4 stycznia 2013

Rozdział 57




            Tak jak się spodziewałam, moja rodzina z ekscytacją i planami weselnymi zareagowała na wieść o naszym związku z Willem. Kiedy weszliśmy do salonu objęci, Alice, Rose i Esme o mało co nas nie zgniotły z radości. Emmett jak zwykle skwitował wszystko wybuchem śmiechu, klepiąc najmłodszego wampira po plecach.
             - Teraz dopiero zacznie się jazda – dodał Em na stronie.
             - Mam nadzieję, że nie będzie tak źle – Will posłał mu perskie oko.
             - Chodź, William – zaproponował Jasper. – Zostawmy Paniom przygotowania do wesela, my zajmiemy się… uściślaniem braterskich więzi.
             - Nie dla nas koronki, szyfony, welony – stwierdził bardzo poważnie Boski. – I tak włożysz to, co Ci każą.
             - No popatrz, a myślałem, że jeszcze będę mógł negocjować – westchnął zrezygnowany chłopak. – W takim razie zostawiam Cię Vi w dobrych rękach – zwrócił się do mnie, a zaraz potem przyciągnął do siebie i zachłannie pocałował.
            Do moich uszu doszły pojękiwania Emmetta, cichy chichot Jaspera oraz Carlisle i romantyczne wzdychanie dziewczyn.
             - Ale to było romantyczne? – odezwała się Rose z rozmarzeniem.
             - I takie spontaniczne – wymieniła uwagę z blondyną Allie.
             - Zachowujesz się tak, jakbym w życiu nie był romantyczny – zarzucił swojej żonie Emmett.
             - Bo nie jesteś – odpyskowała Rosi.
             - Nie? – Zaczęli się kłócić.
             - Nie!
             - W takim razie zaraz Ci udowodnię, że posiadam naturę amanta – zachmurzył się brunet.
             - Chyba naturę niedźwiedzia – stwierdził Jasper prześmiewczo.
             - Nie bądź taki mądry, Hale – warknął w jego kierunku Em. – Twoja żona przed chwilą zarzuciła Ci brak spontaniczności.
             - No wiesz, trudno jest zaskoczyć kogoś, kto przewiduje przyszłość – odpyskował. – Nie mniej jednak, pomyśle nad czymś oryginalnym i spontanicznym.
             - Jak pomyślisz, to i tak to zobaczę – wtrąciła z uśmiechem Allie.
             - I kto tu jest mało romantyczny? – zakpił z blondyna Emmett.
             - Mylisz romantyzm z spontanicznością, bracie – dodał Jasper.
             - Emmett? – odezwała się nagle Rosalie, zwracając na sobie uwagę.
             - Tak, cukiereczku? – Posłał je cudowny uśmiech, a ja mimowolnie parsknęłam.
             - Nadal czekam – odpowiedziała, zakładając dłonie na piersiach.
             - Na co, moja najmilsza? – Ponowił pytanie.
             - On udaje, prawda? – pomyślał William.
             - Niekoniecznie – szepnęłam mu do ucha.
            W tym samym momencie nasze oczy się spotkały, a usta wampira wykrzywiły się w dziwnym grymasie, innymi słowy hamował wybuch śmiechu. Przez co przyciągnął mnie bliżej siebie i ukrył swoją twarz w moich lokach. Zerknęłam w kierunku ojca, który nie udawał swojego rozbawienia do granic możliwości.
             - Czyż nie pragnęłaś amanta, moja ukochana białogłowo? – Zwrócił się do żony mój brat, a zaraz potem przykląkł na jedno kolano przed oniemiałą blondynką. – Jam twój rycerz na białym koniu, jam gotów poświęcić swoje nic nie warte życie, by tylko Cię Pani ratować.
             - Kochanie… - zaczęła niepewnie moja siostra. – To było… dość… niezwykłe – wydusiła w końcu.
             - Kocha się za nic, najmilsza. Nie istnieje żaden powód do miłości* – dodał mięśniak, a zaraz potem porwał ją w objęcia i pocałował.     
            Zaczęliśmy z Willem bić brawo, a sekundę później dołączyła do nas reszta rodziny. Widok zakochanej pary i nadal romantycznego Emmetta wywołał olbrzymi uśmiech na mojej twarzy.
             - Teraz już nikt nie powie, że jesteś mało romantyczny, Em – powiedziałam. – Kto wie, może jeszcze będziesz uchodził za korepetytora, co dla niektórych – spojrzałam wymownie na Jaspera, Carlisle i Williama.
             - Nie ma sprawy – wtrącił zadowolony z siebie mięśniak. – Przyjmuję zapisy na zajęcia tylko we wtorki od 11.30 do 11.45. Liczb miejsc ograniczona.        
            Salon wypełnił się  wampirzym śmiechem. Pokręciłam głową z uśmiechem, jak niewiele wystarczy sprawić, by u bliskich wywołać euforię z delikatną nutą chaosu.
             - To co z tym „umacnianiem braterskich więzi”? – spytał Jazz, spoglądając na wampira obejmującego moją talię. – Idziemy?
             - Idź– odezwałam się w końcu. – Może nauczą Cię czegoś pożytecznego – zerknęłam na zaskoczonego blondyna.
             - Czegoś pożytecznego? – Burknął Boski. – Ty chyba nie wiesz, jaki skarb posiadasz w domu.
             - Oczywiście, że wie – odpowiedział William zaczepnie, a następnie spojrzał w moją stronę. – Bo mówimy o mnie, prawda?
             - Oczywiście – zaśmiałam się.
             - Co? – Podniósł głos mięśniak. – Chwila, chwila! Wybacz Will, ale teraz aktualnie mówiliśmy o mojej skromnej osobie.
             - Serio? – Pochwycił kawał Jasper. – A ja myślałem, że o mnie. W końcu skarb…
             - Robicie sobie ze mnie jaja? – zapytał chłopak. – Znowu?
             - Tak – odpowiedział poważnie William.
             - No pewnie – dodał Jazz, przybijając piątkę mojemu chłopakowi. – Myślałem, że po latach zmądrzałeś…
             - Dobra, dobra – odezwał się pewny siebie Em, podążając za chłopakami. – Zobaczymy, kto będzie prosił mnie jeszcze o kilka lekcji – po czym dodał. – Ja poczekam Jazzi, chodź by i 150 lat…
            Moi bracia i Will opuścili towarzystwo, a pozostali po raz kolejny tego dnia tarzali się ze śmiechu.

