Tak
jak się spodziewałam, moja rodzina z ekscytacją i planami weselnymi zareagowała
na wieść o naszym związku z Willem. Kiedy weszliśmy do salonu objęci, Alice,
Rose i Esme o mało co nas nie zgniotły z radości. Emmett jak zwykle skwitował
wszystko wybuchem śmiechu, klepiąc najmłodszego wampira po plecach.
- Teraz dopiero zacznie się jazda – dodał Em
na stronie.
- Mam nadzieję, że nie będzie tak źle – Will
posłał mu perskie oko.
- Chodź, William – zaproponował Jasper. –
Zostawmy Paniom przygotowania do wesela, my zajmiemy się… uściślaniem
braterskich więzi.
- Nie dla nas koronki, szyfony, welony –
stwierdził bardzo poważnie Boski. – I tak włożysz to, co Ci każą.
- No popatrz, a myślałem, że jeszcze będę mógł
negocjować – westchnął zrezygnowany chłopak. – W takim razie zostawiam Cię Vi w
dobrych rękach – zwrócił się do mnie, a zaraz potem przyciągnął do siebie i
zachłannie pocałował.
Do
moich uszu doszły pojękiwania Emmetta, cichy chichot Jaspera oraz Carlisle i
romantyczne wzdychanie dziewczyn.
- Ale to było romantyczne? – odezwała się Rose
z rozmarzeniem.
- I takie spontaniczne – wymieniła uwagę z
blondyną Allie.
- Zachowujesz się tak, jakbym w życiu nie był
romantyczny – zarzucił swojej żonie Emmett.
- Bo nie jesteś – odpyskowała Rosi.
- Nie? – Zaczęli się kłócić.
- Nie!
- W takim razie zaraz Ci udowodnię, że
posiadam naturę amanta – zachmurzył się brunet.
- Chyba naturę niedźwiedzia – stwierdził
Jasper prześmiewczo.
- Nie bądź taki mądry, Hale – warknął w jego
kierunku Em. – Twoja żona przed chwilą zarzuciła Ci brak spontaniczności.
- No wiesz, trudno jest zaskoczyć kogoś, kto
przewiduje przyszłość – odpyskował. – Nie mniej jednak, pomyśle nad czymś
oryginalnym i spontanicznym.
- Jak pomyślisz, to i tak to zobaczę –
wtrąciła z uśmiechem Allie.
- I kto tu jest mało romantyczny? – zakpił z
blondyna Emmett.
- Mylisz romantyzm z spontanicznością, bracie
– dodał Jasper.
- Emmett? – odezwała się nagle Rosalie,
zwracając na sobie uwagę.
- Tak, cukiereczku? – Posłał je cudowny
uśmiech, a ja mimowolnie parsknęłam.
- Nadal czekam – odpowiedziała, zakładając
dłonie na piersiach.
- Na co, moja najmilsza? – Ponowił pytanie.
- On udaje, prawda? – pomyślał William.
- Niekoniecznie – szepnęłam mu do ucha.
W
tym samym momencie nasze oczy się spotkały, a usta wampira wykrzywiły się w
dziwnym grymasie, innymi słowy hamował wybuch śmiechu. Przez co przyciągnął
mnie bliżej siebie i ukrył swoją twarz w moich lokach. Zerknęłam w kierunku
ojca, który nie udawał swojego rozbawienia do granic możliwości.
- Czyż nie pragnęłaś amanta, moja ukochana
białogłowo? – Zwrócił się do żony mój brat, a zaraz potem przykląkł na jedno
kolano przed oniemiałą blondynką. – Jam twój rycerz na białym koniu, jam gotów
poświęcić swoje nic nie warte życie, by tylko Cię Pani ratować.
- Kochanie… - zaczęła niepewnie moja siostra.
– To było… dość… niezwykłe – wydusiła w końcu.
- Kocha się za nic, najmilsza. Nie istnieje
żaden powód do miłości* – dodał mięśniak, a zaraz potem porwał ją w objęcia i
pocałował.
Zaczęliśmy
z Willem bić brawo, a sekundę później dołączyła do nas reszta rodziny. Widok
zakochanej pary i nadal romantycznego Emmetta wywołał olbrzymi uśmiech na mojej
twarzy.
- Teraz już nikt nie powie, że jesteś mało
romantyczny, Em – powiedziałam. – Kto wie, może jeszcze będziesz uchodził za
korepetytora, co dla niektórych – spojrzałam wymownie na Jaspera, Carlisle i
Williama.
- Nie ma sprawy – wtrącił zadowolony z siebie
mięśniak. – Przyjmuję zapisy na zajęcia tylko we wtorki od 11.30 do 11.45.
Liczb miejsc ograniczona.
Salon
wypełnił się wampirzym śmiechem. Pokręciłam
głową z uśmiechem, jak niewiele wystarczy sprawić, by u bliskich wywołać euforię
z delikatną nutą chaosu.
- To co z tym „umacnianiem braterskich więzi”?
– spytał Jazz, spoglądając na wampira obejmującego moją talię. – Idziemy?
- Idź– odezwałam się w końcu. – Może nauczą
Cię czegoś pożytecznego – zerknęłam na zaskoczonego blondyna.
- Czegoś pożytecznego? – Burknął Boski. – Ty
chyba nie wiesz, jaki skarb posiadasz w domu.
- Oczywiście, że wie – odpowiedział William
zaczepnie, a następnie spojrzał w moją stronę. – Bo mówimy o mnie, prawda?
- Oczywiście – zaśmiałam się.
- Co? – Podniósł głos mięśniak. – Chwila, chwila!
Wybacz Will, ale teraz aktualnie mówiliśmy o mojej skromnej osobie.
- Serio? – Pochwycił kawał Jasper. – A ja
myślałem, że o mnie. W końcu skarb…
- Robicie sobie ze mnie jaja? – zapytał
chłopak. – Znowu?
- Tak – odpowiedział poważnie William.
- No pewnie – dodał Jazz, przybijając piątkę
mojemu chłopakowi. – Myślałem, że po latach zmądrzałeś…
- Dobra, dobra – odezwał się pewny siebie Em,
podążając za chłopakami. – Zobaczymy, kto będzie prosił mnie jeszcze o kilka
lekcji – po czym dodał. – Ja poczekam Jazzi,
chodź by i 150 lat…
Moi
bracia i Will opuścili towarzystwo, a pozostali po raz kolejny tego dnia
tarzali się ze śmiechu.
