na zewnątrz.
- Działa! – powiedziała słabym głosem Alice.
- Trzeba ją z stąd zabrać – zakomenderował tata. – Emmett pomóż mi!
- Dobra. Ja wezmę Viviene, a Ty uciskaj – powiedziałem.
- Rose skocz przodem, musisz wszystko przygotować - rzucił tata z wampirzą prędkością. 
- Już – odpowiedziała Rosalie i pobiegła do domu.
- A my? – zapytała smutno Esme.
- Viviene będzie potrzebowała krwi… - zaczął Carlisle.
- Ludzkiej? – zapytał Jasper.
- Na razie podam jej zwierzęcą, jeśli nie zadziała będzie musiała dostać ludzką - odpowiedział.
- To my zapolujemy – wtrąciła Alice. -  A gdzie Edward?
- Poszukajcie go – wtrąciłem. – Carlisle?
- Tak, możesz ją już wziąć Emmett.
Jak najdelikatniej wziąłem ciałko mojej siostry, nigdy nie uchodziła za chucherko, ale i tak była bardzo delikatna. Gdy patrzyłem na jej poharataną twarz, ból ogarnął moje serce.
Co za skurwiel mógł zrobić jej coś takiego?
Chwilę później wpadliśmy do domu.
- Tutaj Carlisle! – zawołała moja żona.
Podążyłem za ojcem do pokoju Viviene, położyłem ją ostrożnie na łóżku, po czym Rose kazał mi wyjść. Nie sprzeciwiałem się.
Ukryłem twarz w dłoniach i usiadłem w fotelu. Tak bardzo chciałem pomóc, tylko nie wiedziałem jak.
Może gdybym się tak nie schlał, wiedziałbym co zaszło kilka godzin wcześniej?
Nie wiem, ile przesiedziałem samotnie w salonie, gdy do domu weszła Alice, Jasper i Esme z zapasem krwi. Al pośpiesznie zniknęła na piętrze, aby oddać zapasy ojcu. Sekundę później była już z powrotem.
- Rose nie pozwoliła mi wejść – odpowiedziała oburzona.
- Spokojnie Kochanie – odezwał się Jasper, tuląc ją do sobie.  
- Znaleźliście Edwarda? - zapytałem.
- Tak - odpowiedziała Esme. – Będzie tu niebawem…
- Jakoś nie przypominam sobie, aby wyjeżdżał – wtrąciłem.
- A ja nie przypominam sobie czegokolwiek – dodał Jasper.
- No to nie złe gówno musieliśmy wypić - stwierdziłem.
- Piliśmy coś? – zapytała Alice.
- Piliście coś? – zapytała Esme.
- No „coś” na pewno – odpowiedziałem. - Nie wiem, co dało nam takiego kopa, że nikt nic nie pamięta.
A do tego ten piekielny ból głowy…
- Ja niczego nie piłam, a czuje się tak samo – powiedziała mama.
- Chwila?- wtrącił Jazz.– Czy każdy z was czuje się tak jakby mu „wyprano mózg”, że się tak wyrażę? Bo szczerze mówiąc wątpię, abyśmy się WSZYSCY upili do nie przytomności.
- Zgadzam się – odpowiedział Carlisle wchodząc do salonu.
Miał na sobie już czysty T-shirt, ja natomiast cały czas siedziałem w pokrwawionej koszulce.
Super, mogłem się przebrać! A tam…
- Jak Viviene? – zapytała mama.
- Udało mi się zatamować krwawienie, złożyłem jej też nogę i opatrzyłem resztę ran. Podałem jej krew, którą przynieśliście. Nic więcej zrobić nie mogę, co będzie dalej pokaże czas. Rosalie została przy niej - powiedział Carlisle. 
- Jest źle, prawda? – zapytała po chwili Alice, tuląc się do Jaspera. 
Tata spojrzał każdemu w oczy, odsapnął i wyszeptał.
- Jest bardzo źle. Straciła bardzo dużo krwi, niektóre obrażenia były bardzo poważne. Jedne z nich nawet przebiło ją na wylot…
- Na wylot? – pisnęła Esme.
- Nie wiem czy wróci do siebie. Nigdy wcześniej nie widziałem tyle obrażeń na raz. W ogóle po raz pierwszy w życiu zobaczyłem wampira w takim stanie.
- Ale skoro udało ci się zatamować krwawienie, to istnieje chyba jakaś szansa, że wyjdzie z tego? – zapytał Jasper.
- Nie możemy tracić nadziei – powiedział ojciec.
- A dlaczego jest nieprzytomna? - zapytała Esme.
