Kolejne
trzy dni zajęły nam powrót do Forks, gdzie ponownie przeprowadziła się moja
rodzina po wydarzeniach, jakie miały miejsce niecały tydzień wcześniej. W miarę
możliwości podróżowaliśmy samochodem, zmieniając auto co dwa stany, by nie
wzbudzić podejrzeń stróżów prawa. Kiedy znaleźliśmy się już na granicy stanu
Waszyngton, porzuciliśmy skradzione BMW i ruszyliśmy na piechotę.
William coraz to lepiej radził sobie w roli wampira, nie tylko podczas polowań,
ale również dlatego, że opowiadałam mu o naszych pobratymcach i ich zwyczajach
funkcjonowania. Starałam się przekazać mu jak najwięcej informacji, by mógł
czuć się komfortowo, kiedy już dotrzemy do domu pełnego wampirów. Nie pomijałam
żadnego szczegółu z życia naszej rodziny – domniemane samobójstwo Izabelli,
przygoda z Volturi, a także sprawa paktu z wilkołakami. Przemilczałam jedynie
sprawę pokrewieństwa Willa z Carlisle, ale chciałam aby ojciec sam mu o tym
powiedział.
Co do naszej dwójki, to uśmiech z mojej twarzy nie schodził nawet na chwilę,
ponieważ po raz pierwszy od dłuższego czasu los okazał się dla mnie łaskawy.
Fakt, że Will nie miał mi za złe swojej przemiany i przemilczenia kilku
istotnych informacji na mój temat, podbudował moją pewność siebie, przestałam
się też po raz pierwszy w życiu zamartwiać i zastanawiać, co też przyniesie
nowy dzień.
Spojrzałam w jego kierunku i ponownie straciłam poczucie czasu. Każdy jego
dotyk na mojej skórze i wargach wywoływał niekontrolowaną burzę emocji wewnątrz
mojego organizmu. Nie wspominając o jego wesołym spojrzeniu, na którego samo
wspomnienie robiło mi się gorąco w okolicach serca. Nie mogłam nawet
przypomnieć sobie, kiedy byłam tak zadowolona z faktu że jestem tym, kim
jestem.
W pewnym momencie gwałtownie zahamowałam, a zaraz obok mnie zatrzymał się i
William. Dość zaskoczony moją reakcją, automatycznie przestał oddychać.
- Co się stało? – pomyślał. – Człowiek na horyzoncie?
- Nie poznajesz okolicy? – zapytałam, nadal nie puszczając jego ręki. –
Jesteśmy już niedaleko, Allie miała już pewnie kolejną wizję.
- To znaczy, że zaraz będziesz w domu?
- Będziemy – uściśliłam i podarowałam mu krótkiego całusa. – Zobaczysz,
będzie nawet lepiej, niż możesz sobie wyobrazić.
- Ostatnio dość często fantazjowałem – zaśmiał się. – Miło będzie w końcu
przekonać się, czy to co mówiłaś nie mija się z prawdą.
- Dotrzemy tam za jakieś półgodziny – powiedziałam. – Wpierw jednak
zapolujemy…
- Nie jestem głody, Vi – przerwał mi z grymasem. – Poza tym, możemy
wybrać się na kolację później.
- Jesteś pewien?
- Jak najbardziej – posłał mi uśmiech. – Chodź, muszę poznać w końcu
swoją nową rodzinę.
- No to w drogę – westchnęłam.
- W drogę – zaśmiał się.
~*~
Gdy tylko przeskoczyliśmy rzekę graniczącą z naszą posiadłością, dom wydał mi
się dziwnie mały i taki niedostępny. Trawa nie została idealnie przystrzyżona,
a kwiaty w klombach nadal przykryte były liśćmi i słomą. Zdziwione spojrzenie
posłałam w kierunku blondyna i nieśmiało ruszyłam do drzwi. Zapach mojej
rodziny był jak najbardziej świeży, natomiast posiadłość nie wskazywała na to,
by ktokolwiek tutaj mieszkał. Pchnęłam drzwi na oścież, które z głuchym hukiem
uderzyły o ścianę. W domu panowały egipskie ciemności, a jedynym źródłem
światła okazał się włączony i całkowicie ściszony telewizor w salonie.
- Halo?! – zawołałam, rozglądając się po domu. – Jest tu ktoś?!
- Gdzie się wszyscy podziali? – szepnął William. – Wyszli?
Do moich uszu doszedł dźwięk bicia ludzkiego serca, a także trzaśnięcie
drzwiami i stukot obcasów.
- Nie oddychaj – rzuciłam przerażona do blondyna, a zaraz potem
spojrzałam przed siebie, na swoją zszokowaną rodzinę w komplecie.
W pierwszym rzędzie stał mój przyrodni brat Emmett i Carlisle wraz z Esme, a
zaraz za nimi reszta wampirzej rodziny, na sam koniec pojawiła się
zdekoncentrowana dziewczyna mojego brata. Każdy bez wyjątku wpatrywał się we
mnie z niedowierzaniem, jakbym co najmniej miała dwie głowy, anielskie skrzydła
i strzelała z broni maszynowej.
- Czemu stoicie jak słup soli? – zapytałam przechodząc przez pokój. –
Ładnie to tak widać gości?
- Ty żyjesz – pierwsza odezwała się Esme i rzuciła mi się w ramiona. –
Córeczko, ty żyjesz! A już straciliśmy nadzieję…
Poczułam jak wszystkie moje kończyny nagle zdrętwiały, ponieważ siła uścisku
matki dosłownie mnie przygniatała.