~*~
Kilka
godzin później chłopaki nadal nawiązywali ze sobą coraz to nowe więzi, grając
na konsoli, w szachy, czy też siłując się w zapasach na ogrodowym trawniku.
Przyglądałam się temu wszystkiemu z daleka i cieszyłam się, że Emmett i Jasper
zaakceptowali Williama, jako jednego ze swoich braci.
Najmłodszemu
Cullenowi zawsze brakowało rodzeństwa, właściwie to oprócz Sophie Ann i swojej rodzicielki
nie miał nikogo. Przez wszystkie lata wychowywała go samotnie matka – Melissa,
a potem ciotka, dzięki której mógł pójść na wymarzone studia medyczne. Z Sophie
widywał się sporadycznie, zwykle tylko we wakacje. Kiedy jednak stracił
przyrodnią siostrę, został na świecie sam. To właśnie, dlatego spotkaliśmy się
w samolocie, ponieważ Will odwiedzał rodzinny grobowiec na jednym z pod londyńskich
cmentarzy, w czwartą rocznicę śmierci Sophie Ann. Ponownie spojrzałam na braci,
do całkowitego zadowolenia i pełni szczęścia brakowało tylko Edwarda.
Mimo,
że od moje oficjalnego powrotu minął prawie tydzień, to ja nadal czułam w głębi
serca złość i gniew na starszego brata. Miałam mu za złe, że nie walczył, że
poddał się i chociaż jak twierdził nie zapomniał o nas, ja czułam znacznie
inaczej. Nie widywaliśmy się często, Edward nie chciał wchodzić mi w drogę,
dlatego zwykle przesiadywał u Belli, a i ja nie miałam ochoty na niego patrzeć.
Z drugiej strony moje zachowanie nie tylko raniło Eda, ale i mnie. moje
przemyślenia przerwała wizyta Alice.
-
Esme prosi, żebyś pojechała po Edwarda – oznajmiła mi. – Możesz wziąć auto
Carlisle.
- Dlaczego sam nie przyjedzie?
- Ma szlaban – odpowiedziała.
- Jaki szlaban? – Zdziwiłam się.
- Właściwie to Bella dostała areszt domowy od
Charliego za to, że bez jego zgody poleciała ze mną do Włoch – wyjaśniła. – No
i zakazał Edwardowi spotykać się ze swoją córką, no ale Bells przekonała go i
może jednak widywać naszego rudzielca.
- No dobra, a co z tym wszystkim ma wspólnego
szlaban Edwarda?
- A to, że Esme postanowiła dać taki sam
Edkowi – spointowała Allie.
- I ja mam go odebrać? – musiałam się upewnić.
– Ja?
- Jeśli nazywasz się Vivi Cullen, to tak –
dodała z uśmiechem i wybiegła z pokoju.
- Hej! – krzyknęłam. – A dlaczego ty, tego nie
zrobisz?
- Bo Jasper przygotował dla mnie niespodziankę
– odpowiedziała już ze swojej sypialni. – Zaraz wychodzimy.
Westchnęłam
i z miną męczennicy ruszyłam do garażu.
- Gdzie
jedziesz? – zmaterializował się przede mną Will z roztarganą fryzurą. – Zakupy?
A może randka z tajemniczym wampirem?
- Jadę po Edwarda – wyjaśniłam z niechęcią.
- Rozchmurz się – posłał mi uśmiech. – I
pomyśl, czy już nie wystarczy tego złoszczenia się – a zaraz potem dodał. –
Edward dostał już za swoje, a twoje zachowanie rani nie tylko twojego
zbuntowanego braciszka, pamiętaj.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Po prostu jestem dobrym obserwatorem –
odpowiedział. – Albo po prostu martwię się o Ciebie.
- Obiecuję, że porozmawiam z nim – posłałam mu
uśmiech.
- Wierzę w Ciebie – pocałował mnie krótko w
usta. – A teraz jedź i wracaj szybko.
- Kocham Cię – wyznałam z błyskiem w oku i
odpaliłam silnik swojego auta.
~*~
Zaparkowałam
audi zaraz obok policyjnego wozu ojca Belli, a potem ruszyłam szybkim
krokiem w stronę ganku Swanów. Nim dotarłam do schodów, w drzwiach stał już nie
kto inny jak Charlie z promiennym uśmiechem.
- Viviene Cullen – przywitał się. – Nawet nie
wiesz, jak cieszę się na twój widok. Wejdź proszę do środka.
- Dobry wieczór, komendancie – powiedziałam wchodząc do ich domu. – Dobrze wyglądasz Charlie – dodałam z radością.
- I lepiej się czuje – odpowiedział. – Leki,
odpowiednia dieta, ćwiczenia, no i oczywiście staram się mniej pracować.
- Super, oby tak dalej.
- Bella bardzo o mnie dba, zgodnie z
poleceniami twojego ojca – wtrącił i zaśmiał się. – Czasami czuję się, jakby to
ona w tym domu nosiła broń i odznakę.
- Jest uparta – stwierdziłam. – I chyba nie ma
tego po matce, prawda?
- No wiesz… - zaczerwienił się.
- Przyjechałam po brata – oznajmiłam.
- Tak, tak wiem – wtrącił. – Ale właściwie,
kiedy wróciłaś z Anglii? – zmienił nagle temat. – Bells nie wspomniała słowem.
- Wróciłam w zeszłym tygodniu – odparłam.
- Nie wiedziałem, że zdecydowałaś się na
Oxford – dodał. – Moja córka powiedziała mi właściwie niedawno.
- Sprawa z collegem nie była taka prosta –
zaczęłam. – Z początku zdecydowałam się na Darthmont, ale tydzień po naszej…
przeprowadzce dostałam możliwość studiowania medycyny na Oxfordzie – dodałam. –
Postanowiłam skorzystać z tej oferty, zwłaszcza że Green College jest
najlepszym ośrodkiem medycznym w Europie, zaraz po Harvardzie.
- To strasznie daleko.
- Wiem, Charlie – zrobiłam smutna minę. –
Studia owszem są tam niesamowite, ale wolałabym chyba być bliżej domu.
- Rozważasz zmianę uczelni?
- Zastanawiam się nad tym – odpowiedziałam.
- No cóż, życzę Ci zatem jak najlepiej Viviene
– posłał mi uśmiech i zawołał. – Bella, przyjechała siostra Edwarda!
- Idziemy – dało się słyszeć z góry.