- Prawdopodobnie zbyt szybka i duża utrata krwi doprowadziła do śpiączki - wyjaśnił Cullen.
- Śpiączki? - Dążyła mama. - Przecież wampiry nie popadają w śpiączki!
- Esme wiem, tylko tyle co ty! - warknął. - Robię co mogę, Vivi jest też moją córką!
- Ale jesteś lekarzem, a na dodatek wampirem! - Walczyła.
- No i co z tego! - krzyknął ojciec.
- Przestańcie! - wtrąciłem wstając. - Wasze kłótnie niczego teraz tutaj nie zmienią!
- Przepraszam - szepnęła mama, osuwając się na fotel.
- Ja również - powiedział Carlisle. – Gdzie Edward?
- Powiedział, że niedługo będzie - odezwała się Esme.
- A właściwie dlaczego nie było go z nami? - odezwał się Jazz.
- Też chciałbym to wiedzieć - wtrąciłem.
- Coś tu jest nie tak - powiedział Cullen.
- Mi to mówisz - żachnąłem.
~*~
Siedzieliśmy w salonie, jak takie prawdziwe bezduszne stwory, nikt się nie odzywał, każdy błądził myślami byle, jak najdalej od sypialni Viviene. Nagle rozległ się dźwięk telefonu.
Dryń, dryń, dryń…
- Ktoś może odebrać ten telefon? - warknąłem.
- Emmett komórka dzwoni w twojej kieszeni - powiedziała Allie masując sobie czoło.
O kurka!
Sięgnąłem po wkurzające, dzwoniące dziadostwo. Na wyświetlaczu pojawiło się: Biuro.
- Co komórka Vivi robi w mojej kieszeni?
- Skąd możemy wiedzieć- warknęła tym razem Chochlica.
Przewróciłem oczami.
No tak wziąłem ją razem z Viviene z polany. Palant!
- Halo?
- Dobry wieczór, czy mogę rozmawiać z Panią Viviene. Amber Jonson z klubu w Port Angeles.
Fuck!
- Hmm… dobry wieczór Amber. Przy telefonie Emmett brat Viviene. Niestety moja siostra nie może teraz odebrać telefonu. O co chodzi?
- Yyy… jest mały kocioł. Minęła dwudziesta pierwsza trzydzieści, a Pani Viviene nie ma, zawsze była przed czasem. Poza tym dzisiaj mamy koncert, a ja nie mam dostępu do kasy, także… - mówiła.
I co teraz??
- Spokojnie Amber - zacząłem.- Niedługo ktoś przyjedzie, na pewno. Bardzo przepraszam za Viviene, ale… Yyy… wypadła jej… Yyy… bardzo ważna sprawa rodzinna i … Yyy… musiała wyjechać.
- Rozumiem, ale prosiłabym o dość szybkie przybycie do pubu. Do zobaczenia - powiedziała.
- Do widzenia - pożegnałem się.
- KLUB! - zawołałem.
- Co „klub”? - zapytał zdziwiony Jasper.
- Przecież Vivi prowadzi interesy Northmana, Emmett leć się przebrać - zakomenderowała Alice.
Trzy minuty później przebrany w szary garnitur, siedziałem w mercedesie Carlisle i jechałem do Port Angeles.
~*~
- Dobry wieczór Panie Cullen - powiedział ochroniarz.
- Witam, witam - odsapnąłem.- Niezły ruch!
Ostatnio, jak tu byłem klub nie przypominał prawdziwego klubu, a teraz? Ludzi było bardzo dużo, jak na tak wczesną porę. Na dużej sali śpiewał zespół, a na mniejszej wirowały zakochane pary.
- Jak dobrze, że Pan już jest. Jestem Amber Jonson - powiedziała niewysoka dziewczyna o zielonych oczach. 
- Emmett - powiedziałem podając rękę. - Miło mi poznać.
- Mnie również. Dogi Men już grają, honorarium odbiorą zaraz po koncercie.
- Rozumiem.
- Zaprowadzę Pana… ciebie do gabinetu i pokaże, gdzie należy złożyć podpisy.
- Jesteś zastępcą Viviene?
- Ja? W żadnym wypadku, to ona tutaj gra pierwsze skrzypce. Ja tylko czasami jej pomagam, tak jak teraz… Hmm… wiesz z początku Eric mówił, że interesy będziecie prowadzić razem z Viviene. Ale od jakiegoś czasu tylko ona zajmowała się klubem…- paplała.
Co?
- Czasami tak bywa… Nie było mnie, ale teraz będę musiał nadrobić zaległości…
- Trzy tygodnie to spore zaległości…
- Trzy tygodnie? - zapytałem.