~*~

            Kilka godzin później chłopaki nadal nawiązywali ze sobą coraz to nowe więzi, grając na konsoli, w szachy, czy też siłując się w zapasach na ogrodowym trawniku. Przyglądałam się temu wszystkiemu z daleka i cieszyłam się, że Emmett i Jasper zaakceptowali Williama, jako jednego ze swoich braci.
            Najmłodszemu Cullenowi zawsze brakowało rodzeństwa, właściwie to oprócz Sophie Ann i swojej rodzicielki nie miał nikogo. Przez wszystkie lata wychowywała go samotnie matka – Melissa, a potem ciotka, dzięki której mógł pójść na wymarzone studia medyczne. Z Sophie widywał się sporadycznie, zwykle tylko we wakacje. Kiedy jednak stracił przyrodnią siostrę, został na świecie sam. To właśnie, dlatego spotkaliśmy się w samolocie, ponieważ Will odwiedzał rodzinny grobowiec na jednym z pod londyńskich cmentarzy, w czwartą rocznicę śmierci Sophie Ann. Ponownie spojrzałam na braci, do całkowitego zadowolenia i pełni szczęścia brakowało tylko Edwarda.
            Mimo, że od moje oficjalnego powrotu minął prawie tydzień, to ja nadal czułam w głębi serca złość i gniew na starszego brata. Miałam mu za złe, że nie walczył, że poddał się i chociaż jak twierdził nie zapomniał o nas, ja czułam znacznie inaczej. Nie widywaliśmy się często, Edward nie chciał wchodzić mi w drogę, dlatego zwykle przesiadywał u Belli, a i ja nie miałam ochoty na niego patrzeć. Z drugiej strony moje zachowanie nie tylko raniło Eda, ale i mnie. moje przemyślenia przerwała wizyta Alice.
            - Esme prosi, żebyś pojechała po Edwarda – oznajmiła mi. – Możesz wziąć auto Carlisle.
             - Dlaczego sam nie przyjedzie?
             - Ma szlaban – odpowiedziała.
             - Jaki szlaban? – Zdziwiłam się.
             - Właściwie to Bella dostała areszt domowy od Charliego za to, że bez jego zgody poleciała ze mną do Włoch – wyjaśniła. – No i zakazał Edwardowi spotykać się ze swoją córką, no ale Bells przekonała go i może jednak widywać naszego rudzielca.
             - No dobra, a co z tym wszystkim ma wspólnego szlaban Edwarda?
             - A to, że Esme postanowiła dać taki sam Edkowi – spointowała Allie.
             - I ja mam go odebrać? – musiałam się upewnić. – Ja?
             - Jeśli nazywasz się Vivi Cullen, to tak – dodała z uśmiechem i wybiegła z pokoju.
             - Hej! – krzyknęłam. – A dlaczego ty, tego nie zrobisz?
             - Bo Jasper przygotował dla mnie niespodziankę – odpowiedziała już ze swojej sypialni. – Zaraz wychodzimy.
            Westchnęłam i z miną męczennicy ruszyłam do garażu. 
              - Gdzie jedziesz? – zmaterializował się przede mną Will z roztarganą fryzurą. – Zakupy? A może randka z tajemniczym wampirem?
             - Jadę po Edwarda – wyjaśniłam z niechęcią.
             - Rozchmurz się – posłał mi uśmiech. – I pomyśl, czy już nie wystarczy tego złoszczenia się – a zaraz potem dodał. – Edward dostał już za swoje, a twoje zachowanie rani nie tylko twojego zbuntowanego braciszka, pamiętaj.
             - Skąd ty to wszystko wiesz?
             - Po prostu jestem dobrym obserwatorem – odpowiedział. – Albo po prostu martwię się o Ciebie.
             - Obiecuję, że porozmawiam z nim – posłałam mu uśmiech.
             - Wierzę w Ciebie – pocałował mnie krótko w usta. – A teraz jedź i wracaj szybko.
             - Kocham Cię – wyznałam z błyskiem w oku i odpaliłam silnik swojego auta.

