31 maja 2013

Rozdział 61






Perspektywa Williama:

            Po raz pierwszy w swoim nowym życiu pozwoliłem sobie na więcej, będąc z dala od non stop kontrolującego mnie Jaspera, poczułem ulgę, kiedy mogłem się wreszcie wykrzyczeć. Wyrzuciłem z siebie to, co do tej pory mnie hamowało, wyżywając się  na osobie, która znalazła się w najbliżej. Byłem wściekły, zdenerwowany i poirytowany zachowaniem Viviene, która po raz kolejny próbowała mnie od siebie odsunąć, mając przede mną swoje tajemnice. Czułem pulsującą adrenalinę w swoich żyłach i zacząłem szybciej oddychać, przy okazji zaciskając pięści z całej siły.
Wiedziałem, że Vi chodź zwykle nie dawała po sobie poznać tego, że ma problem, tym razem już nie mogła udawać. A ja miałem po dziurki w nosie tych wszystkich sekretów, wydawało mi się wtedy, że nie ma do mnie zaufania, a przecież powinna, skoro byliśmy razem. Tak bardzo skupiłem się na sobie i swoim gniewie, że mało co a przeoczyłbym zderzenie Vivi z ziemią. W ostatniej chwili złapałem nieprzytomną dziewczynę i tym razem nie byłem już poirytowany, a przerażony – dosłownie.
             - Vi? – spytałem. – Do jasne cholery, Vi! – Potrząsnąłem ją za ramiona. – Przecież to nie jest normalne, wampiry ot tak nie mdleją!

