Biały Pałac,
Eileenhill
Królowa
w długiej jasno turkusowej sukni przechadzała się wzdłuż sali balowej, która z
minuty na minutę zmieniała się nie do poznania. Ciężkie zasłony z okien zostały
zdjęte i zastąpione materiałem niezwykle delikatnym w odcieniu srebra, złota i
bieli, co sprawiło, że do pomieszczenia wpadło więcej przyjaznego światła. Przy
każdym oknie ustawiono wystawne świeczniki oraz wysokie wazony z kwiatowymi
aranżacjami. Marmurowe kolumny zostały oplecione girlandami wielobarwnych róż,
a ze szklanego sufitu zwisały złoto-srebrne anielskie włosy. Sala podzielona
została na dwie części – jadalną oraz salę balową, przeznaczoną do tańców. W
jadalnej stanęło 12 okrągłych stołów dziesięcioosobowych, przykrytych białymi
obrusami i srebro-złotymi bieżnikami. Na stołach pojawiła się kryształowa
zastawa oraz bukiety kwiatów i świeczniki. W powietrzu było czuć atmosferę
podekscytowania, zapach kwiatów i świeżego powietrza.
Eileen z nijaką miną obserwowała harpie przy
pracy, nic jednak nie powiedziała. Zatrzymawszy się przy postumencie tronowym
zauważyła, że obok królewskiego tronu i standardowych czterech krzeseł, zostały dostawione jeszcze dwa oraz
przepięknie zdobiona złoto-biała kołyska z śnieżnobiałym baldachimem.
Ach! Tak, goście – pomyślała i zbliżyła się do dziecięcej kołyski,
gdzie na ręcznie wyhaftowanej złotą nicią wyprawce ujrzała imię dziewczynki – Eileenelle. Na jej do tej pory kamiennej
twarzy pojawił się zalążek nieśmiałego, lecz prawdziwego uśmiechu. Samo
wspomnienie tego dziecka nie tyle ją radowało, co sprawiło, że jej plany snute
kilkaset lat wcześniej nie spoczęły jednak na laurach i będzie mogła zdobyć to,
co przed laty utraciła wraz z Alhirą.
W jej wyobrażeniach pojawiła się śliczna
i atrakcyjna młoda kobieta o pszenicznych lokach do pasa, z przepięknym szczerym
uśmiechem i lazurowym spojrzeniem. Mimo iż, była zrodzona w połowie z diabła,
nigdy nie ukazała wampirycznej natury, nigdy też nie wystąpiła przeciw swojej
prawdziwej rodzinie. Zawsze starała się żyć i być harpią, całkowicie odrzucając
mroczną część siebie. Magia, która sprawiła, że została poczęta nigdy jej nie
opuściła, dzięki temu mogła ją pielęgnować i stać się lepszym człowiekiem-harpią.
Podobne wyobrażenie i nadzieję w stosunku do córki wampirzycy miała właśnie
Eileen.
Kiedy Noel oznajmił jej, że Viviene nadała
swojemu dziecku imię rodu Eileenów, w pierwszej chwili zdziwiła się bardzo, ale
również ucieszyła się, że wampirzyca doceniła w taki sposób pomoc i wsparcie ze
strony harpii. Po raz kolejny ta dziewczyna i jej zachowanie w stosunku do jej
rodu zaskoczyło królową. Od złotych oczu Viviene zawsze bił niesamowity spokój,
nadzieja, jak również boleśnie doświadczona przeszłość. Nie była agresywna, jak
reszta jej pobratymców, oddawała im należyty szacunek, ale też potrafiła być
niezwykle szczera oraz niekiedy bezczelna w swoich osądach. Niemniej jednak,
nigdy nie próbowała i najprawdopodobniej nigdy nie miała zamiaru wystąpić
przeciwko Eileenom. Do jej umysłu powróciły wspomnienia ślubu swojego
najstarszego syna, kiedy to dziewczyna tak doskonale się sprawowała przez cały
okres pobytu w Norwegii czy podczas każdej wizyty w Eileenhill.
