Pojawili
się na polanie tak niespodziewanie, że w pierwszej chwili zamarłam. Przerażona
i oniemiała wpatrywałam się w swojego wroga, który z triumfem na ustach
przemierzał wzrokiem pole bitwy. Mężczyzna w ogóle nie przypominał
człowieka-wampira, którego znałam kilka lat temu. Twarz, włosy, a także postura
i jedno skrzydło, sprawiły, że w pierwszej chwili go nie poznałam. Wydał się
idealny, wprost stworzony do podziwiania przez innych, niezwykle urodziwy.
Jeśli ktoś twierdził, że to wampiry są najpiękniejszymi stworzeniami na ziemi,
to mylił się i to niemiłosiernie. Hybryda anioła i wampira, była niedopisania,
wygląd porażał, omamiał.
Nie
minęła sekunda, a nasze spojrzenie po raz pierwszy się spotkało. Nieśmiertelny
uśmiechnął się przerażająco w moim kierunku, a chwile później poczułam ból
wszystkich możliwych mięśni. Straciłam równowagę, przez co musiałam się
podeprzeć rękoma o ziemię.
- Znowu się spotykamy, Kicia –
odezwał się Tom z uśmiechem. – Kto by pomyślał, że w takich okolicznościach.
- Zawsze miałeś skłonność do melodramatyzmu –
wydusiłam na jednym z wolnych od bólu wydechów. – Dziwię się, że w ogóle
wyszedłeś z ukrycia. Zwykle wysługujesz się swoimi sługusami – spojrzałam w
kierunku Eteny, która aktualnie zajęta była Claudią, automatycznie poczułam
przypływ gniewu. – W takim razie, czym zasłużyłam sobie na taki zaszczyt?
- Słyszałem, że ułożyłaś sobie w końcu życie –
odpowiedział z przekąsem, zerkając mimowolnie na walczącego Williama. –
Chciałem osobiście pogratulować, no i oczywiście nie tyle przypomnieć o swojej
obecności w twoim życiu, ale i ponownie je zrujnować – dodał sarkastycznym
tonem.
- Nie uważasz, że już wystarczy? – spytałam,
stając ponownie prosto, korzystając z okazji, że nie zaatakował. – Twoja zemsta
nie ma sensu, pomściłeś się już nie raz – To powiedziawszy zaczęłam szukać
wzrokiem Noela, w taki sposób, aby oczywiście Thomas nie domyślił się niczego, ani
tym bardziej nie wyczytał nic z moich myśli.
- Widzisz Kicia, zemsta zemstą, masz rację
zapłaciłaś za moje krzywdy – oznajmił, rozpoczynając krążyć wokół mnie niczym
sęp. – Jednak wspomniałem Ci kiedyś, chyba przy naszym ostatnim spotkaniu, że…
- Jesteś teraz niezwyciężony, ponad naturalny
– przerwałam mu niechętnie, próbując zyskać na czasie. – Co Ci da moje kolejne
upokorzenie, albo śmierć, no co, Tom?
- Satysfakcje, Kiciu – odpowiedział tak, jakby
to było najoczywistsze na świecie.
- Satysfakcję? – spytałam, a w międzyczasie
udało mi się nawiązać kontakt wzrokowy z księciem harpii.
- Tylko będąc martwą, naprawdę – poprawił się
zaraz. – Odzyskam to, co przez Ciebie straciłem.
- Niby, co? – sarknęłam. – Władzę? Dianę?
- Spokój – odpowiedział, a zaraz potem
zaatakował, próbując zmiażdżyć mi gardło.
Jego
dotyk palił żywym ogniem moją wampirzą skórę, zabójcze spojrzenie unieruchomiło
jakiekolwiek ruch, a swąd kadzideł i palonego mięsa wypełnił moje nadwrażliwe
nozdrza. Wiedziałam, że powinnam walczyć, bronić się, próbować dalej w to
brnąć, przecież miałam dla kogo i do czego wrócić. W tamtej jednak chwili było
mi już wszystko jedno, zimne stalowe oczy wpatrywały się we mnie z radością i
zupełnie mi nie znaną satysfakcją. Czułam w ustach metaliczny posmak swojej
krwi, przestałam się szarpać, oddychać, bo to do czego dążyłam nie miało już
sensu. Przeczuwałam, że chyba oto nadchodzi koniec, że prawdopodobnie tak miało być
się, że oto spełnia się moje przeznaczenie. Jeszcze tylko chwila i będzie po wszystkim,
i nagle stało się.