- Jeśli można, Charlie – wpadłam na pewien
pomysł. – Wiem, że Isabella ma szlaban do końca życia, ale czy nie można by
było zrobić wyjątku i…
- I? – Posłał mi podchwytliwe spojrzenie.
- Czy mogłaby na przykład jutro spędzić z
nami… popołudnie – sprecyzowałam. – To znaczy ze mną, Esme, Rosalie i Alice? –
Uśmiechnęłam się słodko. – Moja mama bardzo się za nią stęskniła, a i ja nie
miałam okazji spotkać się z nią od mojego przyjazdu.
- Nie wiem – ojciec dziewczyny podrapał się po
karku.
Na
schodach pojawiła się zakochana para, posłałam dziewczynie krótki uśmiech, a
bratu jedynie obojętne spojrzenie. Wiedział, że przyjechałam, gdy tylko mój
samochód pojawił się na ulicy, nie mógł jednak niczego zdradzić przed
mężczyzną.
- Cześć Vivi – przywitali się równo ze mną.
- Hej – odpowiedziałam.
- Proszę tato! – odezwała się zaraz Bella. –
Jestem grzeczna, nie narzekam na swój los…
- Dobrze, już dobrze – machnął ręką policjant.
– Tylko niech dziewczyny odstawią Cię do domu o dziewiątej.
- Nie ma sprawy – powiedziałam i ruszyłam do
wyjścia. – Dzięki Charlie.
- To ja dziękuję, że wpadłaś – dodał. – I
pamiętaj, zawsze jesteś u nas w domu mile widziana.
- Dobranoc – pożegnałam się i wskazałam na
dziewczynę. – A my, widzimy się jutro. Alice przyjedzie po Ciebie zaraz po
pracy.
- Do zobaczenia i wielkie dzięki – odparła z
uśmiechem.
- Dobranoc – dodał Edward i zamknął za nami
drzwi.
- Nie musiałaś tego robić – odezwał się, gdy
tylko zeszłam ze schodów.
- Chciałam – sprecyzowałam, spoglądając na
niego. – Poza tym Esme i Allie bardzo się za nią stęskniły.
- Dziękuję – odpowiedział.
- Odwdzięczysz się kiedyś – uśmiechnęłam się.
- A co z… Willem? – spytał niespodziewanie z
lekką paniką w głosie.
- Spokojnie – powiedziałam. – Twojej lubej nic
się nie stanie, wybieramy się na cały dzień w góry – zaraz potem
dodałam. – Nie mniej jednak, będziesz musiał uprzedzić Bellę…
- Już to zrobiłem – przerwał mi. – Zakazałem
jej przyjeżdżać do nas bez wcześniejszego ustalenia. Jej bezpieczeństwo jest
najważniejsze.
- To dobrze, chociaż nie to miałam na myśli –
dodałam.
- Nie?
- Wydaje mi się, że powinniśmy spróbować
przyzwyczaić Willa do człowieka – odpowiedziałam. – Im szybciej, tym lepiej.
- Chcesz z Belli zrobić worek treningowy!? –
oburzył się.
- Oczywiście, że nie – warknęłam. – Myślisz,
że naraziłabym ją na niepotrzebne niebezpieczeństwo? Nie wystawie jej na pewną śmierć,
zastanów się bracie.
- W takim razie jaki masz plan? – sarknął.
- Już raz się spotkali, Bells i William –
wspomniałam. – Chłopak dał sobie radę, a miał zaledwie 5 dni. Teraz prawie dwa
tygodnie, musi zacząć ćwiczyć…
- A nie możesz znaleźć sobie jakiegoś innego
człowieka? Tylko Bella jest na świecie?
- No pewnie – wkurzyłam się, dogadując bratu.
– Dam ogłoszenie do gazety i zrobię przesłuchanie – oznajmiłam. – Może jeszcze
powieszę banner na sklepie Newtona – a zaraz dodałam. – Ciekawe jakiej by tu
użyć czcionki? Masz jakiś pomysł…
- Nie rób ze mnie debila – stwierdził
podminowany. – Naprawdę nie ma innego sposobu?
- Możemy izolować wampira od ludzi… jakieś
dwa, może trzy lata. Myślałam nawet o zabraniu Willa do Norwegii, tam mógłby w
spokoju odczekać swój najtrudniejszy okres – powiedziałam szczerze. – Ale to
nie będzie miało sensu, ponieważ tylko przedłuży się czas klimatyzacji. Każdy
napotkany człowiek może być wtedy w niebezpieczeństwie, a ja nie jestem w
stanie pilnować go przez 24 godziny na dobę w ciągu trzech lat.
Edward
wypuścił powietrze z płuc i zamyślił się przez chwilę, w między czasie
dojechaliśmy do naszej posiadłości. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i
spojrzałam na starszego brata z nadzieją.
- William ma silną wolę – odezwał się,
wpatrując wprost w moje miodowe tęczówki. – Nie chce Cię zawieść i dlatego
będzie walczył.
- Wiem – potwierdziłam. – Jest w stanie zrobić
wiele, abym tylko była szczęśliwa.
- A jesteś? – Nie odrywał ode mnie wzroku.
- Tak – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. –
Chyba po tylu latach, znalazłam wreszcie spokój u jego boku.
Brat
posłał mi swój uśmiech.
- Czułem to od momentu, gdy tylko pojawiłaś
się z nim w drzwiach – powiedział. – On bardzo Cię kocha.
- Mam nadzieję – zażartowałam i wysiadłam z
auta.
- Czy ja o czymś nie wiem? – spytał.
- O niektórych rzeczach na pewno – oznajmiłam.
– Poza tym, nie przebywasz zbyt często w domu.
- Chyba wiesz, dlaczego.
- Domyślam się.
- Vivi – zaczął. – Nie chce się z Tobą kłócić,
nie uważasz że już wystarczy. Dostałem nauczkę i nigdy więcej tego bym nie
zrobił.
- To co się stało, a także to co mogło się
wydarzyć, zmieniło moje zdanie na Twój temat – powiedziałam. – Być może mogłam
zrobić coś jeszcze, zatrzymać Cię wtedy we wrześniu, no ale tego nie zrobiłam.
- To nie Twoja wina.
- Wszyscy zawinili, wszyscy – sprecyzowałam. –
Ale Ty bracie, przekroczyłeś wszelkie możliwe granice.
- Wiem, Viviene – zasmucił się. – Gdybym mógł,
cofnął bym czas.