- Aha. Od trzech tygodni jesteśmy najlepiej przynoszącym dochody klubem w Port Angeles i okolicy.
- Amber, kiedy Eric wyjechał?
- Ponad trzy tygodnie temu, przecież mówiłam. Z początku obawialiśmy się nowych rządów. Ale teraz za żadne skarby nie zamienilibyśmy Viviene na kogoś innego - powiedziała. - Cieszę się, że Vivi nic nie jest. Nawet nie wiesz, jak zmartwiliśmy się jej zniknięciem. Jeszcze wczoraj wieczorem ustalałyśmy szczegóły dotyczące dzisiejszego koncertu i dodatkowej odprawy…
Już jej nie słuchałem, wiedziałem jedno musiałem jak najszybciej skontaktować się z rodziną.
- Amber, czy mogłabyś mi wszystko opowiedzieć, ale jutro. A teraz moglibyśmy przejść do szczegółów. Mam jeszcze dzisiaj bardzo ważne spotkanie… biznesowe.
- Yyy… Jasne - odpowiedziała.
Zatem po podpisaniu półtuzina dokumentów, wydaniu honorarium dla zespołu rockowego, sprawdzenia stanu alkoholu i ustaleniu wtorkowej odprawy odsapnąłem w skórzanym fotelu.
Trzy tygodnie, trzy tygodnie… Dlaczego nic z nich nie pamiętam?
Rozejrzałem się po gabinecie, było jasne że urzęduje w nim moja siostra. Na stole, biurku i w szafkach panował idealny porządek. Jednak, gdy już miałem wychodzić, coś rzuciło mi się w oczy. Tym owym "czymś" był liliowy skoroszyt. 
~*~
      Niesamowita i nieprzenikniona ciemność spowiła posiadłość rodziny Cullen. Delikatna mgła zaczęła wdzierać się pomiędzy rabaty późno kwitnących róż w ich ogrodzie. Wszędzie wokół panowała przeraźliwa cisza, żadne zwierzę, czy ptak nie śmiało wychylić się ze swojej kryjówki.
Atmosfera grozy i zła, zaczęła napierać na biały dom położony na polance. Nikt z domowników nie spodziewał się ataku, każdy z nich był myślami daleko. Szkoda tylko, że nie mogli przypomnieć sobie wydarzeń sprzed kilku tygodni. Szkoda…
- Edward? - zapytała dziewczyna o krótkich, czarnych włosach.
- Witaj Alice! - odpowiedział. - Czemu tu tak ciemno? Teraz na serio wyglądacie na postacie z piekła rodem…
- Na żarty ci się zbiera? - warknął wchodzący do domu Emmett. - Twoja siostra leży pokiereszowana ledwo żywa przez jakiegoś psychola czystym srebrem, a tobie się zachciewa polowań na sarenki?!
- Rosalie? - zapytał miedzianowłosy.
- Czy ja powiedziałem „Moja żona” czy „Twoja siostra”? - zakpił Mięśniak.
- Vivi?! Co się stało? - zapytał przerażony Ed.
Po czym ruszył wampirzym tempem ku sypialni biologicznej siostry, a za nim Emmett. Gdy chłopacy znaleźli się w pokoju na ich twarzach od razu pojawił się ból. Edward podszedł do łóżka i ukląkł przy prawej stronie Viviene.
Jego wzrok po woli obejmował całe jej ciało, była nieprzytomna. Alabastrową twarz pokrywało mnóstwo czerwonych przecięć, a prawy policzek był sino purpurowy od uderzenia. Na szyi widoczne były ślady poparzenia, ramiona, barki i dłonie wcale nie wyglądały lepiej. W kilkunastu miejscach widoczne były opatrunki zrobione przez Carlisle.
Idealną twarz Edwarda wykrzywił grymas jeszcze większego bólu, wściekłości i furii. Gdyby mógł uroniłby choćby jedną łzę, chciał dotknąć jej policzka, jednak w porę się powstrzymał. Delikatnie położył jedynie swoją dłoń na jej.
Jak to mogło się stać? - pomyślał.
- Vivi? - zapytał cicho Miedzianowłosy. - Kto ci to zrobił siostrzyczko? 
- Gdybyśmy to wiedzieli „KTO”, ten ***** już na pewno by nie żył - wtrącił szeptem Em.
- Od jak dawna jest w takim stanie?
- Od kilku godzin - odpowiedział smutno Boski. - Chodźmy stąd, musimy pogadać z resztą rodziny…
- Chcę przy niej zostać!
- Wrócisz za chwilę, to bardzo ważne. Musimy ustalić co się w ogóle tutaj wydarzyło!