- Vivi, kochanie – w tym samym momencie przytulał mnie już i całował w
czoło Carlisle. – Jakie to szczęście… - nie dokończył, ponieważ jego wzrok
spoczął na blondynie.
- To Will? –
pomyślał. – William Cullen? Wampir?
Nieśmiało przytaknęłam, gdy moje oczy napotkały miodowe tęczówki ojca.
- Ale dlaczego miałabym nie żyć – wróciłam do meritum, wyswobadzając się
z objęć Cullena. – Przecież Alice… - spojrzałam na siostrę w której oczach
dostrzegłam łzy. – Nie miałaś wizji – zamarłam.
- Paliłaś się, krzyczałaś, a potem już nic nie widziałam – płakała w
moich ramionach. – Nic nie mogłam zobaczyć.
- Ci, ci, ci – pogłaskałam ją po głowie.
- Viviene! – krzyknęła Rose. – Dziewczyno, jak dobrze że jednak nie
spaliłaś się w tym samolocie – zajęła miejsce brunetki. – Przepraszam Cię.
- Mało brakowało – szepnęłam jej do ucha.
- Nora – odezwał się Jasper z dziwnie szklanymi oczami. – Najważniejsze,
że jesteś.
- Viviene – nieśmiało do moich uszu doszedł szept ostatniego członka
rodziny. – Siostrzyczko…
Mój wzrok z utęsknieniem wpatrywał się w Edwarda, w jego złote, dziwnie
podkrążone oczy, rude rozczochrane włosy. Nie minęła sekunda, a tonęłam w jego
uścisku, przylegając szczelnie do brata. Usłyszałam jak Esme zaczyna łkać razem
z Allie, a moi bracia wymienili między sobą cichy chichot. Uśmiech na mojej
twarzy w tej samej chwili zniknął, a ja z ogromną siłą odepchnęłam brata od
siebie, który chyba nie zrozumiał mojego zachowania.
- Jak mogłeś zrobić coś tak głupiego?! – krzyknęłam, ku zdziwieniu wszystkich,
zapadła absolutna cisza. – Jak mogłeś w ogóle pomyśleć o samobójstwie?!
- Vivi… - próbował.
- To nie mieści mi się w głowie, by taki facet jak ty - mądry, poważny i
zrównoważony…
- Nora…
- NIE PRZERYWAJ MI! – wrzasnęłam na brata. – Jestem na ciebie tak
wściekła, że najchętniej rozszarpałabym Cię pazurami.
- Viviene… - znowu próbował.
- Nigdy – zaczęłam ponownie z podniesionym głosem. – Ale to nigdy, nie
spodziewałam się czegoś takiego po Tobie, że będziesz chciał się zabić…
- Siostrzyczko zrozum…
- ZROZUM?! – Nie panowałam już nad sobą. – A CZY MOJA POSTAWA NICZEGO CIĘ
NIE NAUCZYŁA?!
- Elen…
- Myślałam, że masz więcej oleju w głowie – powiedziałam celując w niego
palcem. – A ty zachowałeś się, jak… sama nie wiem kto. Przez pół roku
zmarnowałeś wszystko, na co do tej pory pracowałeś.
- Nora – zagrzmiał.
- CO NORA?! – wrzasnęłam ponownie. – Czy ty w ogóle pomyślałeś o nas? O
rodzinie? O mnie?! Ależ oczywiście, że nie…
- Viviene! – Zwrócił moją uwagę Edward. – To…
- Nie przerywaj jej! – warknął w jego stronę Emmett.
- Myślisz, że będę się cieszyła z faktu, że jesteś cały i zdrowy, i na
dodatek wyściskam Cię jak mama?! To grubo się mylisz, przydałoby Ci się niezłe
lanie…
- Eleonor! – zganiła mnie Esme.
- Wybacz mamo, ale nie zamierzam milczeć – powiedziałam. – Edward dobrze
wiedział na co się szykuje, osobiście prosiłam go aby całą sprawę przemyślał –
zwróciłam się do brata. – Powiedziałam Ci też, że twoja decyzja może okazać się
tragiczną w skutkach i nie pomyliłam się.
- Zrozum! – krzyknął. – Myślałem, że nie żyje…
- Śmierć jest wpisana w nasze życie – odpyskowałam. – Nieodłącznym
elementem naszej egzystencji. Z resztą czego ty się spodziewałeś, po tym jak
zostawiłeś Bellę bez żadnego konkretnego wyjaśnienia, że dziewczyna przyjmie
twoje wyznanie z uśmiechem na twarzy. Rozejdziecie się w pokoju? Jak starzy,
dobrzy przyjaciele?
- Sama nie jesteś lepsza – wytknął mi Ed, spoglądając na Williama, który
stał za mną.
Kłapnęłam zębami na brata, a z mojego gardła wydobył się przerażający charkot,
oczy przyjęły ciemniejszą barwę onyksu. Bez problemu zauważyłam przestraszone
oblicze Panny Swan, a także zdziwienie na twarzy Willa. Automatycznie mój brat
cofnął się o krok, natomiast na ustach Boskiego zakwitł ogromny uśmiech.
- Nie masz prawa mnie oceniać – syknęłam złowrogo. – Will nie ma nic
wspólnego z tą sytuacją! To nie ja Edwardzie naraziłam rodzinę na ujawnienie –
mówiłam, co raz to głośniej. – To nie ja postanowiłam popełnić
samobójstwo! I to nie ja przez pół roku użalałam się nad sobą!
Po raz pierwszy nie powiedział nic. Wpatrywał się jedynie przez cały czas w
moje oczy, co pozwoliło mi bez problemu ocenić sytuację.