- Nic co się dzieje na świecie nie jest
przypadkiem – odrzekłam. – Każdy z nas wypełnia swoją rolę, podąża wyznaczoną
przez los ścieżką – dodałam. – Zmiana czasu niczego nie naprawi. Ważne, abyśmy
w przyszłości nie popełniali podobnych błędów.
- Przepraszam.
- Wierzę, że zrozumiałeś – skwitowałam i
ruszyłam szybkim krokiem w stronę domu.
- Dobrze, Vivi – westchnął. – Porozmawiam
zatem z Bellą – podjął ostateczną decyzję. – Ale każda taka lekcja jego
klimatyzacji, będzie musiała odbyć się z całą naszą rodziną.
- To zrozumiałe – odpowiedziałam i rozpłynęłam
się w powietrzu.
~*~
- Ale tutaj ślicznie – powiedziałam,
podziwiając widok jaki wywarł na mnie nie małe wrażenie.
W
związku z tym, że ja wymyśliłam wspólną wyprawę, Will postanowił wybrać
miejsce. Nie sprzeciwiłam się, być może dlatego iż sama nie wiedziałam dokąd
moglibyśmy się udać. Tak więc zaopatrzeni w plecak, kurtki i odpowiednie
obuwie, jak cywilizowani ludzie, ruszyliśmy do lasu trzymając się za ręce.
Przez pewien czas zastanawiałam się, gdzie też on mnie prowadzi. Ufałam mu
oczywiście, obawiałam się niestety w każdej chwili o nieproszonych gości. Kiedy
jednak powiedział mi, że zna to miejsce dzięki Jasperowi oraz, że turystów w
tej części parku narodowego nie ma o tej porze, odetchnęłam z ulgą. Chociaż
ludzi to może i nie być, ale Upadłych – dlaczego nie?
- To jeden z fajnych przywilejów bycia
wampirem – odezwał się blondyn, obejmując mnie w tali. – Możesz dotrzeć tam,
gdzie nikt inny nie może, a przynajmniej człowiek.
- Wszystko w porządku? – spytałam, odwracając
się do niego.
- Jak najbardziej – odpowiedział z cudownym
uśmiechem.
- Właściwie to nie mówiłeś, czy wersja twojego
nowo wyreżyserowanego życia przypadła Ci do gustu.
- Mówisz o tym, że jestem Ethan Cullen,
młodszy brat twojego ojca, student medycyny z Oxfordu? – zaśmiał się. – To
chyba najlepsza opcja w razie spotkania z kimś z miasteczka.
- Taa – westchnęłam, opierając swoje czoło o
jego tors.
- Hej, nie martw się – przytulił mnie do
siebie.
- Staram się Will – spoważniałam. – Mam
czasami jednak wątpliwości i dziwne przeczucia.
- Carlisle wspomniał, że ta twoja zdolność do
wyczuwania wydarzeń niekiedy przewraca Ci życie do góry nogami.
- Do góry nogami to mało powiedziane –
uśmiechnęłam się lekko.
- Masz złe przeczucia w związku z jutrzejszym
spotkaniem, z Claudią?
- Sama nie wiem – odpowiedziałam, unikając
jego spojrzenia. – Czy to moja najlepsza przyjaciółka, czy jeszcze ktoś, albo
coś innego.
- Przekonamy się jutro – oznajmił Will. – A
teraz zabraniam Ci błądzić myślami o nieprzyjemnych rzeczach – sprawnym ruchem
otworzył plecak. – Co powiesz na… piknik?
- Piknik? – zdziwiłam się i zajrzałam do
środka torby.
- Miałaś rację, Alice jest niemożliwa –
stwierdził, rozkładając czerwony koc.
Zrzuciłam
buty i ściągnęłam kurtkę, a zaraz potem wygodnie usadowiłam się na puszystym
pledzie.
- Ma dziewczyna czasami i dobre pomysły –
dodałam.
~*~
Nasze
języki zaczęły toczyć ze sobą zachłanną walkę, a w ustach czułam jego słodki,
cudowny smak. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie, zatapiając swoje dłonie w
jego włosach. Dłonie Willa śmiało błądziły po moich biodrach i tali, każdy jego
dotyk działał na mnie niczym elektryczne wyładowanie energii. Po plecach
przebiegł mi przyjemny dreszcz, a w okolicy żołądka poczułam narastające
podniecenie.
Nie
przerywając pocałunków, zaczęłam odpinać guziki jego jasnej koszuli, by kilka
sekund później podziwiać idealnie wyrzeźbioną muskulaturę jego ciała. Silne
ramiona i dłonie, doskonale zbudowany tors, z moich ust wydobył się cichy jęk
zachwytu. W tym samym momencie Will pozbawił mnie kaszmirowego swetra,
uwydatniając tym samym mój czarny, koronkowy stanik oraz jego nie małą
zawartość. Jego usta od razu zaczęły pieścić moją szyję i dekolt. Czułam
satynową miękkość jego dłoni oraz ust na swoim rozgrzanym pożądaniem ciele.
Reszta naszej garderoby nawet nie pamiętam kiedy, została rozrzucona niedbale
wokół nas. Nie dbałam oto, pragnęłam jedynie więcej Willa i tylko jego.
Słodki,
wampirzy oddech pieścił naszą skórę, doprowadzając nas na sam szczyt rozkoszy. Każdy
dotyk, pocałunek, pieszczota nasycona była prawdziwym i niezwykle potężnym
uczuciem, jakim siebie darzyliśmy. W pewnym momencie stałam się częścią mojego
ukochanego, przeniknęłam do jego umysłu, do jego emocji i zastygłego serca.
Kurczowo zacisnęłam dłonie na kocu i odchyliłam głowę do tyłu, zatracając się
całkowicie w fizycznym akcie miłości. Na wpółprzymkniętych powiekach widziałam
radość i spełnienie w jego jasno szkarłatnych tęczówkach. Moje usta ponownie
rozciągnęły się w cudownym uśmiechu, przyciągając jego twarz bliżej siebie.
Nasze
ciała nie tylko idealnie do siebie pasowały fizycznie – silne, dobrze
zbudowane, nieskazitelne, niezwykle atrakcyjne, w odcieniu kości słoniowej.
Byliśmy wampirami, a o jakichkolwiek niedoskonałościach, ograniczeniach, czy
zahamowaniach nie było mowy. Już w tamtej chwili wiedziałam, że bez siebie nie
potrafimy istnieć, że bez niego nie potrafię być sobą. Byliśmy i jesteśmy jednością,
w ciele i pragnieniach naszych serc.
