15 sierpnia 2014

Rozdział 70


             - Czy ty… - zaczął rudy, ale od razu uciszyłam go gestem dłoni, chłopak zamilkł w tym samym momencie.
            Mój stan był niczym szczególnym w przeciwieństwie do tego, co zrobił mój brat, albo jego wampirza, niedoświadczona, od siedmiu boleści żonka. Swój nieprzyjemny wzrok skierowałam na szwagierkę, która również wpatrywał się we mnie oniemiała.    
             - To, to jest powód twojego przedłużającego się miesiąca miodowego? – Rzuciłam zjadliwie. – Jak mogłeś zrobić, coś tak głupiego?! – Warknęłam na Edwarda, którego ewidentnie zdziwił mój wzburzony ton. – W głowach Wam się pomieszało?! Nieśmiertelne dziecko?! – Zszokowana i wściekła wpatrywałam się to w rudego, to w swoją oniemiałą rodzinkę.
             - Renesmee nie jest nieśmiertelnym dzieckiem – odpowiedział od razu Edward, jakby miał już przygotowaną odpowiedź. – Jestem jej biologicznym ojcem, a Bella matką. Urodziła ją jeszcze jako człowiek, potem przeszła przemianę – spojrzał na żonę.
             Stałam tam sparaliżowana i wprost nie mogłam uwierzyć w to, co próbuje mi wytłumaczyć mój straszy brat. On jej biologicznym ojcem? Pokręciłam głową – nie wierzyłam, lecz chwilę później w mojej głowie pojawiła się inna myśl. A może jednak powinnam mu uwierzyć, skoro sama byłam w ciąży – stanie niemożliwym dla wampira. W każdym razie, na miłość boską kolejny zbieg okoliczności, uśmiech losu? – Zakpiłam sama do siebie.  
             - Błagam, posłuchaj jak bije jej serce – mówił rudy, robiąc krok w przód. – Spójrz na rumieńce. 
             - Przecież ona nie wygląda na półroczne dziecko – stwierdziłam, ponownie przyglądając się dziewczynce, która kurczliwie trzymała się nogi matki.
             - Rośnie bardzo szybko – tym razem z pomocą mężowi przyszła Bella, jej nowy słowiczy głos nieco raził moje uszy. – Sama ciąża trwała niecały miesiąc.
             - Nieprawdopodobne – szepnęłam robiąc wielkie oczy, cały czas przyglądając się bratanicy. – Pół człowiek pół wampir.
            Pół człowiek, pół wampir, pół harpia – niemożliwe, a jednak… – pomyślałam.  
             - Renesmee jest utalentowana, jak my – dodał mój brat, korzystając z chwili mojego zastanowienia. – Potrafi pokazywać swoje myśli przez dotyk. Jeżeli pozwolisz, Ness wszystko Ci pokaże – odwrócił się do córki, wyciągając do niej rękę, którą od razu przyjęła.
            Zaczęłam ponownie przyglądać się Nessie, a także Belli i Edwardowi. Ich pokrewieństwo, a przede wszystkim podobieństwo było ewidentne. Jeśli nie była jego córką, to z pewnością mogła uchodzić za naszą rodzoną siostrę. Dlatego też mimika i te piękne oczy wydały mi się skądś znajome. Wzięłam większy wdech i wsłuchałam się w bijące serce Nessi, kolejny dowód na to, że mój brat mówił prawdę.
             - Dlaczego nic nam nie powiedziałeś? – Spytałam ponownie brata, tym razem z żalem w głosie. – Czułam, że coś się dzieje, ale wszyscy wmawiali mi, że jestem przewrażliwiona – spojrzałam na Alice, która uciekła wzrokiem patrząc w inną stronę. – Mogę wiedzieć, czemu ukryłeś przede mną coś takiego? – Mówiłam do rudzielca, wskazując na dziecko. – Nie wspomnę o tym, że nawet nie wiedziałam o twojej przemianie – zwróciłam się do szwagierki z wyrzutem. – Do jasnej cholery, co się z wami dzieje?! – Krzyknęłam w przypływie złości, patrząc na Cullenów, a chwilę później otrzymałam sporego kopniaka od córki.
             - Ty też… - zaczął mój braciszek, ale ponownie weszłam mu w słowo.
             - Nie mogłam wam powiedzieć, ponieważ obowiązuje mnie umowa, od której zależy wasze i nasze życie – przyznałam, a wampiry wymieniły między sobą zdziwione spojrzenia. – To skomplikowane, dlatego też liczyłam na wasz przyjazd w terminie by wszystko wyjaśnić, ale nie o tym teraz – ponownie się zachmurzyłam i zwróciłam się do Edwarda. – Chciałabym usłyszeć odpowiedź, dlaczego bracie?
             - Nie chciałem Cię denerwować, a przede wszystkim chyba nie wiedziałem, jak moglibyśmy Ci to wyjaśnić, dlatego lepiej było nam przyjechać – odpowiedział po chwilowej pauzie, a zaraz potem spojrzał na Cullenów, którzy ochoczo pokiwali głowami.
