26 kwietnia 2014

Rozdział 68




Moje życie po raz kolejny wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wiadomość o mojej ciąży jeszcze przez dobrych kilka następnych dni z jednej strony wywoływała we mnie wszechobecną radość, a niekiedy strach i olbrzymie obawy. Zwłaszcza obawa pojawiała się częściej, gdy przypomniałam sobie nieszczęśliwą historię córki Eteny. Nie chciałam by moje dziecko spotkał taki sam los. Już w tamtej chwili wiedziałam, że robię cokolwiek w mojej mocy by tylko ochronić to maleństwo. 
             - Viviene, nic się nie martw – zapewnił mnie ze spokojem Noel, następnego dnia. – Historia się nie powtórzy, już ja się oto postaram.
             - Nie chciałbym być nieuprzejmy – odezwał się William, świdrując go wzrokiem. – Ale, czy tak samo zapewniałeś Etenę? A jak wiemy, jej historia nie zakończyła się… szczęśliwie – spojrzał na mnie ze zrozumieniem. – W związku z tym wolelibyśmy wiedzieć, z czym ewentualnie będziemy musieli się zmierzyć. 
            Nagle w pomieszczeniu zapadła cisza, a następca tronu wpatrywał się w Willa ze stoickim spokojem. Z zaciekawieniem przyglądałam się ich wymianie zdań, ponieważ bardzo ciekawa byłam zarówno reakcji harpii, jaki i jego odpowiedzi na zadane pytanie przez mojego narzeczonego. 
             - Nigdy czegoś takiego nie obiecywałem mojej kuzynce – zaczął siadając prosto na fotelu. – Być może gdybym to zrobił, gdybym ją zapewnił, że zawsze będzie mogła na mnie liczyć, Alhira cieszyłaby się życiem – wspomniał, a jego błękitno-stalowych oczach ujrzałam smutek. – Nie zamierzam popełnić drugi raz tego samego błędu – zapewnił szczerze, uderzając zaciśniętą pięścią w biurko. – Wasze dziecko będzie bezpieczne.
            Zachowanie Noela, a także to, co już do tej pory zrobił, dawało mi wiele do myślenia. Widziałam, że mu zależy i bardzo chciałam mu zaufać, a także uwierzyć w tak starannie przygotowane i zaplanowane zapewniania. Chciałam, jednak bałam się zaryzykować, ponieważ zbyt wiele mogłam stracić. 
             - Co masz na myśl mówiąc, że będzie bezpieczne? – spytałam poważnym tonem.
             - Dziecko jest hampirem – zaczął wyjaśniać bez jakiegokolwiek sprzeciwu. – W połowie wampir, w połowie harpia – spojrzał prosto w moje miodowe oczy. – I właśnie dlatego, że po części pochodzi z mojego gatunku, otrzyma od naszej rasy ochronę.
            Hampirem? – Pomyślałam z lekkim przerażeniem.
            Taka nazwa gatunku – odezwał się w mojej głowie Eileen.
             - Tytuł królewski też otrzyma? – sarknął William. – Skoro już tak się licytujemy.
             - Will – szepnęłam z przyganą, robiąc tęgą minę. 
            Wiedziałam, że mój ukochany nie przepada za Noelem, ale miałam nadzieję, że swoje uwagi oraz docinki zachowa dla siebie, albo przynajmniej dla mnie, kiedy będziemy sami. Niestety myliłam się, Cullen nie potrafił powstrzymać swojego ciętego języka.  
             - Ach – westchnął książę kręcąc głową, a zaraz potem odpowiedział chłopakowi podobnym tonem. – Ależ oczywiście, z czasem otrzyma tytuł królewski - uśmiechnął się perfidnie i dodał z wyższością. - W końcu pochodzi z szlachetnego rodu Eileenów. Zadowolony?
            Przewróciłam oczami, bo takiego rodzaju męskie potyczki nie robiły na mnie wrażenia, co więcej zupełnie mi się nie podobały.
             - Marginalnie – oparł chłopak, zakładając ręce.
             - Możemy wrócić do konkretów? – Przypomniałam im o swojej obecności, dość zjadliwym tonem. – Noel, proszę wytłumacz nam, na czym konkretnie będzie polegać twoja „ochrona” – westchnęłam. – Ponieważ nadal nic z tego nie rozumiem, a raczej powinnam. 
             - To skomplikowane – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic.
            No tak. Powinienem spodziewać się tego – pomyślał William i wymownie spojrzał na mnie. - Masz jeszcze jakieś pytania, moja droga? 
             - Nie wątpię – stwierdziłam z wymuszonym uśmiechem, puszczając kolejny sarkastyczny komentarz blondyna w niepamięć. – Ale zrozum, nie mogę polegać jedynie na twoich zapewnieniach, to za mało, Noel - spojrzałam mu prosto w oczy, szukając zrozumienia. - Muszę Ci ponownie zaufać, a jak sam wiesz, odzyskanie czyjegoś zaufania jest dla każdej ze stron sporym wysiłkiem, a także ryzykiem - zrobiłam krótką pauzę, by zakończyć komentarz odpowiednio do sytuacji. -Dlatego wybacz, ale stwierdzenie "to skomplikowane" jest jakby nie na miejscu.  