~*~

            Zaparkowałam audi zaraz obok policyjnego wozu ojca Belli, a potem ruszyłam szybkim krokiem w stronę ganku Swanów. Nim dotarłam do schodów, w drzwiach stał już nie kto inny jak Charlie z promiennym uśmiechem.
             - Viviene Cullen – przywitał się. – Nawet nie wiesz, jak cieszę się na twój widok. Wejdź proszę do środka.
             - Dobry wieczór, komendancie – powiedziałam wchodząc do ich domu. – Dobrze wyglądasz Charlie – dodałam z radością.
             - I lepiej się czuje – odpowiedział. – Leki, odpowiednia dieta, ćwiczenia, no i oczywiście staram się mniej pracować.
             - Super, oby tak dalej.
             - Bella bardzo o mnie dba, zgodnie z poleceniami twojego ojca – wtrącił i zaśmiał się. – Czasami czuję się, jakby to ona w tym domu nosiła broń i odznakę.
             - Jest uparta – stwierdziłam. – I chyba nie ma tego po matce, prawda?
             - No wiesz… - zaczerwienił się.
             - Przyjechałam po brata – oznajmiłam. 
             - Tak, tak wiem – wtrącił. – Ale właściwie, kiedy wróciłaś z Anglii? – zmienił nagle temat. – Bells nie wspomniała słowem.
             - Wróciłam w zeszłym tygodniu – odparłam.
             - Nie wiedziałem, że zdecydowałaś się na Oxford – dodał. – Moja córka powiedziała mi właściwie niedawno.
             - Sprawa z collegem nie była taka prosta – zaczęłam. – Z początku zdecydowałam się na Darthmont, ale tydzień po naszej… przeprowadzce dostałam możliwość studiowania medycyny na Oxfordzie – dodałam. – Postanowiłam skorzystać z tej oferty, zwłaszcza że Green College jest najlepszym ośrodkiem medycznym w Europie, zaraz po Harvardzie.
             - To strasznie daleko.
             - Wiem, Charlie – zrobiłam smutna minę. – Studia owszem są tam niesamowite, ale wolałabym chyba być bliżej domu.
             - Rozważasz zmianę uczelni?
             - Zastanawiam się nad tym – odpowiedziałam.
             - No cóż, życzę Ci zatem jak najlepiej Viviene – posłał mi uśmiech i zawołał. – Bella, przyjechała siostra Edwarda!
             - Idziemy – dało się słyszeć z góry.
             - Jeśli można, Charlie – wpadłam na pewien pomysł. – Wiem, że Isabella ma szlaban do końca życia, ale czy nie można by było zrobić wyjątku i…
             - I? – Posłał mi podchwytliwe spojrzenie.  
             - Czy mogłaby na przykład jutro spędzić z nami… popołudnie – sprecyzowałam. – To znaczy ze mną, Esme, Rosalie i Alice? – Uśmiechnęłam się słodko. – Moja mama bardzo się za nią stęskniła, a i ja nie miałam okazji spotkać się z nią od mojego przyjazdu.
             - Nie wiem – ojciec dziewczyny podrapał się po karku.
            Na schodach pojawiła się zakochana para, posłałam dziewczynie krótki uśmiech, a bratu jedynie obojętne spojrzenie. Wiedział, że przyjechałam, gdy tylko mój samochód pojawił się na ulicy, nie mógł jednak niczego zdradzić przed mężczyzną.
             - Cześć Vivi – przywitali się równo ze mną.
             - Hej – odpowiedziałam. 
             - Proszę tato! – odezwała się zaraz Bella. – Jestem grzeczna, nie narzekam na swój los…
             - Dobrze, już dobrze – machnął ręką policjant. – Tylko niech dziewczyny odstawią Cię do domu o dziewiątej.
             - Nie ma sprawy – powiedziałam i ruszyłam do wyjścia. – Dzięki Charlie.
             - To ja dziękuję, że wpadłaś – dodał. – I pamiętaj, zawsze jesteś u nas w domu mile widziana.
             - Dobranoc – pożegnałam się i wskazałam na dziewczynę. – A my, widzimy się jutro. Alice przyjedzie po Ciebie zaraz po pracy.
             - Do zobaczenia i wielkie dzięki – odparła z uśmiechem.
             - Dobranoc – dodał Edward i zamknął za nami drzwi.
             - Nie musiałaś tego robić – odezwał się, gdy tylko zeszłam ze schodów.
             - Chciałam – sprecyzowałam, spoglądając na niego. – Poza tym Esme i Allie bardzo się za nią stęskniły.
             - Dziękuję – odpowiedział.
             - Odwdzięczysz się kiedyś – uśmiechnęłam się.
             - A co z… Willem? – spytał niespodziewanie z lekką paniką w głosie.
             - Spokojnie – powiedziałam. – Twojej lubej nic się nie stanie, wybieramy się na cały dzień w góry – zaraz potem dodałam. – Nie mniej jednak, będziesz musiał uprzedzić Bellę…
             - Już to zrobiłem – przerwał mi. – Zakazałem jej przyjeżdżać do nas bez wcześniejszego ustalenia. Jej bezpieczeństwo jest najważniejsze.
             - To dobrze, chociaż nie to miałam na myśli – dodałam.
             - Nie?
             - Wydaje mi się, że powinniśmy spróbować przyzwyczaić Willa do człowieka – odpowiedziałam. – Im szybciej, tym lepiej.
             - Chcesz z Belli zrobić worek treningowy!? – oburzył się.
             - Oczywiście, że nie – warknęłam. – Myślisz, że naraziłabym ją na niepotrzebne niebezpieczeństwo? Nie wystawie jej na pewną śmierć, zastanów się bracie.
             - W takim razie jaki masz plan? – sarknął.
             - Już raz się spotkali, Bells i William – wspomniałam. – Chłopak dał sobie radę, a miał zaledwie 5 dni. Teraz prawie dwa tygodnie, musi zacząć ćwiczyć…
             - A nie możesz znaleźć sobie jakiegoś innego człowieka? Tylko Bella jest na świecie?
             - No pewnie – wkurzyłam się, dogadując bratu. – Dam ogłoszenie do gazety i zrobię przesłuchanie – oznajmiłam. – Może jeszcze powieszę banner na sklepie Newtona – a zaraz dodałam. – Ciekawe jakiej by tu użyć czcionki? Masz jakiś pomysł…
             - Nie rób ze mnie debila – stwierdził podminowany. – Naprawdę nie ma innego sposobu?
             - Możemy izolować wampira od ludzi… jakieś dwa, może trzy lata. Myślałam nawet o zabraniu Willa do Norwegii, tam mógłby w spokoju odczekać swój najtrudniejszy okres – powiedziałam szczerze. – Ale to nie będzie miało sensu, ponieważ tylko przedłuży się czas klimatyzacji. Każdy napotkany człowiek może być wtedy w niebezpieczeństwie, a ja nie jestem w stanie pilnować go przez 24 godziny na dobę w ciągu trzech lat.
            Edward wypuścił powietrze z płuc i zamyślił się przez chwilę, w między czasie dojechaliśmy do naszej posiadłości. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i spojrzałam na starszego brata z nadzieją.
             - William ma silną wolę – odezwał się, wpatrując wprost w moje miodowe tęczówki. – Nie chce Cię zawieść i dlatego będzie walczył.
             - Wiem – potwierdziłam. – Jest w stanie zrobić wiele, abym tylko była szczęśliwa.
             - A jesteś? – Nie odrywał ode mnie wzroku.
             - Tak – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Chyba po tylu latach, znalazłam wreszcie spokój u jego boku.
            Brat posłał mi swój uśmiech.
             - Czułem to od momentu, gdy tylko pojawiłaś się z nim w drzwiach – powiedział. – On bardzo Cię kocha.
             - Mam nadzieję – zażartowałam i wysiadłam z auta.
             - Czy ja o czymś nie wiem? – spytał.
             - O niektórych rzeczach na pewno – oznajmiłam. – Poza tym, nie przebywasz zbyt często w domu.
             - Chyba wiesz, dlaczego.
             - Domyślam się.
             - Vivi – zaczął. – Nie chce się z Tobą kłócić, nie uważasz że już wystarczy. Dostałem nauczkę i nigdy więcej tego bym nie zrobił.
             - To co się stało, a także to co mogło się wydarzyć, zmieniło moje zdanie na Twój temat – powiedziałam. – Być może mogłam zrobić coś jeszcze, zatrzymać Cię wtedy we wrześniu, no ale tego nie zrobiłam.
             - To nie Twoja wina.
             - Wszyscy zawinili, wszyscy – sprecyzowałam. – Ale Ty bracie, przekroczyłeś wszelkie możliwe granice.
             - Wiem, Viviene – zasmucił się. – Gdybym mógł, cofnął bym czas.
             - Nic co się dzieje na świecie nie jest przypadkiem – odrzekłam. – Każdy z nas wypełnia swoją rolę, podąża wyznaczoną przez los ścieżką – dodałam. – Zmiana czasu niczego nie naprawi. Ważne, abyśmy w przyszłości nie popełniali podobnych błędów.
             - Przepraszam.
             - Wierzę, że zrozumiałeś – skwitowałam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę domu.
             - Dobrze, Vivi – westchnął. – Porozmawiam zatem z Bellą – podjął ostateczną decyzję. – Ale każda taka lekcja jego klimatyzacji, będzie musiała odbyć się z całą naszą rodziną.
             - To zrozumiałe – odpowiedziałam i rozpłynęłam się w powietrzu.