Zaraz jednak ponownie przywdziała maskę
zobojętnienia na twarzy, ponieważ w jej kierunku zmierzała szybkim krokiem
podenerwowana Elion. Siostrze królowej włosy sterczały we wszystkich możliwych
kierunkach, a na twarzy widoczne były zaczerwienienia, prawdopodobnie od zbyt
długiego przebywania na mroźnym powietrzu.
- To się po prostu w głowie nie mieści, że
zgodziłaś się urządzić bal dla tej wampirzej hałastry – wyraziła swoją opinię
Elion na dzień dobry. – I to jeszcze z jakim rozmachem – dodała z sarkazmem,
przyglądając się dekoracjom i sali balowej. – Szkoda, że do ostatniej chwili
trzymałaś to w tajemnicy – rzuciła perfidnym tonem. – Czyżbyś spodziewała się
zbytniego zaangażowania mojej osoby w tę uroczystość?
- Ciebie siostro również miło widzieć –
przywitała się królowa, całkowicie ignorując zarzuty młodszej harpii. – Mam
nadzieję, że jazda konna umiliła ci poranek.
- Och, przestań z tymi uprzejmościami –
warknęła kobieta, ilustrując siostrę nienawistnym wzrokiem. – Nadal nie
rozumiem, dlaczego odnawiamy kontakty z tymi… kanaliami, prawda jest taka, że
powinniśmy trzymać się od nich z daleka – mówiła. – Ja wiedziałam, że błędem było
wprowadzenia tej wampirzycy do naszego życia, ale oczywiście mnie w tej
rodzinie nikt nie słucha – dodała wściekle.
-
Radziłabym ci ugryźć się w język, zanim powiesz coś, czego będziesz żałować
Elion – zagrzmiała królowa, spoglądając na nią z wyższością. – Poza tym, to nie
miejsce ani czas na tego typu rozmowy – dodała, spoglądając na pozostałe
harpie, które znajdowały się w wielkiej sali.
- A kiedy według ciebie będzie właściwa pora
na omówienie tej kwestii – odpyskowała kobieta. – Lada chwila najadą nas
Cullenowie…
- Chodź za mną – warknęła nieprzyjemnie
królowa w jej kierunku, po czym szybkim krokiem weszła do pomieszczenia
przynależącego do sali balowej.
- Ty razem to ja nie rozumiem twojej postawy
Elion – odezwała się Eileen poważnym głosem, kiedy już obydwie harpie były
same. – Dlaczego nie potrafisz zaakceptować moich decyzji, za każdym razem
musisz je podważać? – Prychnęła i spojrzała prosto w siostrzane oczy. – Dobrze
wiesz, że potrzebujemy tego sojuszu jak jeszcze nigdy – ściszyła głos do minimum.
– Tylko tak możemy zapewnić naszemu gatunkowi przetrwanie, zwłaszcza w tak
niespokojnych czasach.
- Naprawdę nie ma innego wyjścia?
- Gdyby było nie musiałabym się płaszczyć
przed kimkolwiek – odpowiedziała z niesmakiem. – Dla mnie Elion to też nie jest
wygodna sytuacja, zrozum.
- Nie potrafię – odpowiedziała szczerze. – Nie
umiem.
- To chociaż spróbuj dla tego dziecka –
spojrzała królowa na siostrę z nadzieją. – Eileenelle jest jak Alhira…
-
Ten bękart nigdy nie… - zaczęła z ponowną wściekłością, lecz królowa ponownie
jej przerwała.
- To krew z twojej krwi – powiedziała kobieta
w turkusie. – A o ile dobrze pamiętam – Ponad
życie, za życie i przez życie – zaczęła recytować. - Krew z twojej krwi będzie moją krwią - czczoną, poważaną i chronioną
przez wieki wieków – Eileen zrobiła krótką pauzę. - Krew za krew, życie za życie,
śmierć za śmierć.
W
pomieszczeniu zapadła cisza. Przez dobrych kilka sekund kobiety usilnie
wpatrywały się w swoje oblicza, na których dominowały maski zobojętnienia.
