Dryfowałam samotnie w ciemnościach…
Nie wiem, jak długo to trwało: godzinę, tydzień,
miesiąc, rok może więcej. Nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu, czułam
wszystko i wszystkich, byłam tu i tam. Jednak nie byłam sobą, nawet nie wiedziałam, kim jestem…
Przez moją głowę przelatywało mnóstwo myśli i
wspomnień, jedne mniej ważne od drugich. Jednakże najczęściej pojawiała się w
nich grupa pewnych siedmiu osób. Niezwykle pięknych, bladych, wręcz idealnych
ludzi ze złotymi tęczówkami.
Kim oni są? - zadawałam to pytanie po
raz tysięczny w „przestrzeń”.
Mój mózg nie pracował dobrze, bo nie potrafiłam
odpowiedzieć choćby na to najprostsze pytanie: Kim jestem? A co
dopiero: Kim są ci niezwykle piękni ludzie? Czułam,
że gubię się sama w sobie, tyle pytań a żadnych odpowiedzi.
I nagle wszystko wróciło, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki: wspomnienia przelatywały z ogromną prędkością, a ja bez
trudu mogłam każde odczytać. Niektóre z nich były zamazane, lecz większość tak
realna, że trudno było uwierzyć, że coś takiego zdarzyło się naprawdę.
Podróże, polowania, znajome wampiry,
samochody, ubrania, przyjaciele, śmierć, rodzina: Carlisle, Esme, Alice,
Jasper, Rosalie, Emmett i Edward…
Tego ostatniego nie wspominałam zbyt dobrze, w
mojej głowie pojawił się obraz dumnego i próżnego chłopaka o bursztynowych
oczach, który okazał się nieszczęśliwie moim biologicznym bratem. Widziałam
każdy zadany cios - tam na polanie, każdy ruch i minę wampira. Poczułam
ogromny ból, który z siłą napierał na moją klatkę piersiową, chwilę później
gniew i żal.
Dlaczego tak długo pozwalałam siebie ranić?
~*~
Z perspektywy Allie
Widziałam
wszystko, zupełnie wszystko, a było to niesamowite i nieprawdopodobne. Chociaż
może nie powinnam tak myśleć, skoro jestem wampirem, a dla mnie nie ma rzeczy
niemożliwych.
Jednak myliłam się, po pierwsze nie miałam
pojęcia, że ktoś manipulował nami przez tak długi okres czasu (i „jak” na
marginesie). A po drugie, że każdy z nas był taki niedobry i nieludzki w
stosunku do Viviene.
Komu zależało na zniszczeniu naszej
rodziny? A najbardziej Vivi?
W swojej wizji przeszłości byłam obserwatorem,
stałam obok patrząc jak moja osoba jak również reszta rodziny obraża i miesza z błotem Elen prawie na każdym kroku. Trudno było się temu przyglądać tak
bezczynnie, chciałam coś powiedzieć, zrobić lecz dla „nich” byłam nieobecna.
~*~
Ogarnęła
mnie przeraźliwa ciemność, a chwilę później stałam w snopie jaśniejącego
światła, pośrodku leśnej polany o bardzo wymiarowych kształtach. Nie mogłam
sobie przypomnieć, czy już kiedyś w życiu widziałam taką polanę.
Hmm… chyba jednak nie -
pomyślałam.
Okolica była bajkowa: świeżo zielona trawa
poruszała się w rytmach delikatnego, wiosennego wiatru. Łąka pokryta była
mnóstwem białych i liliowych stokrotek oraz błękitnych niezapominajek. W oddali
drzewa kołysały się na wietrze, komponując własną muzykę wraz z leśnymi stworzeniami.
Promienie słońca pieściły moją nagą skórę, niczym jedwab. Gdzieś za mną szemrał
górski strumień…
Z zachwytem przyglądałam się naturze, wzbudzała
tyle pozytywnych emocji. Już nie myślałam o problemach, moja złość i ból
zniknęły. Chciałam tu zostać na zawsze.
