29 sierpnia 2012

Rozdział 49


       

        Nie odezwałam się do przyjaciółki już ani słowem, udając skupienie jakie było mi potrzebne do prowadzenia samochodu. Ta jednak nie dała się zwieść mojej grze aktorskiej, wprawdzie nie zamierzała mi przeszkadzać, ale też nie zamierzała milczeć.
             - Wiesz, że kocham cię jak rodzoną siostrę, której tak naprawdę nigdy nie miałam – zaczęła swój dłuższy wywód. – Wiesz także jakie jest moje zdanie na temat naszego prawa i jego przestrzegania.
             - Oczywiście – odpowiedziałam nad wyraz uprzejmie.
             - Gdybym jednak nie poznała Noela nie mówiłabym do ciebie w taki sposób – zauważyła bacznie mi się przyglądając. – Wprawdzie nazwisko Volturi do czegoś zobowiązuje, rozumiesz prawda?
             - Wybacz, ale nie przykładam zbytnio uwagi do tego nazwiska – odpowiedziałam. – Jest dla mnie zupełnie zwyczajnym, ale oczywiście mogę sobie jedynie wyobrazić, jak wielkie to… brzemię.
             - To nie brzemię – zaprzeczyła gwałtownie. – Hmm… może przeznaczenie? To raczej pewnego rodzaju zaszczyt, a co dla poniektórych spełnienie marzeń – przewróciła oczami.
             - Mała Jane, Alex, Feliks? – skwitowałam, na co moja przyjaciółka przytaknęła.       
             - W każdym razie, poślubienie Noela dla mojego ojca jest równoznaczne z poślubieniem człowieka Vivi – wtrąciła. – A co za tym idzie hańba dla rodu, teraz pojmujesz?
             - Niezbyt.
             - Czasami jesteś strasznie irytująca – wtrąciła z niesmakiem. – Chodzi mi oto, że złamałam zasady tak naprawdę ich nie łamiąc. Pogwałciłam odwieczne wampirze prawo…
             - Dobra, zrozumiałam – przerwałam jej. – Jednak nadal nie wiem, co do tego wszystkiego ma moja nadzwyczajna sytuacja?
            Claudia przewróciła oczami i wzięła większy wdech.
             - W miłości i na wojnie wszystko jest dozwolone – powiedziała spokojnie. – A złamanie tych wampirzych przepisów to mała cena za wieczne szczęście.
             - Momencik – wtrąciłam z lekkim niedowierzaniem. – Czy ja dobrze usłyszałam? Namawiasz mnie do łamania zasad? Pogwałcenia odwiecznego wampirzego prawa? – Powtórzyłam tonem przyjaciółki. – Ty? Claudia Volturi?
             - A żebyś wiedziała – warknęła. – Przecież jak sama wspomniałaś twój brat zamierzał przemienić tą dziewczynę, więc złamał prawo tylko w kwestii tajemnicy naszego istnienia. Poza tym kocha ją ponad życie, a taka miłość zdarza się tylko raz, więc nie można jej popuścić.
             - On już to zrobił – wspomniałam smutno.
             - To jest idiotą – powtórzyła jak mantrę. – I możesz mu to przekazać.
             - Zrobię to jak tylko go spotkam – dodałam z uśmiechem.
             - Ale nie o przypadku twojego Edzia chciałam mówić moja droga przyjaciółko – zwróciła się do mnie. –  Co się tyczy Ciebie, to nadal uważam, że powinnaś spróbować z Williamem, mimo przeciwności losu.
             - Gdyby to było takie proste jak mówisz Cleo – westchnęłam. – Wstać, zadzwonić, napisać maila…
             - Kochanie, bo to jest proste!
             - Nie w moim przypadku – powiedziałam szczerze. – Straciłam już zbyt wiele w życiu, zarówno tym ludzkim, jak i wampirzym. A teraz nawet gdybym chciała powrotu, boję się podjąć ryzyko. Czuję, że gdybym tylko się do niego zbliżyła, ległby nie tylko mój, ale i jego świat.
            Blondynka nie odezwała się już, a ja poczułam jak moje wampirze oczy zaczynają mnie przeraźliwie piec, być może znowu wypowiedziałam na głos to, co już od bardzo dawna chciałam usłyszeć, ale bałam się tego powiedzieć. Musiałam przymknąć na milisekundę oczy, odpocząć, wziąć kolejny wolny oddech. Ponownie w moim zastygłym sercu rozszalała się wirtualna walka wspomnień na śmierć i życie. Kto by pomyślał, że po tylu latach ponowie poczuję coś takiego i to w stosunku do zwykłego śmiertelnika. 
            Gdy teraz powracałam do przeszłości i widziałam Kristiana, jego pogodny uśmiech i zielone oczy, nie już czułam bólu. Czułam przyjemną ulgę, a także nadzieję że odnalazł się już w tym innym, lepszym świecie. Kiedy jednak wpatrywałam się w fotografię Willa, serce kurczyło mi się do granic możliwości, by zaraz potem zbombardować mnie narastającym bólem jego prawdziwego pragnienia.
             - Już jesteśmy i proszę Cię nie maglujmy już tego tematu – odezwałam się słabym, w ogóle do wampira nie podobnym głosem. – Chodźmy, bo powrotna droga zajmie nam kolejną godzinę.  

