Trzy
dni później…
Siedziałam
przy nim cały czas, nie licząc pięciu minut na polowanie. Czym prędzej
zwęszyłam zwierzynę – cuchnącego jelenia i zaatakowałam, jednak posilałam się
już w pobliżu chłopaka. Nigdy w życiu nie przemieniałam nikogo i nie miałam tak
naprawdę pojęcia, co robić. Wiedziałam oczywiście jak się do tego zabrać,
jednak kolejne etapy przemiany w wampira były dla mnie obce. Pamiętałam za to
dobrze własną metamorfozę i zbyt dobrze widziałam z czym Will musi się teraz
zmagać.
Sprawa
mojego biologicznego brata musiała niestety poczekać, ponieważ nie mogłam
przecież zostawić doktorka na pastwę losu i czmychnąć do domu. Czułam się
potwornie zaniedbując swoją rodzinę, a jednocześnie musiałam być odpowiedzialna
za nowego wampira, którego stworzyłam. Kiedy tak czuwałam nad Cullenem
odkryłam, że w mojej kieszeni poharatanych i brudnych spodni spoczywa telefon
komórkowy. Nie miałam pojęcia w jaki sposób urządzenie nie rozleciało się w
drobny mak podczas wypadku i naszej ewakuacji, komórka była jedynie poobijana,
a jej ekran rozbity w dwóch miejscach. W pierwszej chwili byłam tak zaskoczona,
że nie zdałam sobie sprawy, co to właściwie oznacza.
Musiałam
minąć sekunda bym spróbowała włączyć telefon, moja radość niestety nie trwała
zbyt długo, ponieważ bateria była prawie pusta i nie mogłam wykonać żadnego
połączenia wychodzącego. Na szczęście zdążyłam tylko przeczytać trzy wiadomości
tekstowe od Rose, zanim telefon padł ostatecznie.
Bella żyje, ale Edward o tym nie wie.
Dziewczyny polecały go uratować.
Bella
i Alice już są we Włoszech. Muszą zdążyć przed południem.
Udało
się! Cali i zdrowi wracają do domu. Do Forks. Odezwij się.
- Co takiego?! – wrzasnęłam w pustą
przestrzeń. – O matko!
Ciężko wypuściłam powietrze z
obolałych płuc i zamknęłam oczy, które zaczęły piec. Z całej siły starałam się
nie płakać, ale czy w takiej chwili nie miałam prawa, nawet w wypadku
szczęścia? Po raz kolejny pozbawiłam się tlenu, a na mojej buzi pojawił się uśmiech.
Musiałam przyznać, że mi ulżyło, a jednocześnie nie mogłam uwierzyć że los w
końcu potraktował nas ulgowo. Zaraz jednak mina mi zrzedła, ponieważ spojrzałam na blondyna.
Chłopak
nadal miał zamknięte oczy, jednak potrafił już kontaktować się ze mną za pomocą
kilka słów. Gdy tylko mogłam mówiłam do niego, chciałam żeby wiedział że tutaj
jestem i go nie opuściłam. Tym bardziej potrzebował wsparcia, ponieważ wkraczał
w życie, którego nie znał wcale. Powoli dobiegał proces przemiany, a jego serce
biło jednym, silnym rytmem. W między czasie opowiadałam mu kim się staje i czym
tak naprawdę była moja tajemnica, trzymałam go wtedy za rękę i mówiłam, że to
niczego nie zmienia. W każdym razie taką miałam nadzieję, z jednej strony czułam
się jak anioł śmierci – rujnowałam mu życie, odebrałam duszę, z drugiej jednak
podarowałam kolejną szansę, tym razem wiecznej egzystencji. Musiałam przyznać,
że był bardzo dzielny, owszem krzyczał i błagał o pomoc, a nawet śmierć, ale
znosił to nad wyraz dobrze. Być może nawet i lepiej niż ja, ponieważ każdy jego
ból i krzyk bolesnym echem odbierałam we własnym sercu. Gdybym tylko mogła
zrobiłabym wszystko, aby tak nie cierpiał. Nie miałam jednak innego wyjścia,
zachowałam się jak egoistka, ale nie mogłam pozwolić by pożegnał się z życiem.
Jego skóra przybrała już biały odcień,
charakterystyczny dla wampira. Dłonie i ramiona jeszcze dwa dni temu poharatane
i połamane, teraz nienagannie leżały wzdłuż jego ciała. Po olbrzymiej ranie
klatki piersiowej i nogi nie pozostało ani śladu. Z twarzy zniknęły zadrapania,
oznaki zmęczenia i pierwsze zmarszczki mimiczne. Wyostrzyła się linia szczęki i
nosa, a usta stały się jasno malinowe. Włosy odrobinę mu pojaśniały i utworzyły
ciekawy nieład na głowie. Jako wampir był jeszcze bardziej przystojny i
seksowny, niż do tej pory. Kiedy jednak wpatrywałam się tak w jego anielską
twarz, dostrzegałam wreszcie ewidentne podobieństwo do mojego przybranego ojca.
Do
moich uszu doszedł dźwięk przyśpieszającego serca, wiedziałam co to oznacza, a
właściwie, co za chwilę się stanie.
- Will, to już koniec – powiedziałam z
nadzieją, trzymając go za prawą rękę. – To już kres, jeszcze tylko kilka
sekund.
Cztery sekundy później las w jakim się
znajdowaliśmy wypełnił się agonalnym krzykiem chłopaka, dwie sekundy później
Will już stał i patrzył na świat, na mnie rubinowymi tęczówkami. Z wrażenia
przestałam oddychać i nieco odsunęłam się od młodego wampira. Nie odzywałam się
tylko obserwowałam jak reaguje na otoczenie, na swoje nowe ciało i zmysły.
Wzięłam większy wdech, nie wyczułam w nim jakiegokolwiek człowieka, więc jak na
razie byliśmy bezpieczni.