~*~
Z perspektywy Edwarda
Nie wiem w jakich słowach można opisać to, co się właściwie stało. Nigdy w życiu nie
skrzywdził bym swojej siostry, ba kogokolwiek z rodziny. No chyba, że Emmetta
ponieważ jest czasami bardzo i to bardzo irytujący, ale nie o tym teraz.
Było mi przykro, gdy musiałem oglądać i
wysłuchiwać „tamtego” siebie, podczas gdy krzyczałem na Viviene, czy
policzkowałem. Moje skamieniałe serce bolało za każdym razem, gdy na twarzy
mojej siostrzyczki pojawiał się ból i żal. Tak bardzo chciałem jej powiedzieć: Vivi
to nie ja! - Ale nie mogłem.
Gdy patrzyłem na mojego sobowtóra z boku, wiedziałem
że tamten wampir to nie ja. Teraz bardziej interesował mnie fakt, kto
przyczynił się do faktycznego stanu zdrowia mojej siostry i pomieszał nam w
głowach. Byłem pewny jednego, że gdy już znajdziemy sukinsyna odpokutuje za
wszystko z nawiązką.
Jednak, aby go dopaść
potrzebujemy jedynego świadka tego zdarzenia, którym jest Nora. Niestety musimy
czekać aż się obudzi, a wtedy… nie będę miał jakichkolwiek skrupułów dla tej
bestii.
~*~
Wiedziałam już, że jestem wampirem, mam rodzinę - która mnie opuściła i
wstrętnego, okropnego, rudego brata oraz ponad osiemdziesięcioletni staż
nieśmiertelnego życia. Nie wiedziałem natomiast gdzie jestem, „bajkowa
kraina” wydawała się taka idealna i wspaniała. Świat dla mnie przestał
istnieć, gdyby nie kobieta naprzeciwko mnie.
Nie mam pojęcia kiedy
się zjawiła, albo skąd przybyła. Nieznajoma miała może z metr siedemdziesiąt,
śnieżnobiałą cerę, błękitne oczy i hebanowe, długie, bardzo lokowane włosy.
Ubrana była w długą, białą suknię zdobioną perłami i koralikami, uszytą z
najdelikatniejszego szyfonu, który poruszał się w rytm zefirku. Wiatr rozwiewał
jej ciemne pukle w których gdzieniegdzie prześwitywały wstążki i maleńkie
różyczki.
Wpatrywałam się w ową
postać z otwartą buzią, błękitno-turkusowe tęczówki hipnotyzowały przy każdym
spojrzeniu, była piękniejsza od jakiegokolwiek wampira. Kobieta usilnie mi się
przyglądała, przy czym na jej twarzy zagościł promienisty uśmiech,
rozświetlając jej anielską postać.
- Kim jesteś?
- Tobą - odpowiedziała,
po czym cichutko zachichotała. - Naprawdę nie poznajesz siebie?
- Jakoś nie przypominam
siebie w takim wydaniu - powiedziałam wskazując na dziewczynę.
- No pewnie. To wydanie
nie jest ci jeszcze pisane Elen, to nie Twój czas.
- Nie rozumiem…
- Musisz się jeszcze
wiele nauczyć Kochana, po za tym jak już powiedziałam to jeszcze nie twój czas.
- Czy ja nie żyję?
- Jak się nie mylę od osiemdziesięciu lat -
odpowiedziała z uśmiechem.
Patrzyłam na swojego sobowtóra i chciałam jej
zdrowo przyłożyć, na serio mimo, iż nie lubię przemocy.
Przepraszam bardzo, czy ja też jestem AŻ TAK nie
kumata?
Wzięłam głęboki wdech i zapytał ponownie, tylko w
zwolnionym tempie.
- Chodzi mi o to, czy jako wampirzyca jestem
martwa?
