Perspektywa
Williama:
Po raz pierwszy w swoim nowym
życiu pozwoliłem sobie na więcej, będąc z dala od non stop kontrolującego mnie
Jaspera, poczułem ulgę, kiedy mogłem się wreszcie wykrzyczeć. Wyrzuciłem z
siebie to, co do tej pory mnie hamowało, wyżywając się na osobie, która znalazła się w najbliżej.
Byłem wściekły, zdenerwowany i poirytowany zachowaniem Viviene, która po raz
kolejny próbowała mnie od siebie odsunąć, mając przede mną swoje tajemnice.
Czułem pulsującą adrenalinę w swoich żyłach i zacząłem szybciej oddychać, przy
okazji zaciskając pięści z całej siły.
Wiedziałem, że Vi chodź zwykle nie dawała po sobie poznać
tego, że ma problem, tym razem już nie mogła udawać. A ja miałem po dziurki w
nosie tych wszystkich sekretów, wydawało mi się wtedy, że nie ma do mnie
zaufania, a przecież powinna, skoro byliśmy razem. Tak bardzo skupiłem się na
sobie i swoim gniewie, że mało co a przeoczyłbym zderzenie Vivi z ziemią. W
ostatniej chwili złapałem nieprzytomną dziewczynę i tym razem nie byłem już
poirytowany, a przerażony – dosłownie.
- Vi? – spytałem. – Do jasne cholery, Vi! – Potrząsnąłem
ją za ramiona. – Przecież to nie jest normalne, wampiry ot tak nie mdleją!
~*~
W jednej chwili czułam, że zapadam
się gdzieś daleko, pozostawiając Willa samego na polanie. Jednak już w
kolejnej stałam naprzeciwko uśmiechniętego Noela, Alana i Nemesis.
- Co tu się dzieje? – odezwałam się do razu.
- Musimy pogadać – stwierdził Alan.
- Ja myślę – warknęłam, zakładając ręce na
piersiach. – Można wiedzieć, czemu znowu robicie mi pranie mózgu? Chyba już coś
ustalaliśmy – spojrzałam wymownie w kierunku młodszego Eileena.
- Elen – zaczął niepewnie Noel. – Po pierwsze,
chciałem bardzo Cię przeprosić za to, co…
- Było minęło – przerwałam, niekoniecznie
grzecznie. – Twój brat wyjaśnił mi wszystko, pozwól jednak, że swoją opinię
pozostawię bez komentarza.
- Jasne – dodał nieco pewniej.
- Dobra, a ta druga sprawa – dążyłam. – Nie
fatygowałbyś mnie specjalnie tylko po to, by przeprosić, więc słucham.
- Jesteś bezczelna – odezwała się dziewczyna z
oburzeniem.
Zerknęłam w kierunku harpii,
zwracając na nią dopiero uwagę. Wysoka blondynka ubrana była w długą,
przewiewną błękitną szatę charakterystyczną dla pokroju jej pobratymców. Z
wyższością spoglądała w moim kierunku, w tym samy czasie ja przewróciłam
oczami.
- Masz rację, nie jesteśmy tutaj tylko w
ramach przeprosin – zaczął Alan, zupełnie ignorując siostrę. – Chcielibyśmy Ci
przypomnieć o przyrzeczeniu jakie złożyłaś będąc na terenie naszej posiadłości
– uśmiechnął się do mnie. – Wiesz, o co chodzi, prawda?
- Zbyt dobrze, kochany – sarknęłam. – Nie
mniej jednak, uważam, że moi bliscy powinni wiedzieć z kim będą walczyć, a
także…
- Jak to walczyć? – odezwał się nagle
zszokowany Noel.
- Żartujesz sobie teraz ze mnie? – warknęłam.
– Przecież dobrze wiesz, że Etena będzie w Forks za dwa dni z całą armią nowo
narodzonych wampirów…
- Niby skąd miałem wiedzieć?
- Przecież to był twój plan – powiedziałam do
księcia. – Obiecałeś, że jeśli czegokolwiek się dowiesz, dasz znać od razu –
dodałam zaraz. – A skoro obdarzony jesteś nadzwyczajną „mocą” i znajomościami w
górze, myślałam… że ta wizja jest twoją sprawką.
- Viviene, przysięgam, że o niczym nie
wiedziałem – odezwał się chłopak, w tym samym momencie jego jasno turkusowe
oczy pociemniały. – Owszem, działałem w tej sprawie, ale nie… uzyskałem
pozytywnego odzewu.