- Kocham Cię – wyszeptałam mu do ucha
szczęśliwa.
- Tak, jak ja Ciebie – odpowiedział, całując
mnie z dziką żądzą.
~*~
Nasz
pobyt w górach nieco się przedłużył, no bo i kto by liczył czas, kiedy
pożytkował go w swój własny, niezwykle romantyczny sposób. Mimo to, udało się
nam z Williamem dotrzeć do domu jeszcze przed południem następnego dnia. Zanim
jednak pojawiłam się w salonie, sprawdziłam jeszcze dwa razy swoją garderobę,
by nie spotkać się przez przypadek z uszczypliwym komentarzem Emmetta na temat
naszej wyprawy. Spojrzałam na twarz mojego ukochanego z której ani na chwile
nie schodził uśmiech, pocałował mnie krótko w usta, co przyjęłam z lekkim
grymasem i objęci weszliśmy do rezydencji.
- No proszę, proszę – odezwał się jak na
zawołanie Em. – Nasze gołąbeczki wreszcie wróciły.
- Czy wy wiecie, która jest godzina? –
zapytała Esme, wchodząca do pokoju. – Martwiłam się.
- Szczęśliwi czasu nie liczą – dopowiedział
Edward, zerkając na mnie z ukosa.
- To las jeszcze stoi? – wtrącił się
ciężarowiec.
- Emmett! – zganiła chłopaka mama.
- Jak przed chwilą sprawdzałem, to jeszcze tak
– odpowiedział mu Will, nic nie robiąc sobie z jego aluzji. – A Aston w garażu,
Emmett?
Brunet
spojrzał na niego oszołomiony, ale szybko powrócił do poprzedniego wyrazu
twarzy. Na moich ustach pojawił się przebiegły uśmieszek, czyżby Em i Rose
nabroili? Nieśmiało zerknęłam w kierunku biologicznego brata, który miał tęgą
minę.
- Stoi – odpowiedział szybko Willowi Emmett. –
Jak zwykle.
- Czy jest coś, o czym ja nie wiem? – Podniósł
głos Ed, mierząc ostrym wzrokiem domowego troglodytę.
- Nie – wtrącił brunet, zajmując się ponownie
oglądanym meczem.
- Przepraszam Esme – odezwałam się do matki. –
To się więcej nie powtórzy.
- Następnym razem napiszcie chociaż smsa –
powiedziała kobieta. – Przez ostanie wydarzenia jestem nieco wyprowadzona z
równowagi.
- Dobrze mamo – posłałam jej uśmiech.
- O której mamy tych gości? – Pojawił się
nagle Carlisle. – O cześć Will, Elen.
Spojrzałam
na wielki zegar umiejscowiony w holu, dochodziła jedenasta piętnaście.
- O drugiej samolot ląduje w Seattle –
odpowiedziałam. – Odbiorę ich z lotniska i zabiorę na polowanie, a zaraz potem
przyjedziemy tutaj.
- Super – rzucił Edward z udawanym
entuzjazmem.
Posłałam
mu zdziwione spojrzenie, ale nic nie odpowiedział.
- Nic nie mówicie, jak spędziliście wczorajsze
popołudnie z Bellą? – zapytałam. – I gdzie jest Allie, Rose i Jasper?
- Było bardzo miło, nawet nie zdążyłam Ci
podziękować – odezwała się mama. – A dziewczyny i Jasper pojechali na zakupy.
- To chyba dobrze – dodałam.
- A co wy robiliście? – spytała Esme. –
Polowanie się udało?
W
tym samym momencie Emmett zaczął się śmiać, a Edward posłał nam chytry uśmiech.
Zmrużyłam oczy jak anakonda w ich kierunku, co nieco otrzeźwiło bruneta, ale
jedynie na chwilę. Z pomocą oczywiście przyszedł mój ukochany.
- Udało mi się pokazać Viviene miejsce,
jakiego jeszcze nie widziała w Forks – powiedział. – A polowanie jak zwykle
przebiegło bez komplikacji – posłał jej swój ciepły uśmiech.
- No to świetnie – ucieszyła się mama.
- Dobra, to my się przebierzemy, a zaraz potem
pojadę po Claudię – oznajmiłam i pociągnęłam mojego chłopaka za sobą do swojej
sypialni.
Gdy
tylko zamknęłam szczelnie drzwi za nami, bez zbędnych słów rzuciłam go na
łóżko, co Will przyjął z olbrzymią satysfakcją na twarzy. Milisekundę później
siedziałam na nim okrakiem i całowałam zmysłowo, minutę później kochaliśmy się
na posadzce w łazience.
~*~
- Niezmiernie się cieszę, że Cię widzę Eleonor
– przywitał się ze mną Noel całując mnie w dłoń.
- Cześć. Gdzie Claudia? – Rozglądałam się
dookoła zdziwiona, że dziewczyny nie było przy mężu. – Coś się stało?
- Nie przyleciała – zasmucił się.
- Dlaczego? – Nie rozumiałam.
- To nie najlepsze miejsce do rozmowy –
wskazał na terminal pełen ludzi i gapiów. – Możesz mnie zabrać gdzieś, gdzie
będziemy mogli spokojnie zebrać myśli?
- Jasne – powiedziałam i ruszyliśmy ramię w
ramię na parking.
- Dawno nie byłem w Stanach – zaczął, gdy
wsiedliśmy do mojego auta. – A tu zbyt wiele się nie zmieniło.
- Zależy co masz na myśli mówiąc dawno –
stwierdziłam.
- Jakieś 200 lat – zamyślił się. – Albo 250.
- No to rzeczywiście nic się nie zmieniło –
dodałam z uśmiechem.
Wyjechałam
z lotniska, gdy rozdzwonił się mój telefon.
- Przepraszam – rzuciłam do Noela i odebrałam.
– Słucham?
- Długo Cię nie ma – usłyszałam zmartwiony
głos Willa. – Esme zaczyna panikować, znowu.
- Wszystko porządku – powiedziałam. –
Odebrałam już naszego gościa z lotniska i wracamy do domu, samolot miał małe
opóźnienie.
- Kiedy będzie? – usłyszałam głos matki.
- Za godzinę, może półtorej, Noel chciałby
jeszcze zapolować – wymyśliłam. – Spokojnie, nic mi przy nim nie grozi.