Jednak nie to, czego się spodziewałam, w
jednej chwili ból, jaki raził do tej pory moje mięśnie zelżał.
- Viviene! – Krzyknął ktoś, kogo głos
doskonale znałam. – Spójrz na mnie, Kochanie! – To był rozkaz, który od razu
wykonałam.
- Will – udało mi się wyszeptać jedno słowo,
przy okazji spróbowałam ponownie wyostrzyć wzrok.
Młody
wampir miał dość pokiereszowane ubranie, a także potargane włosy, poza tym nie
dostrzegłam niczego niepokojącego.
- Wiem, że jest ciężko – rzucił. – Ale musisz
to skończyć, raz na zawsze, lepszej okazji nie będzie – to powiedziawszy
postawił mnie ponownie na ziemi, a zaraz potem ruszył w kierunku atakującego
Rosalie nowo narodzonego.
Nerwowo
rozejrzałam się wokoło, nasza wymiana zdań z Willem trwała niecałe dziesięć
sekund, przez co udało mi się zorientować w sytuacji. To William, Emmett, Alan
i Noel, bliźniacy oraz dwa wilki rzuciły się na Upadłego, aby móc mnie wyrwać z
jego miażdżącego uścisku. Spojrzałam w kierunku Toma, nadal wściekle bronił się
przed napastnikami, w tej samej chwili obok mnie pojawiła się Claudia, a za nią
rozjuszona Etena.
Moja
przyjaciółka dzielnie walczyła z harpią, ta jednak w pewnym momencie
zablokowała wampirzycy jakikolwiek ruch i szykowała się do oderwania jej głowy
z tułowia. Nie mogłam czekać, musiałam jej pomóc. Sprawnie naskoczyłam Etenie
ramiona, także straciła punkt orientacyjny, a zaraz potem wykręciłam jej głowę
o 180 stopni. W międzyczasie Claudia wyswobodziła się z śmiercionośnego uścisku
kobiety, nagradzając swoją napastniczkę prawym sierpowym. Pół sekundy później
głowa zaskoczonej harpii potoczyła się po polanie, a pozostała część ciała
opadła bezwładnie na ziemię. Nie było czasu na świętowanie, ponieważ zaraz
potrzebował nas Noel.
- Elen! Claudia! – wrzasnął mąż mojej
przyjaciółki. – Tutaj!
- Już! – odezwała się dziewczyna i ruszyła w
jego stronę. – Viviene?!
- Jestem tuż za tobą – odpowiedziałam, przy
okazji nokautując jakiegoś nowo narodzonego.
- Musimy go okrążyć – powiedział Noel,
spoglądając na Thomasa, który w tym samym momencie złamał kark jednemu z
wilków. Do moich uszu doszedł zgrzyt kręgów szyjnych, a także cichy jęk wydobywający
się z pyska szarego wilka.
- Jared, nie! – Krzyknęłam w wolną przestrzeń.
- Cullen! – warknął na mnie Noel, przy okazji
pociągając za rękę. – Skup się! Czas na realizacje planu.
- Jakiego znowu planu? – spytała Claudia.
Nie
było jednak czasu na tłumaczenie, ponieważ dziewczyna została pociągnięta przez
swojego męża zaraz za plecy naszego wroga, po jej prawej stronie stanął Noel, a
po lewej Alan, visa vi stanęłam ja. Kiedy złapaliśmy się za ręce, walczący, a
właściwe siedzący na karku Upadłego do tej pory Fred, odskoczył, a Ted rozsypał
wokół naszej piątki biały proszek.
- Co wy robicie? – odezwał się spanikowany
głosem Tom. – Mnie nie można pokonać.
- Twój głos zdradza odzwierciedlone emocje,
kolego – odpyskowałam.
- Przygotuj się na swój koniec – dorzucił Alan
z olśniewającym uśmiechem.