~*~
           
             - Ale tutaj ślicznie – powiedziałam, podziwiając widok jaki wywarł na mnie nie małe wrażenie.
            W związku z tym, że ja wymyśliłam wspólną wyprawę, Will postanowił wybrać miejsce. Nie sprzeciwiłam się, być może dlatego iż sama nie wiedziałam dokąd moglibyśmy się udać. Tak więc zaopatrzeni w plecak, kurtki i odpowiednie obuwie, jak cywilizowani ludzie, ruszyliśmy do lasu trzymając się za ręce. Przez pewien czas zastanawiałam się, gdzie też on mnie prowadzi. Ufałam mu oczywiście, obawiałam się niestety w każdej chwili o nieproszonych gości. Kiedy jednak powiedział mi, że zna to miejsce dzięki Jasperowi oraz, że turystów w tej części parku narodowego nie ma o tej porze, odetchnęłam z ulgą. Chociaż ludzi to może i nie być, ale Upadłych – dlaczego nie?
             - To jeden z fajnych przywilejów bycia wampirem – odezwał się blondyn, obejmując mnie w tali. – Możesz dotrzeć tam, gdzie nikt inny nie może, a przynajmniej człowiek.
             - Wszystko w porządku? – spytałam, odwracając się do niego.
             - Jak najbardziej – odpowiedział z cudownym uśmiechem.
             - Właściwie to nie mówiłeś, czy wersja twojego nowo wyreżyserowanego życia przypadła Ci do gustu.
             - Mówisz o tym, że jestem Ethan Cullen, młodszy brat twojego ojca, student medycyny z Oxfordu? – zaśmiał się. – To chyba najlepsza opcja w razie spotkania z kimś z miasteczka.
             - Taa – westchnęłam, opierając swoje czoło o jego tors.
             - Hej, nie martw się – przytulił mnie do siebie.  
             - Staram się Will – spoważniałam. – Mam czasami jednak wątpliwości i dziwne przeczucia.
             - Carlisle wspomniał, że ta twoja zdolność do wyczuwania wydarzeń niekiedy przewraca Ci życie do góry nogami.
             - Do góry nogami to mało powiedziane – uśmiechnęłam się lekko.
             - Masz złe przeczucia w związku z jutrzejszym spotkaniem, z Claudią?
             - Sama nie wiem – odpowiedziałam, unikając jego spojrzenia. – Czy to moja najlepsza przyjaciółka, czy jeszcze ktoś, albo coś innego.   
             - Przekonamy się jutro – oznajmił Will. – A teraz zabraniam Ci błądzić myślami o nieprzyjemnych rzeczach – sprawnym ruchem otworzył plecak. – Co powiesz na… piknik?
             - Piknik? – zdziwiłam się i zajrzałam do środka torby.
             - Miałaś rację, Alice jest niemożliwa – stwierdził, rozkładając czerwony koc.
            Zrzuciłam buty i ściągnęłam kurtkę, a zaraz potem wygodnie usadowiłam się na puszystym pledzie.
             - Ma dziewczyna czasami i dobre pomysły – dodałam.

~*~

            Nasze języki zaczęły toczyć ze sobą zachłanną walkę, a w ustach czułam jego słodki, cudowny smak. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie, zatapiając swoje dłonie w jego włosach. Dłonie Willa śmiało błądziły po moich biodrach i tali, każdy jego dotyk działał na mnie niczym elektryczne wyładowanie energii. Po plecach przebiegł mi przyjemny dreszcz, a w okolicy żołądka poczułam narastające podniecenie.
            Nie przerywając pocałunków, zaczęłam odpinać guziki jego jasnej koszuli, by kilka sekund później podziwiać idealnie wyrzeźbioną muskulaturę jego ciała. Silne ramiona i dłonie, doskonale zbudowany tors, z moich ust wydobył się cichy jęk zachwytu. W tym samym momencie Will pozbawił mnie kaszmirowego swetra, uwydatniając tym samym mój czarny, koronkowy stanik oraz jego nie małą zawartość. Jego usta od razu zaczęły pieścić moją szyję i dekolt. Czułam satynową miękkość jego dłoni oraz ust na swoim rozgrzanym pożądaniem ciele. Reszta naszej garderoby nawet nie pamiętam kiedy, została rozrzucona niedbale wokół nas. Nie dbałam oto, pragnęłam jedynie więcej Willa i tylko jego.
            Słodki, wampirzy oddech pieścił naszą skórę, doprowadzając nas na sam szczyt rozkoszy. Każdy dotyk, pocałunek, pieszczota nasycona była prawdziwym i niezwykle potężnym uczuciem, jakim siebie darzyliśmy. W pewnym momencie stałam się częścią mojego ukochanego, przeniknęłam do jego umysłu, do jego emocji i zastygłego serca. Kurczowo zacisnęłam dłonie na kocu i odchyliłam głowę do tyłu, zatracając się całkowicie w fizycznym akcie miłości. Na wpółprzymkniętych powiekach widziałam radość i spełnienie w jego jasno szkarłatnych tęczówkach. Moje usta ponownie rozciągnęły się w cudownym uśmiechu, przyciągając jego twarz bliżej siebie.
            Nasze ciała nie tylko idealnie do siebie pasowały fizycznie – silne, dobrze zbudowane, nieskazitelne, niezwykle atrakcyjne, w odcieniu kości słoniowej. Byliśmy wampirami, a o jakichkolwiek niedoskonałościach, ograniczeniach, czy zahamowaniach nie było mowy. Już w tamtej chwili wiedziałam, że bez siebie nie potrafimy istnieć, że bez niego nie potrafię być sobą. Byliśmy i jesteśmy jednością, w ciele i pragnieniach naszych serc.
             - Kocham Cię – wyszeptałam mu do ucha szczęśliwa.
             - Tak, jak ja Ciebie – odpowiedział, całując mnie z dziką żądzą.  