- Wracaj szybko – dodał Will. – Kocham Cię.
- Tak, jak ja Ciebie – uśmiechnęłam się i
rozłączyłam.
- Martwią się? – spytał.
- Najchętniej to w ogóle zamknęli by mnie pod
kluczem – odpowiedziałam. – Zwłaszcza po tym, co stało się ostatnio.
- Gdyby coś takie zdarzyło się Claudii… - nie
dokończył.
- Powiesz mi teraz, dlaczego nie przyleciała?
- Zatrzymaj auto – poprosił, co wykonałam od
razu, zjeżdżając z drogi głównej na leśną ścieżkę.
Obydwoje
wyszliśmy z samochodu i zagłębiliśmy się w las. Nie odzywałam się, tylko
czekałam aż mąż mojej przyjaciółki będzie gotowy. Nie minęła minuta, a książę
Eileenów zaczął mówić z trudem.
- Powiedziałem Cleo prawdę o Etenie – powiedział.
– Kiedyś ja i Etena byliśmy blisko, bardzo.
- I co? Obraziła się oto? – Skrzyżowałam ręce
na piersi.
- Nie – odpowiedział. – Jest wściekła, bo nie
powiedziałem jej wszystkiego.
- Noel – zaczęłam z uśmiechem. – Może tak zacznij
od początku?
- Wpierw ty pokaż mi, co powiedziała Ci Etena
– wtrącił. – Inaczej nie będę wiedział na czym stoję.
- Dobrze – zgodziłam się i podałam mu swoją
prawą dłoń.
Przymknęłam
oczy i wróciłam pamięcią do spotkania z harpią, po kilku sekundach spojrzałam
na blondyna.
- Cała historia rozpoczyna się jeszcze przed
czasami Wielkiej Wojny pomiędzy naszymi gatunkami – zaczął. – Moja matka i
Elion traktował się wtedy, jak prawdziwe siostry, dzieląc się sekretami i
władzą nad Eileenami. Kiedy na świat przyszła moja kuzynka – Etena, Eileen i
moja ciotka zaplanowały nasze przyszłe życie – opowiadał. – Mijały lata, a my
dorastaliśmy w swoim towarzystwie, wiedząc kim będziemy dla siebie w
przyszłości. Ja jednak nie czułem do Eteny nic oprócz braterskiej więzi, w
przeciwieństwie do mojej kuzynki. Mimo to, nie sprzeciwiałem się woli matki.
- Straszne – rzuciłam niespodziewanie. –
Przepraszam, kontynuuj.
- 10 lat później zmieniłem zdanie, a właściwie
powiedziałem prawdę matce – że nie poślubię Eteny oraz, że nigdy jej nie
pokocham tak, jakby ona tego chciała – mówił dalej. – Eileen nie dała mi
odpowiedzi, ponieważ w tym samym dniu wybuchła wojna, w której wszyscy nasi
ludzie brali udział, włącznie z całą moją rodziną i Eteną.
- To musiało wyglądać strasznie – dodałam. –
Wielu z was poległo.
- O tym nie da się zapomnieć, czy wyprzeć z
pamięci Viviene – posłał mi nikły uśmiech. – Po wiekach potrafię sobie
przypomnieć okrucieństwo tych dni w najdrobniejszych szczegółach – zamilkł na
chwilę.
- Co było potem? – Nieśmiało spytałam.
- Kiedy wojna miała się już ku końcowi, a
nasze oddziały skupiły swoje siły na ostatecznym odparciu wroga – powiedział. –
Zostaliśmy zaatakowani przez grupę, a właściwe armię nowonarodzonych wampirów i
ich dowódcę – westchnął. – Zginęli wtedy Deltharis i Althenor – moi najmłodsi
bracia, Allamaris – córka Eternal, Lathendroth – jedyny syn Alana oraz Liranna
– starsza siostra Eteny.
Zszokowana wpatrywałam się w chłopaka,
przyciskając sobie dłoń do ust. Eternal?
Eileen? Alan? Ten Alan? Z początku nie rozumiałam, dlaczego harpie nami
gardzą i co takiego musiało się stać, aby ich nienawiść do naszego gatunku
przetrwała wieki. Teraz wiedziałam znacznie więcej, niż tak naprawdę chciałam.
Poczułam suchość swoich wampirzych oczu, a gdzieś w sercu bolesne ukłucie.
Nigdy nie byłam matką, ale wiedziałam, że jeśli ktokolwiek chciałby skrzywdzić
moje dziecko wydrapałabym mu żywcem oczy i obdarła ze skóry.
- Bardzo mi przykro – wyznałam.
- Nasz koszmar jednak nie skończył się na
śmierci naszych najbliższych – wspominał. – Tej samej nocy, kiedy ponieśliśmy
największe straty, wampiry porwały Etenę, a tam ich władca zniewolił ją w
najgorszy możliwy dla kobiety sposób.
- Zgwałcił ją, a ona zaszła z nim w ciążę –
powiedziałam.
- Tak – potwierdził. – Dla wielu z nas uważało,
to co stało się z Eteną było hańbą dla całego rodu. Obawialiśmy się tego
dziecka i to bardzo, ale nikt z nas nie podjął ostatecznej decyzji o jego
usunięciu. To było wbrew naszym priorytetom i oczywiście naszej naturze.
- Nie możecie zabić niczego co niewinne –
dodałam.
- Właśnie – westchnął ponownie. – Dziecko Eteny
przyszło na świat pięć miesięcy później, jako pół harpia pół wampira o
topazowych oczach i blond włoskach – uśmiechnął się na samo wspomnienie
dziecka. – Ku zdziwieniu wszystkich okazała się prawie normalną harpią, z tą
różnicą, iż żywiła się krwią i nie sypiała w nocy – a zaraz dodał. – Oraz posiadała
potężny dar – władała żywiołem ognia i wody.
- Niesamowite.
- Ahilra w ciągu 10 lat stała się przepiękną i
wspaniałą kobietą, zupełnie nie podobną do swojej matki, która zaczęła mieć na
moim punkcje obsesję – kontynuował. – Eileen widząc to zmieniła zdanie, co do moich
planów ślubnych z Eteną, co oczywiście harpia przyjęła z nie lada histerią i
próbą samobójczą.
- No to nieźle – wtrąciłam. – Dlatego jest na
Ciebie wściekła, no i nienawidzi Claudii.
- Właśnie.
- Przesrane… wybacz.