- Przez sześć miesięcy ani razu nie zadzwoniłeś do mnie, nie napisałeś
maila, nie interesowało Cię nawet czy żyję. Gdyby nie Alice, nie wiedziałam o
Tobie zupełnie nic…
- Ty też wyjechałaś…
- A wiesz dlaczego – odpyskowałam. – Bo dosłownie wszystko dookoła
przypominało mi ciebie. Na dodatek czułam dokładnie to co ty, dzień w dzień…
- Ale jak? – zapytał nieco oszołomiony.
- Rodziny Edwardzie nie traktuje się w ten sposób – mówiłam dalej,
ignorując jego pytanie. – Każdego dnia czekałam na jakikolwiek sygnał, jakąś
wiadomość i nic. W końcu postanowiłam, że muszę pogodzić się z sytuacją i
dlatego wyjechałam. Ale nie odwróciłam się od rodziny…
- Ja się nie odwróciłem od rodziny – wyjaśnił. – Ja po prostu chciałem
być sam. Nie chciałem abyście parzyli na mnie w ten specjalny,
zatroskany sposób. Nie zniósłbym tego.
- Nie do końca pojmuje twój sposób myślenia Edwardzie – dodałam. – Wiedz
jednak, że zawiodłam się na tobie.
- Wiem, wszystkich zawiodłem – powiedział skruszony. – Najbardziej Bellę
i Ciebie, być może powinienem… - dodał już w myślach. – Jednak popełnić
samo…
- Nigdy – zasyczałam, przy okazji potrząsając go za ramiona. – Ale to nigdy
nawet o tym nie myśl, bo obiecuję, że osobiście wezmę Cię w obroty.
- Cieszę się, że żyjesz – powiedział, kiedy pozwoliłam mu wreszcie dojść
do głosu. – Uwierz, dokładnie wiem, czym jest ból po stracie najbliżej mi
osoby.
- Czułeś, Ty? – zakpiłam.
- Tak – spojrzał prosto w moje oczy.
- Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy – odparłam po chwili, nadal
wściekła.
- Viviene – zaczął ostrożnie Carlisle. – Może wystarczy…
- Nie tato – odpowiedziałam. – Jeszcze nie skończyłam – ponownie
zwróciłam się do swojego rudego brata. – Powiedz, dlaczego Volturi?
- To był jedyny sposób…
- Jedyny sposób – powtórzyłam z sarkazmem. – Chyba na pogrążenie rodziny
– dodałam wściekle. – Niech zgadnę masz podarować Belli nieśmiertelność, bo w
innym wypadku to Aro rozprawi się z nami?
W salonie zapanowała zupełna cisza, słychać było jedynie miarowy oddech
Isabelli oraz jej przyspieszone tętno.
- I tak i nie – odpowiedział zagadkowo po chwili.
- A może daruje nam łaskawie, gdy Alice, Jasper, ja i ty staną się ozdobą
jego słynnej kolekcji?
- Jesteśmy bezpieczni – odpowiedział hardo.
- To był najbardziej lekkomyślny i najgłupszy sposób wampirzego
samobójstwa pod słońcem – wtrąciłam z sarkazmem. – Ubolewam jednak nad faktem,
że nie odebrałam wtedy telefonu od Rosalie…
- No właśnie nie odebrałaś – dodała blondynka. – Wiesz ile raz Ci się
nagrałam?
- A jakbyś odebrała, to co? – zapytał Edward, krzyżując ręce na
piersiach.
- W tamtym czasie byłam w Londynie – odpowiedziałam. – I oczywiście
powstrzymałabym Cię, a potem sprawiła niezłe manto.
Usłyszałam chichot Emmetta.
- Wybacz – powiedział. – Masz prawo suszyć mi głowę, ale uwierz w tamtej
chwili… nie myślałem już racjonalnie.
- Dziwię się, że w ogóle myślałeś – wtrąciłam zjadliwie.
- Przepraszam – westchnął.
- Przepraszać to mnie będziesz przez kolejne trzydzieści lat – rzuciłam
nadal z morderczą miną.
- Masz to jak w banku – zaśmiał się mój brat. – Nawet i przez sto lat.
Mój wyraz twarz złagodniał, ale zaraz potem mnie olśniło i spojrzałam na Willa,
a zaraz potem na wybrankę serca rudzielca.
- Wydaje mi się, że Bella powinna wrócić do domu – oznajmiłam patrząc jej
w oczy. – William świetnie daje sobie radę, ale…
- Chodź Will – zaoponował Carlisle i gestem przywołał wampira do siebie.
– Pokażę Ci pokój, przebierzesz się i pogadamy, co?
Cullen posłał mi perskie oko i nic nie mówiąc ruszył za moim ojcem na górę.
- Ja rzeczywiście będę się zbierać – poparła mnie dziewczyna z uśmiechem
i ruszyła w stronę wyjścia.
- Zawiozę Cię – zaproponował Edward.
- Nie – powiedziała stanowczo, a obok niej zmaterializowała się nasza
mama. – Esme mnie zawiezie, ty masz tutaj jeszcze coś do zrobienia.
- Bello – zwróciłam się do dziewczyny, po czym podeszłam bliżej. –
Dziękuję Ci za to, co zrobiłaś – odruchowo przyciągnęłam ją do siebie. –
Myliłam się w stosunku co do Ciebie, wykazałaś się prawdziwą odwagą i
pokazałaś, że dla miłości jesteś w stanie zrobić wszystko.
- Dobrze, że wróciłaś – szepnęła. – Ten dom bez Ciebie nie istnieje.