- Ciekawe dlaczego – rzucił pod nosem Alan,
spoglądając na mnie.
- Eileen – skwitowałam, jak gdyby nigdy nic.
- Co masz na myśli? – spytał mnie blondyn.
- A czy to teraz ważne – odpowiedziałam.
- Uważasz, że to nasza matka działa na naszą
niekorzyść? – powiedział Noel.
- Potrzebujesz jeszcze więcej dowodów, bracie?
– włączył się Alan. – Przecież to oczywiste i chodź nie powinno się tak mówić o
własnej matce, to niestety dla naszej nie ma żadnego wytłumaczenia.
- Od kiedy to stałeś się takim sympatykiem
wampirzych kłów, co? – sarknęła Nemesis.
- Od kiedy zobaczyłem wystarczająco dużo –
zaczął. – I przekonałem się, że to, co wpajano nam o wampirach od lat, to bujdy
i idiotyczna tradycja przekonania o tym, że oni – wskazał na mnie. – Są gorsi
od nas.
- Namieszała Ci w głowie… - warknęła
dziewczyna.
Prychnęłam jedynie pod nosem, ponieważ argumenty Nemesis były tak samo niedorzeczne, jak
sposób myślenia reszty Eileenów.
- Nikt mi nie namieszał, sam do tego doszedłem
– odpowiedział Alan. – I błagam Cię, przestań wszystkich mierzyć jedną miarą, a
zacznij myśleć.
W jego kierunku poleciały słowa,
prawdopodobnie przekleństwa w nieznanym dla mnie języku.
- Nemesis! – Zbeształ ją Noel.
- Oj nie przesadzaj braciszku – zwrócił się do
brata brunet. – Niech nasza siostrzyczka pokaże na co ją stać, jestem pewien,
że Eileen będzie wniebowzięta z takiej reakcji.
- Matka dowie się o twoim zachowaniu –
zaszantażowała harpia.
- W takim razie idź, nikt Cię tu nie trzyma –
odpyskował jej. – Zdaj dokładną relację Eileen, przecież dlatego posłała Cię za
nami.
- Noel, powiedź mu coś! – Szukała oparcia
dziewczyna tym razem u starszego brata.
- Alan ma rację – powiedział następca tronu. –
Dlatego uspokój się i już nie rób scen.
- Scen?
- Och zamknij się już i słuchaj – zwrócił się
Alan do siostry.
- W każdym razie – odezwałam się po chwili,
kiedy rodzeństwo postanowiło zakończyć spór. – Skoro już jesteście zaznajomieni
z sytuacją – zaczęłam. – Mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce na żywo. Moja
rodzina i wilki szykują strategię…
- Wilki? – odezwała się ponownie Nemesis.
- Ściągamy jak największą liczbę sojuszników –
oznajmiłam księżniczce. – Mimo, że nie pałamy do siebie miłością – dodałam. –
Zmiennokształtni mają za zadanie chronić mieszkańców miasteczka przed armią
krwiożerczych potworów, a my im w tym pomożemy.
- Szlachetnie z waszej strony – rzuciła z
przekąsem harpia.
- Prawda? – sarknęłam. – A czy i Wy zatem, nie
powinniście przyłączyć się do walki?
- My? – odezwała się blondynka. – Niby dlaczego?
- O ile się nie mylę – robiłam krok do przodu,
uważnie obserwując trzech Eileenów. – To właśnie harpie prosiły mnie o pomoc w
sprawie Eteny, a teraz kiedy dziewczyna przybywa w dodatku z waszymi zbiegłymi
pobratymcami, by pozabijać niewinnych – wytknęłam. – Wy chowacie głowę w
piasek? Nie taka była umowa!
- Niczego nie chowamy i chować nie będziemy –
oznajmił mi władczo Noel.
- Ależ bracie… - zaczęła zszokowana dziewczyna.
– Przecież to tylko…
- Tylko co? – warknął na nią książę,
obdarzając ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Już nic – odpowiedziała cicho, morderczym
wzrokiem wpatrując się we mnie.
- Umowa nas zobowiązuje – zaczął ponownie
Noel. – Zjawimy się za dwa dni, aby powstrzymać Etenę i walczyć u waszego boku.
- Świetnie – skwitowałam.
- Pamiętaj jednak, że i my mamy umowę – dodał
blondyn poważnie. – Nie możesz nikomu zdradzić naszego pochodzenia, a co za tym
idzie – kim jesteśmy.