- Niestety 150 lat później o Ahilrze
dowiedział się jej ojciec – wrócił do wspomnień Noel. – Obawiając się swojego
dziecka, postanowił ją unieszkodliwić.
- Jak to zrobił?
- Potrafił zabić kogoś, tylko i wyłącznie o
nim myśląc – odpowiedział. – Ahilra dostała krwotoku wewnętrznego i udusiła się
we własnej krwi – zacisnął ze złości pięści.
- Naprawdę była taka potężna, mogła mu
zagrozić?
- Oczywiście, że nie – odpowiedział. – Ale Volturi
od zawsze nie liczą się z nikim, ani z niczym.
- Dlaczego zatem nie chcieliście pomścić
śmierci dziecka Eteny?
- A kto powiedział, że tego nie zrobiliśmy –
zdziwił się bardzo. – To prawda, że Eileen zabroniła się mścić Etenie i Elion,
ponieważ nie chciała kolejnej wojny – wyjaśnił. – Moja ciotka pojmowała zemstę
tylko i wyłącznie poprzez wybicie i spalenie wszytych chodzących po ziemi
wampirów, a na to moja matka nie mogła pozwolić.
Zrobiłam
duże oczy.
- W takim razie, jak sprawy potoczyły się
dalej?
- Za bunt przeciwko królowej Elion została
zdegradowana z pozycji do tronu, a Etena wysłana na kilku letnie leczenie
swojej depresji i obsesji – odpowiedział. – Natomiast mnie przypadła rola
sprawiedliwego w tajemnicy przed wszystkimi.
- To znaczy?
- To ja pomściłem śmierć Ahilry – oznajmił z
wysoko podniesioną głową. – Zabijając pierwszego z rodu Volturi.
- Jak? – zdziwiłam się.
- W taki sam sposób w jaki on zabił moja córkę
chrzestną, moją księżniczkę – odpowiedział smutno.
- Czy Etena o tym wiedziała? – spytałam. – O tym,
co zrobiłeś dla niej?
- Tak – odrzekł. – Ale to jej nie wystarczyło,
śmierć Aarona nic nie zmieniła w jej życiu.
- Dlaczego zatem powiedziała mi, że nie
chcieliście pomścić śmierci jej dziecka?
- Chciała Cię nastawić przeciwko nam, jak
mniemam – powiedział. – I po części jej się udało, prawda?
- A czy to ważne, co ja o tym myślę? –
zerknęłam w jego błękitne oczy. – Przyznaje, jej wyznanie nieco mnie zaintrygowało
i zaczęłam niektóre sprawy postrzegać szerzej, ale Etena nie sprawiła, że
zaczęłam jakoś inaczej na was patrzeć, jeśli oto Ci chodziło.
- Chciałbym wiedzieć, co o tym wszystkim myślisz.
- Wracając do twojej żony, to prawdopodobnie
do dzisiejszego wieczora jej przejdzie, Cleo nie potrafi się długo gniewać –
powiedziałam. – A co do Eteny, no cóż, coś będzie trzeba wymyślić, ponieważ nie
mam zamiaru po raz kolejny oglądać jej oblicza niespodziewanie – dodałam. –
Wiemy jedynie, że jest wściekła na cały mój gatunek i nie zamierza popuszczać
nikomu, z resztą oznajmiła mi, że nasze kolejne spotkanie nie skończy się
dobrze dla mojej rodziny.
- Masz jakiś pomysł? – spytał.
- Liczyłam na twoją inwencję twórczą –
oznajmiłam z uśmiechem.
„Człowiek wie, że to miłość, kiedy chce przebywać z drugą
osobą i czuje,
że ta druga osoba chce tego samego.” – Nicholas Sparks
że ta druga osoba chce tego samego.” – Nicholas Sparks
* - Paulo Coelho
Starsza gronowiczka potwierdza zadowolenie :D
OdpowiedzUsuńWreszcie! Wreszcie! Wreszcie! Już myślałam, że będą się trzymać w celibacie aż do ślubu pozwalając sobie tylko na jakieś tam nędzne pitu-pitu :P Tak cudowne przeżycie, a oni odwlekali to w nieskończoność. Myślę, że tekst bez problemu się nadaje do młodszego grona, nie jest pikantny. Raczej romantyczny, namiętny, ale nie wulgarny. Muszę się tego od ciebie nauczyć bo jak ja opisuję takie akcje (na razie gdzieś do szuflady) to kartka aż ocieka od erotyzmu :P Może ty też dajesz korepetycje we wtorki przez te 15 minut?
Emmecikowi znowu się dostaje. Lubię tego faceta i jego akcje. Taki duży domowy pieszczoszek, któremu czasami daje się pstryczka w nosek :) Cała ta rodzinka mimo wszystko jest barzdo zgrana. Mają swoje wzloty i upadki, ale gdy przychodzi potrzeba wszyscy stają za sobą zwartym murem. Esme jako matka wydaje się być trochę niedomyślna, ma to jednak swoje plusy. Moja mama powinna się od niej uczyć, jak na złość zawsze wszystko wie :/ Obecność Belli w rozdziale skwasiła mi minę, ale cóż poradzić w końcu to wybranka Eda. Uwielbiam Zmierzch, ale jej samej nigdy specjalnie nie lubiłam. Paradoks, nie?
Historia harpii ciekawa. Rzuca jasne światło na postać mszczącej się Eteny. Hmm... i tak jej nie lubię :) Zła trująca suka.
Biedaczysko ty, zapalenie oskrzeli to wredna sprawa. Ja w święta miałam zaplanowaną całą masę rzeczy, a zrobiłam tylko jedną... i to z nudów. Śmiać się czy płakać, jeszcze nie zdecydowałam, ale perspektywa kolejnych tygodni zapowiada raczej to drugie.
Buziaki
Cieszę się, że rozdział zadowolił Twoje oczekiwania :P Właściwie to po raz drugi publikuję opis erotycznych uniesień. Zastanawiałam się nad tym, czy by jeszcze nie dopieścić was pikantnymi szczegółami nocy naszych kochanków, ale postanowiłam na razie nie przesadzać. Jest spora część czytelników, nie mająca 18 lat, a blog nie jest częścią erotycznego pamiętnika. Wierzę, że zrozumiesz. Chociaż kto wie, może kolejnym razem opiszę scenę łóżkowa inaczej.