Eileen była całkowicie pewna swoich racji, wiedziała, że tylko w ten sposób
będzie mogła zabezpieczyć przyszłość swojego rodu. Pobudki i zachowanie
młodszej siostry nie tylko ją zniesmaczyły, ale przede wszystkim nie potrafiła
zrozumieć, dlaczego Elion jest tak uparta jak przysłowiowy osioł. Nie
zamierzała się jej podporządkować, ani tym bardziej dać się zmanipulować czy
podpuścić tanimi sztuczkami i zagrywkami młodszej siostry.
-
Decyzja została podjęta i jest niepodważalna – oznajmiła królowa tonem nie
znoszącym sprzeciwu.
-
Niech ci będzie – wtrąciła niezadowolona brunetka. – Jednak pozwól, że zadam ci
jeszcze jedno pytanie – to powiedziawszy założyła dłonie na piersiach i spytała
perfidnym tonem. - Czy Noel wie, jakie
masz plany w stosunku do tego wampirzego dzieciska?
- Powiem tak, mój syn zrobi wszystko, co tylko
będzie konieczne, by zadbać o nasz gatunek i królewską krew – odpowiedziała od
razu blondynka, nie dając tym samym satysfakcji siostrze, która ewidentnie
liczyła na jakiekolwiek potknięcie królowej.
- Czyli nie powiedziałaś mu – stwierdziła z
błyskiem w oczach.
- Dowie się w odpowiednim momencie, tak jak
reszta – sprecyzowała.
- Zatem… - zaczęła brunetka, jednak nie dane
jej było skończyć.
- Zatem – zaczęła Eileen. – Zatem teraz
przystaniesz dążyć już ten temat i grzecznie zaczniesz wypełniać swoje
królewskie obowiązki – sarknęła królowa, po czym opuściła pomieszczenie by udać
się do swoich komnat.
- Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość – odparła
kobieta, kłaniając się siostrze, jednak z jej ust nie zniknął złośliwy
uśmieszek.
~*~
- Dojeżdżamy – zaanonsował William. –
Poprawcie krawaty i wygładźcie kiecki – dodał puszczając do nas perskie oko.
Gdy
tylko audi zatrzymało się pod rezydencją na nasze spotkanie wyszła
podekscytowana i uśmiechnięta Claudia z Noelem w podobnym nastroju oraz Alyson
i Eternal – dwie młodsze siostry następcy tronu, o dziwo z uśmiechem
skierowanym w naszym kierunku. Wysiadłam z samochodu z gracją, poprawiłam
sukienkę i odpięłam fotelik Esmeliss. W międzyczasie William przejął ode mnie
nosidełko i obdarzył mnie ciepłym uśmiechem, który od razu odwzajemniłam, a
zaraz potem chwycił mnie za rękę. Sekundę później dołączyła do nas reszta
rodziny.
- Serdecznie witamy w naszych skromnych
progach – oznajmił nam Noel z radością. – Williamie, Viviene, Esmeliss – skinął
głową. – Carlisle, Jasperze, Isabello.
- Wasza Wysokość, bardzo dziękujemy za
zaproszenie – odpowiedział mój ukochany, a cała nasza piątka również skinęła
głową.
- Przyjemność po naszej stronie – odezwała się
Alyson. – Proszę, to dla ciebie – powiedziała dziewczyna, wręczając mi bukiet
białych lilii.
- Och! – Byłam ewidentnie zaskoczona jej
reakcją. – Dziękuję, Wasza Wysokość – ponownie skinęłam głową, tym razem w
kierunku Alyson.
- A to musi być Esmeliss – wskazała
rozczulającym głosem siostra Noela. – Śliczny aniołek, tylko spójrz Eternal –
zwróciła się do siostry, nie spuszczając oka z mojej córki.
- Podobna do mamy – powiedziała po chwili
harpia i posłała mi również uśmiech. – I do taty również – dodała, puszczając
perskie oko do Williama.