             Tym razem William nie odezwał się ani słowem, czekając na reakcje Eileena, co bardzo mnie ucieszyło. Natomiast ja wraz z następcą tronu przez dobrą minutę wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy. Nie byłam ani wściekła, ani zła na harpie, usiłowałam jedynie zrozumieć zagmatwaną sytuację, w której się wszyscy znaleźliśmy. Nie miałam pojęcia, co konkretnie przekonało Eileena do odpowiedzi na zadane wcześniej przeze mnie pytanie. Moja "przemowa", wyraz twarzy, myśli kłębiące się w mojej głowie, czy jednak sarkazm mojego narzeczonego - w każdym razie podziałało.  
             - Magia Eileenów – wyznał wreszcie. – Możecie wierzyć, bądź nie, ale to najstarsza i zarazem najpotężniejsza broń naszego gatunku. Powinienem jednak wyjaśnić wam wszystko od początku.
            Spojrzałam na Willa, którego pokerowa mina całkowicie zbyła mnie z tropu. Wiedziałam, że był zaciekawiony, podobnie jak ja, mimo to nie próbował pokazać tego po sobie. Nie miałam jednak czasu się dłużej nad tym zastanowić, ponieważ Noel mówił dalej.
             - Znacie legendy o początkach wampirzego istnienia? – Spytał.
             - Masz na myśli kwestię powstania wszelkich stworzeń o naturze nadprzyrodzonej jako efekt bożej pomyłki? – Odezwałam się, zanim Will spróbował cokolwiek powiedzieć.
             - Niekoniecznie – sprecyzował. – Myślałem raczej o pierwszym z pierwszych.
             - Pierwszy z pierwszych? – Powtórzył William ze zdziwieniem.
             - Pierwotny – wyjaśniłam nowo narodzonemu, ponieważ wiedziałam, że Will nie miał o tym pojęcia. – Pierwszy wampir od którego rozpoczęła się linia więzów wampirzej krwi.
             - W takim razie znasz tę historie – spojrzał na mnie Eileen z entuzjazmem, którego mi w tej chwili zabrakło.
             - Nie nazwałabym tego historią, Noel – sprecyzowałam. – Podróżowałam dużo po świecie, słyszałam i widziałam wiele, ale prawdopodobnie ma to się nijak do oryginalnej wersji wydarzeń.
 - To znaczy? – Spytał mnie tym razem mój narzeczony.
 - Za pierwszego z pierwszych uznaje się, podobno jednego z braci Mojżesza – odpowiedziałam. – Po tym, jak odrzucił wiarę w jedynego Boga i zasmakował w diabelskich obrządkach, został przeklęty i pozostał dzieckiem nocy - wyrecytowałam. - Ale powtórzę – podobno – westchnęłam już nieco zniecierpliwiona opowiadaniem bajek, które jak na razie do niczego nas prowadziły. – Jest wiele wersji wampirze historii, a jedną z tych najpopularniejszych jest właśnie moment już wcześniej wspomnianej „bożej pomyłki” – nakreśliłam w powietrzu cudzysłów.
             - Masz całkowitą rację, Viviene – oznajmił Noel z uśmiechem. – Wersja jednego z podopiecznych Mojżesza jest tą najbardziej prawidłową – mówił dalej, coraz bardziej podekscytowany. – Spytałem was właśnie o pierwszego wampira, by wyjaśnić, albo może inaczej – zamyślił się przez chwilę. – Uzmysłowić wam do czego dążę – zrobił krótką pauzę i wstał z fotela, który do tej pory zajmował. – Historia Eileenów jest nieco bardziej skomplikowana i rozpoczyna się znacznie wcześniej, niż wampirze dzieje.
             - Jeszcze wcześniej? – Odezwał się Will, robiąc większe oczy.
             - Tak – kontynuował, przemierzając dostojnym krokiem gabinet. – Harpie powstały, jako ziemskie odpowiedniki Upadłych Aniołów – Nihilitów, by móc opiekować się tym, co piękne i niewinne – powiedział dumnie. – Nasze stworzenie zbiegło się w czasie z konfliktem pomiędzy aniołami.
             - Mów dalej – poprosiłam, ponieważ coraz bardziej ich dzieje zaczęły mnie interesować.
             - I właśnie tutaj ma miejsce magia, czary, zabobony – jakkolwiek to nazwiecie – dodał rozpromieniony, zatrzymując się na chwilę w miejscu. – Magia dobroci i szacunku dla innych istot żywych. Magia ochrony i zdolności chronienia istot niewinnych.
             - To jest wasza misja? – spytał wampir z niedowierzaniem. – Chronić niewinnych?
             - Chronić to, co nie może się bronić – odpowiedział książę poważnie, przy okazji gestykulując w dość nienaturalny, arystokratyczny sposób. – Przyroda, zwierzęta, moi ludzie oraz Wasze dziecko.
             - Magia, czary, zabobony – powtórzyłam niepewnie, nadal obserwując harpie. – Brzmi…
             - Wiem, jak to brzmi Viviene – przerwał mi Noel, ponieważ już wiedział, że w to nie wierzę. – Ale działa, sama doświadczyłaś tego zjawiska – uśmiechnął się promiennie. – Zabroniono Ci przecież mówić, nawet myśleć o Eileenach przy twojej rodzinie.
             - To była groźba – sprecyzowałam.
             - To była magia – wtrącił pewny siebie blondyn.
             - Jak zwał, tak zwał – prychnęłam pod nosem.
             - Ale działało – zauważył zadowolony Eileen.
             - Nie zaprzeczę – przyznałam mu rację, jednak dość niechętnie, a zaraz potem spojrzałam na Williama, którego mina mówiła jasno i wyraźnie: "nadal tego nie rozumiem i chyba nie zrozumiem" oraz "nie wierzę w ani jedno jego słowo".