- Zdajesz sobie sprawę, że to niedorzeczne –
powiedziałam.
- Wiem, ale tego zalecenia mojej matki nie
mogę zlekceważyć – odpowiedział. – Musisz to uszanować.
- Rozumiem – westchnęłam.
- W takim razie wracaj do domu i do zobaczenia
– powiedział Noel. – Obiecuję, że pomówię jeszcze z Eileen, bo taka sytuacja
nie może się więcej powtórzyć.
Nim jeszcze chłopak skończył mówić, jego
postać zamazała mi się całkowicie, a zaraz potem przed oczami ujrzałam
pomarańczowe tęczówki Willa.
- Viviene, wszystko w porządku? – spytał z
ulgą w głosie. – Dziewczyno, ja przez Ciebie oszaleję.
- Mam nadzieję, że jednak tego nie zrobisz –
odpowiedziałam.
- Co się na Boga stało? Źle się czujesz?
- Już wszystko w porządku…
- Dla mnie nic nie jest w porządku! –
Krzyknął. – Najpierw milczysz jak zaklęta, robisz ze mnie przewrażliwionego
„wampira” – mówiąc to nakreślił w
powietrzu cudzysłów. – A zaraz potem mdlejesz i oświadczasz, że nic się
nie stało! Viviene!
- Chcę Ci wszystko wyjaśnić, więc z łaski
swojej pozwól mi na to – zaczęłam powoli, cały czas nie spuszczając go z
oczu.
- Wyjaśnisz? Ty? – sarknął z udawanym
niedowierzaniem. – Ależ proszę bardzo.
Wzięłam większy wdech leśnego
powietrza i zaczęłam mówić, Williamowi należało się wyjaśnienie bez względu na
konsekwencje:
- Znasz każdy moment z mojego życia, zarówno
tego ludzkiego, jaki i wampirzego – zrobiłam krótką pauzę. – Wiesz kogo
spotkałam, z kim… miałam przyjemność się… zmierzyć – wampiry, wilkołaki,
upadli. Jednak na świecie istnieją jeszcze inne stworzenia, o których nie
wiemy, a które egzystują razem z nami.
- Chcesz przez to powiedzieć… - jego
spojrzenie złagodniało.
- Są pewne sprawy o których mówić nie mogę –
wyjaśniłam, czując nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. – Nie dlatego, że
nie chcę, albo że nie mam do Ciebie zaufania. Nie – westchnęłam. – Zobowiązuje
mnie do tego umowa, pewnego rodzaju przyrzeczenie, którego nie mogę złamać.
- A co te… stworzenia mają do Ciebie? –
spytał.
- Właściwie to zostałam w to wmieszana przez
przypadek, a później nie było już odwrotu – wyjaśniłam z lekkim uśmiechem. – A
teraz, no cóż mamy… wspólnego wroga.
- Wspólnego wroga? – zamyślił się. – Victorię?
- Niekoniecznie – odpowiedziałam wymijająco.
- Ok. – stwierdził. – W takim razie przybędą
walczyć z nami?
- Taką mam nadzieję.
- Dlaczego tylko nadzieję? – zapytał. – Skoro
trzymamy jedną stronę…
- Nie odpowiem Ci na to pytanie, bo sama tego
nie wiem – dodałam. – Może kiedyś sam ich oto zapytasz. Jedno jest pewne, łatwo
nie będzie.
- Masz na myśli walkę?
- Niestety tak – odpowiedziałam z nijakim
wyrazem twarzy. – Przeciwnik jest jedną wielką niewiadomą, nie mamy pojęcia ile
ich tak naprawdę jest, a co najważniejsze, czy potrafią się bronić.
- W takim razie powinniśmy wrócić, by ustalić
z resztą plan działania – oznajmił chłopak, wyciągając w moim kierunku dłoń.
- Przepraszam, że od początku nie powiedziałam
Ci „wszystkiego wszystkiego” – wyznałam, ujmując jego rękę. – Czasami
chciałabym się obudzić i stwierdzić, że jednak to, całe moje nieśmiertelne
życie było jednym wielkim snem.
- Nieśmiertelność to nie dar, ale
przeznaczenie, które musi się wypełnić*, Vi – powiedział bardzo poważnie. – A
my nie możemy od niego uciec.
- Przeznaczenie – stwierdziłam, przytulając
się do ukochanego. – Taa. Pokręcone, poplątane…
- Ale postawiło mi Ciebie na drodze – dodał
William. – I chodź się na Ciebie wściekam i czasami krzyczę – uśmiechnął się
szelmowsko. – To i tak kocham, jak wariat.