- Dobra.
Kocham Cię, wracam za chwilę siostrzyczko!
~*~
      Upadły Anioł wyłonił się z lasu, prezentując swoją nienaganną sylwetkę. Na twarzy zagościł uśmiech zemsty. Już po tobie - wyszeptał. Po czym naciągnął strzałę i strzelił. Setne sekundy dzieliły wampira od śmierci, a Viviene od bólu po wieczność. Chciał ją zniszczyć od środka i udało się bez najmniejszego trudu. Widział jak w jej oczach rodzi się nienawiść i pragnienie zemsty. 
        Tak, Viviene! Bardzo dobrze! Nie chciałaś być moja, nie będziesz niczyja!  
        Obolała i wycieńczona wampirzyca kątem oka spojrzała na potwora w anielskiej odsłonie. Na jej twarzy malowało się przerażenie i strach, dobrze wiedziała co Bravillit planuje.
        Tom wpatrywał się w scenę iście z horroru, strzała zmierzała w kierunku nieświadomego wampira o miedzianej czuprynie. Żegnaj Edwardzie! - pomyślał. Lecz nagle jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie, ponieważ śmiercionośna strzała wbiła się w plecy Viviene.
- Nieee! - wrzasnął Upadły, robiąc krok do przodu.
W jednej chwili stało się kilka rzeczy na raz: zza chmur wyszło nieoczekiwanie słońce oświetlając polanę na której toczona była walka. Wiatr przestał poruszać pobliskimi drzewami, a ptaki przestały śpiewać i zastygły w locie.
Przerażony Upadły ze zdenerwowaniem obserwował otoczenie dookoła, gdy wtem z nieba sfrunęło pięć aniołów w błękitno białych szatach. Trzy kobiety i dwóch mężczyzn, a jedna z anielic wylądowała przy rannej wampirzycy, zasłaniając widok Bravillitowi.
- Kim jesteście? - zapytał Tom, nadal oszołomiony.
- A nie widać? - wtrącił Lucius zniesmaczony.
- Nihilici?
- W rzeczy samej - odezwała się Nemeiza.
- Pogwałciłeś prawo Upadłych - zaczął ostro Najstarszy. - Ujawniłeś się wampirom, za to grozi kara śmierci. Mimo, iż nie należysz do naszej świty, prawa obowiązują wszystkich, niezależnie od tego do kogo przynależysz.  
- Nie jestem jednym z was - powiedział. – I ty dobrze o tym wiesz, posiadam o wiele więcej, niż każdy Nihilit i Bravillit razem wzięci.
- Może i posiadasz więcej, ale nie potrafisz jej uratować - ponownie odezwała się Nemeiza. - I nie uratujesz!
Tom spojrzał z bólem na upadłą anielicę, jego poczucie winy i ból po stracie ukochanej nie gościł długo w anielskim sercu.
- Trudno, i tak miała pożegnać się z życiem, prędzej czy później - zaczął głosem wypranym z emocji. - I co, zabijecie mnie z tego powodu? Przecież Nihilitom nie wypada…
- Nam nie - odezwała się Leira. - Ale im tak!
Upadły odwrócił się za siebie, po czym został wciągnięty w czarną otchłań, która znikąd pojawiła się na polanie.  
~*~
         - Laila? Co z dziewczyną? - zapytał Athos wskazując na wampirzycę.
         - Przeżyje, jednak musi zostać szybko opatrzona - odpowiedziała anielica.
         - To możemy załatwić - wtrącił Lucius, wznosząc się w stronę słońca.
         - A co ze Strzałą Muerte? - zapytała Nemeiza.
         - Nie wbiła się…
         - Jak to? - zapytał Najstarszy. - Przecież…
         - Przybyliśmy w ostatnim momencie - odpowiedziała Laila. - Może jeszcze nie wszystko stracone. Leiro możesz zająć się ich wspomnieniami?
         - Postaram się, ale nie obiecuję że uda mi się przywrócić wspomnienia sprzed blokady Bravillita. Tom jest… był bardzo potężny - odpowiedziała Upadła.
         Chwilę później reszta Aniołów wzniosła się w górę, ku przeznaczeniu. Laila jako ostatnia opuściła ziemię, delikatnie odsunęła włosy z twarzy dziewczyny i powiedziała.
         - Będziesz żyć Elen, jednakże czeka cię jeszcze bardzo długa droga do prawdziwego szczęścia. Tom namieszał nie tylko w twoim sercu…
~*~
Z perspektywy Allie
         Emmett wraz z Edwardem wrócili do salonu, Rudy wyglądał koszmarnie, a w oczach i na twarzy malował się ból i furia
         - Em chciałeś z nami porozmawiać? - zapytałam. - Miałam wizję.