~*~

            W jednej chwili czułam, że zapadam się gdzieś daleko, pozostawiając Willa samego na polanie. Jednak już w kolejnej stałam naprzeciwko uśmiechniętego Noela, Alana i Nemesis.
             - Co tu się dzieje? – odezwałam się do razu.
             - Musimy pogadać – stwierdził Alan.
             - Ja myślę – warknęłam, zakładając ręce na piersiach. – Można wiedzieć, czemu znowu robicie mi pranie mózgu? Chyba już coś ustalaliśmy – spojrzałam wymownie w kierunku młodszego Eileena.
             - Elen – zaczął niepewnie Noel. – Po pierwsze, chciałem bardzo Cię przeprosić za to, co…  
             - Było minęło – przerwałam, niekoniecznie grzecznie. – Twój brat wyjaśnił mi wszystko, pozwól jednak, że swoją opinię pozostawię bez komentarza.
             - Jasne – dodał nieco pewniej.
             - Dobra, a ta druga sprawa – dążyłam. – Nie fatygowałbyś mnie specjalnie tylko po to, by przeprosić, więc słucham.
             - Jesteś bezczelna – odezwała się dziewczyna z oburzeniem.
            Zerknęłam w kierunku harpii, zwracając na nią dopiero uwagę. Wysoka blondynka ubrana była w długą, przewiewną błękitną szatę charakterystyczną dla pokroju jej pobratymców. Z wyższością spoglądała w moim kierunku, w tym samy czasie ja przewróciłam oczami.
             - Masz rację, nie jesteśmy tutaj tylko w ramach przeprosin – zaczął Alan, zupełnie ignorując siostrę. – Chcielibyśmy Ci przypomnieć o przyrzeczeniu jakie złożyłaś będąc na terenie naszej posiadłości – uśmiechnął się do mnie. – Wiesz, o co chodzi, prawda?
             - Zbyt dobrze, kochany – sarknęłam. – Nie mniej jednak, uważam, że moi bliscy powinni wiedzieć z kim będą walczyć, a także…
             - Jak to walczyć? – odezwał się nagle zszokowany Noel.
             - Żartujesz sobie teraz ze mnie? – warknęłam. – Przecież dobrze wiesz, że Etena będzie w Forks za dwa dni z całą armią nowo narodzonych wampirów…
             - Niby skąd miałem wiedzieć?
             - Przecież to był twój plan – powiedziałam do księcia. – Obiecałeś, że jeśli czegokolwiek się dowiesz, dasz znać od razu – dodałam zaraz. – A skoro obdarzony jesteś nadzwyczajną „mocą” i znajomościami w górze, myślałam… że ta wizja jest twoją sprawką.
             - Viviene, przysięgam, że o niczym nie wiedziałem – odezwał się chłopak, w tym samym momencie jego jasno turkusowe oczy pociemniały. – Owszem, działałem w tej sprawie, ale nie… uzyskałem pozytywnego odzewu.
             - Ciekawe dlaczego – rzucił pod nosem Alan, spoglądając na mnie.
             - Eileen – skwitowałam, jak gdyby nigdy nic.
             - Co masz na myśli? – spytał mnie blondyn.
             - A czy to teraz ważne – odpowiedziałam.
             - Uważasz, że to nasza matka działa na naszą niekorzyść? – powiedział Noel.
             - Potrzebujesz jeszcze więcej dowodów, bracie? – włączył się Alan. – Przecież to oczywiste i chodź nie powinno się tak mówić o własnej matce, to niestety dla naszej nie ma żadnego wytłumaczenia.
             - Od kiedy to stałeś się takim sympatykiem wampirzych kłów, co? – sarknęła Nemesis. 
             - Od kiedy zobaczyłem wystarczająco dużo – zaczął. – I przekonałem się, że to, co wpajano nam o wampirach od lat, to bujdy i idiotyczna tradycja przekonania o tym, że oni – wskazał na mnie. – Są gorsi od nas.
             - Namieszała Ci w głowie… - warknęła dziewczyna.
            Prychnęłam jedynie pod nosem, ponieważ argumenty Nemesis były tak samo niedorzeczne, jak sposób myślenia reszty Eileenów.
             - Nikt mi nie namieszał, sam do tego doszedłem – odpowiedział Alan. – I błagam Cię, przestań wszystkich mierzyć jedną miarą, a zacznij myśleć.
            W jego kierunku poleciały słowa, prawdopodobnie przekleństwa w nieznanym dla mnie języku.
             - Nemesis! – Zbeształ ją Noel.
             - Oj nie przesadzaj braciszku – zwrócił się do brata brunet. – Niech nasza siostrzyczka pokaże na co ją stać, jestem pewien, że Eileen będzie wniebowzięta z takiej reakcji.
             - Matka dowie się o twoim zachowaniu – zaszantażowała harpia.
             - W takim razie idź, nikt Cię tu nie trzyma – odpyskował jej. – Zdaj dokładną relację Eileen, przecież dlatego posłała Cię za nami.
             - Noel, powiedź mu coś! – Szukała oparcia dziewczyna tym razem u starszego brata.
             - Alan ma rację – powiedział następca tronu. – Dlatego uspokój się i już nie rób scen.
             - Scen?
             - Och zamknij się już i słuchaj – zwrócił się Alan do siostry.
             - W każdym razie – odezwałam się po chwili, kiedy rodzeństwo postanowiło zakończyć spór. – Skoro już jesteście zaznajomieni z sytuacją – zaczęłam. – Mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce na żywo. Moja rodzina i wilki szykują strategię…
             - Wilki? – odezwała się ponownie Nemesis.
             - Ściągamy jak największą liczbę sojuszników – oznajmiłam księżniczce. – Mimo, że nie pałamy do siebie miłością – dodałam. – Zmiennokształtni mają za zadanie chronić mieszkańców miasteczka przed armią krwiożerczych potworów, a my im w tym pomożemy.
             - Szlachetnie z waszej strony – rzuciła z przekąsem harpia.