- Już ci mówiłam, że nie.
- To w takim razie gdzie
jestem, jeżeli nie w … ?
Tak naprawdę nie miałam pojęcia jak zakończyć to
zdanie: w niebie?
Ja i niebo - proszę. Piekło?
- A na co ci to
wygląda? - zapytała JA przechadzając się po łące.
- Nie mam zielonego
pojęcia, to miejsce jest takie inne, magiczne? Nie, nie to absurdalne…
- Dlaczego uważasz, że
to absurdalne? Są na świecie rzeczy o których nikt z nas nie ma pojęcia. Nawet
JA. A co do Twojego pytania: gdzie jesteśmy? Cóż odpowiedź znajdziesz w
samej sobie Vivi, wiem tylko że kazano mi ci się objawić…
- Objawić? Nadal nic nie pojmuję, może zatem
powiesz mi kim jesteś? Bo to, że mną to już wiemy…
- Jestem twoją drugą stroną, zupełnie innym
„wydaniem” jeżeli mogę siebie tak określić.
- Jesteś duszą?
- Wampiry nie mają duszy - wtrąciła z przekąsem.
- To wiem, zatem czym jesteś?
Błękitne oczy ponownie spojrzały w moje chyba
bursztynowe, po czym na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech, a chwilę
później usłyszałam zdrowy chichot.
No tak super! Jak tu się zastanawiam
gdzie jestem i z kim? A mój klon śmieje się w najlepsze.
- Masz świetną minę…
Warknęłam.
- Wybacz, ale czasami trzeba rozładować emocje -
wtrąciła.
- Jeżeli chcesz możemy rozładować emocję w inny
sposób - powiedziałam ostro. - Jednak najpierw odpowiedz na moje pytania złotko,
dobrze?
Byłam coraz bardziej poirytowana.
- Nie wiem czym jestem Viviene, taka jest prawda.
To znaczy teoretycznie wiem, i już ci to niejako wyjaśniłam. Ale praktycznie
nie mam pojęcia. Czuję jednak, że kiedyś znajdziemy odpowiedź na to pytanie
siostro.
- Ciekawa hipoteza - dodałam. - Mówiłaś, że cię
przysłano? Wiesz…
- Nie. I nie pytaj już więcej.
- Dlaczego?
- Eleonor Viviene Elizabeth Cullen… - zaczął klon.
- Nie nazywaj mnie tak! - Zareagowałam
automatycznie.
- Przecież tak właśnie się nazywasz…
Tym razem nie miałam problemu z zlokalizowaniem
swojego serca, gdzie poczułam mocne ukłucie. Tak, jakby ktoś nakłuwał je
ogromną, zardzewiałą szpilą…
- Powiedz dlaczego nie chcesz wrócić do życia, do
rodziny? - Ponownie odezwał się mój sobowtór.
- Ponieważ mam dość takiego życia rozumiesz? Z resztą
jak masz to zrozumieć skoro żyjesz w tak idyllicznym świecie pełnym
beztroski i bólu! - krzyczałam. - Nie chce być pomiataną, nieliczącą się z każdym
zdaniem marionetką, która wykonuje cudze rozkazy. A potem gdy dostaje po dupie,
płacze cichutko kąciku i nadstawia drugi policzek.
- Zatem nie pozwól siebie ranić, już nigdy
więcej!
- I co to da?! Jak Ty to sobie wyobrażasz, że gdy
„wrócę” mam się zachowywać jak gdyby nigdy nic? Może mam jeszcze wpaść w
ramiona mojego kochanego braciszka!? A raczej szpony, dzięki któremu o mało co
nie pożegnałam się z życiem. NIENAWIDZĘ GO! - wywrzeszczałam.
Po chwili poczułam na swoich ustach słonawy płyn.
Łzy?
- Jak to możliwe? – wyszeptałam zbita z tropu.