- Wiem, mój wariacie – skwitowałam i
pocałowałam go czule.
~*~
- Długo was nie było? – Stwierdził Emmett,
przyglądając się nam bardzo uważnie. – I chyba nie polowaliście, co?
- Och bracie, zacznij wreszcie martwić się
tym, czym powinieneś – sprowadziłam go z chmur na ziemię.
- Dobra, dobra – żachnął i klepnął z radością
Willa w plecy.
W tym samym momencie znaleźliśmy się
w salonie, na nasz widok ojciec nerwowo poruszył się.
- Co się stało tato? – odezwałam się pierwsza.
- Rodzina z Denali nam nie pomoże – oznajmił
Carlisle.
- Niby dlaczego? – spytał Will.
- Wilki kilka miesięcy temu zabiły Laurenta…
- Kogo? – przerwałam.
- Jeden z tych trzech Nomadów.
- Kiedy? – spytał Emmett.
- W marcu – odpowiedział Carlisle.
- A czemu mu oderwały głowę, jeśli oczywiście
można wiedzieć? – dążył Boski.
- Bo chciał zabić Bellę na polecenie Victorii
– odpowiedziała naburmuszona Allie.
- No dobrze, a co to ma wspólnego z rodziną na
Alasce? – spytałam.
- Laurent był… dobrym znajomym Iriny –
odpowiedziała Esme. – Właściwie to chyba nawet przyjacielem.
- I w związku z żałobą siostry, Tanya, Kate,
Eleazar i Carmen nie będą walczyć u boku sierściuchów – dopowiedziała nieco
patetycznie Rosalie.
- To wiele tłumaczy – stwierdziłam nieco
przygnębiona. – Musimy uszanować ich decyzję.
- Ich decyzja może nas kosztować życie –
powiedział William.
- Nie zmusimy ich do walki – odezwał się
ponownie najstarszy Cullen. – Vivi ma rację, musimy to uszanować.
- W takim razie będzie walczyła nasza
dziewiątka i wilki – oznajmił Jasper. – Miejmy nadzieję, że trening pozwoli nam
jak najlepiej przygotować się do starcia.
- Ściągnęłam jeszcze tylko wsparcie z Norwegii
– dodałam. – Jednak nie spodziewałabym się armii z ich delegacji.
- To znaczy? – spytał Jazz. – Ilu? Bo to
ważne.
- Nie wiem, od trzech do pięciu? –
odpowiedziałam.
- Dobre i to – odpowiedział mój brat,
spoglądając na swoją zamyśloną i nieco nieobecną żonę. – Alice do tej pory nie
miała żadnej wizji, co nie zapowiada ciekawie.
- Być może wiedzą, z kim mają do czynienia –
powiedziałam, zwracając uwagę wszystkich. – Skoro Laurent przyjaźnił się z
Iriną i resztą Denalczyków, to przecież dziewczyny musiały chcą nie chcąc coś
wspomnieć o nas.
- To ja pójdę jeszcze dalej w twoich
przypuszczeniach, Vi i powiem, że być może Laurent zdobył sympatię Iriny, tylko
i wyłącznie na prośbę Victorii – odezwał się Will. – Ruda od początku chciała
zemsty, ale jak widać zależy jej na naszym, a właściwie Edwarda spektakularnym
upadku.
- Sugerujesz, że ona wie, jak obchodzić się z
moim darem? – odezwała się Alice.
- Najwidoczniej – skwitował. – Zwykle widzisz
to, co ktoś sobie zaplanował, bądź wcześniej pomyślał. Ruda się wycwaniła i nie
podejmuje żadnych decyzji, a to co zobaczyłaś najwidoczniej jej umknęło.
- Hipoteza warta zastanowienia się – wtrącił
Emmett. – Nie wnosi to jednak nic nowego do naszej sytuacji. Skoro Victoria tak
z nami pogrywa, to wątpię, by Allie coś jeszcze ujrzała.
- Racja – skwitowałam. – Przynajmniej wiemy
jedno, że nasz wróg nie tylko ma przewagę liczebną nad nami, ale i wie, jakimi
zdolnościami my się posługujemy.
- W takim razie nie ma na co czekać – oznajmił
Jazz bojowym tonem. – Ruszamy na polanę spotkać się z wilkami i zaczynamy
wojenne szkolenie.