- To prawda? – Odezwał się po raz pierwszy. –
Umarłem? Ja… - nie dokończył zasłuchany
w tembr swojego nowego głosu. – To niemożliwe, powinienem nie żyć… a jednak
tutaj jestem.
- Jesteś Will – przyznałam. – I trzymasz się
całkiem nieźle.
- Uratowałaś mnie – powiedział i z zachwytem
zaczął przyglądać się dłoniom. – Moja ręka…
- Jest w pełni sprawna – dokończyłam. – Tak
jak i reszta twojego ciała.
- Jakie to wszystko jest… inne – dodał. –
Niewiarygodne, że miałaś rację.
Jego
charakterystyczny dla moich uszu baryton wyostrzył się znacznie i brzmiał
bardziej uwodzicielsko. Poczułam dreszcz, który przebiegł mi po plecach i
zatrzymał się gdzieś w okolicach żołądka. Nieśmiało uśmiechnęłam się do Willa,
a ten w jednej setnej sekundy znalazł się przy mnie i głaskał po policzku.
- Jaka ty jesteś śliczna – westchnął. – A
twoja skóra nie jest już lodowata.
- Will – wtrąciłam. – Jesteś nieco skołowany i
zmieszany…
- Pali mnie w gardle – przerwał mi natychmiast.
– Dlaczego?
Zupełnie
zapomniałam, że młode osobnik naszego gatunku nie potrafią się zbyt długo
skupić na jednym temacie. Musiałam mu jak najszybciej wszystko wyjaśnić, ale
wpierw chłopak musiał się posilić, bo jak nic przez przypadek mógł mi urwać
głowę.
- Bo jesteś głody, to normalne – wyjaśniłam
powoli. – A my aby żyć musimy pić krew…
- Mam zabić człowieka! – Podniósł głos od
razu.
Automatycznie
chwyciłam go za ręce i posłałam lekki uśmiech.
- My, to znaczy moja rodzina nie zabija ludzi
– powiedziałam. – Jesteśmy wegetarianami, czyli wampirami żywiącymi się krwią
dzikich zwierząt – zauważyłam zdziwienie na jego twarzy. – Nie martw się,
wszystkiego się nauczysz i to szybciej, niż myślisz.
- Wampiry? Wegetarianie?
- Trochę dziwnie to brzmi – wyjaśniłam. – Ale
da się przyzwyczaić, zwłaszcza że masz nieograniczony okres czasu.
- Jakoś nie wyobrażam sobie Ciebie, polującą
na… niedźwiedzia – zakpił. – I to w szpilkach.
- Pamiętasz to, co mówiłam Ci podczas
przemiany – przemilczałam powyższe stwierdzenie.
William
skinął głową.
- Wszystko? – Zdumiałam się.
- Każde słowo – przyznał. – Nawet potrafię Ci
powiedzieć ile razy westchnęłaś – zaśmiał się.
Spojrzałam
na niego, wydawał się taki zadowolony i nieświadomy tego, co tak naprawdę go
czeka. W tej samej chwili poczułam się okropnie, uśmiech spełzł mi z twarz i
spuściłam głowę.
- Hej, co jest? – zapytał. – Powiedziałem coś
nie tak?
- Przepraszam Cię – powiedziałam nieśmiało zerkając
w jego szkarłatne tęczówki. – Wybacz. Uratowałam Ci życie, a jednocześnie je
zmarnowałam…
- O czym ty bredzisz?
- Podarowałam Ci nieśmiertelność, wieczne
życie – mówiłam. – Ale to określenie tylko tak pięknie brzmi – szybkość,
zwinność, niezależność – westchnęłam. – Nawet nie wiesz z czym przyjdzie Ci się
zmierzyć, z czym będziesz musiał walczyć…
- Przestań – szepnął.
- To nie nowe życie, to przekleństwo w samej
swej istocie – wtrąciłam. – Zmarnowałam Ci szansę na prawdziwe szczęście…
- Przestań! – krzyknął, a zaraz potem
powiedział już normalnym tonem. – To ty jesteś moim prawdziwym szczęściem. I
nie masz przepraszać mnie za to, że uratowałaś mi życie – mówił. – Gdyby nie ty
Vivi, nie było by mnie tutaj. Jak nic roztrzaskałbym się w tym samolocie i
nawet moich szczątków nie można by było zidentyfikować – wziął kolejny wdech. –
A przepraszać możesz mnie za to, że nie powiedziałaś mi prawdy o sobie, o tym
że jesteś… wampirem.
- Nie pojmujesz jeszcze wszystkiego…
- Masz rację – przerwał kładąc mi palec na
ustach. – Ale ty jesteś tutaj po to, aby mi wszystko wyjaśnić. I nie myśl, że
nie wiem że będzie ciężko – puścił mi perskie oko.
- Mówisz poważnie?
- To ja prosiłem Cię o pomoc – powiedział i
chwycił mnie za brodę. – Chciałem żebyś mnie uratowała, więc nie możesz się
obwiniać.
- Pożyjemy zobaczymy – westchnęłam.
- Pożyjemy zobaczymy – powtórzył po mnie.
- No dobrze – dodałam. – Ale nie wspomniałam o
jednym ważnym szczególe, a mianowicie piętnie nowo narodzonego.
- To znaczy?
- Młody wampir potrzebuje znacznie więcej
krwi, niż dorosły osobnik to po pierwsze – wyjaśniłam. – Przerastasz mnie w tej
chwili siłą, a nawet szybkością, ale ten stan nie trwa długo…
- To znaczy? – Powtórzył wyższym już głosem.
- Po trzecie szybko tracisz panowanie nad
sobą, emocje biorą górę nad rozumem – zignorowałam jego pytanie. – Co może być
zgubne nie tylko dla człowieka w twojej obecności, ale również i nas. Dlatego
proszę, staraj się trzymać nerwy na wodzy, dobrze?
- Postaram się – odrzekł już spokojniej.