Zupełnie
nie wiedziałam tak naprawdę, na czym miał polegać słynny plan Noela, wiedziałam
jednak, że nie mogłam pokazać po sobie jakiejkolwiek słabości, musiałam
wierzyć, że tym razem musi się udać.
W
moim umyśle pojawiła się dziwnie melodyjna formuła, którą chcąc nie chcąc
musiałam zacząć recytować.
- Nihilitum
normanum licordia exoduline laviatte vitanos. Nihilitum normanum licordia
exoduline laviatte vitanos –
powtórzyłam, coraz szybciej o coraz głośniej,
a razem ze mną Claudia, Alan i Noel.
- Jak?! Skąd… NIE! – wrzeszczał Thomas z
przerażeniem w głosie. – Nieeeee!
- Nihilitum
normanum licordia exoduline laviatte vitanos! – krzyknęliśmy, a sekundę
później jakaś ogromna siła odrzuciła naszą czwórkę w tył.
~*~
Wypowiedzenie
zakazanej formuły przez dwie wampirzyce i dwóch przedstawicieli gatunku harpii,
wezwało strażników z Davonwill i Nihilgardu. Czas zatrzymał się w miejscu, a walczące
wampiry zastygły w bojowych pozycjach, kiedy tuzin upadłych aniołów wylądował na polanie wokół zbuntowanego. Tym razem mężczyzna nie uśmiechał się cudownie,
był przestraszony i oniemiały, ponieważ nie spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń.
Według planu miał ostatecznie zakończyć żywot Viviene, a potem reszty żyjących
jeszcze Cullenów, których nie dobiła armia Victorii. A tym czasem, to on
znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, z którego tym razem nie było możliwości
ucieczki.
Nie
miał chwili na zastanowienie się, skąd jego wrogowie wytrzasnęli treść zaklęcia,
a także kogo musieli poświęcić, by zadziałało. Jedno było pewne, po raz kolejny
nie docenił sprytu i siły Viviene oraz jej rodziny. Była jego godnym
przeciwnikiem, a być może i w przyszłości godnym następcą. Ostatni raz spojrzał
na kobietę, która doprowadziła do jego spektakularnego upadku. I już wiedział, iż
mimo, że poległ i nie dokończył swojego planu, zrobiła to za niego Etena,
zaszczepiając w wampirzycy cząstkę harpiego jadu.
Oderwano
mu drugie skrzydło, pozbawiono dłoni jednym ciosem, podcięto gardło. z którego
obficie zaczęła wypływać brunatno-czerwona krew i zabrano przed oblicze samego
diabła.
~*~
Nieco
skołowana tym, co przed chwilą się stało, podniosłam się z ziemi i jak
najszybciej znalazłam się obok Claudii, która jeszcze leżała. Pomogłam jej doprowadzić
się do porządku i rozejrzałam się dookoła. Miejsce w którym jeszcze kilka minut
wcześniej stał Thomas było wypalone, a po zielonej trawie pozostał jedynie
dymiący się jeszcze popiół.
- Nie ma go – stwierdziłam z lekkim
niedowierzaniem. – Clodi, nie ma go – spojrzałam na przyjaciółkę. – Nie ma! –
poczułam przypływ satysfakcji. – Plan Noela zadziałał.
- Gdzie jest Noel? – spytała, zupełnie mnie
ignorując.
- Był zaraz obok – zerknęłam na miejsce, gdzie
jeszcze przed chwilą stał. – A Alan?
- Tam – wskazała ręką dziewczyna.
Spojrzałam
we wskazanym przez nią kierunku, mimo, że Thomas i Etena zostali pokonani, to na polanie nadal
toczyła się walka o śmierć i życie. Nie czekając na zaproszenie wampirzym
tempem ruszyłam na przeciwnika, który próbował zmiażdżyć kości jednemu z wilków
Sama. Claudia zrobiła to samo, co ja, tyle że ona skierowała się w stronę swojego
walczącego męża. Odrywałam głowy młodym wampirom, robiłam uniki, starałam się
pomóc każdemu, kto potrzebował tej pomocy. W pewnej chwili dostrzegłam na
polanie rudo-czerwony przebłysk.