~*~
Przez kolejne dwa dni trenowaliśmy w
lesie, planowaliśmy różnorakie strategie i psychicznie przygotowywaliśmy się do
walki. Musiałam przyznać, że stanowiliśmy całkiem silną i dobrze wyszkoloną
grupę. Cechowały nas nie tylko dodatkowe talenty, jakie miały tym razem jedynie
wspomóc nas w walce z nowonarodzonymi, ale przede wszystkim sposób myślenia,
jak przeciwnik. Wiedzieliśmy dzięki Jasperowi, jak postrzega świat młody
wampir, a właściwie jak walczy. William nieco był zdekoncentrowany, ponieważ
jak sam zauważył oprócz częstych zmian humorów i szybkiej utraty cierpliwości
czuł się całkiem normalnie. Na treningach też szło mu dobrze, jednakże to co
udało mi się zauważyć, to że zawsze walczył na takim samym poziomie jak jego
przeciwnik. Był żółtodziobem w tej dziedzinie, a jednak potrafił dokopać
Emmettowi, czy Carlisle. Tym bardziej zaczął interesować mnie jego dar, czy
rzeczywiście była to zdolność doskonałej walki. No cóż, wkrótce miałam się sama
o tym przekonać. Wiedziałam jedynie, że Will sobie poradzi i na pewno da z
siebie wszystko, a takie pozytywne myślenie dla mnie musiało być podstawą do
sukcesu.
Z wilkami współpracowało się nam o
dziwo bez problemu, z początku cała wataha uczestniczyła w pokazach Jaspera,
później kiedy Indianie przekonali się o naszych, jak najlepszych intencjach
przychodził jedynie Jacob w swojej rudo-wilczej postaci. Oczywiście na
treningach nie zabrakło Isabelli, mimo, że miała nie uczestniczyć w walce,
czekając cierpliwie z ojcem na terenie La Push, dzielnie znosiła ciemność, deszcz i wiatr,
byle by tylko wiedzieć i widzieć, jak najwięcej. Nie miałam jej tego za złe,
dobrze że była ze wszystkim na bieżąco, jednak obawiałam się o Williama, czy w
„amoku” walki, przypadkiem nie zaatakuje. Moje obawy oczywiście były zbędne,
młody Cullen zawsze starał się być najedzony i niezwykle wyciszony, kiedy
chodziło o Bellę, dzięki czemu też Edward przestał patrzyć na niego wilkiem,
kiedy tylko spojrzał w kierunku apetycznego człowieka.
Kiedy przyszedł wreszcie dzień
domniemanej walki z nowo narodzonymi, wilkami i harpiami, nad Forks zaświeciło
niespodziewanie słońce, przeganiając wszystkie ciemne i burzowe chmury. Esme
uznała to za dobry znak i z samego rana kazała nam wszystkim się uśmiechać i
być dobrej myśli. Z wizji Alice grupa nieproszonych gości miała się zjawić w
lesie późnym popołudniem, jednak ja, Jasper i William już byliśmy w pogotowiu.
Ubrani niemal identycznie w ciemne jeansy, koszule i kamizelki, patrolowaliśmy
okolice polany w tą i z powrotem. To samo, tyle że na obszarze rezerwatu miały
robić wilki, dodatkowo ustawiając swoich „ludzi” na granicy Forks-La Push.
Zbliżało się południe, kiedy do
naszych uszu doszedł szelest liści i łamanych gałęzi drzew. William i Jasper
przyjęli pozy do ataku, a w moim umyśle usłyszałam jedynie: To my!
- Spokojnie to Noel – oznajmiałam chłopakom,
którzy nie zareagowali na moje słowa.
W tym samym momencie z krzaków
wyłonił się Noel o pszeniczno-złotych włosach tym razem związanych w kitkę,
Alan z szelmowskim uśmiechem, który od razu odwzajemniłam oraz dwóch nieznanych
mi mężczyzn o identycznych twarzach, posturach i blond krótkich włosach. Książę
już miał coś powiedzieć, kiedy z gęstwiny wyszła ostatnia postać – wysoka,
brunetka o długich prostych włosach, zaplecionych w warkocz aż do pasa, o
rubinowych tęczówkach.
- Claudia! – zawołałam i najnormalniej w
świecie rzuciłam jej się na szyję.
- Viviene! – dziewczyna odwzajemniła mój
entuzjazm.