- Super – ulżyło mi. – Zaraz pójdziemy
zapolować, bo wiem że jesteś straszliwie głodny, ale mam do Ciebie prośbę –
poczekałam aż wampir ponowie na mnie spojrzy. – Gdy Ci powiem, nie oddychaj,
przestajesz w tej samej chwili, ok.?
- Dobrze, ale dlaczego mnie oto prosisz? –
zapytał.
- Znajdujemy się jakieś czterdzieści
kilometrów od miasta – odpowiedziałam. – W każdej chwili możemy natknąć się na
człowieka, a uwierz że nie chciałbyś się z nim spotkać.
- A to niby dlaczego? Przecież ty jakoś mogłaś
siedzieć koło mnie, no i leciałaś samolotem pełnym po same brzegi.
- Ponieważ ja Will jestem już doświadczonym wampirem – dodałam. –
Chodź zapolujemy na coś dobrego, a potem odpowiem na każde twoje pytanie,
dobrze?
- Ok., to co mam robić?
- Najpierw znajdziemy odpowiednie miejsce –
wyciągnęłam w jego kierunku rękę, którą z uśmiechem przyjął.
Zaraz
potem zaczęliśmy biec wampirzym tempem, wymijając instynktownie drzewa.
Zaciągnęłam się powietrzem i do moich nozdrzy doszedł zapach apetycznej pumy. W
tej samej chwili zatrzymaliśmy się, nadal trzymając za ręce.
- Zamknij oczy, wsłuchaj się w otoczenie i weź
wdech – poinstruowałam go. – Słyszysz odgłos charakterystycznego bicia i
chlupotania?
- To serce? – zdziwił się.
- Tak, a teraz co czujesz?
- Dziwnie to pachnie, ale wydaje mi się że
jest zjedliwe – powiedział śmiesznie
marszcząc nos. – I co teraz?
- Otwórz oczy i poszukaj kolacji – wtrąciłam. –
Skup się na zwierzęciu i daj ponieść się instynktowi.
- Tak po prostu?
- Mhm.
William
od razu wykonał moje polecenie, wpierw jak drapieżnik zaczął się czaić, a potem
ruszył do ataku. Puma nie miała szans z jego siłą i marmurową skórą, pięć minut
później było po pierwszy posiłku.
- I jak? – zapytałam.
- Rewelacji nie było – oznajmił, ocierając
usta. – No i nadal jestem głodny.
Zaśmiałam
się.
- Nie ma problemu – rzuciłam. – Zrób dokładnie
to samo, co przed chwilą.
I ku naszemu szczęściu nie było problemu z
kolejnymi trzema polowaniami. Każde z nich starannie obserwowałam, a nawet
czasami chichotałam, bo manewry, jaki wykonywał Cullen nawet nie mieściły mi
się czasami w głowie. Zastanawiałam się wtedy, czy i ja wyprawiałam takie cuda
w lesie na samym początku wampirzego życia. Kiedy już Will był najedzony i
oczywiście umorusany od stóp do głów, postanowiłam zapolować. Przykazałam mu
solennie nie ruszać się z miejsca i pozwoliłam obserwować. Znalezienie
zwierzyny nie przysporzyło mi problemu, ponieważ na horyzoncie pojawiła się
kolejna czarna puma. Z prędkością błyskawicy skręciłam kark zwierzęciu i wpiłam
się tętnicę szyjną. Pięć minut później stanęłam obok zdekoncentrowanego
chłopaka.
- Wow!
- Za kilka lat będziesz taki sam – pocieszyłam
go. – A może nawet i lepszy.
- No nie wiem – zaśmiał się. – Ubrania to
chyba będę na razie zmieniał kilka razy dziennie, a właściwie wyrzucał do
kosza.
Posłałam
mu uśmiech.
- Musimy rzeczywiście znaleźć coś do ubrania –
przyznałam i zilustrowałam nas wzrokiem. – Teraz naprawdę wyglądamy jak potwory
z piekła rodem.
Nadal
mieliśmy na sobie ciuchy w których wylecieliśmy z Londynu, więc nasza garderoba
była dość skąpa. Moje włosy już od kilku dni były zaplecione w warkocz, byle by
tylko nie przeszkadzały, butów nawet nie miałam, nie wspominając o marynarce,
która przepadła gdzieś w samolocie.
- Chodźmy – zadecydowałam i zaczęliśmy biec. –
Trzeba zorganizować samochód i ubrania.
- Powiesz mi teraz, dlaczego muszę unikać
ludzi? – zapytał, nie przerywając biegu. – Rozumiem, że tylko przez jakiś czas.
- Ludzka krew działa na nowo narodzone wampiry
jak czerwona płachta na byka – odpowiedziałam. – Nie widomo właściwie dlaczego,
być może dlatego że zaraz po przebudzeniu jesteście wściekle głodni, a może
dlatego że taka jest filozofia naszego gatunku.
- Mógłbym zaatakować człowieka?
- Zaatakować i zabić bez zastanowienia –
westchnęłam. – Nawet nie zauważysz, że pozbawisz go życia, liczy się tylko
krew.
- Teraz się tak nie czuję.
- Bo nie ma w pobliżu człowieka –
powiedziałam. – A gdyby była, no to musiałabym jakoś Cię powstrzymać.
- Ale mówiłaś, że jestem silniejszy od Ciebie.
- Posiadam kilka dodatkowych atutów, Will –
uśmiechnęłam się przebiegle. – Siła nie jest naszą najmocniejszą stroną, zawsze
można wykorzystać ją przeciw tobie.
- Mówisz tak, jakbyś dobrze o tym wiedziała –
odezwał się patrząc na mnie intensywnie. – Zabiłaś kogoś?
- Zabiłam człowieka tylko raz – wyznałam. -
Zaraz po narodzinach, ponieważ nie było przy mnie nikogo i nie wiedziałam kim
jestem.
- Jak to się stało?