~*~


            W dość szybkim tempie wróciłyśmy z zakupami do domu, powrotna droga ku mojemu zdziwieniu zabrała o wiele mnie czasu, niż ta do sklepu. Claudii zdążył się poprawić humor, gdy tylko dostała upragnionego wędzonego łososia i białe wino, ja natomiast milczałam odpowiadając grzecznie jedynie na zadane pytania.
             - Jesteśmy – zawołała blondynka od progu i ruszyła do kuchni.
             - Jesteście głodni? – zapytałam z lekkim uśmiechem, wyciągając sprawnie zakupy na blat. – Mam nadzieję, że tak.
             - I to jeszcze jak – wtrącił Alan, materializując się obok. – Może ci pomogę?
             - Pokrój proszę cebulę w piórka – powiedziałam wyjmując mu potrzebny asortyment do pracy. – A jak skończysz, to ten pęczek kopru czeka również na drobne posiekanie.
             - To może ja nakryję do stołu? – zaproponował Noel, po czym zwrócił się do żony. – Kochanie, pomożesz?
             - Zastawa i serwetki są w tej szafce – wskazałam na górną półkę. – Kieliszki natomiast…
             - Znajdziemy – wtrąciła mi Claudia.
            Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i zabrałam się za przygotowanie łososia. Nie minęło dwadzieścia minut, a kolacja piekła się już w piekarniku, a deser chłodził w lodówce. W związku z tym dołączyłam do gości, którzy racząc się kieliszkiem białego wina siedzieli w jadalni.
             - Zapiekanka będzie za pół godziny – powiedziałam zajmując swoje miejsce.
             - Nie wiedziałem, że tak pitrasisz, mimo że nie jadasz – zauważył Alan.
             - Dopiero się przekonasz – wtrąciła z błyskiem w oku Claudia. – Co z tego będzie.
             - Kiedyś tam się gotowało – wspomniałam. – Chociaż teraz też mam czasami okazję do ukazania mojego talentu kucharskiego.
             - A niby kto to je? – sarknęła moja przyjaciółka. – Ty?
             - Ależ skąd – rzuciłam. – Mój brat Emmett uwielbia ludzkie jedzenie i… zakłady.
             - W takim razie wszystko jasne – dodał Alan.
            Pomieszczenie wypełniło się śmiechem wszystkich.
             - A wracając do twojego domu – odezwał się Noel po chwili. – Piękna okolica i cudownie urządzona rezydencja.
             - Bardzo dziękuję – wtrąciłam skromnie. – Cieszę się, że wam się podoba.
             - Nie przybyliśmy jednak do ciebie tylko w sprawie nowego numeru i adresu – powiedział w końcu jeden z Eileenów. – Przyjechaliśmy, ponieważ wymaga to od nas sytuacja.
            Zrobiłam dość dziwną minę, a moje brwi powędrowały do góry.
             - Zamieniam się zatem w słuch – odezwałam się.
             - Jakiś czas temu odbieraliśmy sprzeczne sygnały na temat naszej kuzynki, Eteny – zaczął blondyn. – Zaczęła się buntować przeciwko wszystkiemu, a zaczynając od mojej żony, ponieważ nie jest jedną z nas.
             - Cóż, nasze pożegnanie również nie należało do najprzyjemniejszych – przypomniałam. – Nieźle mnie wtedy nastraszyła, co gorsza nawet próbowała znieważyć.
             - Etena powzięła nowy cel w życiu, postanowiła jak kiedyś jej matka doprowadzić do dziwnej równowagi w naszym świecie – dodał Alan. – A co za tym idzie, opuściła pałac i postanowiła…
            Nagle chłopak zamilkł i z bratem wymienił szybkie spojrzenie, natomiast Claudia zaraz dolała sobie więcej wina.
             - Co postanowiła?! – Nie wytrzymałam presji.
             - Unieszkodliwić wszystkie wampiry, z którymi kiedykolwiek miała do czynienia – dokończył chłopak.
            Zrobiłam wielkie oczy.
             - Że co proszę?! – wyrwałam się. – Jak to unieszkodliwić?
             - Etena po prostu chce się was pozbyć – wyjaśnił Alan z westchnieniem. – Co oczywiście jest całkiem niepoważne z jej strony.
             - A niby dlaczego miałaby mnie zabić? – zapytałam. – Zrobiłam jej coś?
             - Zrobić to może nie – zaczęła Claudia. – Ale samo nasze istnienie wywołuje u niej szewską pasję.
             - Przecież było lepiej – przypomniałam i spojrzałam w kierunku blondyna. – To znaczy wasze małżeństwo miało być początkiem nowego porządku.