- W moim idyllicznym świecie zdarza się
wszystko - powiedziała przytulając mnie do siebie. - Jednak ja nadal uważam, że
powinnaś wrócić.
- Ale to tak boli - szlochałam. - Nawet nie wiesz
jak bardzo. Przez wiele lat cierpiałam z powodu Krisa, obwiniałam siebie za
jego śmierć. Dobrze wiesz kto wtedy przyszedł mi z pomocą…
- Edward.
- Nie było łatwo, ale on pokazał mi czym jest
prawdziwe szczęście, rodzina a teraz? Nie mam zupełnie nic, jestem sama jak
palec. Skoro chciał mi tak pomóc to dlaczego później doprowadził do czegoś
takiego. A najlepsze jest to, że reszta Cullenów go poparła…
- Viviene
boisz się powrotu, jak każdy z nas. Boisz się tego co zastaniesz tam -
powiedziała wskazując ręką w stronę lasu. - Bądź odważna i stań na przekór
wszystkim przeszkodom, nie na darmo otrzymałaś nieśmiertelność pamiętaj o tym!
- To może powiedz mi jak mam spojrzeć w jego oczy
i …
- Nie zabijesz go - stwierdziła spokojnie.
- Skąd taka pewność?
- Zbyt mocno go kochasz, nie pozwoliłaś, aby zabił
go Tom to i tym razem tego nie zrobisz.
- To nie ma znaczenia - bąknęłam, odwracając się w
drugą stronę.
- Oczywiście, że ma. I choćby dlatego powinnaś
wrócić, aby pokazać im że jesteś lepsza od niego. Że potrafisz wybaczać…
- Kiedyś może tak, teraz nie - odpowiedziałam
hardo.
- Zmieniłaś się.
Wsłuchałam się w to co powiedział mój sobowtór: zmieniłaś
się! Musiało minąć kilka chwil abym mogła przetrawić wszystko prawidłowo. W
głębi siebie czułam się inna, nie wiedziałam tylko czy to sprawka tego
magicznego miejsca czy też przeszłych wydarzeń.
Zmieniłaś się, zmieniłaś się, zmieniłaś się… -
huczało w mojej głowie.
W końcu doszłam do wniosku, że efektem jest moja
niedaleka przeszłość, gdzie pierwsze skrzypce grał mój biologiczny brat i jego
żałosna rodzinka. Za dużo w życiu wycierpiałam aby nadstawić drugi policzek…
- Chyba tak, ale zmieniłam się na lepsze -
zwróciłam się do drugiej siebie. - Byłam głupia i ślepa myśląc że rodzina jest
potęgą wszystkiego. Ta właśnie potęga zraniła mnie najbardziej. A ja nie
zamierzam być tą samą dobrą i wyrozumiałą Vivi! Już nie, nigdy!
- Zatem wracasz? - Pochwyciła wątek.
- Tak, jednak tylko w jednym celu.
- Rozumiem.
- Zobaczymy się jeszcze? Kiedyś? - zapytałam na
odchodne.
- Och Vivi, ja jestem nieodłączną częścią ciebie.
Zawsze będziemy razem a teraz czeka Cię przeprawa na właściwą stronę.
- Zatem do zobaczenia - powiedziałam, uściskawszy
swoją lepszą połówkę.
~*~
Z perspektywy Rosalie
Odkąd każdego z nas „nawiedziła” wizja przeszłości ostatnich trzech
tygodni, minęło osiem dni. Stan Viviene poprawił się w znacznym stopniu,
mniejsze rany zagoiły się bardzo ładnie, a reszta uległa poprawie. Jednak cały
czas moja siostra jest nieprzytomna i to najbardziej niepokoi ojca, a także i
nas.
Edward nie może odczytać jej myśli bo teoretycznie jest
martwa, a Alice nie ma jak na razie żadnych konkretnych wizji.
Paranoja!