- Zwyczajnie – odpowiedziałam bez wyrazu. –
Zrobiłam pierwszy wdech i… zaatakowałam. Nawet nie zauważyłam, że jest to
człowiek, istota żywa. Liczyła się tylko i wyłącznie krew.
- I od tamtego czasu piłaś krew zwierząt? –
zapytał.
- Tak – westchnęłam. – Bo widzisz, człowiek
którego… pozbawiłam życia był moim narzeczonym.
William
automatycznie się zatrzymał i zaczął wpatrywać się w moja twarz z
niedowierzaniem. Posłałam mu nikły uśmiech i ruszyłam powoli przed siebie
zaczynając opowieść o moim życiu. Nie pominęłam niczego, zaczynając od
najbardziej realnych wydarzeń, do tych z nie z tej ziemi z udziałem Thomasa.
Chłopak słuchał ze skupieniem, ani razu mi nie przerywając, kiedy skończyłam
akurat zbliżyliśmy się do miasta.
- Nie oddychaj – zarządziłam.
Ale
niestety dla wampira było już za późno. Jego źrenice się rozszerzyły, a z ust
wydobył się cichy pomruk zadowolenia. Niczym zwierze szykujące się do ataku
ukazał rząd równych, białych zębów i ruszył do przodu. W tym samym momencie
moja postać uniemożliwiła mu swobodne przejście, a ostrym i przenikliwym
wzrokiem próbowałam zmusić go do kontaktu wzrokowego. Z jego gardła wydobył się
głośny charkot i z całą siłą naparł na mnie. W ostatnim momencie udało mi się
odskoczyć, ale Will jakby przewidział mój unik w bok i już pojawił się w
miejscu, gdzie stanęłam. Nim zdążyłam zareagować z hukiem uderzyłam w skałki,
co nieco mnie zamroczyło. Tuż nad moją twarzą pojawił się blondyn z morderczym
wyrazem twarzy, w tej samej chwili nasze oczy się spotkały i chłopak znieruchomiał.
Dość szybko podniosłam się do pionu, co nie było dobrym posunięciem, ponieważ
zakręciło mi się w głowie. Skupiona jednak na szalejącym Cullenie, powoli
dochodziłam do siebie. Wzięłam wdech powietrza, nie wyczułam w nim człowieka,
więc postanowiłam wypuścić Willa. Wpierw jednak potraktowałam go falą kojącego
spokoju i podarowałam mu uśmiech.
- Możesz już oddychać – powiedziałam masując
sobie potylicę. – Ktokolwiek to był, już na szczęście go nie ma.
- Czy… ja… - jąkał się, był przerażony. – Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać – odezwałam się.
– Cieszę się, że jednak udało mi się Ciebie zatrzymać…
- Zrobiłem Ci krzywdę? – zapytał. – Vi, ja nie
chciałem…
- Spokojnie Will – stwierdziłam. –
Najważniejsze, że odwróciłam twoją uwagę.
- Więc tak pachnie krew – dodał. –
Niewiarygodne jak bardzo jest zgubna.
- O tak – rzuciłam. – Bardzo, ale powiedź mi –
przypomniałam sobie naszą walkę. – Skąd wiedziałeś, że akurat zrobię unik?
- Nie wiem – odpowiedział zastanawiając się. –
Po prostu to wiedziałem.
Jego odpowiedź nieco mnie zdziwiła, a
zaraz potem nie pytając o zgodę wzięłam jego lewą dłoń i przymknęłam oczy
skupiając się na zdolności Eleazara. W mojej głowie nie pojawiło się nic,
kompletnie nic.
- Co się stało Vivi? Zaczynasz mnie przerażać
– szepnął lekarz.
- Nie posiadasz daru – oznajmiłam zawiedziona.
– Ale to niemożliwe…
- Co jest do cholery niemożliwe?! – krzyknął,
nieświadomy właściwie dlaczego to zrobił. – Sorry.
- Niektóre wampiry posiadają dodatkowe
zdolności – odpowiedziałam. – Oprócz szybkości, zwinności, tytanicznej skóry,
nieśmiertelności możemy… robić czasami jeszcze… - zamilkłam, ponieważ William
wpatrywał się we mnie tak, jakbym opowiadała co najmniej o kosmitach. – Ja na
przykład potrafię powtórzyć każdy dar z jakim miałam styczność, mój brat Edward
czyta w myślach, Alice widzi przyszłość, a Jasper manipuluje emocjami –
westchnęłam. – Nadążasz? Bo wiem, że to naprawdę wiele…
- Staram się – przyznał. – Ale czekaj, skoro
Ty potrafisz powtórzyć zdolność każdego wampira, to znaczy że… dysponujesz
darem Edwarda?
Przytaknęłam
i odpowiedziałam na jeszcze kilkanaście innych pytań dotyczących wampirzych
zdolności.
- W takim razie skoro Alice przewiduje
przyszłość, to wie że żyjemy?
- Raczej tak – odpowiedziałam. – Powinna mieć
wizję naszego powrotu do domu, ponieważ już dawno ją zaplanowałam.
- Nie rozumiem.
- Allie widzi dokładnie to, co ktoś inny sobie
postanowi – wyjaśniłam. – Podejmie taką, a nie inną decyzję.
- Ty też miewasz te… przewidzenia?
- Bardzo rzadko – wyznałam. – Zwykle, gdy ma
wydarzyć się coś bardzo… złego.
- Nie gubisz się w tych wszystkich… darach? –
spytał.
- Zwykle korzystam z czytania w myślach i
unieruchomienia spojrzeniem – odpowiedziałam. – Na co dzień raczej nie
wyróżniam się od zwykłego wampira.
- Takiego jak ja – posmutniał.
- Will, nie powiedziane że nie posiadasz daru
– wyjaśniłam. – Niektóre z nich pojawiają się znacznie później, tak było z moją
znajomą Ingrid – posłałam mu uśmiech. – Jeszcze nie wszystko stracone,
zwłaszcza że twój atak był przemyślany, a u nowo narodzonych to się nie zdarza.