         - Tak. Musimy sobie wszystko wyjaśnić, a właściwie dowiedzieć co się stało. I kto stoi za stanem Vivi - mówił. - Kiedy byłem w knajpie Northmana, dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. A mianowicie, że mamy dzisiaj 25 września…
            - Nie możliwe - powiedział Carlisle z niedowierzaniem. - Synu, dobrze się czujesz?
         - Czuje się zajebiście! - warknął w jego kierunku. - Ale to nie jest w tej chwili ważne! - zaczął zaraz potem podekscytowany. - Mamy poważne braki w pamięci, bo naprawdę minęły ponad trzy tygodnie od powrotu dziewczyn z Londynu. Ta laska w klubie, była w szoku moją niewiedzą.
- Ale to oznacza, że chodzimy już do szkoły? - zapytała Rosalie.
- A ja do pracy? - wtrącił ojciec.
- Nie wiem - odpowiedział Boski. - Ale może w tym znajdziemy odpowiedź!
Wskazał na liliowy zeszyt, który trzymał w ręce.
- Co to jest? - zapytałam.
- Wydaje mi się, że to pamiętnik Viviene. Znalazłem go w Port Angeles, leżał w szufladzie - odezwał się ponownie. - Wiem, że nie powinniśmy czytać jej zapisków…
- Jeżeli to jej zapiski - wtrącił Edward. - Ona w życiu nie pisała pamiętnika.
- Tak, czy inaczej uważam, że powinniśmy je przeczytać, aby dowiedzieć się czegokolwiek o ostatnich tygodniach. Przestałem wierzyć, że mógłbym się tak spić, aby nie pamiętać trzech tygodni - powiedział Misiek. - Kto jest za?
Spojrzałam po rodzinie, Carlisle spoglądał to na zeszyt to na Ed’a. Esme tuliła się do męża, nie wiedziała jaką ma podjąć decyzję, Rose głęboko się nad czymś zastanawiała, a Jasper nie miał zdania, podobnie jak mama.
Wstałam z miejsca i podeszłam do brata, był lekko zaskoczony. Wyciągnęłam rękę po pamiętnik, a gdy już znalazł się w moich rękach otworzyłam go. Pierwszą stronę zdobił cytat - Ludzie są gotowi uwierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę*
Zaczęłam czytać.
8 września
Godz. 22.37
Nigdy nie pisałam pamiętnika, bo i nie był mi potrzebny. A teraz? Sama nie wiem, dlaczego zaczęłam zapisywać swoje myśli na kartkach zwykłego zeszytu… Pamiętam jak wyśmiewałam się ze Stefana, gdy tylko wymykał się wieczorami, aby nabazgrać w swoim „pamiętniku”. Długo zastanawiałam się po co on to robi. I w końcu doszłam do wniosku, że ludzie piszą, przepraszam wampiry…
Zatem wampiry piszą, aby nie odczuwać samotności. No bo komu się zwierzysz jak nie możesz z nikim porozmawiać. Tak, Kochany pamiętniczku piszę do Ciebie - co za idiotyzm - Bo czuję się taka samotna… 
Od jakiegoś czasu nie mogę z nikim załapać kontaktu, choćby wzrokowego. Mimo, iż przeprosiłam za swoją „akcję” w Londynie czuję, jak reszta podchodzi do mnie z dystansem. Tylko Rosalie wydaje się najbardziej szczera z całego towarzystwa, jako jedyna dała mi do zrozumienia że ją zawiodłam i muszę odbudować zaufanie. A reszta rodziny? Z Esme i Carlisle widuje się tylko kilka razy w tygodniu, bo obydwoje pracują. A nawet jak już są, to mają lepsze zajęcie niż rozmowa z „taką” jedną wampirzycą. Alice i Jasper no stop gdzieś się wymykają, podobnie jak Rose i Emmett. Nie mam im tego za złe, przecież się kochają!
Najgorzej jest jednak między mną a Edwardem, czuję jak się ode mnie odsuwa. Nie wiem co jest grane i zaczyna mnie to irytować. Mój brat już nie przesiaduje w moim pokoju, przestał też grać na fortepianie, a na jakiekolwiek pytania z mojej strony, odpowiada burknięciem.
Chociaż może nie powinnam narzekać, w końcu sama sobie na to zasłużyłam.