            Nie odezwałam się już ani słowem, podążyłam jedynie wzrokiem po każdym członku rodziny, którzy nadal wpatrywali się we mnie z niedowierzaniem. Chwilę później ruszyłam do domu wampirzym tempem pozostawiając za sobą otwarte drzwi. Swoje pierwsze kroki skierowałam do lodówki, z której wyciągnęłam dzbanek z wodą, a następnie nalałam ją sobie do szklanki. Potrzebowałam zastrzyku energii, zwłaszcza po tym, czego przed chwilą się dowiedziałam. Upiłam łyk, a do moich uszu nie doszedł żaden dźwięk, czy ruch powietrza.
             - Mam wysłać do was specjalnie zaproszenie? – Spytałam, odkładając dość głośno szklankę na kuchennym blacie. – Jestem w ciąży, muszę odciążyć kręgosłup – oznajmiłam, siadając w swoim ulubionym fotelu w salonie. – Nie będę godzinami stała i tłumaczyła, a niestety na to się zanosi.
            Chwilę później w pomieszczeniu pojawiła się Renesmee z olśniewającym uśmiechem z Rosalie i Bellą na czele, a także reszta rodziny. 
             - Ciociu? – Spytała mnie Ness, a ja w pierwszej chwili znieruchomiałam na określenie bratanicy. – Mogę Ci pokazać, to o co prosił tatuś? – Piękno jej oczu i uroczej buziulki mnie hipnotyzowało.
             - Może później, słoneczko – uśmiechnęłam się lekko do dziewczynki. – Pokażesz mi i Williamowi, jak wróci, dobrze?
             - Dobrze – odparła i zmarszczyła charakterystycznie nos, jak Edward. – Ale… to znaczy, że nam wierzysz? – Spytała zaraz.
            W salonie zebrała się cała rodzina, nie usiedli tylko czekali na moją reakcję, musiałam ich zaskoczyć, nie po raz pierwszy oczywiście.  
             - Tę minę kochana się dziedziczy, więc nie ma opcji żebyś nie była Cullen – wskazałam na jej nosek i puściłam perskie oko, a zaraz potem zwróciłam się do brata i jego żony. – Przepraszam za zareagowałam tak gwałtownie.
             - Spodziewałem się takiego obrotu spraw – uśmiechnął się i odetchnął z ulgą, ale tylko na chwilę, ponieważ jego wzrok spoczął na moim brzuchu. – Powiesz nam, co jest przyczyną twoich… krągłości?
             - Opowiem, ale proszę usiądźcie, takie sterczenie mi nad głową nie sprzyja do zwierzeń – powiedziałam. – Musze przyznać, że cieszę się, że zrobiliście nam niespodziankę – zaczęłam, a Emmett zrobił zadziwiającą minę.
             - Pięć minut wcześniej rzeczywiście radowałaś się na nasz widok, sister – wtrącił osiłek, rozkładając się na kanapie.
             - Emmett – zganił go automatycznie Carlisle. – To nie czas, ani miejsce na takie wybryki, pozwól jej mówić.
             - Dobra, dobra – uniósł ku górze ręce wampir i spojrzał na mnie. – Wybacz Viviene, już będę grzeczny.
             - Dzięki – odpowiedziałam i wróciłam po rozpoczętego wątku. – Jak widzę, nasza rodzina jest pod każdym względem wyjątkowa, a tych wyjątków nie powinno się trzymać w tajemnicy – pogłaskałam się po zaokrąglonym brzuchu i spojrzałam na Renesmee.
             - To, że jesteśmy ewenementem nie da się ukryć – dodał Jazz siadając na sofie, a zaraz obok niego Allie i ojciec.
             - Ja nadal nic z tego nie rozumiem - wtrąciła się Rosalie i powróciła do zabawiania Nessie, która ku mojemu zdziwieniu była całkowicie zaabsorbowana zaistniałą sytuacją, a nie próbującą pacyfikacji ciotką.
             - To dlatego nie widziałam i nie widzę Cię w wizjach – odezwała się Alice z zarzutem, wskazując na mnie, a właściwie mój brzuch.
             - Nie tylko dlatego, ale zaraz wam wszystko wyjaśnię – powiedziałam.
             - Viviene, a gdzie jest William? - zapytał Carlisle.
             - Pojechał do miasta po zakupy – odpowiedziałam z uśmiechem. – Niedługo powinien wrócić.
             - Na zakupy? – Sarknął Emmett.
            Przytaknęłam jedynie, bo nie miałam ochoty na dalsze zaczepki ze strony miskowatego brata.
             - W takim razie mów – wtrącił Edward poważnym tonem. – Wydaje mi się, że masz nam znacznie więcej do wyjaśnienia, niż tylko to, że spodziewasz się dziecka.
             - Masz rację braciszku – przyznałam i zaczęłam opowiadać.