~*~

            Nasz pobyt w górach nieco się przedłużył, no bo i kto by liczył czas, kiedy pożytkował go w swój własny, niezwykle romantyczny sposób. Mimo to, udało się nam z Williamem dotrzeć do domu jeszcze przed południem następnego dnia. Zanim jednak pojawiłam się w salonie, sprawdziłam jeszcze dwa razy swoją garderobę, by nie spotkać się przez przypadek z uszczypliwym komentarzem Emmetta na temat naszej wyprawy. Spojrzałam na twarz mojego ukochanego z której ani na chwile nie schodził uśmiech, pocałował mnie krótko w usta, co przyjęłam z lekkim grymasem i objęci weszliśmy do rezydencji.
             - No proszę, proszę – odezwał się jak na zawołanie Em. – Nasze gołąbeczki wreszcie wróciły.
             - Czy wy wiecie, która jest godzina? – zapytała Esme, wchodząca do pokoju. – Martwiłam się.
             - Szczęśliwi czasu nie liczą – dopowiedział Edward, zerkając na mnie z ukosa.
             - To las jeszcze stoi? – wtrącił się ciężarowiec.
             - Emmett! – zganiła chłopaka mama.
             - Jak przed chwilą sprawdzałem, to jeszcze tak – odpowiedział mu Will, nic nie robiąc sobie z jego aluzji. – A Aston w garażu, Emmett?
            Brunet spojrzał na niego oszołomiony, ale szybko powrócił do poprzedniego wyrazu twarzy. Na moich ustach pojawił się przebiegły uśmieszek, czyżby Em i Rose nabroili? Nieśmiało zerknęłam w kierunku biologicznego brata, który miał tęgą minę.
             - Stoi – odpowiedział szybko Willowi Emmett. – Jak zwykle.
             - Czy jest coś, o czym ja nie wiem? – Podniósł głos Ed, mierząc ostrym wzrokiem domowego troglodytę.
             - Nie – wtrącił brunet, zajmując się ponownie oglądanym meczem.  
             - Przepraszam Esme – odezwałam się do matki. – To się więcej nie powtórzy.
             - Następnym razem napiszcie chociaż smsa – powiedziała kobieta. – Przez ostanie wydarzenia jestem nieco wyprowadzona z równowagi.
             - Dobrze mamo – posłałam jej uśmiech.
             - O której mamy tych gości? – Pojawił się nagle Carlisle. – O cześć Will, Elen.
            Spojrzałam na wielki zegar umiejscowiony w holu, dochodziła jedenasta piętnaście.
             - O drugiej samolot ląduje w Seattle – odpowiedziałam. – Odbiorę ich z lotniska i zabiorę na polowanie, a zaraz potem przyjedziemy tutaj.
             - Super – rzucił Edward z udawanym entuzjazmem.
            Posłałam mu zdziwione spojrzenie, ale nic nie odpowiedział.
             - Nic nie mówicie, jak spędziliście wczorajsze popołudnie z Bellą? – zapytałam. – I gdzie jest Allie, Rose i Jasper?
             - Było bardzo miło, nawet nie zdążyłam Ci podziękować – odezwała się mama. – A dziewczyny i Jasper pojechali na zakupy.
             - To chyba dobrze – dodałam.
             - A co wy robiliście? – spytała Esme. – Polowanie się udało?
            W tym samym momencie Emmett zaczął się śmiać, a Edward posłał nam chytry uśmiech. Zmrużyłam oczy jak anakonda w ich kierunku, co nieco otrzeźwiło bruneta, ale jedynie na chwilę. Z pomocą oczywiście przyszedł mój ukochany.
             - Udało mi się pokazać Viviene miejsce, jakiego jeszcze nie widziała w Forks – powiedział. – A polowanie jak zwykle przebiegło bez komplikacji – posłał jej swój ciepły uśmiech.
             - No to świetnie – ucieszyła się mama.
             - Dobra, to my się przebierzemy, a zaraz potem pojadę po Claudię – oznajmiłam i pociągnęłam mojego chłopaka za sobą do swojej sypialni.
            Gdy tylko zamknęłam szczelnie drzwi za nami, bez zbędnych słów rzuciłam go na łóżko, co Will przyjął z olbrzymią satysfakcją na twarzy. Milisekundę później siedziałam na nim okrakiem i całowałam zmysłowo, minutę później kochaliśmy się na posadzce w łazience.