             - Prawda? – sarknęłam. – A czy i Wy zatem, nie powinniście przyłączyć się do walki?
             - My? – odezwała się blondynka. – Niby dlaczego?
             - O ile się nie mylę – robiłam krok do przodu, uważnie obserwując trzech Eileenów. – To właśnie harpie prosiły mnie o pomoc w sprawie Eteny, a teraz kiedy dziewczyna przybywa w dodatku z waszymi zbiegłymi pobratymcami, by pozabijać niewinnych – wytknęłam. – Wy chowacie głowę w piasek? Nie taka była umowa!
             - Niczego nie chowamy i chować nie będziemy – oznajmił mi władczo Noel.
             - Ależ bracie… - zaczęła zszokowana dziewczyna. – Przecież to tylko…
             - Tylko co? – warknął na nią książę, obdarzając ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
             - Już nic – odpowiedziała cicho, morderczym wzrokiem wpatrując się we mnie.
             - Umowa nas zobowiązuje – zaczął ponownie Noel. – Zjawimy się za dwa dni, aby powstrzymać Etenę i walczyć u waszego boku.
             - Świetnie – skwitowałam.
             - Pamiętaj jednak, że i my mamy umowę – dodał blondyn poważnie. – Nie możesz nikomu zdradzić naszego pochodzenia, a co za tym idzie – kim jesteśmy.
             - Zdajesz sobie sprawę, że to niedorzeczne – powiedziałam. 
             - Wiem, ale tego zalecenia mojej matki nie mogę zlekceważyć – odpowiedział. – Musisz to uszanować.
             - Rozumiem – westchnęłam.
             - W takim razie wracaj do domu i do zobaczenia – powiedział Noel. – Obiecuję, że pomówię jeszcze z Eileen, bo taka sytuacja nie może się więcej powtórzyć.
             Nim jeszcze chłopak skończył mówić, jego postać zamazała mi się całkowicie, a zaraz potem przed oczami ujrzałam pomarańczowe tęczówki Willa.
             - Viviene, wszystko w porządku? – spytał z ulgą w głosie. – Dziewczyno, ja przez Ciebie oszaleję.
             - Mam nadzieję, że jednak tego nie zrobisz – odpowiedziałam.
             - Co się na Boga stało? Źle się czujesz?
             - Już wszystko w porządku…
             - Dla mnie nic nie jest w porządku! – Krzyknął. – Najpierw milczysz jak zaklęta, robisz ze mnie przewrażliwionego „wampira” – mówiąc to nakreślił w  powietrzu cudzysłów. – A zaraz potem mdlejesz i oświadczasz, że nic się nie stało! Viviene!
             - Chcę Ci wszystko wyjaśnić, więc z łaski swojej pozwól mi na to – zaczęłam powoli, cały czas nie spuszczając go z oczu. 
             - Wyjaśnisz? Ty? – sarknął z udawanym niedowierzaniem. – Ależ proszę bardzo.
            Wzięłam większy wdech leśnego powietrza i zaczęłam mówić, Williamowi należało się wyjaśnienie bez względu na konsekwencje:
             - Znasz każdy moment z mojego życia, zarówno tego ludzkiego, jaki i wampirzego – zrobiłam krótką pauzę. – Wiesz kogo spotkałam, z kim… miałam przyjemność się… zmierzyć – wampiry, wilkołaki, upadli. Jednak na świecie istnieją jeszcze inne stworzenia, o których nie wiemy, a które egzystują razem z nami.
             - Chcesz przez to powiedzieć… - jego spojrzenie złagodniało.
             - Są pewne sprawy o których mówić nie mogę – wyjaśniłam, czując nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. – Nie dlatego, że nie chcę, albo że nie mam do Ciebie zaufania. Nie – westchnęłam. – Zobowiązuje mnie do tego umowa, pewnego rodzaju przyrzeczenie, którego nie mogę złamać.
             - A co te… stworzenia mają do Ciebie? – spytał.
             - Właściwie to zostałam w to wmieszana przez przypadek, a później nie było już odwrotu – wyjaśniłam z lekkim uśmiechem. – A teraz, no cóż mamy… wspólnego wroga.
             - Wspólnego wroga? – zamyślił się. – Victorię?      
             - Niekoniecznie – odpowiedziałam wymijająco.
             - Ok. – stwierdził. – W takim razie przybędą walczyć z nami?
             - Taką mam nadzieję.
             - Dlaczego tylko nadzieję? – zapytał. – Skoro trzymamy jedną stronę…
             - Nie odpowiem Ci na to pytanie, bo sama tego nie wiem – dodałam. – Może kiedyś sam ich oto zapytasz. Jedno jest pewne, łatwo nie będzie.
             - Masz na myśli walkę?
             - Niestety tak – odpowiedziałam z nijakim wyrazem twarzy. – Przeciwnik jest jedną wielką niewiadomą, nie mamy pojęcia ile ich tak naprawdę jest, a co najważniejsze, czy potrafią się bronić.
             - W takim razie powinniśmy wrócić, by ustalić z resztą plan działania – oznajmił chłopak, wyciągając w moim kierunku dłoń.
             - Przepraszam, że od początku nie powiedziałam Ci „wszystkiego wszystkiego” – wyznałam, ujmując jego rękę. – Czasami chciałabym się obudzić i stwierdzić, że jednak to, całe moje nieśmiertelne życie było jednym wielkim snem.
             - Nieśmiertelność to nie dar, ale przeznaczenie, które musi się wypełnić*, Vi – powiedział bardzo poważnie. – A my nie możemy od niego uciec.
             - Przeznaczenie – stwierdziłam, przytulając się do ukochanego. – Taa. Pokręcone, poplątane…
             - Ale postawiło mi Ciebie na drodze – dodał William. – I chodź się na Ciebie wściekam i czasami krzyczę – uśmiechnął się szelmowsko. – To i tak kocham, jak wariat.
             - Wiem, mój wariacie – skwitowałam i pocałowałam go czule.