~*~

            Kolejną godzinę tłumaczyłam i wyjaśniałam rodzinie wszelkie wątpliwości dotyczące mojego aktualnego stanu, a także kwestie dotyczące samych Eileenów, ich historii i oczywiście tajemnicy gatunku. Cullenowie słuchali z zapartym tchem, niekiedy wtrącając się jedynie do mojego monologu zadając pytania, co było zupełnie normalne. Zwłaszcza najstarszy wampir, Jasper oraz Edward byli najbardziej dociekliwi, nie mogłam się dziwić, dla mnie samej cała ta sytuacja, zarówno moja ciąża, jak i same harpie były niekiedy trudne do zrozumienia. Zwłaszcza, że żyłam na tym świecie wystarczająco długo, by zobaczyć, czy doświadczyć wszystkiego, a przynajmniej takie miałam wrażenie jeszcze jakiś czas temu.
W międzyczasie obserwowałam również reakcje najbliższych, a przede wszystkim swoją bratanicę, która wydawała się pojmować wszystko, co tylko powiedziałam. Mimo, że dziewczynka nie miała roku, poruszała się i mówiła, co najmniej jak siedmioletnie dziecko. Jej ruch – płynny, pełen gracji i polotu robił na mnie niesamowite wrażenie, zwłaszcza, że wykonywała je niezwykle naturalnie. Tęczówki w barwie mlecznej czekolady ani na chwilę nie spuszczały ze mnie wzroku, mimo, że Nessi wędrowała z kolan Rose, Belli, Edwarda czy Emmetta, ja byłam w jej centrum zainteresowania. Zerknęłam na swojego brata i jego wampirzą żonę, a zaraz potem ponownie na ich córkę i zbeształam się w myślach, że oskarżyłam Edwarda o tak karygodny czyn, jak stworzenie nieśmiertelnego dziecka.
Dziewczynka już na pierwszy rzut oka nie wyglądała, jak te wampiryczne wybryki natury – cudowny uśmiech, rumieńce jak piwonie, a przede wszystkim stałe i miarowe bicie serca. Odziedziczyła to, co najlepsze z człowieka i wampira, przez co nie tylko była śliczna i urocza, ale i utalentowana. Renesmee ziewnęła i wygodniej usadowiła się na kolanach Edwarda, kładąc mu swoją głowę na piersi, dziecko było ewidentnie zmęczone i śpiące.
 - Pozwolicie, że zrobimy sobie małą przerwę – stwierdziłam i powoli wstałam z fotela, przy okazji prostując kręgosłup.
 - Potrzebujesz czegoś Viviene? – Zaniepokoił się ojciec, automatycznie znajdując się obok mnie.
 - Może zaparzcie zielonej herbaty – spojrzałam z uśmiechem na Alice, która nie potrzebowała dalszej zachęty i od razu ruszyła w kierunku kuchni z Jasperem u boku. – A ja pokażę Edwardowi pokój dla Nessi – mówiłam dalej.  
 - Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? – Tym razem odezwał się troskliwie Emmett, co było do niego nie podobne.
 - Jak najbardziej – odpowiedziałam z uśmiechem. – Proszę was, nie traktujcie mnie, jak chorej, czy niepełnosprawnej – zaśmiałam się, widząc ich miny, a zaraz potem dodałam. - Lepiej się rozgośćcie, Rose i Emmett – spojrzałam na blondynkę, która uśmiechnęła się do mnie. - Sypialnia w domku przy przystani należy do was, tylko błagam – grzecznie – rzuciłam z szelmowskim uśmiechem, na co misiek jedynie prychnął coś pod nosem. – Reszta – wskazałam na górę. - Drugie piętro, od koloru do wyboru.
 - W takim razie prowadź – powiedział Edward z uśmiechem, obejmując śpiącą dziewczynkę. – Bello? – Zwrócił się do żony.
 - Tak, tak – zreflektowała się wampirzyca. – Idę z wami.
 - Super – rzuciłam ruszając w stronę piętra. – Naprawdę się cieszę, że przyjechaliście – dodałam, kiedy znaleźliśmy się w korytarzu. – Okropnie stęskniłam się za wami, a ta tajemnica – położyłam rękę na swoim brzuchu. – Zaczynała mnie doprowadzać do szewskiej pasji, ale niestety nie mogliśmy nic zrobić aż do waszego przyjazdu.
 - Naprawdę nasze myśli będą blokowane? Chodzi mi o te harpie – spytał Ed raz jeszcze. – Bo jakoś trudno mi w to uwierzyć.
 - Naprawdę – potwierdziłam. – Nie raz doświadczyłam ich magii, jeżeli tak to można nazwać. Działa, uwierz. Chcąc nie chcąc twoje myśli zaczynają się skupiać na innym temacie – dodałam. – Niby wiesz, a jednak nie wiesz.
 - To strasznie zagmatwane – stwierdziła poważnie Bella. – Podziwiam Cię, że udało Ci się to wszystko przyswoić i zrozumieć, a na dodatek jeszcze w tym wytrwać.
 - Jak już wiecie, nie miałam zbytnio wyboru – skwitowałam i otworzyłam drzwi od pokoju dziecięcego.
 - Ale tu ślicznie – pochwaliła wystrój Bella. – Sama urządzałaś?
 - Will zrobił mi niespodziankę i pobawił się w dekoratora wnętrz – odpowiedziałam wampirzycy, uśmiechając się do niej. – Połóżcie Renesmee na leżance – dopowiedziałam szeptem, a z komody wyjęłam miękki koc i podałam bratu. – Ten pokój będzie do jej dyspozycji – oznajmiłam, wpatrując się w śpiące dziecko. – Znacznie wygodniej, niż na twoich kolanach braciszku.
 - A powiedz mi, ta kolorystyka – wtrącił Ed, wpatrując się w moje oczy. – Ten różowy, to coś oznacza?
 - Znamy płeć – odpowiedziałam radośnie. – Będzie dziewczynka – poklepałam się po krągłości. – Kolejna panna Cullen – zaśmiałam się, a małżeństwo mi zawtórowało.