             - Jak widać nie wszyscy byli tym faktem usatysfakcjonowani – rzucił od niechcenia Alan. – A tym bardziej Etena.
             - Zrobiła Ci Cleo coś? – Zmartwiłam się.
             - Nie – odparła blondynka. – Ale miała wielką na to chęć.
             - Zaraz po zaślubinach zaczęła buntować naszych poddanych, potem uciekła a część z nich podążyło za nią bez gadania – powiedział następca tronu. – Nasza matka jest wstrząśnięta zdradą, zwłaszcza, że Etena była jej jedyną siostrzenicą.
             - A co na to Elion?
             - Nic – odpowiedziała Claudia. – I wiesz dla mnie to podejrzane, że ta kobieta w ogóle nie przejęła się tym, co robi jej córka. Oczywiście ona nigdy nie darzyła mnie przyjaźnią i zrozumieniem, ale myślałam, że po naszym ślubie pogodziła się z sytuacją.
            Wstałam z krzesła i zaczęłam chodzić powoli wokół stołu. Kolejna komplikacja pojawiła się na mojej drodze, kolejne zagrożenie…
             - Czego ode mnie oczekujecie? – zapytałam wprost.
             - Przede wszystkim rozwagi – powiedział Noel. – Nie mamy pojęci gdzie przebywa aktualnie Etena, ani jakie są jej plany, więc przyjechaliśmy cię ostrzec przed nią. Oczywiście jeżeli cokolwiek będę wiedział…
             - Rozumiem – przerwałam. – A co na to wasza matka?
             - Zdziwiona, zaskoczona, osamotniona, wściekła – podsumował Alan.
             - A co zamierzacie zrobić z rozjuszoną harpią, gdy już ją znajdziecie? – Ponownie się odezwałam.
             - Złapać i zrobić pranie mózgu – odpowiedział Alan. – Nie ma innej możliwości.
             - Nie bardzo rozumiem, co kryje się pod stwierdzeniem prania mózgu, ale chyba nie chcę wiedzieć – stwierdziłam spoglądając na bruneta.
             - Teraz najważniejsze, by ją odnaleźć – zauważyła Claudia. – Eileen dwoi się i troi, aby zdziałać cokolwiek, ale nie jest łatwo.
             - A właściwie, co ona może mi zrobić? – zastanowiłam się nagłos.
             Chłopaki ponownie posłali sobie krótkie spojrzenia, a właściwie myśli. Pokręciłam głową i zerknęłam w kierunku przyjaciółki, która nerwowo ściskała oliwkową serwetkę.
             - Dowiem się kiedyś? – sarknęłam. – Bo jak mniemam wy wiecie o mnie wszystko, ja natomiast o was niewiele.
             - Wybacz, ale nie możemy ci tego zdradzić – westchnął Alan. – Polecenie z góry.
             - Przecież to niepoważne – zauważyłam poirytowana. – Przychodzicie do mojego domu, ostrzegacie przed niebezpieczeństwem, a tak naprawdę nie możecie zdradzić z jakim przeciwnikiem mam walczyć.
             - Ale kto mówi o jakieś walce? Viviene! – wtrącił brunet.
             - Bez powodu nie ostrzegalibyście mnie przed tą dziewuchą – warknęłam. – I jak Boga kocham, chociaż raz moglibyście nie posłuchać się matki. Przecież to jest wyjątkowa sytuacja.
             - Zgadzam się z Vivi – zaoponowała Cleo. – Powinna wiedzieć, zwłaszcza że Etena to nam zagraża najbardziej.
            Blondynka spojrzała na męża rozczulonym i słodkim wzrokiem, a chwilę później chłopka westchnął głośno i zaczął mówić.
             - Podobnie jak my czyta w myślach. Jest szybka i zwinna, jednak jej tajną bronią jest jad.
             - Jad? – zadała pytanie tym razem Claudia.
             - Matka, ani ciotka zbyt wiele nigdy o nim nie mówiły – wyjaśnił Alan. – Tylko tyle, że jest bardzo niebezpieczny, w szczególności dla innej harpii. Nie mam jednak pojęcia, co też może zrobić z wampirem.
             - Hmm… - zamyśliłam się i ruszyłam w kierunku kuchni. – W takim razie niewiele o sobie wiecie…
             - Rodziny się nie wybiera – rzucił Alan. – Pięknie pachnie.
            Sekundę później rozległ się dźwięk piekarnika z gotową kolacją. Sprawnym ruchem wyciągnęłam naczynie żaroodporne z zapiekanką i podałam do stołu razem z kolorową sałatką.
             - Rodziny może i nie – odpowiedziałam i skwitowałam. – Ale rodzinie się ufa. Smacznego. 