             - No dobrze – odezwał się wampir chwilę później. – Jeśli jak twierdzisz, cała ta wasza „magia” działa – zrobił krótką pauzę, siadając wygodniej na fotelu. – Jak wyjaśnisz, w jaki sposób Aaron znalazł Alhirę – spytał Will nieco oskarżycielskim tonem. – Skoro dziewczyna, była pod waszą magiczną opieką? Jak dowiedział się o jej istnieniu?
             - Nasza moc nie działa na pierwotne stworzenia – wyjaśnił od razu Noel. – A Aaron był jednym z pierwszych.
             - Jak to nie działa? – Spytałam oszołomiona.
             - Po prostu – odpowiedział mąż Claudii, wzruszając ramionami. – Prawdopodobnie dlatego, że Pierwotni posiadali więcej nadprzyrodzonych talentów, niż dzisiejsze wampiry, wilkołaki czy harpie. Taki dodatkowy mechanizm samoobronny.
             - A mamy wiedzę, ile takich Pierwotnych na świecie pozostało? – Odezwałam się robiąc przy okazji większy wdech, ponieważ od nadmiaru emocji i informacji zaczęło mi się kręcić w głowie.
             - Z tego, co wiem pozostał tylko jeden Pierwotny, a właściwie jedna – odpowiedział pewnie Noel. – I jest nią oczywiście moja matka.
             - Tylko Eileen? – Wtrąciłam podejrzliwie. - Tylko?  
             - Dokładnie – przytaknął książę. – Reszta wyginęła, albo została wymordowana, poza tym minęły wieki, lata, nie ma się co dziwić. 
             - O tyle dobrze – stwierdził blondyn, w przypływie swojego czarnego humoru.
 - A co z naszą rodziną? – Spytałam ponownie poddenerwowana, ponieważ ten aspekt również musiałam poruszyć podczas dzisiejszej rozmowy. – Za kilka miesięcy przeprowadzą się do Norwegii, na stałe…
             - Wtedy będziecie mogli powiedzieć im prawdę – oznajmił mąż Claudii ze spokojem. – Macie na to naszą zgodę, ponieważ zostaną oni poddani… mocy naszego rodu.
             - Rozumiem, że odbędą się czary mary, blokujące możliwość wyjawienia prawdy? – Próbował zrozumieć mechanizm tajemnic harpii William.
             - Między innymi – odpowiedział tym razem uśmiechnięty chłopak. – Jednak wcześniej musicie to utrzymać w tajemnicy. Zbyt wiele mamy do stracenia – spojrzał tym razem na mnie. – Chyba to rozumiesz, Viviene?
             - Rozumiem i jestem pewna, że tę część umowy dotrzymamy w zupełności – przyznałam otwarcie.
 - W takim razie, co Cię męczy? – Odezwała się troskliwie harpia.
-  Zbyt wiele myśli, Noel – westchnęłam i wyznałam po chwili. – Potrzebuje spokoju by jeszcze raz to wszystko przyswoić, a przede wszystkim przemyśleć – mówiłam powoli. – Zastanawiam się też, jak powiem swojej rodzinie, że spodziewam się dziecka – położyłam dłoń na brzuchu, który jeszcze pozbawiony był krągłości. – Mi samej było ciężko w to uwierzyć, a co dopiero…
             - Będziemy później się tym martwić, Vi – pocieszył mnie Will, ściskając moją lewą dłoń. – Poza tym, pamiętaj – nie jesteś z tym sama, skarbie.
             - Jak nie urok to… - nie dokończyłam, kręcąc głową. 
             - Takie zrzędzenie to też normalne u kobiet w ciąży? – Spytał nagle Noela mój narzeczony, co zupełnie mnie zaskoczyło. 
             - Humory, hormony robią swoje – odpowiedział mu chłopak z ukrywającym się uśmiechem. – Ale to dopiero początek twojej drogi przez mękę.
             - Dzięki za ostrzeżenie – stwierdził z ironią Wills przewracając oczami. 
             - Moment, moment twierdzisz, że zrzędzę? – Zwróciłam się do ukochanego, marszcząc brwi z pozorną złością. – Ja? - Powtórzyłam głośniej. 
             - Ależ skąd, skarbie – skłamał bez ogródek, wpatrując się we mnie niewinnym wzrokiem. – Musiałaś coś źle usłyszeć.
             - Taaa, jasne – pokręciłam głową, powstrzymując cisnący się na usta uśmiech, gdy objął mnie ramieniem.  
             - Kochana – zaczął Noel, zerkając na nas z lekkim uśmiechem. – Wykaż chodź trochę entuzjazmu – zaśmiał się. – Ciąża to najwspanialszy okres dla kobiety.
             - Jak na razie, to dla mnie sam stres – odpowiedziałam z ironią. – Wprawdzie stres kwestii nadprzyrodzonych mamy już za sobą, co myślę przyjęłam w miarę dobrze – zrobiłam większy wdech i delikatnie się uśmiechnęłam. - W związku z tym, czas na stres kwestii ginekologiczno-położniczych, czyż nie?
            Po raz pierwszy William i Noel zaśmiali się melodyjnie i popatrzyli na siebie prawdopodobnie ze zrozumieniem. Mi jednak nie było do śmiechu, teoretyczna i praktyczna wiedza o ciąży przerażała mnie tak samo, jak niezniszczalna moc Pierwotnych. Musiałam jednak zacisnąć zęby i wdrążyć się w czekający mnie, kolejny etap nowego życia.  