~*~

Zostawiłam brata i Bellę na górze, a sama ruszyłam do swojej sypialni, gdzie w specjalnej teczce William i Noel kolekcjonowali dokładną dokumentację mojej ciąży. Postanowiłam pokazać ją ojcu, by chodź mniej przejmował się moim stanem zdrowia. Schodząc z powrotem do salonu, do moich nozdrzy doszedł zapach świeżej bazylii i pomidorów. W pierwszych chwili zdziwiłam się bardzo, ale zaraz potem odezwałam się na głos, jeszcze na schodach:
 - Will? – Spytałam. 
 - Jestem w kuchni – odpowiedział mi znany baryton, a zaraz potem usłyszałam salwę męskiego śmiechu w wykonaniu Jaspera i Emmetta.
Pokręciłam głową z uśmiechem i wreszcie wyłoniłam się w salonie. Widok jak mnie tam zastał nie tyle mnie zdziwił, co chwilę później wprawił w lepszy nastrój. W kominku zostało napalone wysuszonym morskim drewnem, przez co w pomieszczeniu zrobiło się przytulniej. Na ściszonym całkowicie telewizorze leciała relacja z meczu koszykówki, a z wierzy delikatnie sączyła się muzyka stricte z włoskich klimatów. Całe towarzystwo zebrało się w otwartej na salon kuchni, gromadząc się wokół kuchennej wyspy i Williama, który pichcił w najlepsze. Na stole dostrzegłam otwarte dwie butelki czerwonego wina, kieliszki, tarty parmezan i suszone pomidory. Od razu zrobiłam się wściekle głodna, a razem ze mną i maleństwo.
 - No wreszcie się pojawiłeś – zwróciłam się do Willa z przyganą. – Gdzieś ty był przez trzy godziny?
Rodzina zwróciła się teraz w moją stronę, ponieważ mój ton ich nieco zaalarmował, a przynajmniej Carlisle, Jaspera, Allie i Rose. Natomiast mój ukochany nadal zajmował się gotowaniem i z lekkim uśmiechem spojrzał na mnie, zbyt dobrze wiedział, że nie potrafiłam się na niego gniewać.
 - Ulala – zaśpiewał Emmett z kpiną. – Tłumacz się teraz, chłopie, oj tłumacz.
 - A co ja mam Ci powiedzieć, skarbie – odezwał się wreszcie Cullen, intensywnie mieszają składniki sosu. – Zakupy, poczta, bank, warsztat samochodowy i polowanie, to niestety musiało trochę potrwać.
 - Trochę? – Powtórzyłam, by się z nim podroczyć.
 - Acha – skwitował i zaśmiał się, tak jak lubiłam najbardziej. – Proszę bardzo – dodał zaraz, stawiając parujący talerz przede mną.
Zapach jedzenia całkowicie mną zawładną w tamtym momencie – pomidory, czosnek, bazylia, makaron i parmezan. Uwielbiałam włoską kuchnię i William doskonale zdawał sobie sprawę, że był to sposób na udobruchanie mnie, zwłaszcza odkąd byłam w ciąży. Tak więc nie marudząc więcej, czym prędzej zabrałam się za jedzenie, co wywołało szok na twarzach Cullenów.
 - Przecież mówiłam wam, że teraz jem ludzkie jedzenie – powiedziałam widząc ich miny.
 - Niby tak – wtrącił Jasper z przekąsem. – Ale to dla nas nadal dziwne, po prostu musimy się przyzwyczaić – spojrzał na Carlisle.
 - Za to ja jestem pod wrażeniem, że wampir może rzucić się w takim tempie na spaghetti – skwitował Em nieco rozczarowany. – Serio siostra, pobiłaś mój życiowy rekord.
 - Widzisz bracie – westchnęłam, sięgając po szklankę wody. – Nie można mieć wszystkiego – posłałam mu cwaniacki uśmiech.
 - Może i masz rację, Vivi, ale zawsze możemy się jeszcze założyć – posłał mi perskie oko Emmett.
 - I tak przegrasz – stwierdziłam pewnie. – Ale czego się nie robi dla boskiego brata…
 - Ha! – Zeskoczył z kuchennego blatu ciężarowiec i wycelował w blondyna palcem. – Wygrałem Jazz, przegrałeś zakład.
 - Jaki zakład znowu? – Spytał William.
 - Boski, kochaneczku – odpowiedział mu teatralnie Emmett.
 - Ale ja się za Wami stęskniłam – westchnęła romantycznie Alice. – Naprawdę mi tego brakowało – objęła mnie ramieniem.
 - Rodzina w komplecie – stwierdził Carlisle i pocałował mnie w policzek.