9 września
Godz. 16.28
            To już drugi dzień, Mój Pamiętniku. Muszę przyznać, że jest mi znaczenie lepiej, gdy mogę się zwierzyć Tobie. Skoro mój starszy brat traktuje mnie jak powietrze a siostry i mama wolą zakupy w swoim towarzystwie. Szkoda, że nie powiedziały o wypadzie na miasto, bo chętnie bym z Nimi pojechała. O Carlisle nie wspominam, bo biedak non stop pracuje. A Emmett i Jasper oglądają Mistrzostwa Świata w Vancouver. Tak, mają bardzo daleko…
            Teraz jadę do pracy, zapewne wrócę po czwartej rano… Do napisania!
10 września
Godz. 15.39
            Co jest ze mną nie tak, że nie potrafię porozumieć się z rodzonym bratem? Jest coraz gorzej, z początku nie zwracałam na to „uwagi” , ale Jego komentarze i uwagi stają się coraz bardziej wulgarne i czasami nie na miejscu. Nie mam pojęcia, dlaczego traktuje moją pracę u Northmana jak „coś” poniżej wampirzej godności. Dzisiaj podczas lunchu poruszył właśnie ten temat, było mi przykro. Tak jak po jego ostatnim komentarzu, dotyczącym mojej sukienki na wieczór: „Nie za krótka, polujesz na klientów?” No Hello?
Kończę, zaraz mam zajęcia z Tym patafianem - czyt. z Edwardem. Potem klub - dzisiaj mam odprawę i koncert, więc wrócę bardzo późno. 
11 września
Godz. 19.58
            Dzisiaj rano była awantura, o co? A o rysę na srebrnym Volvo mojego braciszka, nie wiem dlaczego oskarżenie padło akurat na mnie. To, że pożyczyłam jego auto, aby dojechać do Port Angeles nie znaczy, że to od razu JA nabawiłam jego Volvo 1,5 centymetrowej rysy. Dobra, przemilczmy to! Muszę kupić sobie w końcu samochód!
            Szkoła jak szkoła, zadania, referaty, lektoraty… dajemy radę. Zmartwił mnie tylko fakt, że Jasper - jedyny z którym chodziłam na kilka zajęć, zmienił profil na artystyczny i chodzi razem z Allie. No trudno! Ostatnio widuje my się tylko w samochodzie do szkoły i na stołówce…
            Aktualnie jestem w pracy, pub funkcjonuje coraz to lepiej. Szkoda tylko, że Emmett zrezygnował z pracy, z początku był taki podekscytowany a później oświadczył mi że: „Nie ma ochoty bawić się w niańkę Northmana”. Zostawię to bez komentarza, pozwolisz?
Z tego co mi wiadomo Eric cały czas negocjuje w Londynie. A żebym nie zapomniała: dzisiaj dzwonił Damon, bardzo ucieszył mnie jego telefon. Powiedział, że odwiedził go Stefan z Eleną. Byłam w szoku! Oczywiście mój przyjaciel musiał wspomnieć Stefanowi, że się spotkaliśmy. Tak On to uwielbia: „Co zrobić, aby wkurzyć młodszego brata?”. Bardzo tęsknie za nimi i za Arielem też, jednak ani jeden ani drugi nie ma zamiaru odwiedzić moje strony. Więc pozostaje nam jak zwykle niefortunny „przypadek”.
12 września
Godz. 13.45
            Właśnie wróciłam z polowania - samotnego oczywiście! Moja rodzinka wybrała się do lasu, gdy ja byłam w pracy, a teraz wszyscy bez wyjątku pojechali na zakupy do Olimpii. O przepraszam nie wszyscy, bo JA zostałam w domu!
            Zapytasz czy „wkurzyło” mnie to Drogi Pamiętniku? Odpowiem Ci, że Tak. Ostatnio nie spędzamy wolnego czasu razem, więc myślałam że chociaż sobotę do południa spędzimy w rodzinnym gronie. Przeliczyłam się niestety…
Godz. 22.47
            Wrócili dopiero Kochany Pamiętniczku po osiemnastej, gdy szykowałam się do Clubu. Nie zaskoczę Cię pisząc, że ani Alice, Rose czy Esme nie przyszły do mojej sypialni, aby pokazać nowe nabytki. Tak jak to robiły, „jakiś” czas temu. Jestem na 100%  pewna, że nie interesowało ich czy wróciłam do domu czy nie. Bo po co?!
Gdy schodziłam do garażu Cullenowie siedzieli w salonie, chłopaki grali w najnowszą grę PlayStation, jaką zakupili w Olimpii a dziewczyny robiły pokaz mody. Wiesz jak się poczułam? Jakbym w ogóle nie należała do „tej” rodziny… Nie chodzi mi tutaj akurat o wspólne zakupy, ale o wiele więcej!