~*~

   
             - Długo was nie było? – Stwierdził Emmett, przyglądając się nam bardzo uważnie. – I chyba nie polowaliście, co?
             - Och bracie, zacznij wreszcie martwić się tym, czym powinieneś – sprowadziłam go z chmur na ziemię.
             - Dobra, dobra – żachnął i klepnął z radością Willa w plecy.
            W tym samym momencie znaleźliśmy się w salonie, na nasz widok ojciec nerwowo poruszył się.
             - Co się stało tato? – odezwałam się pierwsza.
             - Rodzina z Denali nam nie pomoże – oznajmił Carlisle.
             - Niby dlaczego? – spytał Will.
             - Wilki kilka miesięcy temu zabiły Laurenta…
             - Kogo? – przerwałam.
             - Jeden z tych trzech Nomadów.
             - Kiedy? – spytał Emmett.
             - W marcu – odpowiedział Carlisle.
             - A czemu mu oderwały głowę, jeśli oczywiście można wiedzieć? – dążył Boski.
             - Bo chciał zabić Bellę na polecenie Victorii – odpowiedziała naburmuszona Allie.
             - No dobrze, a co to ma wspólnego z rodziną na Alasce? – spytałam.
             - Laurent był… dobrym znajomym Iriny – odpowiedziała Esme. – Właściwie to chyba nawet przyjacielem.
             - I w związku z żałobą siostry, Tanya, Kate, Eleazar i Carmen nie będą walczyć u boku sierściuchów – dopowiedziała nieco patetycznie Rosalie.
             - To wiele tłumaczy – stwierdziłam nieco przygnębiona. – Musimy uszanować ich decyzję.
             - Ich decyzja może nas kosztować życie – powiedział William.
             - Nie zmusimy ich do walki – odezwał się ponownie najstarszy Cullen. – Vivi ma rację, musimy to uszanować.
             - W takim razie będzie walczyła nasza dziewiątka i wilki – oznajmił Jasper. – Miejmy nadzieję, że trening pozwoli nam jak najlepiej przygotować się do starcia.
             - Ściągnęłam jeszcze tylko wsparcie z Norwegii – dodałam. – Jednak nie spodziewałabym się armii z ich delegacji.       
             - To znaczy? – spytał Jazz. – Ilu? Bo to ważne.
             - Nie wiem, od trzech do pięciu? – odpowiedziałam.
             - Dobre i to – odpowiedział mój brat, spoglądając na swoją zamyśloną i nieco nieobecną żonę. – Alice do tej pory nie miała żadnej wizji, co nie zapowiada ciekawie.
             - Być może wiedzą, z kim mają do czynienia – powiedziałam, zwracając uwagę wszystkich. – Skoro Laurent przyjaźnił się z Iriną i resztą Denalczyków, to przecież dziewczyny musiały chcą nie chcąc coś wspomnieć o nas.
             - To ja pójdę jeszcze dalej w twoich przypuszczeniach, Vi i powiem, że być może Laurent zdobył sympatię Iriny, tylko i wyłącznie na prośbę Victorii – odezwał się Will. – Ruda od początku chciała zemsty, ale jak widać zależy jej na naszym, a właściwie Edwarda spektakularnym upadku.
             - Sugerujesz, że ona wie, jak obchodzić się z moim darem? – odezwała się Alice.
             - Najwidoczniej – skwitował. – Zwykle widzisz to, co ktoś sobie zaplanował, bądź wcześniej pomyślał. Ruda się wycwaniła i nie podejmuje żadnych decyzji, a to co zobaczyłaś najwidoczniej jej umknęło.
             - Hipoteza warta zastanowienia się – wtrącił Emmett. – Nie wnosi to jednak nic nowego do naszej sytuacji. Skoro Victoria tak z nami pogrywa, to wątpię, by Allie coś jeszcze ujrzała.
             - Racja – skwitowałam. – Przynajmniej wiemy jedno, że nasz wróg nie tylko ma przewagę liczebną nad nami, ale i wie, jakimi zdolnościami my się posługujemy.
             - W takim razie nie ma na co czekać – oznajmił Jazz bojowym tonem. – Ruszamy na polanę spotkać się z wilkami i zaczynamy wojenne szkolenie.