- Tak myślisz?
- Gdy wrócimy do Forks porozmawiamy na ten
temat z innymi – dodałam. – Carlisle przemienił cztery osoby, więc jakąś wiedzę
na ten temat posiada.
- Jesteś pewna, że nie będą mieli nic
przeciwko nowemu? – zapytał.
- To moja rodzina Will – oznajmiłam. – A teraz
także i twoja, z resztą wkrótce przekonasz się o czym mówię.
- Jesteś strasznie tajemnicza – pokręcił
głową. – Może czas zakończyć wszelkie sekrety?
- To nie sekrety – wyjaśniłam poważnym tonem.
– Musisz na nowo nauczyć się żyć, z nowym domem, rodziną, z nowymi zasadami.
Poznasz nasz świat oczami wampira, nie człowieka – mówiłam. – Małymi krokami
dojdziemy do wszystkiego, to dopiero twój pierwszy dzień, a i tak dowiedziałeś się całkiem sporo.
- Mam szykować się na kolejne niespodzianki?
- Poznałeś już większość z nich –
odpowiedziałam. – Bliżej nam do końca, niż początku – po czym dodałam. –
Postaram się, abyś przeżył ten najtrudniejszy okres trzech miesięcy bez wpadki,
byś nie miał do siebie żalu przez 79 lat, tak jak ja.
- 79 lat? – Zdziwił się bardzo. – Mówiłaś, że
masz 21.
- Teraz w czerwcu minie 81 lat odkąd jestem
wampirem – odpowiedziałam czekając na jego reakcję. – A w marcu będę obchodzić
102 urodziny.
W
pierwszej chwili chłopak nie powiedział nic, kompletnie go zamurowało.
- Nie spodziewałeś się takiej staruszki, co? –
zaśmiałam się.
- To znaczy, że… urodziłaś się w…
- W 1918 roku.
- Hmm…
- Robi wrażenie, co? – dodałam. – Ale nie
pobije Carlisle, mój ojciec ostatnio obchodził 327 urodziny. To nic, znamy
nawet i takie wampiry, które mają po 2000 lat.
- I tak normalnie chodzą? – zapytał. – Nie
rozpadając się przy każdym kroku?
- Jesteśmy nieśmiertelni Will – zaśmiałam się
z jego stwierdzenia. – Nie zależnie od wieku, nie zmieniamy się, nie
starzejemy… Do końca pozostajemy w takiej postaci…
- Jest coś, co może nas uśmiercić? – odezwał
się ponownie. – To znaczy zniszczyć, zabić?
Nie wiem kołki osikowe, czosnek, srebrne kule?
- Czyste srebro nas kaleczy, ale nie zabije
oczywiście – powiedziałam. – Jedyny sposób na prawdziwą śmierć to
rozczłonkowanie ciała, a następnie jego spalenie.
- A Ci Upadli, o których wspomniałaś?
- To zupełnie inna kategoria – wtrąciłam z
westchnieniem. – Nie jest brana pod uwagę przez naszych pobratymców.
- Nie wierzą w legendy?
- Powiem tak – posłałam mu nikły uśmiech. –
Tylko nieliczni tego doświadczyli, Ci którzy mają najbardziej przerąbane – a
zaraz potem dodałam. – Musimy ruszać w dalszą drogę, będzie jeszcze czas na
opowieści dziwnej treści.
- Ja myślę – rzucił chłopak.
Półgodziny
później dotarliśmy do miasteczka, by zdobyć ubrania i w miarę dobre auto,
ponieważ czekała nas nie lada przeprawa przez osiem stanów. William bez
oddychania miał czekać w wyznaczonym przeze mnie miejscu, kiedy ja miałam
zakraść się do miasta.
- Nie wiem, czy dam radę – powiedział szczerze.
- Bez oddychania możesz przeżyć kilkanaście
godzin – oznajmiłam. – Wampir nie potrzebuje tlenu do egzystencji.
- Nie? – Pokręcił głową. – Powinienem chyba
zmienić wyraz twarzy z tego non stop zaskoczonego, albo zdziwionego.
- Mój ojciec na pewno chętnie Ci wszystko
wytłumaczy od medycznego punktu widzenia, gdy już dojedziemy do Forks –
dodałam. – A teraz bądź dobrej myśli i nie oddychaj. Dobrze? Powinnam wrócić w
półgodziny.
- Ale… - zaczął.
Podeszłam
bliżej i ujęłam w swoje dłonie jego bladą twarz, a następnie złożyłam na jego policzku
delikatny pocałunek. Gdy William otworzył oczy mnie już przy nim nie było,
ponieważ pędziłam ze wszystkich sił w stronę ludzkiej osady. Był środek nocy,
więc miałam o wiele lepsze możliwości działania, niż za dnia. Zakradłam się na
jedną z uliczek, przy której wybudowane zostały jednakowe domki jednorodzinne.
Nagle moją uwagę przykuło dwóch mężczyzn z kominiarkami na głowie, którzy
zamierzali ukraść czarnego mercedesa na końcu ulicy.
- Szczęście, że wyjechali na te wakacje
tydzień wcześniej – powiedział jeden do drugiego. – Bo inaczej nie dalibyśmy
rady, gdyby jednak facet zdążył założyć ten alarm…
Niestety
nie dane mu było dokończyć, ponieważ tuż przed nimi wyrosła moja wampirza
postać z obłędnym wyrazem twarzy. W pierwszej chwili złodzieje patrzyli na mnie
ze zdziwieniem, a zaraz potem z prawdziwym przerażeniem. Zwłaszcza, że moje
ciemne włosy powiewały na wietrze w dość dziwny sposób, a ubranie było
zakrwawione, poszarpane no i nie miałam obuwia.
- Bu! – warknęłam i kłapnęłam zębami.