Spojrzałam
na mojego narzeczonego, jak tylko mógł starał się maskować swoje zaskoczenie
zachowaniem Eileenów, bowiem nie do tego nas przyzwyczaili.
- Wiem, że chciałbyś teraz coś powiedzieć albo
pomyśleć, ale lepiej nie próbuj – szepnęłam mu po wampirzemu, gdy udałam, że
poprawiam kocyk Lissy.
- Carlisle, Jasperze, Isabello poznajcie
proszę moje młodsze siostry – zaczął Noel, zwracając się do reszty naszej
rodziny. – Eternal i Alyson.
- Cieszymy się, że możemy was poznać –
odpowiedział z uśmiechem Carlisle.
- Zapraszamy do środka – przejęła dowodzenie
Claudia. – Bagażami zaraz się ktoś zajmie, a tym czasem rozgośćcie się w
bawialni.
- Dziękujemy – dodałam i podążyłam zaraz za
orszakiem.
Spojrzałam
na resztę Cullenów, którzy w Eileenhill bawili po raz pierwszy, ich miny jak na
razie były bez zarzutu. Z ogromnym zaangażowaniem i zainteresowaniem słuchali
harpii oraz podziwiali zabytkowe wnętrza pałacu. Nie mówili za dużo, zgodnie z
moją sugestią, jedynie grzecznie odpowiadali na pytania. Po krótkiej wizycie w
bawialni zostaliśmy zaprowadzeni do apartamentu, który składał się z trzech
sypialni i dużego przestronnego salonu z wyjściem na balkon. Wnętrze było
całkowicie do naszej dyspozycji, dzięki czemu mogliśmy swobodnie się po nim
poruszać, nie przeszkadzając przy tym pozostałym mieszkańcom rezydencji. W
pomieszczeniach dominował klasyczny minimalizm, biel, beż, złoto i srebro.
Nigdy nie byłam w tej części pałacu, więc tym bardziej byłam podekscytowana, że
odrywałam kolejne zakamarki Eileenhill.
- I jak wam się podoba? – Spytałam Bellę,
Jaspera i Carlisle, kiedy już byliśmy sami w salonie. – Eileenhill?
- Na razie w porządku – odezwał się Jasper,
podziwiając krajobraz za oknem.
- Mi się bardzo podoba – dodała Bella,
kołysząc Lissę w ramionach. – Rezydencja robi wrażenie, naprawdę – przyznała
szczerze.
- Siostry Noela również wydają się być miłe i
sympatyczne – powiedział ojciec, siadając na kanapie.
- Ja mam nadzieję, że nie tylko będą się
wydawać miłe i sympatyczne – rzuciłam szeptem. – Ale rzeczywiście nimi będą.
- Możemy mieć nadzieję – dodał William,
spoglądając na mnie. – Musisz sama przyznać Viviene, że zaskoczyło cię ich
powitanie – stwierdził i zaraz dodał. – Bo mnie całkowicie księżniczki zbyły z
tropu.
- Zaskoczyło i to bardzo, ale w pozytywnym
znaczeniu – odpowiedziałam ukochanemu. – Jak widzisz zapewnienia Noela nie
poszły na marne.
- To dopiero początek naszej wizyty Vi –
odparł chłopak z dystansem. – Zobaczymy, co też harpie szykują na później –
spojrzał wymownie na zegarek i zwrócił się już do wszystkich zebranych. – Mamy
dziesięć minut na przebranie się i spotkanie z królową, tak w gwoli
przypomnienia drodzy państwo.
- No tak, nie możemy się spóźnić –
powiedziałam poważnie. – Punktualność jest cechą królów – zaśmiałam się
melodyjnie i zwróciłam się do żony mojego brata. – Chodź Bello. Czas wcisnąć
się w kiecki od Alice.
- Te balowe? – Zdziwiła się dziewczyna.
- Te koktajlowe – sprecyzowałam przy okazji
teatralnie przewracając oczami. – Na balowe kreacje przyjdzie czas później.