~*~

            Przez kolejne dwa dni trenowaliśmy w lesie, planowaliśmy różnorakie strategie i psychicznie przygotowywaliśmy się do walki. Musiałam przyznać, że stanowiliśmy całkiem silną i dobrze wyszkoloną grupę. Cechowały nas nie tylko dodatkowe talenty, jakie miały tym razem jedynie wspomóc nas w walce z nowonarodzonymi, ale przede wszystkim sposób myślenia, jak przeciwnik. Wiedzieliśmy dzięki Jasperowi, jak postrzega świat młody wampir, a właściwie jak walczy. William nieco był zdekoncentrowany, ponieważ jak sam zauważył oprócz częstych zmian humorów i szybkiej utraty cierpliwości czuł się całkiem normalnie. Na treningach też szło mu dobrze, jednakże to co udało mi się zauważyć, to że zawsze walczył na takim samym poziomie jak jego przeciwnik. Był żółtodziobem w tej dziedzinie, a jednak potrafił dokopać Emmettowi, czy Carlisle. Tym bardziej zaczął interesować mnie jego dar, czy rzeczywiście była to zdolność doskonałej walki. No cóż, wkrótce miałam się sama o tym przekonać. Wiedziałam jedynie, że Will sobie poradzi i na pewno da z siebie wszystko, a takie pozytywne myślenie dla mnie musiało być podstawą do sukcesu.   
            Z wilkami współpracowało się nam o dziwo bez problemu, z początku cała wataha uczestniczyła w pokazach Jaspera, później kiedy Indianie przekonali się o naszych, jak najlepszych intencjach przychodził jedynie Jacob w swojej rudo-wilczej postaci. Oczywiście na treningach nie zabrakło Isabelli, mimo, że miała nie uczestniczyć w walce, czekając cierpliwie z ojcem na terenie La Push, dzielnie znosiła ciemność, deszcz i wiatr, byle by tylko wiedzieć i widzieć, jak najwięcej. Nie miałam jej tego za złe, dobrze że była ze wszystkim na bieżąco, jednak obawiałam się o Williama, czy w „amoku” walki, przypadkiem nie zaatakuje. Moje obawy oczywiście były zbędne, młody Cullen zawsze starał się być najedzony i niezwykle wyciszony, kiedy chodziło o Bellę, dzięki czemu też Edward przestał patrzyć na niego wilkiem, kiedy tylko spojrzał w kierunku apetycznego człowieka. 
            Kiedy przyszedł wreszcie dzień domniemanej walki z nowo narodzonymi, wilkami i harpiami, nad Forks zaświeciło niespodziewanie słońce, przeganiając wszystkie ciemne i burzowe chmury. Esme uznała to za dobry znak i z samego rana kazała nam wszystkim się uśmiechać i być dobrej myśli. Z wizji Alice grupa nieproszonych gości miała się zjawić w lesie późnym popołudniem, jednak ja, Jasper i William już byliśmy w pogotowiu. Ubrani niemal identycznie w ciemne jeansy, koszule i kamizelki, patrolowaliśmy okolice polany w tą i z powrotem. To samo, tyle że na obszarze rezerwatu miały robić wilki, dodatkowo ustawiając swoich „ludzi” na granicy Forks-La Push.
            Zbliżało się południe, kiedy do naszych uszu doszedł szelest liści i łamanych gałęzi drzew. William i Jasper przyjęli pozy do ataku, a w moim umyśle usłyszałam jedynie: To my!
             - Spokojnie to Noel – oznajmiałam chłopakom, którzy nie zareagowali na moje słowa.
            W tym samym momencie z krzaków wyłonił się Noel o pszeniczno-złotych włosach tym razem związanych w kitkę, Alan z szelmowskim uśmiechem, który od razu odwzajemniłam oraz dwóch nieznanych mi mężczyzn o identycznych twarzach, posturach i blond krótkich włosach. Książę już miał coś powiedzieć, kiedy z gęstwiny wyszła ostatnia postać – wysoka, brunetka o długich prostych włosach, zaplecionych w warkocz aż do pasa, o rubinowych tęczówkach.
             - Claudia! – zawołałam i najnormalniej w świecie rzuciłam jej się na szyję.
             - Viviene! – dziewczyna odwzajemniła mój entuzjazm.
             - Cześć – przejął inicjatywę szwagier mojej najlepszej przyjaciółki. – Jestem Alan, brat tego tutaj – wskazał na harpię. – A to jest Ted i Fred – objął bliźniaków ramieniem. – Nie pytajcie, który jest który, bo sam nie wiem.
             - Witam, Jasper, William, Elen – przywitał się Noel.
             - Cieszę się, że już jesteście – powiedziałam uradowana. – Chłopaki – wróciłam się do brata i mojego ukochanego. – To jest Claudia – moja najlepsza wampirza przyjaciółka.
             - Niezmiernie miło jest nam Ciebie gościć – powiedział Will. – Vi, wiele o tobie opowiadała.
             - I vice versa, przystojniaku – odpowiedziała z anielskim uśmiechem. – Wreszcie widzę obiekt westchnień ostatnich kilku miesięcy Vivi.
             - Obiekt westchnień? – Powtórzył nieco zmieszany Jasper, a zaraz potem zaczął chichotać w kierunku Willa, który automatycznie dał mu kuksańca w żebro.
             - Czy ty przypadkiem nie jesteś mężatką, Clodi? – spytał Alan znienacka.
             - Ty to zawsze potrafisz popsuć atmosferę – stwierdziła i przylgnęła do swojej drugiej połówki.
             - Rozkoszni jak zwykle – skwitowałam przewracając oczami.
             - Ja to mam na co dzień – stwierdził Noel. – Ale do rzeczy, jaki jest plan?