- Victoria – rzuciłam sama do siebie.
Próbowałam
zlokalizować Edwarda, jednak w tym samym czasie dwa nowo narodzone wampiry
rzuciły się w moją stronę. Odparłam atak z trudem, ale na szczęście z odsieczą
pojawił się Jasper.
- W porządku? – spytał mój brat.
- Tak – odpowiedziałam. – A ty?
- Ok. – uśmiechnął się blado. – Już niewiele
zostało, Elen. Wygrywamy.
Posłałam
mu uśmiech i ramię w ramię eliminowaliśmy ostatnie niedobitki armii Victorii. Po
dziesięciu minutach było po wszystkim, pozbywszy się ostatniej grupki, Will,
Jasper i ja wbiegliśmy z powrotem na polanę z lasu. Po olbrzymim ognisku
pozostały jedynie szczątki, ale zapach palonego wampirzego ciała i tak nadal
unosił się w powietrzu. Przylgnęłam całym ciałem do swojego ukochanego, który
zaraz potem złożył na moich ustach szybki pocałunek.
- Udało się – westchnął.
- Tak – odpowiedziałam radośnie, patrząc
wprost w jego oczy.
Ruszyliśmy
zgodnie na spotkanie z rodziną z olśniewającym uśmiechem na ustach, jednak z
każdym zbliżającym się krokiem do Cullenów, mój wyraz twarzy zmieniał się
diametralnie. W miejscu zbiórki wpierw dostrzegłam Noela, który obejmował
Claudię, której twarz ukryta była w dłoniach. Nie ujrzałam Alana, Freda ani
Teda i wtedy coś ścisnęło mnie w piersi. Mój wzrok napotkał oczy następcy tronu
Eileenów i już wiedziałam – nie przeżyli. Poczułam silniejszy uścisk Willa i
automatycznie przymknęłam powieki, zabolało.
- Nie, to niemożliwe – do moich uszu doszedł cichy
płacz, lecz nie Claudii, ale Rosalie.
Od
razu spojrzałam w stronę rodzeństwa, klęczącą na ziemi blondynkę podtrzymywał
Emmett, a Alice wtuliła się w Jaspera. Przyśpieszyliśmy kroku, dołączając do
reszty. Nie miałam pojęcia, dlaczego moja siostra płakała, skoro wszyscy
Cullenowie przeżyli walkę – Edward, Emmett, Rosie, Allie, Jasper, William, ja,
Carlisle i…. Zamarłam.
Poczułam
dziwnie przeraźliwą pustkę, a zarazem tępy ból w okolicy mostka.
- Gdzie jest Esme? – spytałam, zupełnie nie
poznając swojego głosu.
Dopiero
teraz zauważyłam, że ojciec nieobecnym wzrokiem wpatruje się pobliskie, najmniejsze
zgliszcza ogniska.
- O mój Boże – szepnęłam, osuwając się na
kolana. – Dlaczego – zapłakałam.
Ukryłam
twarz w koszuli Willa, który ani przez chwilę nie wypuszczał mnie z objęć. Zacisnęłam
dłonie w pięści, cały czas łkając. We wnętrzu mojego ciała pojawił się olbrzymi
ból, rozrywający wnętrzności oraz już wcześniej pojawiająca się pustka. Nie mogłam
uwierzyć wprost to, co się stało, ani dlaczego. Nie potrafiłam sobie wyobrazić
dalszej egzystencji, bez niej, bez mamy. Nie chciałam nawet o tym myśleć. Nie
chciałam, ale musiałam. Bałam się ponownie spojrzeć w oczy ojcu, tak puste, tak
nieobecne, tak nieludzkie.
Esme, mama, mamusia…
~*~
Ciemne
burzowe chmury nadciągnęły nad Forks, chociaż jeszcze z samego rana nic nie
zapowiadało zbliżającej się nawałnicy. Stali tam, na niewielkim wzgórzu
porośniętym dzikimi trawami i kwiatami, pośrodku i samotnie. Wpatrując się w
jeden stały punkt, nikt nie odezwał się słowem, tym razem wszystko zostało
powiedziane. Czarna, tiulowa suknia dzielnie walczyła z porywistym wiatrem,
który targał w tą i z powrotem delikatny materiał. Hebanowe włosy przysłoniły
porcelanową twarz kobiety, której głowa po jakimś czasie opadła na męskim
ramieniu. Ściskany do tej pory bukiet wielobarwnych róż, spoczął na skromnej
mogile, zaraz obok tablicy upamiętniającej – Esme Anne Platt-Evenson-Cullen, ukochana żona i matka.