Spojrzałam w jej piękne czekoladowe oczy i uśmiechnęłam się, a zaraz potem
poczułam na swoim lodowatym policzku jej całusa.
- Przepraszam, że nie odpisałam na maile – przyznałam. – I że naraziłam
Cię na spotkanie z nowo narodzonym – westchnęłam. – Ale nie wiedziałam, że tu
będziesz.
- Nic się nie stało – odparła lekko zaskoczona. – Poza tym, ciekawie
będzie obserwować kogoś, kim będzie się za kilka miesięcy.
- Ciekawie? – Powtórzyłam nieco zdekoncentrowana.
W pierwszej chwili zdębiałam i zrobiłam wielkie oczy, a zaraz potem poczułam
się przerażona. Jasper bez problemu wyłapał moje emocje i posłał w moim
kierunku falę spokoju, niestety rezultat widoczny był jedynie kilka sekund.
Zmierzyłam ponownie ostrym wzrokiem brata, a jednak to jest warunek Volturi?
- Chodźmy Bello – pociągnęła dziewczynę za sobą Esme.
- Cześć – pożegnała się i wyszła.
- Odpowiedz mi na pytanie – warknęłam na Edwarda, gdy tylko za
dziewczynami zamknęły się drzwi.
- Tak – przyznał wreszcie. – To był ich warunek, ale…
- Vivi – zwróciła moją uwagę Rosie. – Kim jest ten wampir? Skąd…
- To krewny Carlisle – odpowiedziałam po sekundzie. – Był jedynym
żyjącym, Cullenem, spokrewnionym bezpośrednio z naszym ojcem.
- To ten lekarz? – wtrącił rudy. – Który pracował z Carlisle i którego
poznałem na balu?
Przytaknęłam.
- Ten z którym prowadziłaś galę? – Chciała się upewnić brunetka.
- Ten sam.
- Co znaczy „był”? – odezwał się Em.
- Znaczy, że nie jest już człowiekiem – westchnął z rezygnacją Jazz. –
Teraz chłopak jest wampirem.
- To ty go przemieniłaś? – wtrąciła Allie. – TY?
- Tak, ja – westchnęłam.
- Żałujesz tego? – odezwał się Jazz.
- Nie mogłam pozwolić przecież, żeby… - nie dokończyłam, ponieważ od
samej myśli zrobiło mi się niedobrze.
- I pohamowałaś się? – zapytał Ed z niedowierzaniem.
- Od początku naszej znajomości jego krew nie działała na mnie w żaden
specjalny sposób – powiedziałam. – Nie mówię, że było łatwo, bo nie było –
zrobiłam pauzę. – Ale kiedy przychodzi ten moment, że od śmierci dzielą Cię
minuty, jak nie sekundy…
- Wolałaś zmienić go wtedy w krwiożerczą bestię – wtrącił Edward.
- Tak – warknęłam w jego stronę. – Wolałam podarować mu nieśmiertelne
życie, niż pozwolić zgnić w lesie – fuknęłam. – Jego dalsza egzystencja była
dla mnie ważniejsza, niż moje własne poglądy.
- Czyli żałujesz – stwierdził mój brat. – Żałujesz, że odebrałaś mu
duszę.
- Nie, nie żałuje Edwardzie – odezwałam się ostrym tonem. – I radziłabym
Ci zastanowić się nad swoimi priorytetami, życie jest pasmem niekontrolowanych
i niespodziewanych zdarzeń. Kto wie, co też zdarzy się jutro?
- Miejmy nadzieję, że nic – dodała Alice. – Jak na razie mam dość,
przynajmniej ja – katastrof samolotów, niedoszłych prób samobójczych,
konfrontacji z wilkołakami i niespodziewanych wizyt Nomadów…
- Jest coś, o czym nie wiem? – weszłam siostrze w słowo. – Co masz na
myśli mówiąc „wizyty Nomadów”, a także „konfrontacji” z psami?
Spojrzałam po rodzeństwie, Emmett zakrztusił się powietrzem, Rosalie zaczęła
niekontrolowanie chichotać, natomiast Alice automatycznie zasłoniła sobie usta,
jakby powiedziała coś, czego nie powinna.
- Odpowie mi ktoś na pytanie? – Ponowiłam.
- Dwa dni po powrocie do Forks mieliśmy niezapowiedzianych gości –
powiedział wreszcie mój biologiczny braciszek. – Trzech nomadów, rasowych
wampirów.
- I? – Uniosłam brwi.
- No i jednemu z nich spodobała się Bella, do tego stopnia że chciał ją
zabić, to znaczy zjeść – westchnął Emmett, przewracając teatralnie oczami. –
Ale w porę rozczłonkowaliśmy go na kawałki i spaliliśmy, a tamta dwójka zwiała.
- CO?! – Podniosłam głos.
- No, a na dodatek pojawił się Jacob Black w postaci wilczej bestii –
dolała oliwy do ognia Rose. – Jako najlepszy przyjaciel Belli, oczywiście.
- Black jest wilkołakiem?! – zapytałam. – Super.
- Nie określiłbym tego w ten sposób – odezwał się Jasper. – Od naszego
wyjazdu wataha znacznie się rozrosła, poza Blackiem jest jeszcze trzech innych.
- I co, mamy się czuć zagrożeni? – sarknęłam. – Jeszcze chwila, a w ogóle
do lasu nie będziemy mogli wejść.
- Carlisle spotkał się dwa dni temu z Samem – oznajmił mi Edward. – Pakt
nadal obowiązuje bez jakichkolwiek zmian.
- Mam tylko nadzieję, że sytuacja Williama jeszcze bardziej nie pogorszy
naszych stosunków – powiedziała Allie.