„Cokolwiek się powie o kobiecie – jest prawdą”
 - Fryderyk Nietzsche


17 komentarzy:

  1. Cudny i fantastyczny. ciekawe poczatki wampirow wymyslilas :P. czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz, a także obecność na blogu :) Cieszę się, że "początki" wampirów się spodobały. Inspiracja oczywiście wzięła się od prawdziwych Pierwotnych (The Originals).
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. No, no, no. Coraz ciekawiej widzę. Kolejny wspaniały rozdział. Już się nie mogę doczekać reakcji Cullen'ów na owe wieści. Dużo weny życzę. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :) Oj tak będzie się działo, zwłaszcza, że Cullenowie też pojawią się w niespodziewanym momencie, z niespodziewanym gościem :P

      A za wenę nie dziękuję.

      Ściskam i całuję :*

      Usuń
  3. U mnie w kolejnej części będzie o historii wampirów;p I stwierdzam, że choć sama ją wymyśliłam, to widzę lekkie podobieństwa do Twojej:-o
    Hm. Najpierw Will wyraźnie się boczy na Noela, potem nagle szepcze mu "na stronie". Widzę tu brak konsekwencji:p Jeśli przestał się boczyć, to powinnaś o tym wprost napisać, np. jak Vivi sobie pomyślała, że chyba jednak doszli do porozumienia.