~*~


             - Naprawdę musicie już jechać? – zapytałam, gdy moi goście podczas posiłku oznajmili, że wracają jednak do domu. – Zostańcie chodź by do jutra.
             - Bardzo byśmy chcieli – odpowiedziała mi Claudia. – Ale obowiązki nas wzywają do domu. Noel ma pełne ręce roboty, nie wspominając o Alanie.
             - Wybaczcie, że oto spytam – wtrąciłam nieśmiało. – Ale właściwe to, co wy takiego robicie? Oczywiście pomijając poszukiwania Eteny i zbiegłych obywateli.
             - Każdy z Eileenów ma swoje zadanie na dworze – wyjaśnił mi Noel spokojnie. – Mój brat odpowiedzialny jest za wszelkiego rodzaju sprawy finansowe – inwestycje, fundusze, giełda.
             - Dziwisz się bracie? – Rzucił Alan z uśmiechem. – Taka wyjątkowa mózgownica nadaje się tylko do operowania pieniędzmi. Po stokroć wolę towarzystwo liczb, niż pałętanie się po lesie w poszukiwaniu zieleniny dla królików.
             - Nie bardzo rozumiem – szepnęłam przyjaciółce na ucho.
             - Noel jest tamtejszym… Hmm… szamanem, znachorem, chyba lekarzem – wyjaśniła nieco się plącząc.
             - To harpie mogą… chorować? – zapytałam.
             - Tylko kobiece przedstawicielki naszego gatunku – odpowiedział Noel. – Zwykle to drobnostki spowodowane pożywieniem, stanem pogody bądź ciążą. Ale teraz jestem przede wszystkim położnikiem, ponieważ Elois odszedł razem z Eteną.
             - Proszę, proszę – odezwałam się z podziwem. – To naprawdę niezwykłe co mówisz…
             - Tak, tak już gdzieś o tym słyszałem – rzucił lekko zdegustowany brunet. – Ale zegar tyka, droga czeka więc musimy ruszać czym prędzej. Bo rzeczywiście nie zdążysz Noel na tą swoją porodówkę jutro rano.
             - Dziękujemy za wspaniałą kolację i towarzystwo – pożegnał się ze mną mąż mojej przyjaciółki. – Dbaj o siebie, a tak na marginesie coś czuję, że kolejnym razem spotkamy się w nieco radośniejszej atmosferze. Do zobaczenia Viviene – ucałował szarmancko moją dłoń.
             - Też mam taką nadzieję, szczęśliwej podróży.
             - Wyżerka była genialna Elen – miejsce Noela zajął jego młodszy brat. – I w ogóle to szkoda wyjeżdżać, ale jak mus to mus – pocałował mnie w policzek. – Strzeż się Eteny i do szybkiego zobaczenia!