            Masz jakieś wieści do Eileen? – spytałam w myślach.
            Nic więcej nie wiem – odpowiedział książę. – Udało mi się jednak ustalić, a właściwie chyba znaleźć sposób na Thomasa. W odpowiednim czasie zrobisz to, co Ci powiem, a być może pozbędziemy się go raz na zawsze.
            Mówisz poważnie?
            Jak najbardziej.
            Co w takim razie będę musiała zrobić? – zapytałam.
            Wypowiedzieć pewną formułę – powiedział. – Ale jak wspomniałem wcześniej, wpierw musi się nam pokazać. I oczywiście musi to zadziałać, a czy zadziała tego nie wiem.
            Nie mniej jednak, istnieje sposób.
            Podobno.
                         
 - Wracamy do domu – odpowiedział na pytanie harpii Jazz, kiedy w międzyczasie ja i Noel prowadziliśmy umysłową konwersację. – Tam opowiem wam jaka jest strategia, a także wasza pozycja na polu.
             - Wszystko zaplanowane do najmniejszego szczegółu – zauważył blondyn. – A improwizację, strategię ad hock też przewidziałeś, Jasper?
             - Owszem – skwitował pewny siebie mój brat. – Ruszajmy bo pozostało nam mało czasu.
             - Już lubię tego gościa – szepnął mi na ucho Alan, a zaraz potem zawołał, jak do zwierzaka. – Fred, Ted -  chodźcie.
             - Skąd w ogóle wytrzasnąłeś tych bliźniaków? – spytałam z ciekawości.
             - A to całkiem zabawna historia, może kiedyś Ci opowiem – odpowiedział i popędził za bratem, a zaraz za nim tajemnicza parka bliźniaków.
             - Dziwny ten facet – stwierdził cicho Will.
             - Specyficzny – potwierdziłam. – Ale jedyny normalny z tego towarzystwa, zaraz po Claudii.
             - Dobrze ich znasz? – spytał Jazz tym razem.
             - Zbyt dobrze – szepnęłam dość poważnie.     