- Cześć – przejął inicjatywę szwagier mojej
najlepszej przyjaciółki. – Jestem Alan, brat tego tutaj – wskazał na harpię. –
A to jest Ted i Fred – objął bliźniaków ramieniem. – Nie pytajcie, który jest
który, bo sam nie wiem.
- Witam, Jasper, William, Elen – przywitał się
Noel.
- Cieszę się, że już jesteście – powiedziałam
uradowana. – Chłopaki – wróciłam się do brata i mojego ukochanego. – To jest
Claudia – moja najlepsza wampirza przyjaciółka.
- Niezmiernie miło jest nam Ciebie gościć –
powiedział Will. – Vi, wiele o tobie opowiadała.
- I vice versa, przystojniaku – odpowiedziała
z anielskim uśmiechem. – Wreszcie widzę obiekt westchnień ostatnich kilku miesięcy
Vivi.
- Obiekt westchnień? – Powtórzył nieco
zmieszany Jasper, a zaraz potem zaczął chichotać w kierunku Willa, który
automatycznie dał mu kuksańca w żebro.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś mężatką,
Clodi? – spytał Alan znienacka.
- Ty to zawsze potrafisz popsuć atmosferę –
stwierdziła i przylgnęła do swojej drugiej połówki.
- Rozkoszni jak zwykle – skwitowałam
przewracając oczami.
- Ja to mam na co dzień – stwierdził Noel. –
Ale do rzeczy, jaki jest plan?
Masz
jakieś wieści do Eileen? – spytałam w myślach.
Nic
więcej nie wiem – odpowiedział książę. – Udało mi się jednak ustalić, a właściwie chyba znaleźć sposób na
Thomasa. W odpowiednim czasie zrobisz to, co Ci powiem, a być może pozbędziemy
się go raz na zawsze.
Mówisz
poważnie?
Jak
najbardziej.
Co
w takim razie będę musiała zrobić? – zapytałam.
Wypowiedzieć
pewną formułę – powiedział. – Ale jak
wspomniałem wcześniej, wpierw musi się nam pokazać. I oczywiście musi to
zadziałać, a czy zadziała tego nie wiem.
Nie
mniej jednak, istnieje sposób.
Podobno.
- Wracamy do domu – odpowiedział na pytanie harpii Jazz,
kiedy w międzyczasie ja i Noel prowadziliśmy umysłową konwersację. – Tam
opowiem wam jaka jest strategia, a także wasza pozycja na polu.
- Wszystko zaplanowane do najmniejszego
szczegółu – zauważył blondyn. – A improwizację,
strategię ad hock też
przewidziałeś, Jasper?
- Owszem – skwitował pewny siebie mój brat. –
Ruszajmy bo pozostało nam mało czasu.
- Już lubię tego gościa – szepnął mi na ucho
Alan, a zaraz potem zawołał, jak do zwierzaka. – Fred, Ted - chodźcie.
- Skąd w ogóle wytrzasnąłeś tych bliźniaków? –
spytałam z ciekawości.
- A to całkiem zabawna historia, może kiedyś
Ci opowiem – odpowiedział i popędził za bratem, a zaraz za nim tajemnicza parka
bliźniaków.
- Dziwny ten facet – stwierdził cicho Will.
- Specyficzny – potwierdziłam. – Ale jedyny
normalny z tego towarzystwa, zaraz po Claudii.
- Dobrze ich znasz? – spytał Jazz tym razem.
- Zbyt dobrze – szepnęłam dość poważnie.
~*~
Zgodnie z wizją mojej siostry cała
moja rodzina, wilkołaki, Claudia, Noel, Alan i bliźniacy czekaliśmy na
przybycie Victorii i jej świty. Rozstawieni w niewielkie grupki na polanie, nerwowo
przeczesywaliśmy wzrokiem granicę lasu. Do moich podopiecznych należały dwa wilki – Jared i Quil, Emmett, Noel. Po
mojej prawej miał walczyć Edward z Allie, Willem, Alanem i dwoma wilkami. Natomiast
z lewej: Jasper, Rosalie, Claudia, Fred i Jacob. Reszta rodziny – Carlisle,
Esme, Ted, Sam i Leah zabezpieczali tyły.