            Chłopaki ruszyli razem w kierunku zaparkowanego samochodu, a ja razem z Claudią w przyjacielskich objęciach stałyśmy przed domem i nie mogłyśmy się rozstać.
             - Ostatnio nie pożegnałam się z tobą wcale – posmutniała.
             - Ponieważ czekał na ciebie mąż i jechaliście w podróż poślubną – przypomniałam z uśmiechem. – Poza tym pomachałaś, więc wybaczam.
             - Nie wiem kiedy znów się zobaczymy – powiedziała i pogroziła palcem. – Ale masz tym razem do mnie pisać i dzwonić, ok.?
             - Obiecuję, że będę.
             - A nad sprawą Willa jeszcze pomyśl, proszę…
             - Claudia… - westchnęłam zrezygnowana. – To ja proszę.
             - Nie marnuj szczęścia skoro puka ono do twoich drzwi – rzuciła, a zaraz potem pocałowała mnie w oba policzki i czoło. – Do zobaczenia Vi!
            Vi?
             - Pa – szepnęłam machając na dowidzenia. – Pa.
            Vi? – pomyślałam po raz kolejny.
            Vi!
            Vi!!!

~*~


            To jedno słowo boleśnie obiło się po mojej głowie, by zaraz potem rozpoczął się niekończący taniec emocji i bladych wspomnień. Vi! Przed oczami ujrzałam parę idealnych, ciemnobrązowych tęczówek, w których można było policzyć każdą niezwykle mieniącą się plamkę koloru. Vi! Wesoły, męski uśmiech z charakterystycznymi dołeczkami na policzkach, uśmiech wiecznego chłopca. Vi! Wiecznie rozczochrana blond czupryna, artystyczny trwały ład na głowie. Vi! Zaciśnięte do białości pięści, kitel lekarski, prawa dłoń na temblaku. Vi! Widziałam jego wściekłość wymalowaną na twarzy, roztrzaskaną butelkę szkockiej o gzyms kominka i zbitą ramkę ze swoim zdjęciem, a zaraz potem zaszklone męskie oczy. Vi!
            Niewidoczny ciężar przygniótł moją klatkę piersiową pozbywając się z niej resztek powietrza. Vi! Płuca zaczęły niebezpiecznie piec, palić  domagając się tlenu, który nie był im potrzebny do funkcjonowania. Vi! Każda próba pozyskania wolnego oddechu stała się męką i ogromnym wysiłkiem. Vi! Głowa niebezpiecznie zaczęła mi ciążyć, stawała się coraz to bardziej ciężka i ciężka. Vi! Jego głos wydał mi się tak realny i bliski, jakby stał tuż obok. Vi! Pierwszy dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Vi! Drugi. Vi! Trzeci. Vi! Czułam jak obejmuje mnie bezwład rąk i nóg, kolejna fala dreszczu. Vi! Przestałam oddychać, poruszać się. Vi!