Dwóch
facetów z prędkością błyskawicy zaczęli uciekać, popychając się jeden przez
drugiego. Minutę później na ciemnej uliczce pozostałam tylko ja i nowy mercedes
klasy S. Z uśmiechem na twarzy postanowiłam użyczyć sobie nie tylko samochodu,
ale i ubrań właścicieli, którzy w tej chwili bawili się najlepsze na wakacjach.
~*~
Bez
problemu zlokalizowałam garderobę na piętrze z której zabrałam trzy idealnie
wyprasowane koszule dla Willa i dwie pary ciemnych jeansów. Po zawartości szafy
oraz garażu było jasne, że miałam do czynienia z bardzo zamożną rodziną. W
kobiecej części znalazłam mnóstwo garsonek w stonowanych odcieniach, sukienki
oraz garnitury. Z nadzieją znalezienia czegoś mnie oficjalnego przemierzałam
zakamarki garderoby, wreszcie w jakieś komodzie znalazłam czarne skórzane
spodnie, błękitny kaszmirowy golf oraz piękny kardigan z beżowej dzianiny. W
ciągu minuty byłam przebrana i poszukiwałam jedynie butów oraz torby na rzeczy.
Gdy tylko dotarłam do szafki z butami wybór był prosty, dla blondyna wybrałam
zwykłe skórzane mokasyny, natomiast dla siebie czarne botki powyżej kostki na
niewielkim obcasie. Zaraz potem do niewielkiej torby Louisa Vuittona wrzuciłam
rzeczy dla Williama, obuwie i jeszcze jedną bluzkę na przebranie dla siebie.
Dziesięć
minut później parkowałam na parkingu leśnym niedaleko miejsca w którym
zostawiłam chłopaka. Gdy tylko wysiadłam z samochodu, z za drzewa wyszedł wampir.
- Wiedziałem,
że to ty – pomyślał. – Mogę już
oddychać?
- Możesz – odpowiedziałam z uśmiechem. – Jest
noc, więc niewiele ludzi chodzi po lasach, a właściwie nie powinno – po czym
dodałam i wskazałam na torbę. – Przebierz się, a zaraz potem ruszamy w drogę.
- Dzięki – powiedział i wybrał ciemnozieloną
koszulę oraz spodnie.
- Co robiłeś jak mnie nie było?
- A tak, siedziałem i myślałem – odparł.
- A można wiedzieć o czym?
- Zastanawiałem się nad tym, co mówiłaś na
temat piętna nowo narodzonego – powiedział. – I doszedłem do wniosku, że nie
chcę zabijać, nie chce być stu procentowym krwiożercą.
- Zrobię co w mojej mocy, aby do tego nie
doszło – przyznałam. – Ale ty też musisz nad sobą pracować.
- Wiem, Vi – zamyślił się zapinając guziki od
koszuli.
- Wybacz nie znalazłam nic innego, ale
właściciel tego ubrania albo jest prawnikiem, albo cenionym biznesmenem –
przyznałam i zasiadłam za kierownicą. – A oprócz myślenia, coś jeszcze
porabiałeś? Nie nudziłeś się czasami?
- Wampir chyba nie może się nudzić, co? –
zaśmiał się.
- Raczej nie – odpowiedziałam, gmerając w
schowku. – Ale mój brat Emmett dość często nadużywa tego słowa.
- Czego szukasz? – zapytał Will z
olśniewającym uśmiechem, siadając na fotelu pasażera.
- A właściwie niczego – odpowiedziałam nieco
zmieszana.
Jego oddech muskał delikatnie mój policzek,
wywołując w okolicach mojego żołądka dziwne skurcze. Nie mogłam dać się ponieść
emocjom i stracić kontroli, mój umysł musiał działać trzeźwo. Automatycznie
usiadłam prosto i posłałam blondynowi jedynie uśmiech.
- To co, ruszamy w drogę, czy chciałbyś
jeszcze zapolować? – zapytałam jak gdyby nigdy nic.
- Jedźmy – przyznał. – Za kilka godzin
zatrzymasz się na śniadanie.
- OK.
- Skąd właściwie masz to auto? – zapytał, gdy
odpaliłam silnik.
- Pytanie, czy naprawdę chcesz wiedzieć –
odparłam, wyjeżdżając z lasu.
- Chyba jednak nie – westchnął.
- Dla pocieszenia dodam, że te wszystkie
rzeczy tylko pożyczyłam – przyznałam i wjechałam na autostradę. – Znam adres,
więc nie będzie problemu z zwrotem Will.
- Nie złapie nas policja?
- Policja nie ma z nami szans – powiedziałam.
– Jutro pod wieczór zmienimy samochód, a teraz pozwolisz że osiągnę maksymalną
prędkość tego mercedesa.
- Zdążysz wyhamować w razie… no wiesz?
- Nie będzie z tym problemu – oznajmiłam. –
Widzisz wampiry instynktownie funkcjonują – dodałam. – Chyba sam zauważyłaś,
nie tylko podczas polowania, ale na przykład podczas biegu, albo skakania po
drzewach.
- Viviene? – Nagle zmienił ton.
- Coś się stało? – spojrzałam na nowo
narodzonego. – Powiedź mi, proszę.
- Słyszysz moje myśli?
- Słyszę je jedynie, gdy bezpośrednio się do
mnie zwrócisz – przyznałam. – Nie mam w zwyczaju siedzenia komuś w głowie.
- Aha – westchnął.
- Chcesz o coś jeszcze zapytać?
- Ostatnio tylko zadaje pytania Vi – oznajmił.
– Ale chyba nie jestem z tego powodu wkurzający, co?
- Oczywiście, że nie – odpowiedziałam z
uśmiechem. – Wkraczasz w nowe życie, to zupełnie normalne.