Z początku nic się nie działo, w jednej chwili
absolutna cisza zapanowała w lesie, a zaraz potem do moich uszu doszedł dźwięk
tłuczonego wampirzego ciała. Spoglądałam na świat w spowolnionym tempie, nie
mogąc poruszyć się nawet o milimetr. Widziałam walczącą rodzinę – sprawne uniki
Rose, doskonały cios Willa w jakiegoś młodego wampira, Alana rozszarpującego na
kawałki ciało wampirzycy. Oni walczyli, a ja? Stałam i gapiłam się na wszystko
z opóźnieniem, sekundę później zwyciężyła moja siła umysłu i udało mi się wyrwać
z dziwnego mentalnego uścisku.
Przyczajona jak drapieżnik wybrałam ofiarę, która znalazła
się najbliżej mnie, a po kolejnej sekundzie nowo narodzonego już nie było.
Wystarczyło odpowiednio złapać za kark, wykręcić ręce, a całe ciało rozpadało
się w mgnieniu oka. Do moich nozdrzy doszedł zapach duszących kadzideł, tak
charakterystycznych dla palonego ciała nieśmiertelnego. Moje oczy na bieżąco
lokalizowały zagrożenie, a następnie skupiałam się na ich likwidowaniu.
Jakiś czas później ponownie poczułam, że ktoś, albo coś
próbuje na mnie swoich nadnaturalnych zdolności. Ścianki mojego gardła
zaczęły niebezpiecznie piec i puchnąć, uniemożliwiając mi swobodne oddychanie.
Moja ręka automatycznie powędrowała do szyi, w tym samym momencie zerknęłam na
Noela, zaczynał robić się purpurowy z braku tlenu. Zaczęłam szukać po polanie,
kogoś, kto mógł być odpowiedzialny za nasze tortury i oczywiście dostrzegłam –
uroczą blondyneczkę, o szkarłatnym, morderczym spojrzeniu skierowanym w moją
stronę.
- Emmett – wydusiłam
najgłośniej, jak tylko mogłam.
Brat od razu pognał w moją stronę.
- Matko! Co Ci? –
spytał, odpychając ode mnie jakiegoś wampira.
- Widzisz tą laskę
na dwunastej? – wycharczałam, klękając przy chłopaku. – To ona i jej dar.
- Zajmę się tym –
oznajmił, jednak w tej samej chwili uniósł się w powietrzu i uderzył z impetem
w pobliską skałę.
Ogromny huk rozniósł się po polanie, a zaraz potem czyjś
przerażający krzyk dotarł do moich uszu. Nie miałam kiedy spojrzeć na brata, ani
na tego kogoś, kto wrzeszczał, bo oto przede mną, jakby spod ziemi wyrosła
postać błękitnookiej Eteny i Thomasa o
jednym białym skrzydle.
„Odważny, to nie ten
kto się nie boi, ale ten który wie,
że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach.”
że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach.”
*- cytat
J.R.R Tolkien
Kocham, kocham, kocham!♥
OdpowiedzUsuńNiezmiernie mi miło :)
UsuńPozdrawiam
Uwielbiam, :P
OdpowiedzUsuńjesteś niesamowita kocham i ubóstwiam tego bloga czekam na dalszy ciąg...
Tylko czemu skończyłaś na takim momencie?
Wiesz co jednak zmieniam zdanie jesteś okrutna i zła bo przez ciebie znowu mnie ciekawość zżera od środka jak jakiś robal i to przez ciebie właśnie:D
WENKI I TO DUŻO :*
Cieszę się, że blog jest do tego stopnia wciągający, jednak na kolejne losy Viviene będzie trzeba poczekać niestety dłużej. Powód - odsyłam do informacji.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz :)
Super rozdzial. :)
OdpowiedzUsuńKoncowka strasznie mnie zaciekawila i jestem strasznie ciekawa co bedzie dalej :)
Szybko pisz cos !!!!! :D
Bardzo dziękuję. Oj tak końcówka, no przyznam się, że i na mnie zrobiła wrażenie. A właściwie wyobrażenie sobie miny Vivi, kiedy ujrzała Thomasa z tak bliska.
UsuńPozdrawiam.
Nie no ja bym w gorszym momencie skończyła!
OdpowiedzUsuńAż mi żołądek do gardła podszedł. Jednym słowem WOW!
Wreszcie wyczekiwana walka...
Ciekawe jak poradził sobie Will i reszta. Matko boska jak ja się nie mogę doczekać konfrontacji z Thomasem.
Co do początku rozdziału to William to nerwus ale to takie urocze, że tak szybko się godzą z Vi.
Oczywiście kluczowym momentem będą wypowiadane słowa przez główną bohaterkę w kolejnym rozdziale. Ciekawe co to będzie, co też Noel jej powie.