~*~

Kolejny dzień minął nam jeszcze na opowiadaniu i zadawaniu pytań, ponieważ zarówno jedna, jak i druga strona chciała wiedzieć wszystko o wszystkim, co pozwoliło nam ostatecznie wyjaśnić tajemnicze kwestie. Kilka godzin później Cullenowie zajęli się poszukiwanie i oglądaniem domów do zamieszkania, a także sprowadzeniem pozostałych rzeczy z Forks. Ja natomiast relaksowałam się przy kominku, bawiąc się i spędzając czas z Renesmee i Williamem. Moja bratanica o mnie i o moim narzeczonym wiedziała wszystko, o co najprawdopodobniej zadbał Edward, a także reszta rodziny. Mimo to zadawała mnóstwo pytań, a najwięcej o swoją nową kuzynkę.
 - A też będzie tak szybko rosła, jak ja?
 - Nie aż tak szybko – odpowiedział jej Will.
 - A taka malutka – wskazała na trzymaną przez siebie lalkę Baby Born. – Jak długo będzie?
 - Przez kilka miesięcy – uśmiechnęłam się do niej. – Dlatego w pokoiku w którym śpisz, rzeczy i ubranka są takie małe.
 - A będę mogła ją wozić w wózku? – Pytała.
 - Pewnie – odpowiedział jej wampir. – Będziesz mogła się nią opiekować, jak starsza siostra.
 - Jak tatuś ciocią Viviene? – Spojrzała na mnie i ponownie się odezwała. – Bo tata jest twoim bratem, prawda?
 - Oczywiście, a właściwie to, gdzie on jest – rozejrzałam się dookoła. – Edward! – Zawołałam. – Eduardo!
Do moich uszu doszedł szelest powietrza.
 - Co jest? – Uśmiechnął się siadając obok mnie na kanapie. – Nessi za bardzo was męczy? – Posłał mi perskie oko.
 - Talent do zadawania zbyt wielu pytań odziedziczyła ewidentnie po matce – szepnęłam po wampirzemu.
Mój brat i Will się zaśmiali.
 - Popatrz teraz na nas – zwróciłam się do Renesmee, a ja przytuliłam się do brata. – Jesteśmy podobni, czy też nie? – Uśmiechnęłam się ślicznie.
 - Macie takie same nosy i brwi – odpowiedziała. – Ha! Super!
Roześmiała się wesoło, a my razem z nią.
 - A właściwie jak to się stało, że tylko wy macie dzieci? – Spytała dziewczynka. – To dlatego, że jesteście rodzeństwem?
 - Yyy – zaczął Edward i spojrzał w moją stronę. Poszukiwał ratunkowej odpowiedzi.
 - Dlatego, że twoja mama i ja jesteśmy wyjątkowe, inne – wyjaśniłam, biorąc ją na kolana. – Nie znaczy to jednak, że cioci Alice czy cioci Rosie czegoś brakuje, nie kochanie – pogłaskałam ją po zaróżowionym policzku. – Mama była człowiekiem, gdy Cię urodziła, a ja jestem harpią, chociaż w części, dlatego mamy taką możliwość by mieć dziecko. Rozumiesz?
 - Wampiry nie mogą mieć dzieci – powtórzyła niepewnie.
 - Wampiry kobiety nie mogą, tak – sprecyzowałam.
 - Dziwne – stwierdziła marszcząc nos. – Mega.
 - Dobra moja panno – zaczął Edward, wpatrując się usilnie w swoje dziecko. – Koniec tego przesłuchiwania.
 - Jeszcze jedno pytanie tatusiu – poprosiła dziewczynka, robiąc maślane oczy. – Bardzo ważne, naprawdę – zapewniła.
 - Dawaj – zachęcił ją Will z uśmiechem.
 - Jak będzie miała na imię? – Spytała, usadawiając się na kolanach ojca. – No moja kuzynka.
Posłałam bratanicy uśmiech i spojrzałam na ukochanego, jego oczy błyszczały radością i miłością.
 - Esmeliss Sophie – odpowiedzieliśmy zgodnie z Williamem.
Już jakiś czas temu rozmawialiśmy o imionach, jednak żadne z nas nie mogło się zdecydować. Bardzo chciałam by nasza córeczka nosiła imię siostry Willa, natomiast mój ukochany obstawał przy imionach naszych matek. I chyba nadal nie doszlibyśmy do porozumienia, gdyby nie poznanie Renesmee i pomysłu mojej szwagierki do łączenia imion.
 - Esmeliss? – Powtórzył Edward i się uśmiechnął. – Od imienia Esme i… Lissy? – Spytał.
 - Właściwie to Melissy – odpowiedziałam spoglądając na blondyna. – Tak miała na imię mama Willa.
 - A Sophie? – Wtrąciła dziewczynka.
 - Po mojej młodszej siostrze – odezwał się wampir.
 - Acha – potwierdziłam i się zaśmiałam. – Jak to mówią, wilk syty i owca cała – Gdyby nie pomysł Belli, chyba nie doszlibyśmy do porozumienia – spojrzałam na narzeczonego, który jedynie przewrócił oczami.
 - Piękne imię dla pięknej dziewczynki – odezwała się Ness, skupiając ponownie uwagę na sobie. – Wiecie, co – spojrzała na mnie wesoło. – Już nie mogę się doczekać, kiedy ją poznam – przybliżyła rączkę do mojego brzucha. – Mogę? – Spytała.
 Przytaknęłam.
 - Cześć Esmeliss – powiedziała głośniej wprost do mojej krągłości. – Jestem Renesmee, twoja kuzynka. Jeszcze mnie nie znasz i ja też Cię dobrze nie znam – zamyśliła się przez chwilę.  – Ale już Cię lubię i fajnie byłoby Cię zobaczyć – pogłaskała mój brzuch. – Będę na Ciebie czekać, pamiętaj.
Patrzyłam na dziewczynkę z wielkim uśmiechem, a po policzkach spływały mi krokodyle łzy wzruszenia. Mimo, że scena była przekomiczna, gdy moja bratanica prowadziła monolog do swojej nienarodzonej jeszcze kuzynki, dla mnie było to coś wspaniałego.
 - Dlaczego ciocia płacze? – Zwróciła się do mnie Nessi.
 - Płacze, bo jest szczęśliwa – odpowiedział jej Edward na ucho.
 - Chodź do mnie, słoneczko – to powiedziawszy porwałam dziewczynę w objęcia i pocałowałam w oba policzki.