Przez
pewien czas jechaliśmy w ciszy, słuchając kojącej muzyki jaka sączyła się z
samochodowego radia. Co jakiś czas spoglądałam w kierunku chłopaka, który raz z
zachwytem podziwiał krajobraz za oknem, a innym razem po prostu siedział
zamyślony. Gdy przekroczyliśmy granicę stanu Indiana następnego wieczoru,
postanowiłam zatrzymać się w pobliskim lesie, aby Will mógł zapolować. Cullen
zapolował na dwa jelenie brudząc się przy tym co niemiara, jednak w pełni
zadowolony ze swojego sukcesu nawet się tym nie przejął. Kiedy był już ponownie
przebrany i gotowy do powrotu, niespodziewanie zastąpił mi drogę z poważnym
wyrazem twarzy, usilnie wpatrując się w moje miodowe tęczówki.
- Miałem dość czasu, aby przemyśleć pewne
sprawy – zaczął aksamitnym barytonem. – Wiem jedynie to, czego jestem w stu
procentach pewny – spojrzał na mnie łagodniej szkarłatnymi oczami. – Mam jednak
nadzieję, że nie rozczarujesz mojego toku myślenia Vi…
Nawet
nie zauważyłam, że blondyn trzyma mnie za dłonie.
- Będąc człowiekiem nie wiedziałem, nie
rozumiałem dlaczego nie chciałaś być ze mną – mówił. – Nawet wtedy w samolocie,
gdy próbowałaś cokolwiek wyjaśnić – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Nie
miałem pojęcia w co się pakuję, pragnąłem jedynie byś była blisko, żadne inne
tłumaczenie nie wchodziło w grę – westchnął. – A teraz? Kiedy wyjaśniła się
tajemnica twojego czasami dziwnego zachowania, a właściwie pochodzenia…
- Właśnie, co teraz? – zapytałam, nie
przestając wpatrywać się w jego twarz. – Trudno mi o tym mówić, bo widzisz…
- Wiem, co chcesz powiedzieć – przerwał mi.
–Poniekąd rozumiem, dlaczego postąpiłaś tak, a nie inaczej – zaczął. – Na samym
początku, jakaś część mnie była cholernie na Ciebie wkurzona, za kłamstwa, za
ściemy jakimi mnie dosłownie spławiałaś. Przecież byliśmy przyjaciółmi, mogłaś
mi powiedzieć, zrozumiałbym – wspomniał. – Ale prawda była taka, że nie wiem,
czy bym zrozumiał tak, jakbyś ty tego chciała - poczułam jego dłoń na moim
policzku. – I wiesz do jakiego doszedłem wniosku?
Zaprzeczyłam
ruchem głowy.
- Musiałaś wykazać się nie lada odwagą,
ryzykując znajomość z człowiekiem i zachowując to wszystko w tajemnicy –
wyjaśnił. – Nie mam do Ciebie żalu Vi. Powtórzę to po raz kolejny i jeśli
będzie trzeba nawet i setny, uratowałaś mi życie, dałaś powód do prawdziwego
szczęścia… Dałaś mi znacznie więcej, niż mógłbym sobie wymarzyć.
Na
moich ustach pojawił się zalążek uśmiechu, a oczy tonęły w spojrzeniu radosnych,
szkarłatnych tęczówek. Moja dłoń powędrowała do jego policzka, ciepłego,
jedwabiście gładkiego, twardego niczym skała.
- Ja wiem, że popełniłam wiele błędów w życiu
– odezwałam się. – Jedne większe, inne mniejsze – wzięłam wdech. – Wiele z nich
żałuję do dnia dzisiejszego, ale jest coś czego nie będę żałować nigdy – chłopak
wydał się zdekoncentrowany. – To to, że los postawił Ciebie na mojej drodze –
uśmiechnęłam się. – Wypełniłeś pustkę w moim sercu, jaką przed laty pozostawił
Kristian, sprawiłeś że po raz kolejny otworzyłam się na miłość, że naprawdę
chcę żyć – poczułam pieczenie w kącikach oczu. – Kocham Cię – wyznałam z
radością. – I jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu.
Sekundę
później wirowałam w ramionach Williama, śmiejąc się w najlepsze.
- Ja też Cię kocham! – Wykrzyczał, a zaraz
potem wpił się w moje usta zachłannie.
„Żadna wielka
miłość nie umiera do końca.
Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać
w najciemniejszych zakamarkach naszych serc,
ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć”
Jonathan Carroll
Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać
w najciemniejszych zakamarkach naszych serc,
ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć”
Jonathan Carroll
<3
OdpowiedzUsuńDługo by wymieniać najlepsze rzeczy, ale to, co podobało mi się najbardziej to polowanie na pumy (btw. pumy nie są czarne tylko popielate, a przynajmniej jeśli mówimy o żyjących w US w miejscu, gdzie teoretycznie leży Forks :P).
Opis wewnętrznych emocji, jakie odkrywała Vi w Willu, awww... i cmok! Najlepszy rozdział!
Cieszę się, że Ci się spodobało :) Zwłaszcza polowanie... a co do pum, to bardzo dziękuję za informację, nie znałam dotychczas ich ubarwienia. Postaram się następnym razem ująć 'pumy' troszeczkę inaczej.
UsuńPozdrawiam
Uuuuuuwielbiam to opowiadanie!!!
OdpowiedzUsuńRozdział jest normalnie extra. Czytanie go było rozjaśnieniem tego dupnego dnia :D Już nie mogę się doczekać kiedy Will pozna się z rodzinką i jak oni na niego zareagują, jak będzie sobie radził jako nowonarodzony, jak będzie wyglądała ich przyszłość, no i co wykombinuje znienawidzona przeze mnie Isabella... Dużo tego :))
Jak tak sobie myślę, to ten jego "dark" przypomina mi ten, który miała u Mayerowej Victoria. Ciekawa jestem czy W. naprawdę posiada jakiś "konkretny i definiowalny" dar.
Gdzieś tam trafił Ci się błąd stylistyczny.
Mam:
"Na samym początku, jakaś część mnie była cholernie na Ciebie wkurzony" - sama rozumiesz :)
I co? Mam czekać do czwartego?
Ugrhhh!