Rozdział naprawdę ekscytujący! I wiesz co... Jak tak czytałam o kłótni rodzeństwa to tak jak bym widziała swoje. Najmłodsza rzadko kiedy ma prawo głosu hehe :)
No i Claudia się pojawiła, luubie wampirzyce - taka mega pozytywna.
Mam nadzieje, że egzaminy idą ci dobrze i wszystko zdasz i wyjedziesz na 'zasłużony urlop' hehe, domyślam się że za pewne marzysz o ciszy i spokoju :*
Dziękuję za dedykacje i cierpliwie czekam na C.D
Ps: TRZYMAM ZA CIEBIE KCIUKI! :* :)
Pozdrawiam rubinku!
O tak wreszcie walka, sama jestem jej bardzo ciekawa, a zwłaszcza Waszej reakcji "po". Są zakochani to i godzić się szybko będą :) Nie było sensu tego przedłużać.
UsuńHe he he - mówisz, że najmłodsze nie ma głosu? W mojej rodzinie się to nie sprawdza :P
Ja też lubię Clodi - miła, sympatyczna z pozytywnym nastawieniem do świata :)
A egzaminy... sesja trwa, a egzamin dyplomowy na początku lipca (chyba).
Buziole :********
Ty, ty, TY!!! Moja kochana kobieto :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przewinęła się przez tekst rodzinka Denali, co prawda tylko delikatnie wspomniana, ale zawsze coś :) Może za jakiś czas pojawią się znowu, oczywiście po całej tej zadymie z Thomasem i szurniętą kuzynką Noela, kiedy Vivien zwycięży całą zgraję niczym niepokonana Wonder Woman :D
Heeejjj, Vi naprawdę mi ją przypomina! haha
Mam nadzieję, że wszyscy przeżyją (chociaż właściwie Bellę mógłby ktoś znaleźć i zeżreć albo piorun trzasnąć, naprawdę, naprawdę jej nie trawię).
Zastanawiam się też czy nie pojawią się przypadkiem sługusy z Voltery. Z tego co kojarzę, to Vi miała już okazję poznać Felixa (albo Demetriego) na balu w Londynie, ale nic z tego nie wniknęło. Aro pewnie chciałby mieć taki diamencik w swojej kolekcji.
Rozumiem późny termin kolejnej publikacji, ja mam ten sam problem. Niestety sielankowe i wesołe życie studenta musi od czasu do czasu zostać brutalnie zakłócone przez paskudny twór zwany SSSesją.
Walcz dzielnie żołnierzu! Do ostatniej zdrowej szarej komórki!
Na koniec dziękuję za dedyk. Miodzik leje się na moje serducho :D
Pozdrowionki :*
Bella, Bella, Bella... jej życie już wystarczająco skomplikowało życie Cullenów tak mi się wydaje, dodatkowej ofiary z jej strony, a następnie kolejnych rewelacji od Edka nam nie potrzeba. Więc już teraz mogę zdradzić, że dziewczyna będzie się cieszyć życiem, ludzkim, przynajmniej do jakiegoś czasu.
UsuńNo, zobaczymy jak Vivi w walce pójdzie, nie będzie oczywiście kolorowo, bo żadna bitwa nie jest takowa. Co do Denalczyków, kto wie, może jeszcze przybędą z odsieczą :P
Czy przybędą sługusy z Voltery, tego jeszcze nie wiem sama, zobaczymy. Według Pani Meyer, owszem, w mojej wersji... wszystko się może zdarzyć.
Och, sesja! Znam, czuję, nienawidzę!
Pozdrawiam serdecznie, również życząc powodzenia podczas systemu eliminacji studentów :)
Ciekawy rozdział, w końcu powiedziała Willowi chociaż część prawdy. Widzę, że rozpętała się niezła walka. To teraz Vivi wypowie magiczną formułkę, którą podpowie jej Noel i z Thomasa zostanie garść popiołu?:P
OdpowiedzUsuńJa jestem ciekawa, jak opiszesz moment ciąży Belli i czy Vivi będzie po jej stronie? Znając ją myślę, że tak jak Rose nie pozwoli skrzywdzić dziecka;) Ale do tego pewnie jeszcze sporo czasu:p Pozdrawiam:)
Rubinku! Moje gratulacje! Chyle czoła! :)
OdpowiedzUsuńI rozumiem, że teraz wakaaacje;>?
O tak! Upragnione wakacje - czyli słodycz nic nie robienia :)
UsuńThx :*****