~*~

 - Viviene, mogę z Tobą porozmawiać? – Spytał kilka godzin później Edward dość poważnym tonem.
 - Jasne – odpowiedziałam mu uśmiechem, odkładając czytaną książkę. – O co chodzi?
 - Może przejdziemy się na świeże powietrze – zaproponował, na jego czole pojawiła się charakterystyczna zmarszczka.
Automatycznie się zmartwiłam, wiedziałam bowiem, że jest najwyraźniej jakiś problem.
 - Wezmę tylko sweter i możemy iść – dodałam, podnosząc się do pionu.
 - To ja się do was przyłącze – tuż za mną pojawił się Carlisle ze wspomnianym przeze mnie kardiganem w ręku.
 - Coś kręcicie – przyznałam, wychodząc na taras. – No, słucham panowie – ruszyłam powolnym krokiem przed siebie.
 - Martwimy się o Ciebie, Vivi – zaczął ojciec.
 - Niepotrzebnie – wtrąciłam. – Wszystko jest ze mną i z dzieckiem w porządku, naprawdę – posłałam im uśmiech i westchnęłam. – Tato, przecież czytałeś całą kartotekę i to nie raz – zwróciłam się do najstarszego wampira. – Poza tym William i Noel czuwają nade mną przez cały czas.
 - Ja wiem o tym doskonale, moje dziecko – powiedział Carlisle. – Lepszej opieki nie mogłabyś mieć, tego jestem pewien.
 - W takim razie, o co chodzi? – Założyłam dłonie na piersi, automatycznie przystając i spoglądając uważnie na oba wampiry.
 - Martwimy się o Ciebie, a właściwie o Twoją reakcję, bo musimy coś jeszcze Ci powiedzieć – zaczął po chwili Edward ostrożnie.
Jasna cholera – zaklęłam w myślach. – Wiedziałam.
 - Jeśli zaraz nie wyjaśnisz mi, o co chodzi jeszcze bardziej się zdenerwuję – zagroziłam z nieprzyjemnym już wyrazem twarzy.
 - Tylko spokojnie – włączył się Carlisle, obejmując mnie ramieniem. – Nie denerwuj się.
 - Tym bardziej się denerwuję – stwierdziłam i spojrzałam w kierunku rudzielca. – No wyduś to wreszcie z siebie – ponagliłam.
 - Pod koniec przyszłego tygodnia pojawi się tutaj Jacob Black z asystą – wyznał na jednym wydechu Edward.
Zrobiłam oczy jak spodki, a zaraz potem prychnęłam pod nosem.
 - Że co proszę?! – Mój głos podskoczył o oktawę wyżej. – Żarty sobie ze mnie robisz – rzuciłam. – A niby, po co miałby się tutaj zjawić? I to jeszcze z resztą psiej ferajny?
 - Renesmee jest jego wpojeniem – odpowiedział bez jakiegokolwiek entuzjazmu.
 - Wpojeniem? – Odezwałam się z sarkazmem. – To tajemnicze wilcze czary-mary?
 - Jedna osoba staje się częścią czyjegoś wszechświata, dożywotnio – zaczął ojciec. – Jest opiekunem, przyjacielem, starszym bratem, dobrym duchem, a z czasem…
 - Ach, już widzę Blacka jako dobrego ducha – nie popuszczałam z tonu. – I ty się na to zgodziłeś? – Zwróciłam się do brata. – Ty?
 - Oczywiście, że nie Viviene – odpowiedział Edward automatycznie. – Ale nie miałem na to wpływu, po prostu stało się i trzeba to zaakceptować.