    Zastanawiałam się, czego mi brakuje w Twojej powieści, bo potrafisz kombinować i dopasowywać wydarzenia, ale... jeśli mam być szczera, to widzę tu przesycenie dialogami. Brakuje mi stwierdzeń osobowych (w końcu narracja jest w pierwszej osobie) oraz by lepiej sobie wszystko wyobrazić, dobrze byłoby opisać, co ktoś robi w danym momencie.Podam Ci przykład:
    - Dzięki za ostrzeżenie – stwierdził z ironią Wills [przewracając oczami]
    - Moment, twierdzisz, że zrzędzę? – zwróciłam się do ukochanego [marszcząc brwi z pozorną złością]. – Ja? [- powtórzyłam głośniej]
    - Ależ skąd, skarbie – skłamał bez ogródek [wpatrując się we mnie niewinnym wzrokiem]. – Musiałaś coś źle usłyszeć.
    - Taaa, jasne – pokręciłam głową [powstrzymując cisnący się na usta uśmiech, gdy objął mnie ramieniem]
    - Kochana – zaczął Noel [zerkając na nas z lekkim uśmiechem]. – Wykaż chodź trochę entuzjazmu – zaśmiał się. – Ciąża to najwspanialszy okres dla kobiety.

    Oczywiście to tylko taka moja uwaga, wynikająca z własnego doświadczenia;) Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, ale sama dostałam taką uwagę kiedyś i staram się ją stosować;p

    A filmik na youtube ma fajny obrazek, lubię The Originals;p Też oglądasz?
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję Ci za komentarz oraz uwagi, które zapamiętam i oczywiście będę się starała w przyszłości wykorzystać :) Już poprawiłam, oczywiście. Dodałam też kilka opisów i stwierdzeń Vivi. Ja wiedziałam, że to jeden ze słabszych rozdziałów, między innymi dlatego, że nie miałam kiedy pisać, a wena twórcza mi gdzieś wyparowała :( Mam jednak nadzieję, ze to przejściowe kłopoty :)

      Co do Willa i Noela - sprawa już jest jasna, chłopaki nadal za sobą nie przepadają :)

      The Originals? Uwielbiam - zwłaszcza Klausa i Elijaha w akcji + ich akcent :) :D :P

      Jeszcze raz bardzo dziękuję za uwagi i liczę w przyszłości na kolejne :)

      Pozdrawiam serdecznie późną porą :)

      Usuń
    2. Przeczytałam i jest mi miło, że wzięłaś pod uwagę mój komentarz;p Muszę przyznać, że rozdział brzmi teraz o wiele lepiej, o to mi właśnie chodziło:D Taka mała rada: jak już napiszesz, przeczytaj jeszcze raz i wyobrażaj sobie, że dzieje się to przed Twoimi oczami - ja tak robię;p Jeśli będę miała kolejne uwagi, na pewno napiszę, mam też nadzieję na rewanż, jeżeli będziesz miała chwilkę na nn u mnie;)
      Ja lubię Klausa i Hayley, Elijah czasem mnie wkurza, Davina jest fajna;p Marcel natomiast budzi we mnie sprzeczne uczucia:P
      Pozdrawiam cieplutko - jeszcze późniejszą porą:P

      Usuń
    3. Czytam, wyobrażam, a czasami mam wrażenie, że wcielam się w postać samej Vivi :)

      Dziękuję w takim razie jeszcze raz za sprawdzenie :) A najprawdopodobniej zrewanżuję się już wkrótce :D

      Ach, Marcel... gorąca krew, ale rzeczywiście coś w nim jest niepokojącego. Jakaś taka siła... No zobaczymy, czy uda mu się pokonać Klausa i odzyskać Nowy Orlean.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    4. To dobrze;p
      Oby nie, jestem w team Klaus;p

      Usuń
  4. No imam trochę wolnego, a że wszędzie wokół burza i pioruny (uwielbiam taka pogodę... :3) to mam chwilę, żeby robić coś pożyteczniejszego od drzemania i spijania białego wina za dwie dychy... :D

    Na poczatek to w ogóle opieprzam cię (tak, już teraz to się dzieje), bo ty do mnie, że ja krótko, hę? A widziałaś swój rozdział :P