~*~

             - Niezmiernie się cieszę, że Cię widzę Eleonor – przywitał się ze mną Noel całując mnie w dłoń.
             - Cześć. Gdzie Claudia? – Rozglądałam się dookoła zdziwiona, że dziewczyny nie było przy mężu. – Coś się stało? 
             - Nie przyleciała – zasmucił się.
             - Dlaczego? – Nie rozumiałam.  
             - To nie najlepsze miejsce do rozmowy – wskazał na terminal pełen ludzi i gapiów. – Możesz mnie zabrać gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie zebrać myśli?
             - Jasne – powiedziałam i ruszyliśmy ramię w ramię na parking.
             - Dawno nie byłem w Stanach – zaczął, gdy wsiedliśmy do mojego auta. – A tu zbyt wiele się nie zmieniło.
             - Zależy co masz na myśli mówiąc dawno – stwierdziłam.
             - Jakieś 200 lat – zamyślił się. – Albo 250.
             - No to rzeczywiście nic się nie zmieniło – dodałam z uśmiechem.
            Wyjechałam z lotniska, gdy rozdzwonił się mój telefon.
             - Przepraszam – rzuciłam do Noela i odebrałam. – Słucham?
             - Długo Cię nie ma – usłyszałam zmartwiony głos Willa. – Esme zaczyna panikować, znowu.
             - Wszystko porządku – powiedziałam. – Odebrałam już naszego gościa z lotniska i wracamy do domu, samolot miał małe opóźnienie.
             - Kiedy będzie? – usłyszałam głos matki.
             - Za godzinę, może półtorej, Noel chciałby jeszcze zapolować – wymyśliłam. – Spokojnie, nic mi przy nim nie grozi.
             - Wracaj szybko – dodał Will. – Kocham Cię.
             - Tak, jak ja Ciebie – uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
             - Martwią się? – spytał.
             - Najchętniej to w ogóle zamknęli by mnie pod kluczem – odpowiedziałam. – Zwłaszcza po tym, co stało się ostatnio.
             - Gdyby coś takie zdarzyło się Claudii… - nie dokończył.
             - Powiesz mi teraz, dlaczego nie przyleciała?
             - Zatrzymaj auto – poprosił, co wykonałam od razu, zjeżdżając z drogi głównej na leśną ścieżkę.
            Obydwoje wyszliśmy z samochodu i zagłębiliśmy się w las. Nie odzywałam się, tylko czekałam aż mąż mojej przyjaciółki będzie gotowy. Nie minęła minuta, a książę Eileenów zaczął mówić z trudem.
             - Powiedziałem Cleo prawdę o Etenie – powiedział. – Kiedyś ja i Etena byliśmy blisko, bardzo.
             - I co? Obraziła się oto? – Skrzyżowałam ręce na piersi.
             - Nie – odpowiedział. – Jest wściekła, bo nie powiedziałem jej wszystkiego.
             - Noel – zaczęłam z uśmiechem. – Może tak zacznij od początku?
             - Wpierw ty pokaż mi, co powiedziała Ci Etena – wtrącił. – Inaczej nie będę wiedział na czym stoję.
             - Dobrze – zgodziłam się i podałam mu swoją prawą dłoń.
            Przymknęłam oczy i wróciłam pamięcią do spotkania z harpią, po kilku sekundach spojrzałam na blondyna.
             - Cała historia rozpoczyna się jeszcze przed czasami Wielkiej Wojny pomiędzy naszymi gatunkami – zaczął. – Moja matka i Elion traktował się wtedy, jak prawdziwe siostry, dzieląc się sekretami i władzą nad Eileenami. Kiedy na świat przyszła moja kuzynka – Etena, Eileen i moja ciotka zaplanowały nasze przyszłe życie – opowiadał. – Mijały lata, a my dorastaliśmy w swoim towarzystwie, wiedząc kim będziemy dla siebie w przyszłości. Ja jednak nie czułem do Eteny nic oprócz braterskiej więzi, w przeciwieństwie do mojej kuzynki. Mimo to, nie sprzeciwiałem się woli matki.
             - Straszne – rzuciłam niespodziewanie. – Przepraszam, kontynuuj.
             - 10 lat później zmieniłem zdanie, a właściwie powiedziałem prawdę matce – że nie poślubię Eteny oraz, że nigdy jej nie pokocham tak, jakby ona tego chciała – mówił dalej. – Eileen nie dała mi odpowiedzi, ponieważ w tym samym dniu wybuchła wojna, w której wszyscy nasi ludzie brali udział, włącznie z całą moją rodziną i Eteną.
             - To musiało wyglądać strasznie – dodałam. – Wielu z was poległo.
             - O tym nie da się zapomnieć, czy wyprzeć z pamięci Viviene – posłał mi nikły uśmiech. – Po wiekach potrafię sobie przypomnieć okrucieństwo tych dni w najdrobniejszych szczegółach – zamilkł na chwilę.
             - Co było potem? – Nieśmiało spytałam.
             - Kiedy wojna miała się już ku końcowi, a nasze oddziały skupiły swoje siły na ostatecznym odparciu wroga – powiedział. – Zostaliśmy zaatakowani przez grupę, a właściwe armię nowonarodzonych wampirów i ich dowódcę – westchnął. – Zginęli wtedy Deltharis i Althenor – moi najmłodsi bracia, Allamaris – córka Eternal, Lathendroth – jedyny syn Alana oraz Liranna – starsza siostra Eteny.
             Zszokowana wpatrywałam się w chłopaka, przyciskając sobie dłoń do ust. Eternal? Eileen? Alan? Ten Alan? Z początku nie rozumiałam, dlaczego harpie nami gardzą i co takiego musiało się stać, aby ich nienawiść do naszego gatunku przetrwała wieki. Teraz wiedziałam znacznie więcej, niż tak naprawdę chciałam. Poczułam suchość swoich wampirzych oczu, a gdzieś w sercu bolesne ukłucie. Nigdy nie byłam matką, ale wiedziałam, że jeśli ktokolwiek chciałby skrzywdzić moje dziecko wydrapałabym mu żywcem oczy i obdarła ze skóry.
             - Bardzo mi przykro – wyznałam.
             - Nasz koszmar jednak nie skończył się na śmierci naszych najbliższych – wspominał. – Tej samej nocy, kiedy ponieśliśmy największe straty, wampiry porwały Etenę, a tam ich władca zniewolił ją w najgorszy możliwy dla kobiety sposób.
             - Zgwałcił ją, a ona zaszła z nim w ciążę – powiedziałam.
             - Tak – potwierdził. – Dla wielu z nas uważało, to co stało się z Eteną było hańbą dla całego rodu. Obawialiśmy się tego dziecka i to bardzo, ale nikt z nas nie podjął ostatecznej decyzji o jego usunięciu. To było wbrew naszym priorytetom i oczywiście naszej naturze.  
             - Nie możecie zabić niczego co niewinne – dodałam.
             - Właśnie – westchnął ponownie. – Dziecko Eteny przyszło na świat pięć miesięcy później, jako pół harpia pół wampira o topazowych oczach i blond włoskach – uśmiechnął się na samo wspomnienie dziecka. – Ku zdziwieniu wszystkich okazała się prawie normalną harpią, z tą różnicą, iż żywiła się krwią i nie sypiała w nocy – a zaraz dodał. – Oraz posiadała potężny dar – władała żywiołem ognia i wody.
             - Niesamowite.
             - Ahilra w ciągu 10 lat stała się przepiękną i wspaniałą kobietą, zupełnie nie podobną do swojej matki, która zaczęła mieć na moim punkcje obsesję – kontynuował. – Eileen widząc to zmieniła zdanie, co do moich planów ślubnych z Eteną, co oczywiście harpia przyjęła z nie lada histerią i próbą samobójczą.  
             - No to nieźle – wtrąciłam. – Dlatego jest na Ciebie wściekła, no i nienawidzi Claudii.
             - Właśnie.
             - Przesrane… wybacz.
             - Niestety 150 lat później o Ahilrze dowiedział się jej ojciec – wrócił do wspomnień Noel. – Obawiając się swojego dziecka, postanowił ją unieszkodliwić.
             - Jak to zrobił?
             - Potrafił zabić kogoś, tylko i wyłącznie o nim myśląc – odpowiedział. – Ahilra dostała krwotoku wewnętrznego i udusiła się we własnej krwi – zacisnął ze złości pięści.
             - Naprawdę była taka potężna, mogła mu zagrozić?
             - Oczywiście, że nie – odpowiedział. – Ale Volturi od zawsze nie liczą się z nikim, ani z niczym.
             - Dlaczego zatem nie chcieliście pomścić śmierci dziecka Eteny?
             - A kto powiedział, że tego nie zrobiliśmy – zdziwił się bardzo. – To prawda, że Eileen zabroniła się mścić Etenie i Elion, ponieważ nie chciała kolejnej wojny – wyjaśnił. – Moja ciotka pojmowała zemstę tylko i wyłącznie poprzez wybicie i spalenie wszytych chodzących po ziemi wampirów, a na to moja matka nie mogła pozwolić.
            Zrobiłam duże oczy.
             - W takim razie, jak sprawy potoczyły się dalej?
             - Za bunt przeciwko królowej Elion została zdegradowana z pozycji do tronu, a Etena wysłana na kilku letnie leczenie swojej depresji i obsesji – odpowiedział. – Natomiast mnie przypadła rola sprawiedliwego w tajemnicy przed wszystkimi.
             - To znaczy?
             - To ja pomściłem śmierć Ahilry – oznajmił z wysoko podniesioną głową. – Zabijając pierwszego z rodu Volturi.
             - Jak? – zdziwiłam się.
             - W taki sam sposób w jaki on zabił moja córkę chrzestną, moją księżniczkę – odpowiedział smutno.
             - Czy Etena o tym wiedziała? – spytałam. – O tym, co zrobiłeś dla niej?
             - Tak – odrzekł. – Ale to jej nie wystarczyło, śmierć Aarona nic nie zmieniła w jej życiu.
             - Dlaczego zatem powiedziała mi, że nie chcieliście pomścić śmierci jej dziecka?
             - Chciała Cię nastawić przeciwko nam, jak mniemam – powiedział. – I po części jej się udało, prawda?
             - A czy to ważne, co ja o tym myślę? – zerknęłam w jego błękitne oczy. – Przyznaje, jej wyznanie nieco mnie zaintrygowało i zaczęłam niektóre sprawy postrzegać szerzej, ale Etena nie sprawiła, że zaczęłam jakoś inaczej na was patrzeć, jeśli oto Ci chodziło.
             - Chciałbym wiedzieć, co o tym wszystkim myślisz.
             - Wracając do twojej żony, to prawdopodobnie do dzisiejszego wieczora jej przejdzie, Cleo nie potrafi się długo gniewać – powiedziałam. – A co do Eteny, no cóż, coś będzie trzeba wymyślić, ponieważ nie mam zamiaru po raz kolejny oglądać jej oblicza niespodziewanie – dodałam. – Wiemy jedynie, że jest wściekła na cały mój gatunek i nie zamierza popuszczać nikomu, z resztą oznajmiła mi, że nasze kolejne spotkanie nie skończy się dobrze dla mojej rodziny.
             - Masz jakiś pomysł? – spytał.
             - Liczyłam na twoją inwencję twórczą – oznajmiłam z uśmiechem.