Nie
było mowy, przemówień, tylko głucha cisza, która została przerwana jedynie grzmotem pobliskiej burzy. Stali najdalej od
całego towarzystwa, a zaraz przy nich małżeństwo z Norwegii. Wampirzyca bała
się podejść bliżej, bała się nawet spojrzeć w kierunku grobu matki. Wyraz twarzy
najbliższy, ich smutne oczy, ich ból po stracie najbliższej im osoby stawał się
nie do zniesienia, odbierał możliwość racjonalnego myślenia, zabierał wolny
oddech, odbierał jej życie.
Stali
tak dobrych kilka godzin, kiedy wreszcie i niebo postanowiło zapłakać nad
grobem ich rodzicielki, Cullenowie powoli ruszyli w kierunku domu. Obok Viviene
pojawił się Edward, który współczująco przygarnął ją do siebie, a zaraz potem
Jasper i Alice. Kiedy jednak na horyzoncie pojawiła się Rosalie z Carlisle pod
rękę, nie omieszkała spojrzeć na dziewczynę z nienawiścią w oczach.
- To wszystko twoja wina – warknęła jadowicie
w jej kierunku. – To przez Ciebie Esme nie ma tutaj z nami!
- Rose – zaczął Edward z przyganą. – To nie
miejsce, ani czas…
- Nie gadaj bzdur, Rosie – rzuciła Allie.
- To Ty ją zabiłaś! – krzyknęła żona Emmetta.
Echo
wampirzego lamentu obiło się o ściany lasu, a także pobliskie skałki, wzmacniając
efekt przekazu blondynki. Oskarżona nieśmiertelna nie odpowiedziała nic na
zarzut siostry, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z jej słów. Gdyby nie
ona, Cullenowie żyliby beztrosko, bez problemów, bez jakiegokolwiek zagrożenia.
Po raz kolejny Pani Hale pokazała, a właściwe oznajmiła to, z czym wszyscy się
zgadzali. Czarę goryczy przelał Carlisle, który nawet nie uraczył spojrzeniem
swojej córki, podążając ślepo za Rosalie. Zabolało i to bardziej, niż powinno.
- Vi, to nie jest twoja wina, rozumiesz? –
Usłyszała zaraz przy uchu.
- Proszę Cię… - Nie chciała nawet o tym
rozmawiać. Nie teraz.
- Zaatakowała ją grupa nowo narodzonych wampirów,
Carlisle walczył… - William próbował przybliżyć jej to, co właściwie się stało.
- Daj mi spokój – Nawet nie pozwoliła mu
dokończyć. – Przynajmniej dziś, błagam.
„Śmierć nie czyni cię smutnym - czyni cię pustym.
To właśnie jest w niej złe.
Wszystkie twoje zaklęcia i nadzieje, i śmieszne
nawyki znikają pędem w wielkiej,
czarnej dziurze i nagle zdajesz
sobie sprawę, że odeszły, bo,
równie nieoczekiwanie, niczego już nie ma w środku.”
– Jonathan Carroll
To właśnie jest w niej złe.
Wszystkie twoje zaklęcia i nadzieje, i śmieszne
nawyki znikają pędem w wielkiej,
czarnej dziurze i nagle zdajesz
sobie sprawę, że odeszły, bo,
równie nieoczekiwanie, niczego już nie ma w środku.”
– Jonathan Carroll
Nieeeeeee!
OdpowiedzUsuńWskrześ Esme, wskrześ Esme!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Spodziewałam się takiej reakcji, niestety czas Esme dobiegł końca w moim opowiadaniu.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz.
Gapię się w klawiaturę i nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńSZOK!
Esme i Alan?
Esme?!
Ja nie wiem jak ta rodzina będzie dalej funkcjonować bez jej dobroci, ciepła i życzliwości.