Dzięki za wskazanie błędu, już poprawiłam :) Cieszę się, że rozdział jest przez Ciebie uwielbiany :** Ja również nie mogę się doczekać waszej reakcji na spotkanie z rodzinką.
UsuńCo do daru... jak an razie cisza, ale na pewno nie będzie to kopiuj, wklej Victoria, oczywiście jeśli do tego dojdzie.
A Bella? Zdradzę jedynie tyle, że żyje i ma się całkiem nieźle, zwłaszcza że ocaliła Edka od największej głupoty, ale... to już w kolejnym rozdziale.
POzdrawiam
Z całą pewnością nie zrobisz kopiuj wklej. Masz przecież łepetynkę nie od parady żeby przerysowywać coś co już było :)
UsuńI tak mi właśnie na myśl przyszło czy aby stadko zmiennokształtnych z La Push nie będzie się rzucać o to, ze jeden z Cullenów stworzył nowego wampira?
Hmmm...
Myślałam właśnie o tym ostatnio... Z teoretycznego punktu widzenia Vivi stworzyła nowego wampira, ale nie na terytorium La Push, ani Forks. Więc wilkołaki nie powinny się wtrącać. William przybył do Forks już jako wampir, a teraz zostanie włączony do rodziny. Paul i reszta będą musieli 'obejść' się smakiem :P
UsuńPo 1. OLBRZYMI PLUS ZA MUZYKĘ WE WSTĘPIE!
OdpowiedzUsuńPo 2. Bombowo!!! Ty to masz pomysły, cholera jasna super! Powiem Ci, że co przeczytam jedno zdanie zaraz sobie wyobrażam jak to wygląda i co za moment się stanie - muszę powiedzieć, że twoja wyobraźnia jest dużo bardziej większa od mojej! Szacun!
Jestem ciekawa co wymyślisz w sensie "Nowe życie Willa" ale myśle, że jeśli tylko Vivi będzie obok niego to wszystko się ułoży:) Booże jak on ją koooocha hehe xD:D
Buziaki złota artystko! ^^ :*
Haaaa... wiedziałam, że muzyka przypadnie Ci do gustu :)
UsuńA ja też jak czytam, to dokładnie wyobrażam sobie, jak to właśnie być powinno, wiesz jaka mina, jakie gesty, nawet spojrzenie (hipnotyzujące) :*
"Nowe życie Willa"? Hmmm... nie wiem, czy tym razem uda mi się Was zaskoczyć. Na pewno będzie ciekawie, a może znowu dramatycznie, ale to później :PP
Uhhh... no kocha ją jak wariat, kocha tak, że potrafił wybaczyć kłamstwa i ściemy, nawet dla własnego dobra.
Achhhh... ja też tak chciałabym się zakochać :)
MUAAA, moja miła <3
Dwa ostatnie rozdziały były świetne, przeczytałam jednym tchem. Wiedziałam, że zostanie wampirem, wiedziałam!!! ;p
OdpowiedzUsuńTaka jedna uwaga, nie do samego rozdziału, tylko rzuciło mi się to w oczy ostatnio: mówią na nią w różny sposób, Vivi, Elen, Nora, ale logiczne jest, że jedna osoba nazywa ją w jeden sposób i myślę, że Will, skoro ją kocha, powinien nazywać ją po swojemu, albo tym imieniem, które najbardziej mu się podoba, a nie raz tak, a raz tak. Ja np. mam dwa imiona i część rodziny mówi na mnie tak, a część inaczej, co jest logiczne, ale gdyby wszyscy nazywali mnie raz tak, a raz tak, to byłby trochę chaos:p Wiesz, o czym mówię?
A to "Bu" było świetne, ale się uśmiałam:p Pozdrawiam:)
Wiem kochana o co Ci chodzi, uwierz staram się właśnie, William mówi zwykle do niej Vi i Viviene, Jasper - Nora, a Carlisle - Elen. Ale jak powiedziałam 'zwykle', ponieważ czasami łamane są te reguły, z resztą zrozumiałych powodów.
UsuńOgromnie się cieszę się, że rozdziały się podobały, a nie rozczarowały, ponieważ dość długo nad nimi pracowałam :)
A to, że Will zostanie wampirem było wiadomo chyba już od dawien dawna :P Przepraszam, że odpowiadam tak od końca, ale jakoś mi tak wygodniej tym razem.
Pozdrawiam cieplutko :)
Piękny rozdział. Will i Vivi wreszcie są tacy sami i mogą być razem. Bardzo ładnie opisałaś jego przemianę i pierwsze kroki w nowym wcieleniu. No i to wyznanie na końcu. Biję brawo i już czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam na nowy rozdział "W kolorze krwi". Teraz jednak pod nowym adresem, gdyż zrezygnowałam z onetu i jestem już na onecie. Będzie mi miło, gdy mnie tu odwiedzisz.
http://w-kolorze-krwi-ebook.blogspot.com/ Zapraszam
Dziękuję Kasiu :)Starałam się i jak widzę, udało mi się sprostać zadaniu :*
UsuńViviene rozdział jest niesamowity, naprawdę długo czekałam na taki obrót wydarzeń! Przemiana Willa? Szczerze nie spodziewałam się jej, ale świetnie mi się czytało, jak zawsze zresztą! Wyznania były naprawdę opisane wybitnie, można było poczuć to co przeżywają bohaterowie. Nie wiem co by jeszcze tutaj dodać...Wszystko jest tak jak powinno być- czyli"REWELACYJNE"!Nawet muzyka we wstępie, ponieważ Nickelback jest jednym z moich ulubionych artystów muzycznych, dobry wybór!Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam Carlli:***
OdpowiedzUsuńNN na faaiths.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHaha widziałam, że dokopałaś się już do BC
- Przed tobą nic się nie ukryje! :)
Moja miłaa <33
Wybacz, ale zamówienie nie zostanie wykonane, ponieważ nie mieści się w limicie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, White Robe z halofy.blogspot.com