Carlisle zaczyna podejrzewać, że Vivi
prawdopodobnie również torturowano psychicznie, dlatego jej rekonwalescencja
trwa tak długo. Pomimo znacznej utraty krwi, jej organizm zaczął funkcjonować
normalnie.
Cóż musimy czekać. W gorszym stanie niż Elen jest
tylko Edward, który ani na chwilę nie opuszcza jej sypialni. Przez pierwsze dwa
dni udawał twardziela, jednak później na jego twarzy pojawiła się frustracja.
Dobrze wiem, że poniekąd obwinia się za stan Viviene, ale jak ustaliliśmy ponad
tydzień temu to nie był on.
Muszę przyznać, że gdy zobaczyłam ją na polanie,
zakrwawioną i ledwie żywą, cała złość i zazdrość (jaką wykrzyczała mi prosto w
twarz Alice, przed wyżej opisanymi wydarzeniami) minęła. Ich miejsce zastąpił
szok i obawa, że mogę więcej nie zobaczyć ukochanej siostry.
Z początku nie przepadałam za nią, była nowym
„nabytkiem” w domu Cullenów i nie za bardzo pasowała do moich standardów
rodzinnych. Ale później, gdy między innymi uratowała nas z Emmettem przed
wściekłością Esme i zabrała na zakupy do Londynu, zyskała moje zaufanie i
siostrzaną miłość.
Bo prawda jest taka, że Viviene zawsze była inna,
jedyna w swoim rodzaju, doświadczona przez życie. A ja… trudno mi to wyznać,
ale Allie miała rację, byłam zazdrosna.
Zazdrosna o to, że Edward tak się opiekuje,
troszczy jak również o stosunek mojego męża do Nory (od samego początku
przypadli sobie do gustu), nie wliczając Chochlicy, która na widok jej ubrań
była w niebo wzięta. Ale także rodzice, Carlisle był pod wrażeniem jej wiedzy i
umiejętności, Esme gustu a Jasper… z początku nie miał do niej zaufania, jednak
później skradła i jego serce.
A ja nie wiem dlaczego, ale zazdrościłam jej tego
wszystkiego. Cóż jestem próżną blond lalą, nie da się ukryć.
~*~
Z perspektywy Carlisle
W związku ze stanem Viviene wziąłem kilka dni urlopu, jednak gdy już
zrobiłem wszystko co było w mojej mocy, musiałem wrócić do szpitala. Po prostu nie
mogłem patrzeć na stan ukochanej córki, syna, żony oraz reszty dzieciaków.
Przez chwilę zastanawiałem się nawet czy nie
skontaktować się z Aro, wampir mający ponad dwa tysiące lat wie bardzo dużo o
pobratymcach. Ale porzuciłem ten pomysł zanim jeszcze w pełni sformułował się w
mojej głowie. Byłem pewny, że Volturi chcieli by rekompensaty za pomoc,
jaką by nam udzielili.
Siedziałem właśnie we własnym gabinecie, gdy do pomieszczenia wszedł wysoki i dobrze zbudowany blondyn. Podniosłem głowę do góry.
Siedziałem właśnie we własnym gabinecie, gdy do pomieszczenia wszedł wysoki i dobrze zbudowany blondyn. Podniosłem głowę do góry.
Czy ja go już gdzieś tego widziałem?
- Słucham?
- Co tak oficjalnie
Carlisle? - zapytał lekarz uśmiechając się do mnie.
Czy my się znamy?
- To tak z przyzwyczajenia.
- Długo cię u nas nie
widziałem - dodał.
- Każdemu przyda się
chwila odpoczynku - powiedziałem. - Co cię do mnie sprowadza?
Mężczyzna zawahał się,
po czym usiadł w fotelu naprzeciw mnie.
- Nie chciałbym być
wścibski, ale czy… - zaczął.
- Doktorze Cullen! - Wpadła pielęgniarka do gabinetu. - Potrzebujemy Pana!