- A kogo to właściwie obchodzi – rzucił Boski. – Nie przemieniliśmy
chłopaka w Forks, nikt nikogo nie zaatakował, przybył tutaj z własnej nie
przymuszonej woli – dodał. – Poza tym w pakcie mowa jest jedynie o ludziach z
ich rezerwatu…
- I pobliskich okolic – wtrącił Jazz. – Ale masz rację Emmett, Nora
ratowała mu życie. Taka opcja jest chyba dopuszczalna, prawda?
- Ojciec będzie musiał zatem spotkać się z Samem po raz kolejny –
oznajmiłam. – Bo jeśli powtórzy się sytuacja z Joshem…
- Nic takiego się nie wydarzy – powiedział Ed, spoglądając na mnie. –
Obiecuję.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, o tym wszystkim? – zapytałam brata.
- Nie chciałem Ci mówić tak od razu – wspomniał.
- A zamierzałeś w ogóle? – rzuciłam zjadliwie.
- Oczywiście – odpowiedział. – Dopiero wróciłaś…
- Alice, Rose – zlekceważyłam brata, przewracając oczami. – Chodźcie ze
mną do pokoju, muszę się umyć i przebrać – zaraz potem spojrzałam na Emmetta i
blondyna. – Jak wrócę opowiem wam, co też działo się z nami, ok.?
- Idźcie dziewczyny – rzucił Em. – A my tu z chłopakami przygotujemy to i
owo.
Posłałam mu uśmiech i wampirzym tempie zniknęłam z salonu, a za mną siostry.
- Nie powiesz mi Edwardzie, że tym razem Ci się nie należało – do moich
uszu doszedł głos Jaspera. – Powinniśmy się cieszyć, że ten dom w ogóle stoi.
- Chcesz powiedzieć, że Vivi chciała nim rzucać po ścianach – zdziwił się
Em. – Cóż o wiele bardziej podobał mi się mój prawy sierpowy, w ramach
podsumowania jego samobójczych poczynań, co nie Edziu?
- Zasłużyłem na rzucanie po ścianach, a także na twój cios w moją twarz –
odpowiedział skruszony Ed. – Mogła mi nawet oderwać głowę, ale tego nie
zrobiła. Potraktowała mnie nad wyraz ulgowo…
- Powiedziała Ci w twarz, to co powinieneś usłyszeć od nas wszystkich –
stwierdził blondyn. – I wybacz, że to powiem, ale jestem z niej dumny.
- Nie musisz przepraszać – dodał Ed. – Doskonale to rozumiem.
- Znacie Vivi – podsumował mięśniak. – Mówi to co myśli, powścieka się,
pokrzyczy a za dwadzieścia lat jej przejdzie.
Na dole zapanowała cisza, a zaraz potem usłyszałam wesoły chichot Jazza i
Emmetta. Na mojej buzi pojawił się uśmiech, ponieważ wyobraziłam sobie scenę w
której Boski atakuje mojego brata i tym razem Emmett trafia w środek
zamierzonego celu.
- Viviene! – zawołała Alice. – Przyczepiłaś się do tych schodów…
- Idę – szepnęłam.
Kiedy
już znalazłyśmy się w moim pokoju, najpierw Rosalie, a potem Alice
relacjonowały całe zdarzenie od początku, oczywiście z ich punktu widzenia.
Chciałam wiedzieć wszystko z najmniejszymi szczegółami. Mój umysł pracował na
zwiększonych obrotach, przyswajając wszystkie szokujące fakty, a nawet
wspomnienia dziewczyn. Ujrzałam w nich scenę, którą sobie wyobrażałam, a
mianowicie bójkę Edwarda i Emmetta. Kolejną był moment w którym rodzina
dowiedziała się o katastrofie samolotu, a zaraz potem wiadomość o mojej
prawdopodobnej śmierci. Serce krajało się na widok ich przerażonych twarzy,
spazmatycznego płaczu, a także wybuchów złości, jakie niektórzy wyładowywali
właśnie na Edwardzie. Po raz kolejny czułam, że płacze, mimo iż nie
mogłam uronić ani jednej łzy.
W
między czasie wykapałam się, umyłam starannie włosy i włożyłam na siebie
czyste, a przede wszystkim własne ubrania. Gdy zasiadłam przed toaletką by
rozczesać poplątane pukle, ręce odmówiły mi posłuszeństwa.
- Daj szczotkę – odezwała się Allie, widząc stan w jakim się znalazłam. –
A ty Rose, zejdź na dół i poproś Emmetta by skoczył po coś na wynos, co?
- Jasne – posłała mi mały uśmiech. – Niedźwiedź czy sarna, Vivi?
- Cokolwiek, dziękuje wam – westchnęłam i przymknęłam oczy.
- Wróciłaś do domu – stwierdziła Al. – Jesteś cała i zdrowa, bezpieczna.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka jestem zmęczona.
- Zmęczona? – zdziwiła się.
- Wymęczona psychicznie – sprecyzowałam. – Przez ostatni tydzień mój
umysł przechodził magiel i Katrinę w jednym, jeżeli możesz to sobie wyobrazić.
- Teraz będziesz mogła się zrelaksować – zaśmiała się.
- Mhm – zamruczałam.
- Fajny ten William – zauważyła nagle, a ja automatycznie otworzyłam
oczy. – Znaliście się wcześniej, tak? Bo szczerze mówiąc, to nie wygląda na
przypadkową przemianę?
- William to… - uśmiechnęłam się. – To prawda, znamy się już od jakiegoś
czasu, a właściwie to przyjaźniłam się z nim, gdy był człowiekiem – po czym
dodałam, widząc zszokowaną minę siostry. – Nie zdradziłam mu tajemnicy, nie
wiedział że jestem wampirem. Tak po prostu spotykaliśmy się, jak para
znajomych…
- To dlatego znikałaś wieczorami – stwierdziła. – Samotne polowanka,
podziwianie świetlistej tarczy księżyca, tak?
- Bardzo śmieszne – rzuciłam.
- Ty małpo – pociągnęła mnie za włosy. – Dlaczego dowiaduje się ostatnia?
- Jesteś pierwsza.
- Naprawdę?
- Tak – odpowiedziałam. – Tylko na razie to tajemnica.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę – zapiszczała.
- Uspokój się – szepnęłam i wyrwałam jej szczotkę. – Już wystarczy tego
heblowania.
- W końcu masz loki – oznajmiła. – Takie jak wtedy.
W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę – odezwałam się. – Otwarte.
- Możemy Elen? – Głowa ojca pojawiła się w mojej sypialni.
- Jasne – przywitałam chłopaków z uśmiechem.
William doprowadził się do porządku, tak że teraz dopiero wyglądał jak
człowiek. A w granatowej koszuli z podwiniętymi rękawami i ciemnych jeansach
wyglądał jak młody bóg wojny. Moją twarz rozświetlił jeszcze większy uśmiech, a
oczy blondyna i moje się wreszcie spotkały. Miałam wielką ochotę go przytulić i
spędzić z nim trochę czasu, ale niestety jeszcze nie mogłam.
- Gotowi na rodzinną naradę? – oznajmił Carlisle.
- Chyba tak – westchnęłam i zwróciłam się do nowo narodzonego. – A ty jak
się czujesz?
- Całkiem dobrze – powiedział. – Twój ojciec odpowiedział jeszcze na
kilka moich pytań, więc nie jest źle. Mam tylko nadzieję, że swój
najtrudniejszy okres w nowym życiu przetrwam bez wielu porażek.
- Jesteśmy tutaj żeby Ci pomóc, Will – dodał tata. – Możesz pytać i
prosić o cokolwiek... – nagle jednak się zawahał.
- Powiedziałaś mu, że jestem jego praprapra- en dziadkiem? – pomyślał.
- Nie miałam kiedy – odpowiedziałam już na głos.
Spojrzałam na Willa, ponieważ wydał się zdekoncentrowany.
- A o swoich zdolnościach zdążyłaś go poinformować? – zapytał.
- Oczywiście – odpowiedziałam.
- O co chodzi? – odezwał się wampir.
- Chodźmy do jadalni, tam wszystkiego się dowiesz – stwierdziłam i
powolnym krokiem podążyłam za ojcem, Allie i Willem.
- Ewidentnie wolę loki – pomyślał blondyn, a moją buzię
rozświetlił uśmiech.
~*~
Kiedy pojawiliśmy się w jadalni, gdzie zwykle odbywały się zebrania, prawie
cała rodzina siedziała już na swoich miejscach. Prawie, ponieważ Edward grał na
fortepianie jeden z moich ulubionych nokturnów Chopina, a Emmett nie wrócił
jeszcze z lasu. Lada chwila mój miskowaty brat postawił przed mną kubek
termiczny z olśniewającym uśmiechem.
- Krwawa Merry raz! – rzucił w moją stronę. - Wybacz, ale napatoczyła mi
się jedynie sarna, a nie zagłębiałem się dalej…
- Dzięki – posłałam mu wirtualnego całusa i spojrzałam na Willa, który
zmarszczył niespodziewanie nos. – Nie polowałam znacznie dłużej, niż ty –
wyjaśniłam, wskazując na kubek.
- Tak to jest, zwykle troszczysz się o wszystkich – powiedział chłopak. –
A zapominasz o sobie.
- Znasz ją całkiem dobrze – stwierdził Jasper z dziwnym błyskiem w oku, a
zaraz potem dodał. – Ale zacznijmy już, bo Allie zaraz zrobi dziurę w podłodze,
chodząc w tą i z powrotem.
- Edwardzie, dołącz już do nas – odezwała się Esme. – Dość tego popisywania
na klawikordzie synu.
- Dobrze mamo – odpowiedział z radością mój braciszek i usiadł naprzeciw
mnie.
Upiłam łyk ciepłej krwi, objęłam spojrzeniem całe towarzystwo i wzięłam duży
wdech.
-
Zacznę wpierw od przedstawienia Ci naszej rodziny – zwróciłam się do nowo
narodzonego. – Carlisle głowa rodu, Esme jego żona – mama posłała chłopakowi
ciepły uśmiech. – Rosalie i jej mąż Emmett…
- Hej stary – żachnął do niego mój brat. – Chyba przyjdzie nam spędzić ze
sobą wiele czasu…
- Na pewno – rzuciłam i zwróciłam się ponownie do Cullena. – Em gustuje
we wszelkiego rodzaju zakładach i pobijania rekordów życiowych, ale o tym już
Ci chyba wspomniałam.
- No zobaczymy – wtrącił Boski, mierząc blondyna wzrokiem. – Dzisiaj w
nocy pierwsze zawody. Przyjmujesz wyzwanie czy wymiękasz?
- Jesteś gotowy na porażkę? – stwierdził pewny siebie Cullen.
- Już mi się ten facet podoba – dodał na stronie Jazz.
- To Alice i Jasper – wróciłam do przestawienia. – A to Edward, mój
biologiczny, nie do końca trzeźwy umysłowo brat…
- Kochanie? – zwróciła mi delikatnie uwagę mama. – Kontynuuj, dobrze?