~*~


            Podziwiałam swoją sypialnię pod bardzo dziwnym kątem już od jakiegoś czasu. Sufit wydał mi się tak bliski, jak jeszcze nigdy. Pod głową czułam puszysty, biały dywan na którym kontrastowo odbijały się moje kruczoczarne włosy. Gdzieś w rogu spostrzegłam rzucone niedbale szpilki i naszyjnik, a także przewrócone krzesło od toaletki. Z salonu doszedł do mnie po raz kolejny dźwięk dzwoniącego telefonu, jednak nie miałam siły ani ochoty, aby się podnieść z podłogi. Chciałam zapaść się pod ziemię, przestać czuć, przestać istnieć chociaż na jakiś czas.
            Przymknęłam powieki, które od dobrych kilku godzin były suche i piekły niesamowicie.  Potrzebowałam wytchnienia, chwili dla siebie jednak tym razem bez bolesnych myśli i wspomnień. Myślałam, że wyjeżdżając z rodzinnego domu zapomnę o wszystkim, o problemach, zagłuszę swoje myśli i pragnienia. Niestety myliłam się, gdy tylko nie towarzyszył mi ból z powodu mojego brata, wspomnienia Willa przejmowały nade mną całkowitą kontrolę, jak teraz. Claudia miała absolutną rację, kochałam tego człowieka, a nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Kurczliwie łapałam się słowa ‘przyjaciółka’ i nie chciałam nawet dopuścić do siebie innej myśli. Kochałam! Kochałam! Kochałam! Kocham! Kocham! Kocham! Każde kolorowe wspomnienie Cullena było wesołe, pogodne. Czasami wręcz uwielbiałam wracać myślami do spędzonych razem wieczorów, do naszych zabawnych pogaduszek i do jego charakterystycznych oczu. Kocham! Prawda nie poraziła mnie jak grom z jasnego nieba, nie zatrzymała też kręcącej się naszej planety wokół Słońca. Właściwie powinna dać mi jakiś znak, zrobić boom, a ja jak zombie wpatrywałam się tylko w opadającą w górę to w dół białą moskitierę od swojego łóżka. Nawet się nie poruszyłam! Poczułam jedynie pewnego rodzaju ulgę na sercu, spowodowaną przyznaniem się do winy. Nic poza tym, nic.
             - Vi?!
            W moich uszach zabrzmiał nagle Jego głos, męski baryton, zatroskany i pełen ciepła. Odruchowo spojrzałam w tamtym kierunku i mogłabym przysiąc, że tam stał i opierał się o witrynę z charakterystycznym wyrazem twarzy. Nie musiałam nawet zbytnio wysilać się, aby wiedzieć jaką w tej chwili miałby minę, widząc mnie przed sobą w takim stanie. Na mojej obolałej buzi pojawił się nikły uśmiech, prawdziwy, tym razem nie udawany. Ponownie przymknęłam oczy, by lepiej odtworzyć Jego twarz. Kochałam go! Uśmiechnęłam się szerzej, to prawda poczułam ulgę i uczucie miłości, nie mogłam jednak zrealizować swoich pragnień serca. Już nie! Pokochałam prawdziwie Williama tak, jak tylko można pokochać drugą połówkę – wiecznie. I niestety musiałam się z tym pogodzić, ponieważ po raz kolejny nie mogłabym zrujnować komuś idealnie zaplanowanego życia, a co dopiero narazić go na śmiertelne niebezpieczeństwo z powodu swojej tajemnicy.  
            Wzięłam duży wdech i bardzo powoli wypuściłam powietrze z płuc, a zaraz potem podniosłam się do pionu i moje spojrzenie padło w kierunku laptopa leżącego na komodzie. W tej samej chwili postanowiłam zrobić coś, czego nie miałam zamiaru już nigdy w życiu zrobić, a mianowicie zabrałam się za odbiór zaległych maili z nieczynnej już poczty.