                        

„Człowiek wie, że to miłość, kiedy chce przebywać z drugą osobą i czuje,
że ta druga osoba chce tego samego.” – Nicholas Sparks


* - Paulo Coelho

21 komentarzy:

  1. Starsza gronowiczka potwierdza zadowolenie :D
    Wreszcie! Wreszcie! Wreszcie! Już myślałam, że będą się trzymać w celibacie aż do ślubu pozwalając sobie tylko na jakieś tam nędzne pitu-pitu :P Tak cudowne przeżycie, a oni odwlekali to w nieskończoność. Myślę, że tekst bez problemu się nadaje do młodszego grona, nie jest pikantny. Raczej romantyczny, namiętny, ale nie wulgarny. Muszę się tego od ciebie nauczyć bo jak ja opisuję takie akcje (na razie gdzieś do szuflady) to kartka aż ocieka od erotyzmu :P Może ty też dajesz korepetycje we wtorki przez te 15 minut?
    Emmecikowi znowu się dostaje. Lubię tego faceta i jego akcje. Taki duży domowy pieszczoszek, któremu czasami daje się pstryczka w nosek :) Cała ta rodzinka mimo wszystko jest barzdo zgrana. Mają swoje wzloty i upadki, ale gdy przychodzi potrzeba wszyscy stają za sobą zwartym murem. Esme jako matka wydaje się być trochę niedomyślna, ma to jednak swoje plusy. Moja mama powinna się od niej uczyć, jak na złość zawsze wszystko wie :/ Obecność Belli w rozdziale skwasiła mi minę, ale cóż poradzić w końcu to wybranka Eda. Uwielbiam Zmierzch, ale jej samej nigdy specjalnie nie lubiłam. Paradoks, nie?
    Historia harpii ciekawa. Rzuca jasne światło na postać mszczącej się Eteny. Hmm... i tak jej nie lubię :) Zła trująca suka.
    Biedaczysko ty, zapalenie oskrzeli to wredna sprawa. Ja w święta miałam zaplanowaną całą masę rzeczy, a zrobiłam tylko jedną... i to z nudów. Śmiać się czy płakać, jeszcze nie zdecydowałam, ale perspektywa kolejnych tygodni zapowiada raczej to drugie.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział zadowolił Twoje oczekiwania :P Właściwie to po raz drugi publikuję opis erotycznych uniesień. Zastanawiałam się nad tym, czy by jeszcze nie dopieścić was pikantnymi szczegółami nocy naszych kochanków, ale postanowiłam na razie nie przesadzać. Jest spora część czytelników, nie mająca 18 lat, a blog nie jest częścią erotycznego pamiętnika. Wierzę, że zrozumiesz. Chociaż kto wie, może kolejnym razem opiszę scenę łóżkowa inaczej.
      Emmetta uwielbiają wszyscy, ostatnio go zaniedbałam, więc obecność domowego troglodyty Cullenów była tym razem obowiązkowa. Bella... też jej nie lubię w sadze. Etena, no cóż nie zaprzeczę :)
      Pozdrawiam i życzę wytrwałości.