Nadal byłam zła na rudzielca i nie zamierzałam odpuszczać, ale myślę, że
Edward doskonale o tym wiedział, przecież czytał w moich myślach.
- Oczywiście – dodałam z uśmiechem. – Kiedy rozmawiałam z Rosalie…
I zaczęło się. Opowiedziałam rodzinie, jak to wszystko się zaczęło, a
skończyłam na przemianie Williama i oczywiście drodze do domu.
- Trochę to trwało – westchnęłam. – Ale wróciliśmy chyba szczęśliwie do
domu.
- Kiedy dowiedzieliśmy się o katastrofie samolotu, mieliśmy nadzieję, że
zdążyłaś wyskoczyć w porę – zaczęła Esme. – Martwiło nas jednak to, że Alice
Cię nie widziała jak wydostałaś się z samolotu, ani czy… w ogóle przeżyłaś –
dokończyła z trudem.
- Mamo – odezwałam się, materializując się przed rodzicielką. – Już
dobrze – przytuliłam ją. – Udało nam się przeżyć, chociaż wszystko wskazywało
na kompletną porażkę – powiedziałam i położyłam sobie dłoń w okolicach mostka.
- Źle się czujesz, Elen? – zapytał ojciec z poważnym wyrazem twarzy. –
Nawet nie spytałem, czy nie potrzebujesz pomocy.
- Wszystko w porządku – uspokoiłam go. – Te kilka zadrapań…
- Przebiła Cię stalowa belka na wylot, Vi – odezwał się stanowczo Will. –
Straciłaś wiele krwi, a nie wspomnę o nadpalonej nodze… Carlisle powinien Cię
obejrzeć.
- Nic mi nie jest – zapewniłam. – Polowanie postawiło mnie na nogi.
- Nora – szepnął Jasper. – Martwimy się o Ciebie.
- Wielkie dzięki – rzuciłam w stronę lekarza, a zaraz potem do ojca. –
Najpierw zapolujemy, a potem będziesz mógł mnie obejrzeć, ok.?
- Dobrze – dał za wygraną wampir.
- A ja się tak cały czas zastanawiam – wtrąciła Alice. – Dlaczego ja was
nie widziałam, skoro jak mówiłaś podjęłaś ostateczną decyzję o powrocie.
- Nie wiem dlaczego – rzuciłam. – Chyba, że to sprawka Willa – spojrzałam
w jego stronę. – I wyprzedzę twoje pytanie Jasper, działałam na niego zdolnością
Eleazara i niestety… bum.
- Co to znaczy „bum”? – Odezwał się rudy.
- To znaczy nic, braciszku.
- Może po prostu on zakłóca wasze dary – zaproponował Carlisle,
spoglądając na krewnego z oniemiałą miną. – Skoro Allie go nie widzi…
- Teraz widziałam Willa – odezwała się nagle brunetka. – Przed sekundą
dokładnie, zaraz idziemy na polowanie, prawda?
- Jesteś pewna? – Chciał się upewnić blondyn. – Widziałaś… mnie?
- Owszem – uśmiechnęła się słodko.
- W takim razie to się nie trzyma kupy – oznajmił Emmett. - Jakaś inna
propozycja?
- Trzeba się nad tym zastanowić – powiedział Jasper. – Może nawet
skonsultować to z Eleazarem, to ekspert w tej dziedzinie.
- Kim jest Eleazar? – pomyślał William.
- Jest wampirem, mieszka na Alasce z resztą naszych przyjaciół i jest
obdarzonym niezwykłym talentem – odpowiedziałam na głos. – Potrafi powiedzieć,
jaki dar posiada nieśmiertelny.
- A może nie posiadam dodatkowej zdolności – wtrącił chłopak. – Nie każdy
ma takie szczęście.
- Nie wiem, czy można nazwać szczęściem czytanie w myślach każdej żyjącej
istocie – żachnął Edward.
- Masz przewagę nad innymi – stwierdził Will. – Cudze myśli są potężną
bronią, zwłaszcza że możesz je czytać na odległość.
- Co ty nie powiesz – rzucił zjadliwie mój brat.
Automatycznie syknęłam w jego kierunku, a Emmett i Jasper zrobili srogie miny.
- Mamy mnóstwo czasu na debaty w tej sprawie – wtrącił Carlisle. – Ale
teraz zarządzam rodzinną wyprawę do lasu – oznajmił. – Trzeba uczcić wasz
powrót do domu, no i przede wszystkim szczęśliwe zakończenie tego koszmaru.
- Kto ostatni ten trąba – krzyknęłam i pociągnęłam Cullena za sobą,
wyskakując z okna do ogrodu.
„Pamiętacie, kiedy byliście małymi dziećmi i wierzyliście w
bajki, marzyliście o tym, jakie będzie wasze życie? Biała sukienka, książę z
bajki, który zaniesie was do zamku na wzgórzu. Leżeliście w nocy w łóżku,
zamykaliście oczy i całkowicie, niezaprzeczalnie w to wierzyliście.
Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, książę z bajki byli na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie dorastacie.
Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, książę z bajki byli na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie dorastacie.
Pewnego dnia otwieracie oczy, a bajki znikają.
Większość ludzi zamienia je na rzeczy i ludzi, którym mogą
ufać, ale rzecz w tym, że trudno całkowicie zrezygnować z bajek, bo prawie
każdy nadal chowa w sobie iskierkę nadziei, że któregoś dnia otworzy oczy i to
wszystko stanie się prawdą.