~*~

            Zgodnie z wizją mojej siostry cała moja rodzina, wilkołaki, Claudia, Noel, Alan i bliźniacy czekaliśmy na przybycie Victorii i jej świty. Rozstawieni w niewielkie grupki na polanie, nerwowo przeczesywaliśmy wzrokiem granicę lasu. Do moich podopiecznych należały dwa wilki – Jared i Quil, Emmett, Noel. Po mojej prawej miał walczyć Edward z Allie, Willem, Alanem i dwoma wilkami. Natomiast z lewej: Jasper, Rosalie, Claudia, Fred i Jacob. Reszta rodziny – Carlisle, Esme, Ted, Sam i Leah zabezpieczali tyły.
             Z początku nic się nie działo, w jednej chwili absolutna cisza zapanowała w lesie, a zaraz potem do moich uszu doszedł dźwięk tłuczonego wampirzego ciała. Spoglądałam na świat w spowolnionym tempie, nie mogąc poruszyć się nawet o milimetr. Widziałam walczącą rodzinę – sprawne uniki Rose, doskonały cios Willa w jakiegoś młodego wampira, Alana rozszarpującego na kawałki ciało wampirzycy. Oni walczyli, a ja? Stałam i gapiłam się na wszystko z opóźnieniem, sekundę później zwyciężyła moja siła umysłu i udało mi się wyrwać z dziwnego mentalnego uścisku.
Przyczajona jak drapieżnik wybrałam ofiarę, która znalazła się najbliżej mnie, a po kolejnej sekundzie nowo narodzonego już nie było. Wystarczyło odpowiednio złapać za kark, wykręcić ręce, a całe ciało rozpadało się w mgnieniu oka. Do moich nozdrzy doszedł zapach duszących kadzideł, tak charakterystycznych dla palonego ciała nieśmiertelnego. Moje oczy na bieżąco lokalizowały zagrożenie, a następnie skupiałam się na ich likwidowaniu.
Jakiś czas później ponownie poczułam, że ktoś, albo coś próbuje na mnie swoich nadnaturalnych zdolności. Ścianki mojego gardła zaczęły niebezpiecznie piec i puchnąć, uniemożliwiając mi swobodne oddychanie. Moja ręka automatycznie powędrowała do szyi, w tym samym momencie zerknęłam na Noela, zaczynał robić się purpurowy z braku tlenu. Zaczęłam szukać po polanie, kogoś, kto mógł być odpowiedzialny za nasze tortury i oczywiście dostrzegłam – uroczą blondyneczkę, o szkarłatnym, morderczym spojrzeniu skierowanym w moją stronę.
 - Emmett – wydusiłam najgłośniej, jak tylko mogłam.
Brat od razu pognał w moją stronę.
 - Matko! Co Ci? – spytał, odpychając ode mnie jakiegoś wampira.
 - Widzisz tą laskę na dwunastej? – wycharczałam, klękając przy chłopaku. – To ona i jej dar.
 - Zajmę się tym – oznajmił, jednak w tej samej chwili uniósł się w powietrzu i uderzył z impetem w pobliską skałę.
Ogromny huk rozniósł się po polanie, a zaraz potem czyjś przerażający krzyk dotarł do moich uszu. Nie miałam kiedy spojrzeć na brata, ani na tego kogoś, kto wrzeszczał, bo oto przede mną, jakby spod ziemi wyrosła postać błękitnookiej Eteny i  Thomasa o jednym białym skrzydle.
             

„Odważny, to nie ten kto się nie boi, ale ten który wie,
że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach.”



*- cytat J.R.R Tolkien

13 komentarzy:

  1. Kocham, kocham, kocham!♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam, :P
    jesteś niesamowita kocham i ubóstwiam tego bloga czekam na dalszy ciąg...
    Tylko czemu skończyłaś na takim momencie?
    Wiesz co jednak zmieniam zdanie jesteś okrutna i zła bo przez ciebie znowu mnie ciekawość zżera od środka jak jakiś robal i to przez ciebie właśnie:D
    WENKI I TO DUŻO :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że blog jest do tego stopnia wciągający, jednak na kolejne losy Viviene będzie trzeba poczekać niestety dłużej. Powód - odsyłam do informacji.
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Super rozdzial. :)
    Koncowka strasznie mnie zaciekawila i jestem strasznie ciekawa co bedzie dalej :)
    Szybko pisz cos !!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Oj tak końcówka, no przyznam się, że i na mnie zrobiła wrażenie. A właściwie wyobrażenie sobie miny Vivi, kiedy ujrzała Thomasa z tak bliska.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Nie no ja bym w gorszym momencie skończyła!
    Aż mi żołądek do gardła podszedł. Jednym słowem WOW!
    Wreszcie wyczekiwana walka...
    Ciekawe jak poradził sobie Will i reszta. Matko boska jak ja się nie mogę doczekać konfrontacji z Thomasem.
    Co do początku rozdziału to William to nerwus ale to takie urocze, że tak szybko się godzą z Vi.
    Oczywiście kluczowym momentem będą wypowiadane słowa przez główną bohaterkę w kolejnym rozdziale. Ciekawe co to będzie, co też Noel jej powie.
    Rozdział naprawdę ekscytujący! I wiesz co... Jak tak czytałam o kłótni rodzeństwa to tak jak bym widziała swoje. Najmłodsza rzadko kiedy ma prawo głosu hehe :)
    No i Claudia się pojawiła, luubie wampirzyce - taka mega pozytywna.