 - Niczego nie trzeba, Edwardzie – stwierdziłam z zaciętym wyrazem twarzy. - W każdym razie – machnęłam ręką. – Black przyjeżdża, bo widocznie musi – sarknęłam. – A reszta wilczej watahy? Boją się o swoją Betę, że nie przeżyje konfrontacji ze mną?
 - Wataha rozdzieliła się na dwie sfory– zaczął wyjaśniać Carlisle. – Jacob wymówił posłuszeństwo Samowi, gdy ten podjął decyzję o zabiciu Belli, gdy była człowiekiem, jeszcze w ciąży – mówił spokojnie. – Swoją decyzję tłumaczyli tym, że nie wiedzieli, co też zrodzi się ze związku wampira z człowiekiem. Obawiali się o swoje bezpieczeństwo.
 - Nie mów, że rzucili się sobie do gardeł – wtrąciłam ironicznie.
 - Ano rzucili – odpowiedział blondyn, rzucając szybkie spojrzenie Edwardowi. – Sfora się rozdzieliła, a razem z Jackiem odszedł też Seth i Leah.
 - Masakra – stwierdziłam minutę później. – Jedna wielka paranoja.
 - Nie mów tak – wtrącił się Ed. – Teraz już wszystko jest w porządku, z resztą sama niedługo przekonasz się do Jacoba.
 - Chyba nie mówimy o tej samej osobie, braciszku – powiedziałam poważnym tonem. – Zapamiętaj to sobie. Noga, łapa, czy sierściasty zad Blacka, a także jego kompanów nigdy nie przekroczy granic mojego domu – posłałam mu zdradliwy uśmiech. – Tak więc kwestia naszych relacji wampir-pies wydaje mi się, że została wyjaśniona raz na zawsze.
 - Ale… Viviene – zaczął niepewnie mój brat.
 - Nie ma żadnego „ale”, Edwardzie – dodałam i ponownie ruszyłam przed siebie. – Pies zawsze będzie psem.
 - Ale myślałem, że… – dogonił mnie, spoglądając na mnie z lekkim niedowierzaniem. Ewidentnie nie tego spodziewał się po mnie.
 - To źle myślałeś – ucięłam temat ostatecznie, a przynajmniej tak mi się wydawało.
 - Elen, tak nie można – zwrócił mi uwagę ojciec. – Ja zdaję sobie sprawę, że twoje kontakty i relacje z wilkołakami nie należą do najprzyjemniejszych, ale zrozum sytuacja się zmieniła, a przede wszystkim ludzie – mówił. – Jacob nie może płacić za błędy kogoś innego, poza tym, twoje zachowanie nie zwróci życia Josephowi.
 - Ja już wypowiedziałam się na ten temat, tato – spojrzałam na wampira z dystansem. – I jak na razie zdania nie zmienię.
 - Ale mogłabyś – podpuszczał mnie.
 - Ale nie chcę, rozumiesz?! - Krzyknęłam ze złością. – Przynajmniej nie teraz, kiedy…  - nie dane mi było jednak skończyć, ponieważ zachłysnęłam się powietrzem.  
W tym samym momencie poczułam mocny ból w dolnym podbrzuszu, a moja ręka automatycznie powędrowała w tamtym kierunku. Z moich ust wydobył się jęk i pisk w jednym, już nie byłam wkurzona, a przerażona o swoją nienarodzoną córeczkę. Ból wprawdzie był do wytrzymania, ale wiedziałam, że na tym etapie ciąży nie wróżył nic dobrego.
 - Noel – szepnęłam pod nosem, a także w myślach. – Noel, potrzebuje Cię.
Sekundę później pojawiła się pomoc, a mnie ponownie oszołomił ból.