Nie widziałam ich szmat czasu - jak dla mnie - a żadne z nich nie powiedziało do mnie choćby: „Cześć” lub „Co u Ciebie?”. Gdy weszłam do pokoju i powiedziałam: „Dobry wieczór” odpowiedziała mi tylko Rose: „O już jesteś?”.
Zabolało.
13 września
Godz. 23.53
         Dzisiaj otrzymałam ciekawego maila, na pewno nie zgadniesz od kogo więc Ci napiszę: a mianowicie od Claudii. Dwa tygodnie temu opuściła Volterę, aby ponownie ruszyć w podróż. Czym bardzo ucieszyła malutką Jane, natomiast zmartwiła Felixa oraz Aro. A gdzie tym razem wyruszyła? Postanowiła odwiedzić Skandynawię, zaczynając od Norwegii. Kraj ten bardzo jej się podoba i postanowiła przedłużyć swoją wizytę, nie chciała napisać konkretnie dlaczego. Ale ja mam swoje podejrzenia, jak nic kryje się za tym doborowe towarzystwo lub wampir…
            W domu atmosfera jest cały czas taka sama, dzisiaj rano pokłóciłam się z Alice o zestaw do ubrania, który mi przygotowała. To nie moja wina, że nie lubię filcowanych spódnic.
            Na tańcach też nie było lepiej, Edward w ogóle się do mnie nie odzywał, nawet mentalnie. A była to taka nasza „normalna” forma porozumiewania. Czuję się jeszcze bardziej samotna, niż jak podróżowałam bez nikogo. Wiem, że to idiotyczne, ale taka jest prawda.
14 września
Godz. 17.45
            Jak dobrze, że Ciebie mam Pamiętniku, nawet nie wiesz ile mi daje to że mogę z Tobą porozmawiać. Może to głupie przelewać myśli do skoroszytu, ale tak jest lepiej, niż tłumić w sobie pewne odczucia. Takie jak na przykład - odrzucenie…
            Club czeka! Pa. 
15 września
Godz. 22.19
Dlaczego On tak na mnie reaguje?
Czy zrobiłam coś złego?
Chciałabym to naprawić, tylko nie wiem jak. 
Już nie rozmawiamy ze sobą „normalnie” Kochany Pamiętniku, tylko kłócimy o byle co. To jest normalna forma Naszego porozumiewania się od jakiegoś czasu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to uczucia wywołuje w moim zastygłym sercu. Co z tego, że jestem wampirem skoro boli… czasami bardziej niż powinno. 
16 września
Godz. 21.49
            Kochany Pamiętniku, jestem wampirem ponad 80 lat i… brakuje mi czasu. Możesz się śmiać lub myśleć, że żartuję. Ale nie! Od rana jestem  w szkole, popołudniami mamy zajęcia dodatkowe m.in. taniec na który chodzę z moim rudym braciszkiem… Uhh… a wieczorami pracuję. I tak w kółko!
Co do Ed’a a nie przepraszam EDWARDA, bo zdrobnienia jego imienia go straszliwie irytują, na co zaczął na mnie nawet powarkiwać. Nasze stosunki wcale się nie polepszyły, mogę napisać że wręcz przeciwnie. Nie mam absolutnie, bladego pojęcia co się miedzy nami stało, ale nie jest ani dobrze ani źle. Jest tragicznie!
Dzisiaj rozmawiałam z Jasperem na nasz temat za co na marginesie przypłaciliśmy dodatkową pracą domową. Jazz uważa, że Edwardowi „czasami odbija”, jakoś nie chciało mi się w to wierzyć… po za tym mój brat stwierdził, że „przesadzam” i „ że powinnam dać sobie święty spokój”. Ale co ja na to poradzę, że mam złe przeczucia!
18 września
Godz. 19.46
       Co tam u Ciebie Drogi Pamiętniku? Pewnie masz się całkiem dobrze w przeciwieństwie do mnie. Nie chciałabym Cię zadręczać swoimi problemami, ale niestety taki jest twój cel w życiu.
Nawet nie masz pojęcia jak źle się czuję, nie fizycznie bo to niemożliwe, ale psychicznie. Mam trzech braci, dwie siostry, tatę i mamę a nie mam do kogo się odezwać. Odkąd wróciłyśmy z dziewczynami z Londynu, wszystko się zmieniło.
Chciałam zapomnieć o przeszłości, żyć teraźniejszością. Ale teraz nie wiem czy powinnam? Tak szybko wiele rzeczy się zmieniło, otrzymałam w darze brata i rodzinę. A nie potrafię się dostatecznie odwdzięczyć. Jestem do niczego - to moje ostatnio najczęściej powtarzane motto!