    Mam nadzieje, że egzaminy idą ci dobrze i wszystko zdasz i wyjedziesz na 'zasłużony urlop' hehe, domyślam się że za pewne marzysz o ciszy i spokoju :*
    Dziękuję za dedykacje i cierpliwie czekam na C.D
    Ps: TRZYMAM ZA CIEBIE KCIUKI! :* :)

    Pozdrawiam rubinku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak wreszcie walka, sama jestem jej bardzo ciekawa, a zwłaszcza Waszej reakcji "po". Są zakochani to i godzić się szybko będą :) Nie było sensu tego przedłużać.
      He he he - mówisz, że najmłodsze nie ma głosu? W mojej rodzinie się to nie sprawdza :P
      Ja też lubię Clodi - miła, sympatyczna z pozytywnym nastawieniem do świata :)

      A egzaminy... sesja trwa, a egzamin dyplomowy na początku lipca (chyba).

      Buziole :********

      Usuń
  5. Ty, ty, TY!!! Moja kochana kobieto :D
    Cieszę się, że przewinęła się przez tekst rodzinka Denali, co prawda tylko delikatnie wspomniana, ale zawsze coś :) Może za jakiś czas pojawią się znowu, oczywiście po całej tej zadymie z Thomasem i szurniętą kuzynką Noela, kiedy Vivien zwycięży całą zgraję niczym niepokonana Wonder Woman :D
    Heeejjj, Vi naprawdę mi ją przypomina! haha
    Mam nadzieję, że wszyscy przeżyją (chociaż właściwie Bellę mógłby ktoś znaleźć i zeżreć albo piorun trzasnąć, naprawdę, naprawdę jej nie trawię).
    Zastanawiam się też czy nie pojawią się przypadkiem sługusy z Voltery. Z tego co kojarzę, to Vi miała już okazję poznać Felixa (albo Demetriego) na balu w Londynie, ale nic z tego nie wniknęło. Aro pewnie chciałby mieć taki diamencik w swojej kolekcji.

    Rozumiem późny termin kolejnej publikacji, ja mam ten sam problem. Niestety sielankowe i wesołe życie studenta musi od czasu do czasu zostać brutalnie zakłócone przez paskudny twór zwany SSSesją.
    Walcz dzielnie żołnierzu! Do ostatniej zdrowej szarej komórki!
    Na koniec dziękuję za dedyk. Miodzik leje się na moje serducho :D

    Pozdrowionki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bella, Bella, Bella... jej życie już wystarczająco skomplikowało życie Cullenów tak mi się wydaje, dodatkowej ofiary z jej strony, a następnie kolejnych rewelacji od Edka nam nie potrzeba. Więc już teraz mogę zdradzić, że dziewczyna będzie się cieszyć życiem, ludzkim, przynajmniej do jakiegoś czasu.

      No, zobaczymy jak Vivi w walce pójdzie, nie będzie oczywiście kolorowo, bo żadna bitwa nie jest takowa. Co do Denalczyków, kto wie, może jeszcze przybędą z odsieczą :P

      Czy przybędą sługusy z Voltery, tego jeszcze nie wiem sama, zobaczymy. Według Pani Meyer, owszem, w mojej wersji... wszystko się może zdarzyć.

      Och, sesja! Znam, czuję, nienawidzę!

      Pozdrawiam serdecznie, również życząc powodzenia podczas systemu eliminacji studentów :)

      Usuń
  6. Ciekawy rozdział, w końcu powiedziała Willowi chociaż część prawdy. Widzę, że rozpętała się niezła walka. To teraz Vivi wypowie magiczną formułkę, którą podpowie jej Noel i z Thomasa zostanie garść popiołu?:P
    Ja jestem ciekawa, jak opiszesz moment ciąży Belli i czy Vivi będzie po jej stronie? Znając ją myślę, że tak jak Rose nie pozwoli skrzywdzić dziecka;) Ale do tego pewnie jeszcze sporo czasu:p Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rubinku! Moje gratulacje! Chyle czoła! :)
    I rozumiem, że teraz wakaaacje;>?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Upragnione wakacje - czyli słodycz nic nie robienia :)
      Thx :*****

      Usuń