Cullenowie bez Esme to brzmi tak surrealistycznie. Z drugiej strony to daję masę, masę nowych możliwości. Już zaczynam myśleć jak to będzie dalej. Tyle opcji! Ciekawe jak co będzie z Carlislem, biedny facet i Vi musi czuć się fatalnie. Ja czułabym się jak gówno
Chyba nie jestem w stanie wykrzesać z siebie nic więcej w tej chwili co miałoby jakiś sens. Musz e się najpierw oswoić z tym co przeczytałam.
To prawda, to wielki cios dla rodziny. Co będzie z Carlisle? Jeszcze dokładnie sama nie wiem, możesz być jednak pewna, że śmierć Esme nie poszła na marne. Jej dobroć, ciepło i życzliwość będzie zawsze w sercach Cullenów, a to dla nich teraz jedyna i najważniejsza pociecha.
UsuńMasz rację Vivi czuje się, jak sama wcześniej to określiłaś. Bo jak można się czuć, tracąc najważniejszą osobę w swoim życiu.
Czekam na dalszy odzew w tej sprawie :)
Jejku, ale smutny rozdział. Czemu zabiłaś Esme? Biedna jej rodzina:(
OdpowiedzUsuńOpis walki ciekawy, realistyczny, a pokonanie Toma dość sprytne. Czyli mają już z nim spokój, ale stracili bliską osobę. Lipa:( To co teraz? Żałoba?
A Rose jak zwykle mówi, co myśli. Ale zmieni zdanie i pewnie jeszcze ją przeprosi. Przecież nie jest zła;)
Ps. zapraszam do mnie;p
Musiałam to zrobić. Cieszę się, że rozdział się spodobał. Rosie owszem, mówi to, co myśli. Czy przeprosi, okaże się w kolejnym rozdziale.
UsuńPozdrawiam.
O cholera... Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam... Uśmierciłaś Esme. Kurcze, niby nawet w Zmierzchu nie było za dużo o niej ale mimo wszystko samo jej imię zawsze kojarzyło mi się z dobroduszną, ciepłą, kochającą matka. No cóż, po raz kolejny dajesz nam do zrozumienia, że po twoich pomysłach możemy się wszystkiego spodziewać. Ale to dobrze! Bo to przecież nie jest kolejna historia o Edwardzie tylko o Viviene i Willu! Śmierć Esme w tym rozdziale wywołała u mnie smutek ale śmierć Toma ukazana w tak hmm... epicki sposób bardzo mnie zaintrygowała. Czy te słowa coś oznaczają (zaklęcie)? Bardzo pomysłowe. Szczerze mówić spodziewałam się, że pod koniec Ros obarczy winą i wyłącznie Elen mam nadzieje jednak, że nie odseparuje się znowu tak mocno od rodziny i przy okazji nie odbije się to na Williamie. Swoją drogą dzielny z niego młody wampir! Przetrwał bitwę - szacuneczek. A co z Victorią? Ruda siksa znów się pojawi? Kurczę tyle mam pytań i tyle wątpliwości. Bardzo się cieszę, że znalazłaś czas aby podzielić się z nimi tym rozdziałem, bo przecież teraz powinnaś cieszyć się wakacjami, słońcem za pomyślnie zdane egzaminy (jeszcze raz gratuluje!) Ponieważ końcówka daje wiele do myślenia nad tym co teraz będzie z rodziną Cullenów i z Harpiami, czekam na kolejny rozdział z niecierpliwieniem!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Rubinku! :*
Wiele akcji, wiele emocji. W kolejnym rozdziale powinnaś rozwiać swoje wątpliwości. Cieszę się ogromnie, że Ci się podobało.
UsuńPozdrawiam Słońce :*
No, to kiedy ten epilog?
OdpowiedzUsuńLady Potter.
Moja Droga Lady Potter, sama chciałabym to wiedzieć :P
UsuńPozdrawiam Pomorze.
Viv, kiedy nowy rozdział? :P
OdpowiedzUsuńZapraszam do zakładki - INFORMACJE, tam wszystko wyjaśniłam. Jednak myślę, że do 15.10 uda mi się opublikować rozdział.
UsuńPozdrawiam