19 września
Godz. 13.48
            Mam właśnie okienko pomiędzy zajęciami, siedzę sobie w bibliotece i piszę do Ciebie. Godzinę temu na stołówce Edward powiedział, że „mam przestać zawracać mu dupę, swoimi idiotycznymi pytaniami”. Ale jak mam przestać, jeżeli nie wiem co jest nie tak? Ed nigdy się tak nie zachowywał, a teraz choćby najmniejszym słowem wywołuje ból w moim sercu: „przestań się zachowywać jak nadopiekuńcza starsza siostrzyczka!”- wyrzucił z siebie podczas wczorajszego lunchu. Jednak najlepsze jest to, że reszta milczy. Próbowałam pogadać z Allie, ale mnie zbyła zakupami Only Rose. Moja druga siostra, nie zawraca sobie najmniejszego trudu, aby w jakikolwiek sposób dojść ze mną do porozumienia, a braci nie komentuje: „Vancouver do boju!” 
20 września
Godz. 17.41
            Właśnie wróciłam z salonu, gdzie z nudów zaczęłam grać na fortepianie… Dom był całkowicie pusty, ostatnio w ogóle rzadko kiedy byliśmy wszyscy razem. Zdążyłam się już przyzwyczaić, że po powrocie ze szkoły jestem sama. Nawet na polowania udaje się tylko i wyłącznie w swoim towarzystwie, bo moja rodzina albo jest już „po”, albo aktualnie nie ma ochoty. 
            Samotność jest wpisana w życie wampira, nie ma co…
21 września
Godz. 23.00
            Kocham swojego brata, ale teraz mogę powiedzieć z czystym sumieniem, ze zaczynam w to szczerze wątpić. Dlaczego? Otóż na dzisiejszych zajęciach wychowania fizycznego tańczyliśmy salsę, mój braciszek zrobił mi gigantyczną awanturę na forum grupy. Rozumiesz? Ale najlepszy był powód tego wrzasku ED’a: o zmianę kroków, zamiast przepisowych zrobiliśmy o jeden więcej. I co? Nic, oprócz awantury i dziwnych spojrzeń grupy oraz trenera.
            Byłam tak wściekła, że wchodząc do domu trzasnęłam drzwiami, za co również dostałam reprymendę tym razem od mamy. Chociaż z nią musiałam się zgodzić!
Jednak potem musiałam pojechać do szpitala, zawieść ojcu dokumenty których nie wziął z domu. I wtedy spotkałam Jego…
22 września
Godz. 00.25
Możesz uwierzyć w przypadki? Bądź przeznaczenie? Bo ja nie. Właśnie miałam „interwencję” w pubie, klienci awanturowali się z obsługą o rozlany alkohol. Wszystko oczywiście dobrze się skończyło, gdyby nie ten facet. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co miałam zrobić. Z jednej strony On, z drugiej Oni - nie mogli poznać prawdy. Musiałam działać…
Nie wiem jakim cudem i dlaczego zgodziłam się na spotkanie. Ale coś ciągnęło mnie w Jego stronę… Był zupełnie inny od reszty, nie chciałam go „zjeść”, był dla mnie obojętny a właściwie jego krew. Zapach nie przyprawiał choćby o najmniejszy ból gardła, zmysły pozostawały na swoim miejscu, tak jakby nie był człowiekiem...

Skończyłam.
Nikt z zebranych się nie odzywał, bo nikt nie wiedział co powiedzieć.
Jak to możliwe, że przez trzy bite tygodnie zachowywaliśmy się tak a nie inaczej? Co się wydarzyło, że nikt z nas nie pamięta wydarzeń opisanych w pamiętniku Viviene?
Tysiące pytań cisnęło się do mojej głowy.
Biedna Vivi…
- Ja… - zaczął Edward. - Ja nie wiem co powiedzieć, ostatnie co pamiętam to… to…
- To wspólne polowanie po przyjeździe z Londynu - powiedziała cicho Rosalie.
- Kim jest ten człowiek? - zapytał Carlisle.
Ponownie zapadła przygnębiająca cisza, chciałam sobie przypomnieć cokolwiek, przymknęłam oczy. Chwilę później poczułam, że lecę w dół…

*- Carlos Ruíz Zafón


"By­wają w życiu chwi­le, których ból da­je się zmie­rzyć do­piero po je­go przeżyciu, i wówczas dzi­wi nas, iż zdołaliśmy go znieść" - Maria Kalergis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz