Niebo zaczęło się przejaśniać,
zniknęły już gwiazdy, a w lesie zaczęły budzić się do życia zwierzęta.
Uporaliśmy się z polowaniem dość szybko, więc postanowiłam pokazać chłopakowi
moje ulubione miejsce w Forks. Wysokie zbocze, położone na północnym wschodzie
od miasteczka, gęsto porośnięte jodłami i świerkami, z którego można było
podziwiać pobliską okolicę. Nie dane nam było jednak cieszyć się widokami
przyrody, ponieważ bardziej interesowaliśmy się sobą. Przytuleni leżeliśmy w
wysokiej trawie, nie zważając na nic innego. Lewa ręka Cullena delikatnie
głaskała mnie po plecach, ja natomiast mogłam się wreszcie odprężyć, z
uśmiechem na ustach zamknęłam oczy i wsłuchałam się w jego miarowy oddech.
- Ile czasu do zbiórki? – zapytał William,
składając pocałunek na mojej szyi.
- 15 minut –
odpowiedziałam nawet nie zerkając na zegarek. – Mnóstwo czasu, więc nie musisz
przerywać.
Do moich uszu
doszedł jego pomruk zadowolenia, a zaraz potem kontynuował swoje poprzednie
zajęcie.
- Co to za jasne
ślady na twojej szyi? – spytał nagle. – Nigdy ich nie widziałem.
- Nie widziałeś,
ponieważ nie miałeś tak wyostrzonego wzroku jak teraz.
- Powiesz mi, co
to jest? – zmienił tembr głosu.
- To pamiątka po
spotkaniu z Thomasem – westchnęłam. – Anielska nić, potrafi palić naszą skórę
i unicestwia nabyte talenty.
- Dlaczego on tak
się na Ciebie uwziął?
- Nie wiem –
zamyśliłam się. – Zostawiłam go i jego odwieczne plany panowania na światem
wampirów legły w gruzach – mówiłam. – No i ubzdurał sobie, że to co do mnie
czuje, jest równoznaczne z moimi odczuciami, co oczywiście było i jest farsą.
- Myślisz, że
znowu się pojawi?
- Prędzej czy
później na pewno.
Zapadła cisza między nami. Poczułam jak delikatnie
William palcem zaczął błądzić po bliznach na mojej szyi, a ja ponownie
przymknęłam powieki. Jego dotyk działał na mnie kojąco, więc tym bardziej
wtuliłam się w jego ramie.
- Wiesz – szepnął
po kilkunastu minutach. – Podobało mi się, gdy stanęłaś w mojej obronie…
Otworzyłam jedno oko i zastanawiałam się, czy naprawdę
mówił poważnie.
- Potrafisz
sprawiać wrażenie niebezpiecznej – kontynuował, zakładając jeden z loków za
moje ucho. – Nigdy bym nie pomyślał, że w tak drobnej osóbce drzemie taka siła.
- Pozory mylą –
stwierdziłam. – Zwłaszcza, gdy taka niepozorna osóbka jest wampirem.
- Powinienem się
bać? – zapytał z udawanym przerażeniem.
Zrobiłam dość dziwną minę, a zaraz potem blondyn
niespodziewanie znalazł się pode mną z rękami ku górze, które teraz trzymałam
za nadgarstki. Moje usta znalazły się niebezpiecznie blisko jego warg, na co
Will zareagował mimowolnie z zadowoleniem. Nie dałam jednak chłopakowi, tego na
co prawdopodobnie liczył. Ściszyłam głos do minimalnego szeptu i dosłownie
kilka milimetrów od jego ucha odezwałam się wreszcie.
- Bać się powinien
każdy – mój nos zahaczył o linię jego szczęki. – Kto narazi się na mój gniew –
moje usta dotknęły brody wampira. – Kto skrzywdzi ludzi na których najbardziej
mi zależy – wyszeptałam w jego lekko uchylone wargi. – a także tych, których
kocham nad życie.
Szkarłatne tęczówki z pasją i radością wpatrywały się w
moje jasno-miodowe oczy. W tym samym momencie nasze usta złączyły się w czułym
pocałunku, który skwitowaliśmy uśmiechem.
- Czyli nie muszę
się Ciebie bać – stwierdził, głaskając mnie po policzku.
- Nie musisz –
roześmiałam się i usiadłam obok Willa.
- I co z nami
będzie? – spytał. – Co?
- A co ma być –
odpowiedziałam.
- Powiesz
rodzinie, o nas?
Nie odezwałam się od razu, a wyraz mojej twarzy nieco się
zmienił.
- Bo chyba
jesteśmy razem, prawda? – Ponowił pytanie wampir.
- Oczywiście, że
jesteśmy – wtrąciłam.
- Ale zmartwiłaś
się – stwierdził, obserwując moją minę.
- Wydaje Ci się –
wstałam.
- Vi!
- Will, naprawdę
wszystko ok. – powiedziałam i wróciłam do meritum. – Tylko nie wiem właściwie,
jak miałabym to im oznajmić.
- A co w tym
takiego skomplikowanego – dodał. – Mówisz i już.
- Powiesz i już –
wtrąciłam. – A jutro Allie będzie brała miarę na moją suknię ślubną i twój
garnitur, Esme zacznie projektować nasz dom, a Emmett będzie się zastanawiał,
gdzie też wybierzemy się w podróż poślubną.
- Co? – zdziwił
się. – Przecież ja Ci się nie oświadczam, Vi.
- Mi tego nie mów
– skrzyżowałam ręce na piersi. – Ale zobaczysz, że tak będzie.
- To zrobimy tak –
pokręcił głową z uśmiechem. – Na razie nie powiemy nic, ale też nie będziemy
stronić od swojego towarzystwa, ok.? Niech się sami domyślą, są przecież
spostrzegawczy.
- Na takie
rozwiązanie się zgadzam – posłałam mu uśmiech.
- No to ruszajmy w
drogę powrotną – powiedział, biorąc mnie na barana. – Bo podobno mamy stawić
się w wyznaczonym miejscu punktualnie.
- Prawdopodobnie
na mecz – spojrzałam na ciemne chmury. – Będzie burza.
- Jaki mecz? –
zdziwił się.
- Wampirzego
baseballu – odpowiedziałam.
~*~
Z perspektywy Jaspera
- No dajesz Boski
– zwróciłem się do brata. – Zaatakuj, tak jak uczyła Cię Nora.
- Alice? –
zapytała moją żonę Rose. – Będzie w ogóle dzisiaj ta burza?
- Miała być, ale
chyba pogoda postanowiła zrobić nam na złość – odpowiedziała zawiedziona.
- Z resztą, kto gra w baseball przed piątą
rano? – wtrącił Edward, żonglując piłkami.
- My! – zawołała Viviene.
Moja
siostra wbiegła właśnie na polanę razem z Williamem i ku mojemu zdziwieniu ta
dwójka trzymała się za ręce. Spojrzałem jeszcze raz na brunetkę, której twarz
okalała burza loków, a z ust nie schodził uśmiech. Jej bursztynowe oczy
błyszczały, jednak znacznie inaczej niż do tej pory. To był nieznany blask, a
ja jeszcze nigdy nie widziałem jej tak szczęśliwej i zadowolonej z życia.
Trudno mi było uwierzyć, że to z powodu Edwarda, ponieważ Nora cały czas była
na niego wściekła. Jednak odpowiedź przyszła szybciej, niż się spodziewałem,
ponieważ mój wzrok spoczął na Williamie, który ani na chwilę nie odrywał wzroku
od Viviene.
Emocje
mojej siostry i naszego nowego kolegi pokrywały się ze sobą prawie w stu
procentach, a ukradkowe spojrzenia i uśmiechy, jakie zauważyłem od samego
początku ich przyjazdu mówiły jasno i wyraźnie - zakochanie.
Nie
zamierzałem jednak nic nikomu mówić, ponieważ wiedziałem, że gdy Nora podejmie
właściwą decyzję sama nas o niej poinformuję. Postanowiłem jedynie obserwować
przebieg zdarzeń, a w razie wypadku zareagować.
- To co z tym meczem? – zapytała wampirzyca.
- Nie będzie padać – oznajmiła Alice. – Więc
nici z gry dzisiaj, być może wieczorem pojawią się burzowe chmury.
- Ale nie martw się Vivi – wtrącił się do
rozmowy Emmett. – Możemy spożytkować czas o wiele lepiej – w tym samym momencie
podbiegł w kierunku Willa.
- Jaki masz plan Emmett? – Podwinął rękawy
koszuli blondyn. – Siłujemy się, czy…
- Walczymy – oznajmił.
- Ale jak? – zdziwił się nowo narodzony.
- A tak – warknął Boski i ruszył na wampira.
- Emmett! – krzyknęła Nora. – On nie potrafi
jeszcze walczyć tak, jak ty!
- Spokojnie, Vi – odpowiedział jej William i
perfekcyjnie wyminął naszego brata. – Wszystko będzie dobrze.
Zmaterializowałem
się bliżej siostry, by lepiej móc oglądać przedstawienie, a było na co
popatrzeć. Will okazał się szybkim i niezwykle przewidującym ruchy przeciwnika
wampirem, zupełnie niespotykanym wśród nowo narodzonych.
- Poradzi sobie – zwróciłem się do Viviene. –
Uczył się przecież od najlepszych.
- Ale ja go niczego nie uczyłam Jazz –
odpowiedziała zszokowana. – Nie mam pojęcia, jak młody wampir może być tak
skupiony na walce, to po prostu niemożliwe.
- Nie trenowałaś go?
- A co ja niby przed chwilą powiedziałam –
zirytowała się.
- Nie denerwuj się – posłałem w jej kierunku
falę spokoju. – To dobrze, że potrafi się bronić… - przerwałem, ponieważ nagle
mnie olśniło. – Czy to, aby nie jest jego dar?
Ponownie
spojrzałem na walczącego chłopaka, technika była owszem dobra, ale walczył tak
jak Emmett, a nawet lepiej. Nie minęła sekunda, a nasz brat leżał na ziemi w
bezruchu.
- Jeden zero, Em – odezwał się William i
spojrzał na Norę. – Co jest Vi?
- Całkiem nieźle Ci poszło – stwierdził Edward
z nie udawanym zachwytem. – Zdolny jesteś, nie ma co.
- Czytałeś jego myśli? – odezwała się Nora w
kierunku rudzielca.
- Tak – odpowiedział od razu. – William doskonale
wiedział, co ma robić, tak jakby przewidywał gdzie padnie kolejny cios ze
strony Emmetta.
- Nie po raz pierwszy zadziałał automatycznie
w takiej sytuacji – powiedziała spoglądając na blondyna. – Zablokował mnie, gdy
próbowałam mu przeszkodzić w polowaniu.
- To jest moja zdolność? – spytał nieco
zadziwiony wampir. – Walka?
- Jeżeli to prawda – odezwał się po raz
pierwszy Carlisle. – To otwierają się przed Tobą olbrzymie możliwości. A uwierz
nie łatwo jest dobrze, wręcz doskonale bronić się przed przeciwnikiem.
- Oczywiście – potwierdziła Esme. – Wampir
może uczyć się kilka lat, jak nie wieków, aby osiągnąć taki poziom, jaki ty
prezentujesz teraz.
- W takim razie sprawdźmy to – zaoponował
Emmett. – Niech zmierzy się ze specjalistą w tej rodzinie.
- Siebie masz na myśli? – odezwała się Rose.
- Jasper, Edward czy Viviene, wybieraj Will –
zignorował żonę mięśniak. – Od wyboru do koloru.
Pokręciłem
głową z uśmiechem, Em zawsze miał szalone pomysły. Jednak tym razem, nie mogłem
mu niczego zarzucić, ponieważ jego propozycja wydała mi się bardzo
ciekawa. Mój wzrok spoczął na chłopaku,
który usilnie próbował wybrać przeciwnika, nie minęła sekunda, a jego
szkarłatne oczy powędrowały w moim kierunku. Bez ceregieli i zbędnych słów
ruszyłem na niego stosując jedną ze swoich strategii. Już po pierwszych kilku
minutach wiedziałem, że mam do czynienia z doświadczonym przeciwnikiem, co
nadal było dla mnie nie do zrozumienia, zwłaszcza że ten facet niecały tydzień
temu został wampirem. Sprawnie i szybko odbierał moje ataki, zachowywał się
tak, jakby był wampirzym wojownikiem od wielu lat, a nie od kilku dni.
- Dobry jesteś – skwitowałem i podałem mu
dłoń.
- Dzięki – odpowiedział z uśmiechem. – To było
niezwykle ciekawe doświadczenie.
- To co, wracamy? – zaproponował Carlisle. –
No chyba, że macie ciekawsze zajęcie.
- Wracajmy – zarządziła Allie. – Na szóstą
musisz być w szpitalu, a ja chciałabym też pojechać na zakupy i po samochód
Vivi…
- A co się stało z moim samochodem? – zdziwiła
się brunetka.
- Jest w warsztacie – oznajmiłem spokojnym
tonem. – Zmiana opon, oleju i przegląd techniczny. Nie martw się, całkowicie
wziąłem sobie twoją prośbę do serca.
- Jaką prośbę? – wtrącił Will z
zaciekawieniem.
- Bo widzisz – zaczęła moja siostra. – Jasper
zadeklarował się, że zaopiekuje się moim autem podczas mojej nieobecności w
Ithaca.
- I jak widać doskonale się sprawdził, bo twój
wóz już trzeci dzień jest u mechanika – dodał kąśliwie Emmett.
- Nie daj się podpuścić Nora – powiedziałem.
- Oczywiście, że Tobie Jazz wierzę –
skwitowała i posłała ostrzegawcze spojrzenie w kierunku reszty Cullenów. – Jako
jedyny z moich braci potrafisz docenić moją własność.
- Hej! – zawołał Edward. – Przecież ja nie
rozwaliłem Ci wtedy tego audi tylko Emmett – po czym dodał. – A na twoje
ostatnie urodziny dostałaś nowe auto i to sto razy lepsze, więc nie powinnaś
narzekać.
- Zamierzasz się teraz przechwalać i wyliczać,
jakim to dobrym bratem jesteś? – warknęła Vivi. – To, że dostałam od Ciebie
aparat i samochód nie oznacza, że jesteś lepszy od Emmetta – uniosła się. – I
co, teraz też będziesz chciał zrekompensować swoje winy drogimi prezentami?
- O co Ci chodzi? – Podniósł głos Edward.
Zerknąłem
na brata, czy naprawdę nie zrozumiał tego, o czym mówiła nasza siostra.
- Jak zwykle o nic ważnego dla Ciebie – dodała
i w mgnieniu oka zniknęła nam z oczu.
- O co jej chodziło? – Ponownie odezwał się
chłopak.
- Nadal jest na ciebie zła – powiedział
William.
- A co Ty właściwie o tym wiesz? – warknął na
blondyna Cullen.
- Edward – zganił Carlisle syna.
- Musisz zrozumieć, że to co jej zrobiłeś,
zabolało ją bardziej, niż cokolwiek innego – zignorował naszego ojca Will. -
Viviene nie potrafi się z tym pogodzić w ciągu godziny i udawać, że wszystko
jest w najlepszym porządku – mówił dalej. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak
bardzo przeżywała wtedy w samolocie twoją decyzję o samobójstwie. Jak płakała
nie mogąc uronić ani jednej łzy – zamilkł na chwilę, spoglądając w złote oczy
Eda. – Jak resztkami sił starała się myśleć, że jednak tego nie zrobisz.
Modliła się, aby ktoś Cię jednak powstrzymał – westchnął. – Edwardzie, musisz
jej dać czas i być wyrozumiały.
Przez
jedną chwilę wyobraziłem sobie to, co powiedział właśnie William. Automatycznie
dreszcze przebiegły mi po plecach, a moje i Edwarda oczy się spotkały.
- Przepraszam – wydusił rudy. – Wybacz, że
podniosłem głos, Will.
Młody
wampir uśmiechnął się blado, nie mówiąc nic. Lada chwila ruszyliśmy wszyscy do
rezydencji.
~*~
Przekręciłam
klucz w drzwiach i weszłam do drugiego pomieszczenia, jakie mieściło się w
naszym garażu. Odgłos moich obcasów zanikł, gdy tylko przekroczyłam próg pokoju
muzycznego. Od razu spostrzegłam, że od mojej ostatniej wizyty ponad półmroku
temu, nikt nie wchodził do tego pomieszczenia. Swoje pierwsze kroki skierowałam
w kierunku fortepianu, którego klawiszy nie dotykałam wieczność. Usiadłam na
taborecie i nieśmiało dotknęłam biało-czarnej klawiatury. Spod moich palców
wypłynęła delikatna i stonowana melodia, jaka wypełniła to dość sporej
wielkości pomieszczenie.
Skupiłam
się na muzyce i przymknęłam oczy zasłuchana w barwne tony fortepianowych
dźwięków. Palce z łatwością, a jednocześnie delikatnie opanowały cały
instrument. Melodia od czasu do czasu zmieniała się, raz stanowcza, innym razem
cicha i subtelna. Gdy po raz kolejny obejrzałam się po pokoju, naprzeciw mnie
na fotelu siedział William zasłuchany w moją grę. Posłałam mu uśmiech i
zmierzałam do końca utworu. Kiedy ostatnie dźwięki wydobyły się z pudła
instrumentu, chłopak stał już za mną.
- Nie wiedziałem, że tak cudownie grasz –
powiedział.
- Lata praktyki – stwierdziłam.
- I oczywiście nie ma to nic wspólnego z twoją
karierą piosenkarki – żachnął, puszczając do mnie oko.
- Ha ha ha – sarknęłam.
- Masz nawet własną scenę – zauważył.
- Kpij sobie dalej.
- Ale ja Vi mówię poważnie – uśmiechnął się do
mnie. – Te wszystkie instrumenty są do waszej dyspozycji? – zapytał,
przyglądając się rzędom gitar stojących przy ścianie.
- Owszem – potwierdziłam.
- Grałem kiedyś na gitarze – odezwał się
ponownie. – Ale po wypadku wszystko się zmieniło.
- Teraz masz już sprawną rękę – dodałam. – A
gry się nie zapomina, to jak jazda na rowerze.
Wybrałam
klasyczną gitarę i podałam chłopakowi, a sama ponownie zasiadłam do kontuaru. Minutę
później do moich uszu doszła znana melodia Within Temptation, obserwując
wampira postanowiłam dołączyć się do gry z cichym akompaniamentem fortepianu.
Gdy skończyliśmy w pokoju pojawiła się Esme i Carlisle z lekarską teczką.
- Ładnie wam to wyszło – uradowała się moja
mama. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę że znowu grasz Vivi.
- Brakowało mi tego – stwierdziłam z
uśmiechem.
- Nam też – dodał mój ojciec i westchnął. – No
cóż, jadę do pracy.
- Carlisle – zapytał Will. – Wiesz coś na mój
temat? To znaczy… ludzie już wiedzą, że brałem udział w wypadku? – zamyślił
się. – Bo jeśli wiedzą, to…
- Spokojnie, William – uspokoił lekarz
wampira. – Dowiem się dzisiaj wszystkiego i coś na pewno wymyślimy. Z resztą
jak wrócę i tak muszę z Tobą porozmawiać.
- Coś się stało? – zapytał.
- Właściwie to tak, ale nie masz powodu do
niepokoju – odpowiedział Carlisle. – Tak więc, do zobaczenia – dodał i zniknął
nam z oczu.
- Viviene – odezwała się Esme. – Alice już nie
może się doczekać wypadu na zakupy…
- Przecież powiedziałam, że pojadę – oznajmiłam zamykając klawiaturę
fortepianu. – Ale ile się nie mylę, to moja siostra maszeruje dzisiaj do
szkoły, czyż nie?
- Właściwie, to nie – pokręciła głową kobieta.
– Tylko Edward idzie na zajęcia, a ja, Rose i Allie jedziemy z tobą.
- Rozumiem, że dom pozostawiasz do dyspozycji
panów, Esme? – wtrącił z uśmiechem Will.
- W rzeczy samej – odpowiedziała. – Mam tylko
nadzieję, że moi synowie będą prowadzić się w marę przykładnie przed naszym
gościem.
- To będzie wyzwanie – skwitowałam spoglądając
na całkiem zadowolonego wampira.
~*~
Zakupy
minęły nam w przemiłej i cudownej atmosferze, bardzo brakowało mi właśnie
sióstr i mamy, więc kiedy wreszcie mogłyśmy spędzić czas razem po tak długiej
nieobecności, byłam wniebowzięta. Wróciłyśmy do domu dopiero późnym popołudniem,
z pełnym po brzegi bagażnikiem, moim autem i w niezwykle dobrych humorach. Gdy
tylko uporałam się z zakupionymi rzeczami w swojej garderobie, czym prędzej
zapukałam do pokoju Willa. Usłyszawszy krótkie „Proszę”, przekroczyłam próg
jego sypialni.
Wampir
zajmował jeden z gościnnych pokoi, średniej wielkości pomieszczenie z wyjściem
na taras, w którym królowały różne odcienie zieleni. Wnętrze zostało umeblowane
minimalistycznie, ponieważ zwykle nasi goście nie spędzali w nim zbyt wiele
czasu.
- Cześć – przywitałam się, pozostawiając
kilkanaście papierowych toreb na łóżku. – Jak minął Ci dzień?
- Całkiem ciekawie – graliśmy z chłopakami na
konsoli, nauczyłem się norweskiego – zrobiłam większe oczy. – No, a teraz
czytałem sobie. Strasznie długo was nie było – zauważył odkładając książkę,
sekundę później odejmował mnie już w tali. – Zdążyłem stęsknić się za Tobą –
powiedział mi do ucha.
- Ja nie miałam czasu tęsknić – stwierdziłam
patrząc mu w szkarłatne oczy.
- Jesteś pewna? – szepnął wprost w moje wargi.
Nasze
usta złączyły się w delikatnym pocałunku, czułam jak przenika mnie ponownie przyjemne
ciepło, a po plecach przebiega przyjemny dreszcz. Jeszcze większy uśmiech
pojawił się na mojej twarzy, kiedy Will pogłębił pocałunek a nasze języki zaczęły
między sobą rywalizację. Automatycznie jego jedna ręka powędrowała pod moją
bluzkę, a druga spoczęła na biodrze. Przyciągnęłam go jeszcze bardziej do
siebie, tak że teraz blondyn napierał na mnie całym swoim ciałem i niestety
syknęłam z bólu. Od razu William odsunął się ode mnie z prażeniem w oczach.
- Co się stało? – zapytał. – To przeze mnie?
- To moja wina – przyznałam, doprowadzając się
do porządku. – Zapomniałam jak bardzo emocje wpływają na nasze racjonalne
myślenie.
- Powinienem bardziej nad sobą panować –
zasmucił się.
- Hej – pogłaskałam go po policzku. – Nie
panuj nad sobą, myśl jedynie o sile. Jeszcze tylko kilka miesięcy i będziesz
taki jak ja.
- Nie chce Ci zrobić krzywdy.
- Nie zrobisz – pocałowałam go krótko w usta.
– Zobacz lepiej, co kupiłyśmy dla Ciebie – wskazałam na zakupy.
- Nie musiałaś – odezwał się. – Już i tak
głupio się czuje będąc tutaj na waszym utrzymaniu.
- Will, teraz jesteś jednym z nas –
powiedziałam. – A my mieszkając razem tworzymy rodzinę, to co należy do nas, teraz
należy i do ciebie.
- Mimo to nadal mi głupio – zajrzał do torby.
– Nie macie na co wydawać pieniędzy?
- Kochany, tych pieniędzy jest tyle, że
rzeczywiście nie mamy, co z nimi robić – odpowiedziałam z uśmiechem. – A ubrań
potrzebuje każdy, więc nie marudź, tylko przymierzaj, bo zaraz Alice wparuje
tutaj i będzie oceniać to, co wybrała.
- Żartujesz prawda? – spytał.
- Oczywiście, że nie – odparłam rozkładając
się na łóżku. – Za 12 sekund będzie przy drzwiach.
Will
zniknął w mgnieniu oka za drzwiami łazienki. Mimo to nie przestaliśmy
rozmawiać.
- Carlisle już wrócił? – spytałam.
- Jeszcze nie, mam nadzieję że czegoś się
dowie na mój temat – odpowiedział. – Kto wybierał taki kolor koszuli?
- Koszule to moja broszka – przyznałam się. –
W błękicie i fiolecie Ci najlepiej, poza tym jak już twoje oczy zyskają
złoto-bursztynowy odcień będziesz wyglądał zabójczo.
- Zabójczo, mówisz? – flirtował ze mną.
- Owszem – potwierdziłam. – No chodź, pokaż mi
się wreszcie.
- Idę, idę – udał znudzonego.
Kiedy pojawił
się w pokoju, zamarłam na jego widok. Jasno błękitno koszula na długi rękaw,
szara kamizelka i ciemne spodnie idealnie pasowały do jego sylwetki,
podkreślając atuty jego ciała. Błękit doskonale komponował się z jego mleczną,
prawie białą skórą, przez co czerwone, przerażające tęczówki przestały tak
bardzo się wyróżniać.
- Nadal jestem zabójczy? – Posłał mi swoją
szelmowską minę.
- Dobrze, że ja już nie żyje – stwierdziłam i
udałam, że mdleje. – Bo jak nic, dostałabym teraz zawału.
- To dobrze, że masz przy sobie lekarza –
objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. – W każdej chwili jestem w stanie
zrobić Ci usta-usta i to profesjonalnie.
- Ulżyło mi – westchnęłam teatralnie.
- Hej, gołąbeczki! – weszła niespodziewanie
Allie do pokoju. – Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam.
W
pierwszej chwili zamarłam nad jej „Wejściem Smoka”, ale zaraz potem pokręciłam
głową na siostrą.
- Nie wiesz, że przed wejściem należy pukać? –
zwróciłam jej delikatnie uwagę.
- Zapukałabym 4 minuty wcześniej – posłała nam
perskie oko i zwróciła się do Willa. – No pokaż mi się, muszę wiedzieć czy
wszystko leży idealnie.
- Bardzo dziękuję za zakupy Alice – powiedział
wampir, prezentując swoje nowe ja. – Sam chętnie bym się wybrał… no, ale
jeszcze niestety nie mogę.
- Dobrze wyglądasz – stwierdziła. –
Powiedziałabym nawet, że przypominasz mi naszego ojca i to baaaardzo.
- Już to gdzieś słyszałem – uśmiechnął się.
- Ciekawe dlaczego? – posłała mi zabawne
spojrzenie.
- Wiesz kiedy będzie Carlisle? – zapytałam,
aby zmienić temat.
- Za pięć minut będzie parkował w garażu –
oznajmiła, na co Will się ożywił. – A tata chcę Cię zabrać na polowanie –
zwróciła się do blondyna.
- W taki razie chodźmy do salonu –
postanowiłam. – Poczekamy tam na Carlisle…
- I upieczemy ciasto – oznajmiła nagle
dziewczyna.
Spojrzeliśmy
z Williamem wpierw na siebie, a potem na wampirzycę, która wybiegła z sypialni
z gracją baletnicy.
- O co
chodzi z tym ciastem? – pomyślał.
- Nie mam zielonego pojęcia – powiedziałam już
na głos.
Ramię w
ramię ze zdziwionym wyrazem twarzy ruszyliśmy na dół za moją siostrą.
~*~
Carlisle
zabrał Williama na polowanie zaraz po powrocie ze szpitala, oczywiście dobrze
wiedziałam, ze pod słowem „polowanie” kryła się rozmowa mojego ojca o pokrewieństwie
chłopaka z Cullenem. Chodziłam od jednego okna do drugiego nie mogąc znaleźć
sobie miejsca, ponieważ obawiałam się jak zagreguje wampir, po tym co usłyszy
od Carlisle.
- Viviene, może zagrasz nam coś ładnego? –
zapytała Esme. – Rozluźnisz się trochę.
- To może ty i Rose zagracie? – Posłałam jej
uśmiech. – Przypomnicie nam jak brzmią skrzypce i wiolonczela?
Chwilę później salon wypełniła muzyka, a ja
nadal byłam zaniepokojona, ponieważ coś nie dawało mi spokoju. Teraz zaczęłam
się nawet zastanawiać, czy na pewno przyczyną mojego niepokoju była rozmowa
dwóch wampirów.
- Coś nie tak? – Obok mnie zmaterializował się
Edward.
- Nie wiem – przyznałam z poważnym wyrazem
twarzy. – Coś jest nie tak, tylko nie mam pojęcia co.
- To może upieczemy placek? – zaproponowała
Alice.
- Jaki do cholery placek? – wybuchłam nagle, a
w salonie zapadła niezręczna cisza.
- Chciałaś odwiedzić Charliego – wspomniała
dziewczyna. – No, a skoro nie widział Cię pół roku, to nie wypada iść do niego
bez niczego.
- Miałaś wizję? – zdziwiłam się. – Bo szczerze
mówiąc, nawet o tym jeszcze nie myślałam.
- Ale miałaś zamiar – uśmiechnęła się do mnie.
Westchnęłam.
- No dobrze – powiedziałam do siostry. –
Chodźmy do kuchni, Allie.
- Mogę wam pomóc? – spytał Edward.
- Jeśli chcesz – rzuciłam i ruszyłam powolnym
krokiem w stronę naszej rzadko używanej kuchni.
- Może
to oderwie mnie na chwilę od złych myśli – pomyślałam.
- Na pewno – posłał mi uśmiech brat.
- Pożyjemy,
zobaczymy – dodałam.
Minęła
kolejna godzina, szarlotka studziła się na blacie, a cynamonowy zapach rozniósł
się po całym domu do tego stopnia, że Rosalie siedziała przy otwartym oknie.
Williama i Carlisle nadal nie było, a mój niepokój zaczynał nie tylko mnie
doprowadzać do szewskiej pasji. W końcu nie wytrzymałam i rzuciłam tylko pod
nosem, że idę się przejść, liczyłam na to, że może przypływ leśnego powietrza
ukoi moje skołatane nerwy. Mimo to, złe przeczucie nadal mnie nie opuszczało.
Głupia – pomyślałam. – Liczyłam, że kiedyś się to skończy?
Nie
biegłam, szłam powoli, ciągnąc nogę za nogą. Nawet nie wiedziałam, kiedy
dotarłam na skraj lasu, graniczący z rezerwatem Indian. Spojrzałam tylko w
kierunku wzbudzonego, ciemnego morza i postanowiłam wrócić do domu. Jednak w
pewnej chwili poczułam się obserwowana, automatycznie zwiększyłam swoją
czujność. I nie myliłam się.
Moim
tropem podążało kilka osób, właściwie szóstka, poruszali się dość szybko i
sprawnie, jednak nie bezszelestnie. Zaciągnęłam się powietrzem, niestety na
moją niekorzyść wiatr wiał w przeciwnym kierunku. Przyśpieszyłam kroku i w tym
samym momencie przede mną zmaterializowało się trzech, potężnych mężczyzn w
ciemnych pelerynach, uniemożliwiając mi przejście. Zrobiłam krok w tył, by ich
wyminąć, jednak ostrze noża wbiło mi się w plecy, przeciwnik po raz kolejny był
szybszy. Poczułam ból, nie dałam jednak tego poznać po sobie.
- Proszę, proszę – odezwał się kobiecy, słodki
głosik, dobrze mi znany. – Taka sprytna, a jednak głupia jak gęś.
- Etena – rzuciłam nie patrząc jej w oczy,
ponieważ nadal trzymała nóż z tyłu. – Czym zasłużyłam sobie na taki komitet powitalny?
- Wydaje mi się, że wiesz – powiedziała z
radością.
Udało
mi się zliczyć, że oprócz naszej czwórki w pobliżu znajdowało się więcej
harpii. Zaraz potem dwóch prężnych ochroniarzy dziewczyny chwyciło mnie za ręce
i wykręciło je pod dziwnym kątem, krępując je liną. Teraz klęczałam przed Eteną
i jej triumfującym wyrazem twarzy. Ku mojemu zdziwieniu nie przypomniała
uciekinierki, nadal miała na sobie piękną, haftowaną szafirową suknię i tego
samego koloru płaszcz. Włosy ułożone w misterną fryzurę, przeplatane były
warkoczami i kwiatami niezapominajki.
- Powiesz mi, dlaczego to robisz? – spytałam.
- Nie przychodzę tym razem ze swojego powodu –
zaczęła wywód. – Chociaż bardzo bym chciała, uwierz – zbliżyła sztylet do mojej
szyi. – Nie, jestem kimś w rodzaju… posłańca.
- Posłańca? – Zdziwiłam się. – Niby kogo?
- Bo widzisz – rzuciła. – Jest ktoś, komu
sporo zawdzięczasz, zwłaszcza teraz, gdy ten twój nowy kochaś jest wampirem… Ktoś,
kto miał zamiar usmażyć Cię w samolocie, a jednak mu się nie udało – dodała z
sarkazmem.
Z moich
ust wydobył się wampirzy charkot, a ja spojrzałam w turkusowe tęczówki z
pogardą. Nim jednak dźwięk zakończył swój bieg w przestrzeni, na moim policzku
pojawiło się sporej wielkości, krwawiące przecięcie.
- O kim mówisz – warknęłam.
Dziewczyna
zbliżyła swoją twarz do mojej, nasze nosy dzieliło jedynie kilka milimetrów.
Jasno-błękitne oczy porażały lodem i obojętnością, jeszcze przez trzy sekundy
uparcie próbowała coś wyczytać w moich tęczówkach, a zaraz potem ogromny ból
przeszył moje ciało. Etena z zamachem wbiła sztylet w mój brzuch i z wielkim
uśmiechem na twarzy oświadczyła, po czym rozpłynęła się w powietrzu.
- Pozdrowienia od Thomasa, kicia.
W
płucach zabrakło mi nagle powietrza i zaczęłam się dusić. Jak ryba wyrzucona na
brzeg, dygotałam na całym ciele by pozyskać ponownie odrobinę tlenu. Resztkami
sił próbowałam utrzymać świadomość, ponieważ już teraz wszystko mnie bolało, a
musiałam jeszcze wrócić do domu. Ręce nadal miałam skrępowane, a każda próba
rozerwania więzów kończyła się niestety fiaskiem, ponieważ miałam do czynienia
z anielską nicią. Rana na brzuchu obficie krwawiła, a ja czułam że powoli tracę
kontakt ze światem. Ciemne plamy napływały mi do oczu, a obraz tracił swoją
ostrość. Ostatnie co pamiętam, to szkarłatne, przerażone oczy.
„Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni”
- Johann Wolfgang Goethe
- Johann Wolfgang Goethe
Szczerze to Will mnie denerwuje, ale nie wiem czym xd ; )
OdpowiedzUsuńHmmm... możesz sprecyzować, być może będę mogła coś z tym zrobić?
UsuńPozdrawiam
Wiesz chodzi o to, że skoro jest on nowym wampirem to jest taki 'idealny'. Umie się powstrzymać przed rządzą krwi, świetnie walczy. Chciałabym jakieś komplikacje z nim. I trochę mi smutno, że odbiera czas Viv od rodziny :[
UsuńTwoje zamówienie zostało opublikowane. Zapraszam do zobaczenia go.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ach... Studia mnie męczą... Już XD
OdpowiedzUsuńAle dosyć o mnie (potem jeszcze zaspamuję). Porozmawiajmy o Willu! Kiedy wreszcie miną te miesiące, kiedy nowonarodzony będzie dla Viv tak niebezpieczny... Z początku wszyscy (łącznie ze mną) narzekali na to, kiedy wreszcie zamienisz go w wampira, by mogli być ze sobą na wieczność! Teraz ta wieczność (bliżej nieokreślona) staje się nie do zniesienia - jakbyś zawsze miala znaleźć chwilę dla tego, że oni nie mogę być od razu supersweethappyforever, czy coś XD
Pieprzony William, niech już nie będzie taki silny i romantycznie pocałuje ją, by żyć długo i szczęśliwie, ale nie... Facet to facet (co ja gadam... ;X) i musi górę wziąć cielesna ergonomia...
Ech... Nie jestem zadowolony, nie jestem... :P
I obiecany spam - http://let-rainfall.blogspot.com
Ty jesteś nie wyżyty!
UsuńObiecuję, że następnym razem William będzie facetem z jajami.
Buziaki
Pfff... - Niewyżytego mogłaś sobie darować :P / jakby to mnie miało urazić - odsyłam do 'brzydkiej prawdy' :D
UsuńNo ja myślę, ze się jakoś wszystko unormuje ^^
Biedna Vivi. Pewnie to Will ją znalazł. Mam nadzieję, że szybko z tego wyjdzie. Wiedziałam, że nie może być ciągle kolorowo:/ Scena z Willem i Vivi na początku była świetna:D Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńJak to w życiu, raz na wozie, raz pod wozem. Pozdrawiam
UsuńPo pierwsze plus za muzy! Mega nastraja do czytania 'Tego' rozdziału... Szczerze mówić, łezke uroniłam. Umiesz trafić do czytelnika! Vivi... Moja Vivi... Powiem Ci, że Will w tej części przypomina mi kogoś z kim ja miałam/mam problem... Chyba wiesz o KIM mówię xD Ale co tam, chrzanić facetów z nimi same problemy! Williamie ogarnij się!!!! A Vivi... Vivi bądź sobą!