- Doktorze Cullen! - Wpadła pielęgniarka do gabinetu. - Potrzebujemy Pana!
Wstałem.
- A którego z nas potrzebujecie Fleur? – zapytał blondyn również podnosząc się z miejsca.
- A którego z nas potrzebujecie Fleur? – zapytał blondyn również podnosząc się z miejsca.
- Co?! No doktora Cullena - odpowiedziała
zmieszana.
Ja również nie zrozumiałem pytania chłopaka.
- To był idiotyczny pomysł, aby połączyć nasze
gabinety Carlisle mówię Ci…
- Co?! - wyrwało mi się.
- Aha, no przecież ty nic nie wiesz, byłeś na
urlopie. Ordynator stwierdził, że skoro nosimy to samo nazwisko to możemy
pracować w jednym gabinecie - zaśmiał się. - Jednak nie przyszło mu do głowy, że
to gigantyczny problem dla pielęgniarek. Po za tym w prawym skrzydle zaczął się
remont… - powiedział.
- To… yyy… rzeczywiście katastrofa - wydukałem. -
Fleur dowiedz się kogo potrzebują i to natychmiast.
- Tak jest - rzuciła dziewczyna.
W między czasie przyjrzałem się identyfikatorowi
mojego kolegi po fachu.
Dr William Ethan Cullen
Chirurg ogólny i naczyniowy
Szpital w Forks
Chirurg ogólny i naczyniowy
Szpital w Forks
William?
Cullen? Zbieżność nazwisk?
Tak, teraz pamiętam, pracuje ze mną w szpitalu od
jakiegoś czasu, przeprowadził się z Seattle.
Hmm…
- Chciałeś mnie o coś zapytać? - wtrąciłem.
- Wiem, że to nie moja sprawa, ale chciałem
zapytać czy z Viviene wszystko porządku?
Chwila moment, Vivi była w szpitalu i wtedy się
poznali gdy przywiozła mi dokumenty, tak już pamiętam a potem spotkali się? - Zastanawiałem się dobre kilka setnych sekundy, chłopak nawet nie zauważył
przerwy w rozmowie.
- Tak w porządku - odpowiedziałem. - Chciałeś coś
od niej?
- A tak się pytam, po prostu nie odbiera ode mnie
telefonów i zastanawiałem się… czy wszystko ok.
Czyżby on…?
- William zdajesz sobie sprawę, że… to jeszcze
dziecko - zacząłem.
- Carlisle nie musisz mi robić wykładu na ten
temat, Vivi się już o to postarała. Poza tym nie interesuje mnie ona jako
dziewczyna, na razie nie mam siły na kobiety. Po prostu dobrze się z nią
rozmawia i jest bardzo sympatyczna.
- Wyjechała - wtrąciłem, a na mojej twarzy musiało
pojawić się rozczarowanie, a właściwie załamanie.
- Brakuje ci jej, to widać - stwierdził. -
Słyszałem pogłoski w klubie, ale nie do końca chciało mi się w to wierzyć.
Zniknęła tak szybko, właściwie nic nie wspominała o wyjeździe.
Mężczyzna zamyślił się głęboko, gdybym tylko
wiedział o czym?
Może wie kto mógł zaatakować Vivi?
- Wybacz, że oto zapytam ale znacie się długo? - Musiałem działać.
- Nie zbyt, pierwszy raz spotkaliśmy się tutaj w
twoim gabinecie, potem spotkałem ją w klubie a potem parku- odpowiedział Will.
- A kiedy ostatnio się widzieliście?
- Hmm… Ponad tydzień temu, od tamtego czasu nie
odezwała się do mnie - odpowiedział.
- A czy zachowywała się wtedy dziwnie?- Dążyłem.
- Była smutna, ale Carlisle co masz na myśli?
- Nic po prostu tak pytam, ostatnio nie… miałem z
nią dobrego kontaktu…, a potem wyjechała.
Lekarz przyjrzał mi się uważnie, po czym zaczął
mówić.
- Tego popołudnia spotkaliśmy się w parku,
przyszedłem wcześniej i zobaczyłem jak siedzi na ławce, w nieruchomej pozycji.
Postanowiłem jej nie przeszkadzać, siedziała tak z dobrą godzinę. Była bardzo
smutna, widać było że coś ją trapi.
- Mówiła coś konkretnego?
- Tylko, że nie może dogadać się z bratem, bardzo
się tym przejmowała.
- Jesteście ze sobą… yyy… blisko?
- Nie! - zaśmiał się. - Nie masz się czym niepokoić,
nie mam planów w stosunku do twojej córki. Po prostu…
- Cóż Elen jest bardzo dojrzała jak na swój wiek.
- Elen?
- To jej pierwsze imię - wyjaśniłem.
- Aha, tak masz rację. Z początku wziąłem Ją za
twoją żonę - przyznał się.
Zaśmiałem się.
- Bardzo dobre Will - powiedziałem.
- Wiem, ale nie jestem pierwszy - stwierdził. - Czy
masz już informacje kiedy wróci? Chciałbym się z nią spotkać, jeżeli nie masz
nic przeciwko?
- Nie mam nic przeciwko, a kiedy wróci na pewno
odezwie się do ciebie.
Zatem to był ten tajemniczy mężczyzna z
pamiętnika Nory, zapach lekarza nie działał na mnie inaczej.
Chociaż to może przez moją samokontrolę?
Jestem zbyt przewrażliwiony…
Po za tym
Will nic nie wie, prócz tego że Viviene miała konflikt z Edwardem.
Westchnąłem.
Same tajemnice…
- Na sale operacyjną proszony jest Pan William
Cullen - wyrecytowała powoli zmachana Fleur.
- Bardzo dziękuję - powiedział blondyn. - Do
zobaczenia później Carlisle.
- Na razie.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za Cullenem,
zabrzmiała moja komórka, szybkim ruchem odebrałem telefon.
- Tak, Allie?
- Budzi się!
„Jaką funkcję spełnia zemsta? Strach
przed zemstą, przed jej nieuchronnością i grozą, powinien powstrzymać każdego z
nas przed popełnieniem czynu niegodnego i szkodzącego innemu. Powinien być
hamulcem, głosem opamiętania. Jeżeli jednak okaże się on nieskuteczny i ktoś
popełni czyn krzywdzący innych, jego sprawca uruchomi łańcuch zemsty, mogący
ciągnąć się przez pokolenia, ba, przez wieki”
- Ryszard Kapuściński
- Ryszard Kapuściński
Ha pierwsza :-) Jak tylko zobaczyłam wyświetlony napis o dodaniu nowej notki, natychmiast się tu zjawiłam. Tak się zastanawiam i dochodzę do wniosku, że Twoja powieść jest lepsza od książki pani Meyer (chyba zresztą już Ci o tym mówiłam). U ciebie tyle się dzieje i postacie nie są takie płaskie jak tam. Bardzo podoba mi się to przedstawianie zdarzeń z kilku perspektyw - to dokłądnie pokazuje odczucia wszystkich. Te majaki Vivi i spotkanie w przestworzach genialne. Chciałabym kiedyś przeczytać całość, bez konieczności czekania na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie na nowość ( a przy okazji wróciłam na oneta z trzecią częścią "W kolorze krwi" - nie będziecie musieli czekać długo aby poznać dalsze losy bohaterów.
Dziękuję za tal miłe słowa Kasiu, cieszę się ogromnie, że poprawiona wersja się podoba. Jeszcze raz dziękuję, chociaż do Pani Meyer jeszcze wiele mi brakuje. Pozdrawiam
UsuńNo i co dalej ??? ;/ Świetny rozdział!! ;D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz :) A co dalej? No cóż, kolejny rozdział powinien ukazać się lada dzień. Pozdrawiam
Usuń