[...] Pod koniec dnia, wiara to zabawna rzecz. Pojawia się,
kiedy tak naprawdę tego nie oczekujesz. To tak, jakbyś pewnego dnia odkrył, że
baśń może się nieco różnić od twoich wyobrażeń. Zamek, cóż, może nie być
zamkiem. I nie jest ważne "długo i szczęśliwie", ale "szczęśliwie"
teraz. Raz na jakiś czas, człowiek cię zaskoczy, i raz na jakiś czas człowiek
może nawet zaprzeć ci dech w piersiach” – Meredith Grey „Chirurdzy”
No to muszę przyznać, że dałaś do pieca i to na całej linii... Jestem ciekawy nocy Williama (bo oczywiście jakąś posiadać będzie...). Zastanawiam się tylko czy to będzie czymś w rodzaju tarczy Belli, a może raczej czymś zupełnie nowatorskin... Hmmm... Masz spore rolę do popisu, by mnie zaskoczyć :3 No i of course wymiana zdań pomiędzy Edkiem i Viv - cud, miód i krakersy XD P.S. U mnie na duszach też nowy :*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało, liczę się zawsze z Twoim zdaniem, ponieważ jesteśmy 'ze sobą' dość długo i już troszeczkę się znamy. Co do daru Willa, to nie wiem czy jakoś zaskoczę, no cóż zobaczymy. Na pocieszenie dodam, ze nie będzie to żaden dar z wymienionych w sadze.
UsuńPozdrawiam
W tym rozdziale najgorszy wyszedł Edward. Taki ciapa, co tylko kiwa głową i bije się w piersi: moja wina... ale w filmie też w sumie nie był za bardzo lepszy, więc to nawet do niego podobne;p
OdpowiedzUsuńBelli było mało, ale za to pogodziły się z Vivi. Choć wampirzyca zaakceptowała ją chyba tylko dlatego, że nie miała innego wyboru.
Myślałam, że masz dwa nowe rozdziały, a tu tylko jeden, chyba mi się coś pogmatwało. W każdym razie, pisz szybciutko kolejny, niech coś się dzieje:) Teraz chyba Victoria powinna się mścić? Pozdrawiam:)
Natalka, bo taki Edward miał wyjść. Chciałam pokazać jak jego decyzja wpłynęła na Viviene, a także jej życie. W ogóle zawsze wyobrażałam sobie tą scenę (jakby wyglądała w książce Meyer), ponieważ zabrakło mi pewnych szczegółów. Wszyscy zawsze idealizowali Edka pod każdym względem, ale prawda jest taka, że gdyby mój brat zachował się w taki sposób, zareagowałabym tak samo.
UsuńNa razie Victorię zostawmy w spokoju :) Pozdrawiam.
Zastanawia mnie dlaczego Alice nie widziała Vivi i Willa w swoich wizjach. Czyżby to był ten dar Willa? Rodzinne poglądach wyszły Ci świetnie. Edwarda nie lubię ale to wina Pattisona bo zawsze jak o nim czytam mam przed oczami niezbyt urodziwa twarz
OdpowiedzUsuńRoba. Cieszy mnie szczęście Vivi. Pozdrawiam. Prithika
Powód "niewidoczności" Vivi i Willa niedługo się wyjaśni. Czy ma to związek z darem chłopaka, jeszcze nie wiadomo. Cieszę się, że rozdział się spodobał :)
UsuńBuziaki.
No no no zaszalałaś z tym rozdziałem:)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co wymyśliłaś względem Willa? Cóż Ci w główce chodzi hm? Hmmm... Co do Edwarda to tak jakoś... Sama nie wiem. Taki szarobury coś... Nie wiem, może dlatego że już jakoś nie myślę o sadze tak jak kiedyś e tam nie ważne! Wybierasz się do kina na ostatnią część;> ?
Vivi to moja idolka! Bohaterka Silna, z charyzmą! I Bella może mieć do niej jakieś 'ale' lecz ja nie zmienię zdania!
Pisz aniele, pisz bo jestem ciekawa tej mocy Willa (!) no i czekam na jakieś sceny 'sam na sam' z Vivi hehe xD
Pozdrawiam brylancie ty mój!!! :** :)
Dziękuję :* Ha do Willa to mam plan, tylko jeszcze się nad tym zastanawiam :) Co do Edka to jak powyżej napisałam ^^ A wybieram się, wybieram ale nie na premierę, za jakieś dwa tygodnie :) Ach, ta Vivi :** A sam na sam, będzie promes :)
UsuńLove ;P
IRIS POWRACA DO PISANIA!
OdpowiedzUsuńZapraszam na www.battito-cardiaco.blogspot.com
Pozdrawiam Serdecznie ;***
Kocham To!
UsuńWreszcie docieram z komentarzem :) Trochę mi mało Willa, ale jego zawsze mi chyba będzie mało. Dobrze, ze nie jest z niego dupa blada i nie daje się docinkom Emmetta. Ciekawe co tez tam Misiek szykuje na wieczór.
OdpowiedzUsuńEdkowi się jak najbardziej należało, choć Vi i tak go delikatnie potraktowała. Ja bym mu tam nieźle dowaliła :P
Włosy czochram na gøowie bo nadal nic mi nie przychodzi na myśl dlaczego Alice ich nie widziała.
Pozdrawiam i czekam na nową :*
Już wkrótce to się zmieni, a od Willa się nie odpędzisz :P Emmett ma wprawdzie niezwykłe pomysły, lecz czasami jest aż nad to przewidywalny. Uwierz, Viviene miała ochotę mu przyłożyć, na szczęście Misiek ją wyręczył :) Pozdrawiam.
Usuń