OdpowiedzUsuńRubinku pisz dalej, wierze 2 rzeczy: W Magie Świąt i Ciebie hehe:) ;**
Dzięki za muzę, ostsnio jakoś udaje mi się tak ją odpowiednio dodawać. Kiedyś miałam z tym problem, no ale teraz jest znacznie lepiej :P Łezkę??? No to ja się tylko powinnam cieszyć, prawda?
UsuńW Magię Świąt? Hmmm...
Kocham :**
Zapraszam na 1.Capitolo na http://battito-cardiaco.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, miłego czytania! :*
Znowu ten nieudacznik Tom. Denerwujący osobnik, który wie kiedy się wkręcić. Ciekawa jestem jakie korzyści z pomagania mu ma Etena. I jak to do ch***ry jest, że ciągle wymyka się upadłym?! Jedyne co mi gdzieś tam świta to - Muerte.
OdpowiedzUsuńTen ktoś na końcu to musi być Will. Innej opcji nie widzę. Pewnie piekielnie się będzie o nią martwił i wokół niej obskakiwał, a wtedy to już wszyscy się domyślą co się kroi :D
Tak mi się gdzieś w którymś z komentarzy powyżej "obiło", że Will jest zbyt grzeczny. No cóż... i tak i nie. Może przydałoby mu się trochę więcej odwagi i zdecydowania kiedy są z Vi sami. W końcu to facet (i to w dodatku taki, którym teoretycznie przez najbliższe miesiące powinny targać różnie skrajne emocje):P
A jego dar może się okazać przydatny.
UsuńCóż wkrótce się okaże, co też Etena ma z tym wszystkim wspólnego. A wymyka się Upadłym, bo jest sprytniejszy od nich, ale do pewnego czasu. Co do Viviene i Williama to poczekaj :P
UsuńBuziaki
Czytałam twojego bloga jeszcze na onecie. Strasznie mi się podobał. Teraz nadrobiłam zaległości i chciałabym być informowana na bieżąco, więc mogłabyś informować na Obdarowani.blogspot.com w zakładce spam ? Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńOczywiście, że będę Cię informowała o nowych wpisach. Bardzo się cieszę, że Tobie podoba się opowiadanie.
UsuńA jakiego rodzaju to problemy? Nie czyta Ci htmla?
OdpowiedzUsuńTo znaczy nie zostawiłaś mi żadnych instrukcji, które tło, jaki adres, jaka szerokość belki itd. Nie jestem mistrzem w tych kwestach, więc jeśli można prosiłabym o pomoc. Ponieważ wchodząc na "Pobierz" z tymi linkami nie jestem w stanie nic zrobić.
UsuńDajesz pobierz plik, a potem postępujesz wg tej instrukcji img822.imageshack.us/img822/2712/jakwstawiszablonnabloga.png, ale tylko do punktu 10, dalej już nic nie trzeba robić. ; )
UsuńNie przywykłam do tego, aby podawać wszystkie wymiary pod szablonem, a raczej do podawania kodu HTML przez kopię zapasową szablonu.
Kochana, rozdział już przeczytałam, ale nie mam zupełnie czasu na komentowanie. W każdym razie postanowiłam skorzystać z malutkiej chwileczki oddechu i napisać chociaż kilka zdań (oj ile mam zaległości na innych blogach, aż wstyd, bo nie wiem, kiedy znowu będę mogła czytać...)
OdpowiedzUsuńJuż to wielokrotnie mówiłam i powtórzę teraz - Twoja powieść jest lepsza niż pani Meyer. Na pewno dużo ciekawsza i bardziej rozbudowana. Bohaterowie są tacy wyraziści i pełni emocji nie to co Belcia i Edward w Zmierzchu.
Vivi jest genialna! I tak się cieszę, że wreszcie znalazła miłość. Ona i Will bardzo do siebie pasują. Szkoda tylko, że Thomas nie odpuszcza. Nie cierpię tego typa! Dałby wreszcie spokój Vivi.
Końcówka dramatyczna. Żeby tylko Vivi wyszła z tego cało! Po prostu musi!
Pozdrawiam
Nie lubię się chwalić, to prawda. Może i jestem lepsza od Meyer, a może nie. To każdego indywidualna opinia, nie miej jednak raduje się serduszko moje jak tak piszesz <3
UsuńMi też brakuje czasu na czytanie, komentowanie, w ogóle wszystko...
Pozdrawiam
To bardzo fajne opowiadanie. bardzo podoba mi sie postac Vivi i Willa, w karzdym rozdziale cos sie dzieje a to ze wplotkas to tego anioly bardzo przypadlo mi do gustu. pozdrawiam i czekam na NN
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz, niezmiernie się cieszę, że opowiadanie się podoba, a co ważniejsze zyskałam kolejnego czytelnika. Pozdrawiam
UsuńPowiem tak: korzystając z instrukcji, którą podałam dwa komentarze wyżej szablon możesz ustawić postępując według:
OdpowiedzUsuń- kroku 1
- kroku 6, 7, 8, 9, 10.
Nic więcej nie potrzeba.
Pozdrawiam.
Mam problem z HTML, moje komputery nie chcą odtworzyć ściągniętego pliku. Mimo to dziękuję za zainteresowanie. Pozdrawiam
UsuńTo napisz do mnie na pocztę: wgorezapalnickzi@gmail.com wyślę Ci kod HTML jako tekst listu. Może to coś da. Zapiszesz w notatniku z rozszerzeniem .xml i spróbujesz wgrać na bloga.
Usuń