 „Jak to może być, że dni, zdarzenia, chwile,
które były tak piękne, nagle stają się wstrętne,
i to bez żadnego, żadnego konkretnego powodu?
Po prostu się zmieniają. Bez najmniejszej przyczyny.”
– Philip Kindred Dick




8 komentarzy:

  1. Pierwsza! Wspaniały rozdział. Nie mogłam się doczekać tego rozdziału! Ness bardzo słodka, zwłaszcza z tym rozmawianiem z dzieckiem. Czekam na next!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, wiele dla mnie znaczą :)
      Buziaki :*

      Usuń
  2. Zacznę od błędów.
    "A może jednak powinnam mu uwierzyć, skoro sama byłam w ciąży – stanie niemożliwym dla wampira." - jestem, czas teraźniejszy.
    "Na ściszonym całkowicie telewizorze leciała relacja z meczu koszykówki, a z wierzy delikatnie sączyła się muzyka stricte z włoskich klimatów." - wieży, nie wierzy^^
    "Kilka godzin później Cullenowie zajęli się poszukiwanie i oglądaniem domów do zamieszkania" - literówka
    Rozdział fajny, wszystko się między nimi wyjaśniło, ale nie mogę się doczekać przybycia Jake'a:) I konfrontacji w Vivi;) Nessie na pewno przekona ciotkę, żeby go wpuściła^^ I mam nadzieję, że dziecku Vivi nic nie jest. Pozdrawiam:p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, błędy, błędami - poprawię, jak tylko znajdę czas :)
      Oj... Viviene to ciężka zawodniczka w tym temacie, ale Nessi ma coś w sobie... jej nie da się odmówić :)
      Buziole :**

      Usuń
  3. Wspaniałe opowiadanie. Masz ogromny talent. Czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło :) Cieszę się, że przybyła mi kolejna czytelniczka. Na kolejny rozdział, trzeba będzie jeszcze poczekać :)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze chwilę będzie trzeba poczekać :) Jestem w trakcie pisania :)

      Usuń