„Czasem list wpada, jak trzepocący się gołąb, tuli się do rąk, pieści się, uśmiecha i niecierpliwi, jak gdyby chciał, by go prędzej otworzono, bo ma do oznajmienia niespodziane szczęście,
ma wykrzyknąć promieniste słowo...

Wtedy zawsze z takiego listu pada ci na serce promyczek,
albo na usta pada ci jak kwiat - pocałunek”
- Kornel Makuszyński

16 komentarzy:

  1. Nie wiem - nie pamiętam - czy już dziękowałem za zmianę czcionki, tak więc składam soczyste podziękowania ^^
    Rozdział cudny. Najbardziej podoba mi się końcówka i to wyrażenie o "pragnieniach serca", tak ładnie to zabrzmiało, ze postanawiam zerżnąć ideę i kiedyś zakończyć opowiadanie słowami o tym, ze cienie mają dusze XD
    Bo naprawdę, to poniekąd zabrzmiało jak pożegnanie nadziei dla Vi i Williama, a jeśli dla nich byłby koniec, to prędzej czy później nadejdzie koniec historii... (oby później, o ile dobrze sobie to pomyślałem).
    Co jeszcze fajnego rzuciło mi się w oczy (poza całym tekstem, a się wyróżnia ;p) - wzmianka o Emmett'cie i jedzeniu, i... zakładach hahaha Choć czasami, muszę przyznać, ale odnoszę wrażenie, że robisz z niego takiego "tępego mięśniaka" XD
    Tak czy inaczej ściągnąłem sobie ostatnio stare hity i Avril Lavigne "When You're Gone" i słuchałem do końcówki - wpasowało się idealnie <3

    Pozdrawiam.


    P.S. Jak ci się spodobała moja zmiana na Duszach? :PP ani słowa, odnośnie nagłówka, bleeh ;_; Jestem niepocieszony XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emmett nie jest 'tępym mięśniakiem', on po prostu jest mało domyślny, a jego nieporadność jest urocza sama w sobie. Szkoda, że zarówno w książce jak i w filmie ma mało do powiedzenia. Tak samo oczywiście jak Jasper, którego również bardzo lubię.

      Cieszę się, że rozdział Ci się podobał i to stwierdzenie o pragnieniu. W prawdzie już wcześniej chciałam to sformułowanie zawrzeć w opowiadaniu, ale tak jakoś nie miałam do czego nawiązać.

      Pocieszę Cię, że to nie koniec historii, być może tak tylko zabrzmiało. Mam jeszcze wiele do powiedzenia na temat W i V. Na razie jednak cierpię na brak weny twórczej i wyjeżdżam, może wpływ świeżego morskiego powietrza mi dopomoże.

      Co do szablonu, no nie jest to spełnienie marzeń. Ale zapraszam do Aktualności, gdzie wyjaśniłam, co nie co na ten temat.

      Buziaki :***

      Usuń
    2. Ach... Wiedziałem, że odpiszesz, a ja się zorientuje dopiero po czasie... Ano własnie XD
      Zapewne nad morzem brak połączeń sieciowych, więc poczekam na odpowiedź, niemniej cieszy mnie fakt, ze jeszcze pobędziesz trochę ze swoją twórczością ^^
      Zaraz zerknę, ale powiedz może, gdzie jesteś. Może się okazać, że miniemy się na ulicy, bez wiedzy o tym, iż to te "prywatne gwiazdy" !

      Usuń
  2. Jejku końcówka niezwykła. Vi kocha Williama i chyba bym nie wytrzymała, gdyby oni nie byli ostatecznie razem.
    Zaintrygowała mnie rodzina harpii, a szczególnie ta osóbka, która dysponuje owym specjalnym jadem.
    Rozdział bardzo ciekawy i pełny przemyśleń.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) Ciesze się ogromnie, że rozdział się spodobał. Zawsze z niecierpliwością czekam na Twoją opinię, bo jest dla mnie bardzo cenna. Rodzina harpii to zainteresowanie i tajemnica w jednym, jak sama zauważyłaś nawet sami przedstawiciele tego samego gatunku nie wiedzą za wiele. Co do Eteny, to mogę zapewnić, ze ta osóbka nieźle namiesza w życiu Vi, ale dopiero za jakiś czas. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Na poczatku chce poinformowac, ze u mnie pojawił sie długo wyczekiwany nowy rodział. your-eyes-dorcas.blogspot.com