UsuńEmmetta uwielbiają wszyscy, ostatnio go zaniedbałam, więc obecność domowego troglodyty Cullenów była tym razem obowiązkowa. Bella... też jej nie lubię w sadze. Etena, no cóż nie zaprzeczę :)
Pozdrawiam i życzę wytrwałości.
Wiem, że to drugi opis "tych spraw" :P Pierwszy był z Diabełkiem i Fleur w roli głównej i był znacznie barwniejszy w opisie. Chyba całkiem uważny ze mnie czytelnik, co? :D
UsuńRozumiem Cię doskonale. Ciężko pogodzić oczekiwania (oczekiwania?) tych młodszych i tych nieco starszych. Jedni lubią ociekające seksem opisy, które sprawiają, ze palce u nóg się zwijają, inni wręcz przeciwnie, wolą pozostawić miejsce dla własnej wyobraźni. Wszystkim nie dogodzisz, chociaż... :P
I fajnie, ze nie jestem osamotniona w nielubieniu panny B.
Proszę też nie zaniedbywać Dużego Ema :))
:)
UsuńPrzeczytałem jakoś wczorajszej nocy, ale właśnie spostrzegłem, że teraz też godzina się pali... :D Jak ten czas leci... XD
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że scena (nazwijmy rzeczy po imieniu) seksu była nieco onieśmielająca z powodu jednoczesnego erotyzmu, ale wynikającej z tego romantyczności...
Większa rola Rose i Emmeta (to dla mnie, na urodziny... Tak 4.01 to mój dzień...). A z drugiej strony znowu dostało mu się nieco po barach. "Misiaczek jeden"... :D
Jak u poprzedniczki, nieco mnie odstręczyło pojawienie się łabędzia*, ale niech już sobie będzie... BTW. Nie nawiedzę! Wprost nie cierpię! Jak się mówi na kogoś "Rudy" (i to wcale nie ma znaczenia czy rzeczywiście chodzi o kolor włosów, czy raczej o fakt stereotypu jaki ciągnie się za rudzielcami... XD
Harpie <3 Miodzio... Szykuje się warta akcja, hmmm?? :*
BTW. (spamik) seria-koloseum - nowy rozdział :D
W takim razie wszystkiego najlepszego :* Spełnienia marzeń i zadowolenia z życia. A Misiaczek był specjalnie dla Ciebie.
UsuńJa tam do rudych nie mam nic :P
Cieszę się, że rozdział się spodobał :)
Pozdrawiam.
"Romantyczne uniesienie" tak bym opisała ten rozdział:) Kurcze, cholernie miło się czytał, co prawda lubię gorące scenki ale tutaj było... tak miło tak rodzinnie się zrobiło - Emmett, takiego przyjaciela to chyba każda z nas by chciała - takie głupola xD 'Duże mięśnie, móżdżek mały xD Hmmm... coraz więcej o hapiach... czy szykujesz coś 'szokującego'?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na C.D !!!
Mój rubinek:* (duży plus za muzyke!)
Sama jeszcze tego nie wiem, co szykuję, Iris. A do Emmetta mam szczególną słabość i po raz kolejny uważam, że podobnie jak Jasper został nie doceniony przez Meyer. Cieszę się, że rozdział się podobał, no i "romantycznie uniesienie" również.
UsuńPozdrawiam i całuję :**
Kiedyś czytałam wywiad z Mayer, w którym mówiła, że bardzo chciała rozwinąć wątek Alice i Jaspera ale wydawcy nalegali na Edwarda i Belle - że to ma być tylko o nich. Ehh... Tłamszenie pisarzy...
UsuńJakby się uparła i postawiła wydawcom to możne i by coś zdziałała. Tak to jest widzisz, jak wszystko pozostawia się w działaniu agenta.
UsuńNo niby tak ale pamiętajmy, że to była jej pierwsza książka na taką skale - dopiero wchodziła w to środowisko ;)
UsuńAle o czym my tu w ogóle rozmawiamy... Ważne, że Ciebie nikt NIE TŁAMSI :D :))
Mam pytanie jak nazywa się aktor , który jest odtwórcą roli Williama Ethana Johna Cullena ??
OdpowiedzUsuńProszę o odpowiedź na lost-in-the-darkness-lifw.blogspot.com
UsuńNN na faaiths.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńKochanie, prosiłabym aby takie powiadomienia pozostawiać w zakładce SPAM. Będę niezmiernie zobowiązana. Pozdrawiam :P
UsuńAleż oczywiście - zapamiętam i przepraszam - mój błąd :D :*
OdpowiedzUsuńPierwsza część rozdziału była bardzo fajna, jak zwykle u Ciebie:) ale przy spotkaniu z Noelem zaczęłam się gubić. Nie pamiętam już kilku szczegółów i lipa:( Chyba wrócę do poprzedniego rozdziału żeby sobie trochę rozjaśnić. To dlatego, że ostatnio muszę się uczyć bardzo wiele bardzo szybko i korzystać z tego w praktyce. Może mam za mały mózg:-p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;p
Chętnie Ci przypomnę Natalko: po zaatakowaniu Viviene przez Etenę (kuzynki Noela - harpia) wampirzyca dowiedziała się, że dziewczyna spiskuje razem z Thomasem, że właściwie nie ma nic do jej osoby, jedynie to, że jest wampirem. A mści się na nieśmiertelnych tylko dlatego, że jeden z nich zabił jej córkę. Panna Cullen zaraz po przebudzeniu kontaktuje się z Noelem i opowiada sytuacje, a ten przyjeżdża 2 dni później by naradzić się z Vivi i jej rodziną w sprawie Eteny i Thomasa, być może znajdą jakieś rozwiązanie razem.
UsuńA Twój mózg na pewno nie jest zbyt mały :)
Cieszę się, że rozdział się podobał i do napisania :P
Dzięki, to już czaję, a Cullenowie nie wiedzą jeszcze, kim jest Noel, prawda?
UsuńCullenowie nie wiedzą, ponieważ Eileenowie zabronili cokolwiek mówić Viviene. Według oficjalnej wersji to wampiry, żyjący z dziwnymi zasadami i nieprzepadający za obcymi. Sytuacja może się jednak zmienić.
UsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Bardzo polubiłam Viv i Willa <3
OdpowiedzUsuńSkręca mnie z ciekawości jak zakończy sie ta historia. Masz wspaniałą wyobraźnię co bardzo cenię w ludziach. Zapraszam do siebie
http://czteryzywiolyija.blogspot.com/?m=1
Jeżeli odwiedzisz to miłego czytania