      Usuń
    2. Wiem, że to drugi opis "tych spraw" :P Pierwszy był z Diabełkiem i Fleur w roli głównej i był znacznie barwniejszy w opisie. Chyba całkiem uważny ze mnie czytelnik, co? :D
      Rozumiem Cię doskonale. Ciężko pogodzić oczekiwania (oczekiwania?) tych młodszych i tych nieco starszych. Jedni lubią ociekające seksem opisy, które sprawiają, ze palce u nóg się zwijają, inni wręcz przeciwnie, wolą pozostawić miejsce dla własnej wyobraźni. Wszystkim nie dogodzisz, chociaż... :P
      I fajnie, ze nie jestem osamotniona w nielubieniu panny B.
      Proszę też nie zaniedbywać Dużego Ema :))

      Usuń
  2. Przeczytałem jakoś wczorajszej nocy, ale właśnie spostrzegłem, że teraz też godzina się pali... :D Jak ten czas leci... XD

    Przyznam, że scena (nazwijmy rzeczy po imieniu) seksu była nieco onieśmielająca z powodu jednoczesnego erotyzmu, ale wynikającej z tego romantyczności...

    Większa rola Rose i Emmeta (to dla mnie, na urodziny... Tak 4.01 to mój dzień...). A z drugiej strony znowu dostało mu się nieco po barach. "Misiaczek jeden"... :D

    Jak u poprzedniczki, nieco mnie odstręczyło pojawienie się łabędzia*, ale niech już sobie będzie... BTW. Nie nawiedzę! Wprost nie cierpię! Jak się mówi na kogoś "Rudy" (i to wcale nie ma znaczenia czy rzeczywiście chodzi o kolor włosów, czy raczej o fakt stereotypu jaki ciągnie się za rudzielcami... XD

    Harpie <3 Miodzio... Szykuje się warta akcja, hmmm?? :*

    BTW. (spamik) seria-koloseum - nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie wszystkiego najlepszego :* Spełnienia marzeń i zadowolenia z życia. A Misiaczek był specjalnie dla Ciebie.
      Ja tam do rudych nie mam nic :P
      Cieszę się, że rozdział się spodobał :)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. "Romantyczne uniesienie" tak bym opisała ten rozdział:) Kurcze, cholernie miło się czytał, co prawda lubię gorące scenki ale tutaj było... tak miło tak rodzinnie się zrobiło - Emmett, takiego przyjaciela to chyba każda z nas by chciała - takie głupola xD 'Duże mięśnie, móżdżek mały xD Hmmm... coraz więcej o hapiach... czy szykujesz coś 'szokującego'?
    Pozdrawiam i czekam na C.D !!!
    Mój rubinek:* (duży plus za muzyke!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jeszcze tego nie wiem, co szykuję, Iris. A do Emmetta mam szczególną słabość i po raz kolejny uważam, że podobnie jak Jasper został nie doceniony przez Meyer. Cieszę się, że rozdział się podobał, no i "romantycznie uniesienie" również.
      Pozdrawiam i całuję :**

      Usuń
    2. Kiedyś czytałam wywiad z Mayer, w którym mówiła, że bardzo chciała rozwinąć wątek Alice i Jaspera ale wydawcy nalegali na Edwarda i Belle - że to ma być tylko o nich. Ehh... Tłamszenie pisarzy...

      Usuń
    3. Jakby się uparła i postawiła wydawcom to możne i by coś zdziałała. Tak to jest widzisz, jak wszystko pozostawia się w działaniu agenta.

      Usuń
    4. No niby tak ale pamiętajmy, że to była jej pierwsza książka na taką skale - dopiero wchodziła w to środowisko ;)
      Ale o czym my tu w ogóle rozmawiamy... Ważne, że Ciebie nikt NIE TŁAMSI :D :))

      Usuń
  4. Mam pytanie jak nazywa się aktor , który jest odtwórcą roli Williama Ethana Johna Cullena ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę o odpowiedź na lost-in-the-darkness-lifw.blogspot.com

      Usuń
  5. NN na faaiths.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, prosiłabym aby takie powiadomienia pozostawiać w zakładce SPAM. Będę niezmiernie zobowiązana. Pozdrawiam :P

      Usuń
  6. Ależ oczywiście - zapamiętam i przepraszam - mój błąd :D :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwsza część rozdziału była bardzo fajna, jak zwykle u Ciebie:) ale przy spotkaniu z Noelem zaczęłam się gubić. Nie pamiętam już kilku szczegółów i lipa:( Chyba wrócę do poprzedniego rozdziału żeby sobie trochę rozjaśnić. To dlatego, że ostatnio muszę się uczyć bardzo wiele bardzo szybko i korzystać z tego w praktyce. Może mam za mały mózg:-p
    Pozdrawiam;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie Ci przypomnę Natalko: po zaatakowaniu Viviene przez Etenę (kuzynki Noela - harpia) wampirzyca dowiedziała się, że dziewczyna spiskuje razem z Thomasem, że właściwie nie ma nic do jej osoby, jedynie to, że jest wampirem. A mści się na nieśmiertelnych tylko dlatego, że jeden z nich zabił jej córkę. Panna Cullen zaraz po przebudzeniu kontaktuje się z Noelem i opowiada sytuacje, a ten przyjeżdża 2 dni później by naradzić się z Vivi i jej rodziną w sprawie Eteny i Thomasa, być może znajdą jakieś rozwiązanie razem.

      A Twój mózg na pewno nie jest zbyt mały :)

      Cieszę się, że rozdział się podobał i do napisania :P

      Usuń
    2. Dzięki, to już czaję, a Cullenowie nie wiedzą jeszcze, kim jest Noel, prawda?

      Usuń
    3. Cullenowie nie wiedzą, ponieważ Eileenowie zabronili cokolwiek mówić Viviene. Według oficjalnej wersji to wampiry, żyjący z dziwnymi zasadami i nieprzepadający za obcymi. Sytuacja może się jednak zmienić.

      Usuń
  8. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Bardzo polubiłam Viv i Willa <3
    Skręca mnie z ciekawości jak zakończy sie ta historia. Masz wspaniałą wyobraźnię co bardzo cenię w ludziach. Zapraszam do siebie
    http://czteryzywiolyija.blogspot.com/?m=1

    Jeżeli odwiedzisz to miłego czytania

    OdpowiedzUsuń