    Co do Twojego opowiadania.
    Rzadko pisze komentarze- jest to spowodowane tym, ze pracuje i chodze na kursy, wiec nie zawsze mam na to czas. Czytam tez czesto notki z opóznieniem. Wiedzialam, ze tak bedzie!! Jestem zadowolona z tego, ze Viv w koncu zrozumiala, ze go kocha :) Co to Eteny to cos mi mówi, ze bedzie starcie :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vivi w końcu sama musiała dojść do swoich pragnień serca. To, że kochała Willa było jasne jak słońce na niebie. Niestety trauma z przeszłości nie pozwoliła trzeźwo ocenić sytuacji w jakiej się znalazła. Viviene po prostu wpadła w pułapkę zastawioną przez samą siebie. A jeśli chodzi o Etenę, to starcie owszem będzie. Pozdrawiam

      Usuń
  4. Wiedziałam! I Vivi i William to para idealna! Rozdział rewelacyjny, a końcowy akapit?! Jejku, aż uroniłam łezki (NAPRAWDĘ!) może to banalne ale wzruszam się gdy ktoś poczuje (ale tak naprawdę, naprawdę) co tak naprawdę dzieje się w jego sercu! Twarda i mądra Vivi też potrzebuje tego uczucia a Will jest tym który jej to da! Wiedziałam to od samego początku! hehe :))
    Kochanie (nadrobiłam zaległości) po prostu bajka! - jak zwykle! :* a i nie wspomniałam wcześniej, bardzo podoba mi się szablon bloga :)
    Pozdrawiam KRÓLOWO!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście zdążyłam się przyzwyczaić do Twoich komentarzy i ekscesów z nimi związanych :) Bardzo dziękuje za okazane mojej skromnej osobie honory, obiecuję w zamian nadal pisać, dopóki starczy mi sił :) A za takie wzruszenia szczerze całuję i dziękuję. Kocham!

      Usuń
  5. Vivi,wiesz ten rozdział jest naprawdę piękny. Przez te wzruszające momenty, gdy wdzisz jak to jest nprawdę kogoś kochać...Viviene chce szczęścia, bezpieczeństwa Wlliama, wierzy że będzie tak gdy zostawi go w spokoju, w niewiedzy. Ale jak to mówią? Czasem najgorsza prawda, jest lepsza niż jakiekolwiek kłamstwo. Myślę że Vivi wkońcu odważy się wyznać Willowi prawde. Kiedyś...
    PS:Dziękuje za te miłe komentarze,jak i za dobrą rade. Naprawde wszystko to lepiej teraz wygląda! No to do następnego rozdziału...Pozdrawiam Carlli:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz oraz wspaniałe słowa. Pracowałam nad rozdziałem sporo czasu i dobrze jest słyszeć, że efekt był taki jak sobie zaplanowałam. Jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
  6. Zapraszam NN irrationalis.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. No słoneczko co do BC to mam 3 odcinki na kartkach napisane:) Tyle, że już historia Belli i Edwarda mnie już tak nie kręci.. Myślisz, że mogę zastosować normalne imiona? Czy lepiej się czyta o twilight (jednakże u mnie bez, fantasy)
    Twoja na zawsze - Ir :*

    OdpowiedzUsuń
  8. "Blondynka spojrzała na męża rozczulonym i słodkim wzrokiem, a chwilę później chłopka westchnął głośno i zaczął mówić." - literówka.
    To było oczywiste, że Vivi kocha Willa. Pewnie wymyślisz (albo już wymyśliłaś) ciekawy moment ich spotkania i wyznania miłości;p Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mistrzu napisałam w końcu NN na faaiths.blogspot.com ale z góry przepraszam za jego jakoś. (pisane na szybcika) buziole aniele :*

    OdpowiedzUsuń