    Ogólnie do tematu. Przyznam, że zaciekawiła mnie perspektywa Vivie co do samej ciąży, jakby robiła takie "rozeznanie" w temacie i sprawdzała tego dobre i mniej korzystne strony. Ogólnie też zastanawiam się nad samym jej przebiegiem, bo widzę nie spieszy ci się z rozwiązaniem (w każdym znaczeniu tego słowa - haha, się złożyło). Z resztą, sama wspomniałaż, że dziecko bedzie "specyficzne" i mam nadzieję, że jakoś to wpłynie na samą ciążę i Viviene.
    Przyznam, że rozmowa niogarniajacego wiele Willa, Noela i V była trochę nużąca, bo dialogi ciągnęły się do nieba - więcej opisu proszę. Ja lubię komunikację, ale niewerbalna także jest cool :P Jakieś porozumiewawcze spojrzenia, Poza tym czy tylko ja mam wrażenie, że V staje się coraz bardziej kapryśna... Hormony buzują w jej martwym ciele, jakkolwiek byłoby to możliwe :D

    Co ja mogę dodać na zakończenie... Hmmm... Na Eshren - kawałek prologu/ Naprawiam siebie - uaktualnione i 4 na Duszach haha

    Pozrawiam i bye :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popłynąłeś, nie ma co :) Cieszę się, że znalazłeś trochę czasu i wpadłeś, a także "przemęczyłeś" się i przeczytałeś :)

      Wiem, wiem, że krótko, ale co ja na to poradzę, że albo nie mam czasu, albo po prostu najnormalniej w świcie nie mam weny (albo mi się nie chce). Zaczynam się wypalać, czuje to. Historia już mnie nie kręci, jak "kilka" lat wcześniej. Nie chciałam jednak zostawić opowiadania, ot tak. Dlatego może rozdziały technicznie, a także opisowo kuleją. Sam wiesz, jak to jest pisać z pasji, a jak z przymusu.

      Co do czasu, mam zamiar przyśpieszyć i to już od kolejnego rozdziału. Nawet obawiam się, czy nie zrobię tego "zbyt" szybko :), ale mam nadzieję, że zrozumiecie.

      Dziecko owszem, będzie specyficzne :) Więcej szczegółów mam nadzieję znajdzie się w kolejnym wpisie.

      Chyba jednak nie zrezygnowałeś z taniego, białego wina. Literówki Cię zdradziły :P

      Pozdrawiam serdecznie, a na rewanż będziesz musiał jednak trochę poczekać, bo zaczynam przed-sesję :(

      Usuń
    2. Haha :P Moja przed-sesja trwa cały rok, tym bardziej, ze na uczelni częściej mnie nie ma i nie wiem jak wygląda połowa wykładowców... Szczególnie ten kret z prawa, hmmm... Ale ponoć śmieszny człowiek (w sensie głupiutki) Taki oldschoolowy Goofy XD

      Wybaczam, rewanże i nierewanże nie są istotne, nauka ponad wszystko.


      Co ja wygaduję... Ty się ucz, a ja dam sobie chwilę na opieprzanie się :D

      Usuń
    3. Czyli prawdziwy z Ciebie student - więcej Cię nie ma, niż jesteś :P A tak prawo... to jest bakcyl cholerny, jestem czwarty rok na studiach i przerabiam je co roku, tyle że z innej "dziedziny" - prawo mediów, prasowe, cywilne, gospodarcze, autorskie, ochrona własności intelektualnej - MASAKRA!

      Hej! To może po opieprzajmy się wspólnie, było by miło :P

      Piona :)

      Usuń
  5. Ej, jak to jest właściwie z notkami? Będą się pojawiać nieregularnie czy od czasu od czasu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,
      Notki pojawiają się w terminach podanych w kalendarium w zakładce informacje. I owszem, można stwierdzić, że pojawiają się nieregularnie, ale pojawiają się :)

      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Cześć,
    jak napisałaś w odpowiedzi pod ostatnim komentarzem, zaglądam do kalendarium, ale data ciągle się zmienia. Pozostanie pytanie: notka pojawi się jeszcze w lipcu czy zawieszasz bloga?

    Pozdrawiam,
    Ciastko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)

      Nie zawieszam bloga, jestem cały czas w trakcie pisania kolejnego rozdziału, a z racji tego, że chcę w nim sporo zawrzeć, potrzebuję więcej czasu. Mimo. że są wakacje, ja ich niestety nie mam - pracuję na dwóch etatach i najnormalniej w świecie brakuje mi czasu na swobodne pisanie. Wiem, że czekacie na kolejny rozdział i to strasznie długo, za co przepraszam. Jestem zła sama na siebie, że teraz nie mam kiedy pisać, ale staram się. Mam nadzieję, że to już ostatnia data przełożenia kolejnej publikacji.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

      Usuń