- Szykujcie się dziewczyny – przejął
inicjatywę Carlisle. – A my zaopiekujemy się naszą księżniczką – wtrącił biorąc
Esmeliss w objęcia, która swoje błękitne oczy skierowała na jego uradowaną
twarz. – No witam panienkę – zwrócił się do dziecka. – Kto tak ślicznie
uśmiecha się do dziadka? Co? – Dodał pieszczotliwie.
Spojrzałam
przelotnie na ojca i uśmiechnęłam się pod nosem, wiedziałam, że Lissa jest
bezpieczna, więc spokojnie postanowiłam zająć się sobą. Zmieniłam klasyczną
błękitną sukienkę na tiulową jasno beżową, bardziej elegancką, której
dopełnieniem była atłasowa, granatowa wstążka, która przechodziła w pasie oraz
na ramionach. Bella postawiła również na beż, tyle że z kwiatowym żakardowym motywem. Obydwie pozostawiłyśmy rozpuszczone
włosy, których delikatne fale okalały nasze blade oblicza. Złote oczy zostały obramowane wachlarzem
gęstych rzęs, a usta pomalowałyśmy jedynie błyszczykiem. Kiedy ponownie
weszłyśmy do salonu, na nasz widok cała trójka zaniemówiła wpatrując się w nas
z niemałym zachwytem.
- Wiecie, że wyglądacie jak bliźniaczki –
odezwał się William.
- Przesadzasz – machnęła ręką Bella.
- Will ma rację – potwierdził Jasper,
przyglądając się nam uważniej. – Nora ma teraz taki sam odcień włosów jak ty
Bello.
- Poza tym – wtrącił Carlisle, nadal trzymając
Esmeliss w ramionach. – Obie jesteście wampirzycami o bursztynowo-złotych
oczach, jesteście podobnego wzrostu, no i sukienki macie w tej samej tonacji
kolorystycznej.
- Jakoś tak nigdy się nam nie przyglądałam
razem – odpowiedziałam, ilustrując wzrokiem bratową, a potem siebie. Ciemno
czekoladowe włosy, mleczna karnacja, duże złote oczy i sukienki w tym samym
kolorze – zgadzało się wszystko.
– Ale… - dodałam zaraz po oględzinach. –
Możecie mieć i rację – zaśmiałam się.
- Ciekawe czy harpie też to zauważą? –
Odezwała się Swan, uśmiechając się do mnie radośnie.
- Cóż, wkrótce się przekonamy – powiedziałam i
przejęłam drzemiącą córkę od taty.
Lissa
otworzyła na chwilę swoje śliczne oczka, by sprawdzić kto najprawdopodobniej
tym razem będzie ją tulił, by zaraz potem ponownie oddać się drzemce.
Ucałowałam dziewczynkę w czółko i poprawiłam jej opaskę na głowie.
Nie zamierzałam ze swojego dziecka robić
widowiska czy też lansować ją na modną księżniczkę w tiulach i woalach. Dlatego
też, ubrałam Lissę w śliczne szydełkowane body z sukienką wykończone delikatną
koronką w kolorze bieli.
Dziesięć
minut później podążyliśmy na wyczekiwane spotkanie z królową.
~*~
Kilka godzin
później,
Przygotowanie
do balu zajęło nam trochę czasu, na szczęście mój ukochany, Jasper i Carlisle
przebrani w odświętne smokingi fachowo sprawowali pieczę nad rozbudzoną
Esmeliss, dzięki czemu miałam możliwość spokojnego przygotowania się do
uroczystości. Wiedziałam, że bal na część wdrążenia Lissy do społeczeństwa
harpii będzie wydarzeniem niezwykle ważnym, nie miałam jednak pojęcia, że
królowa oraz reszta Eileenów zrobią z tego wydarzenia imprezę na miarę gali
Oskarów, festiwalu filmowego w Cannes czy Wenecji.
Ale
od początku, po oficjalnym przedstawieniu rodzinie królewskiej mojej córki oraz
reszty mojej rodziny, zostaliśmy zaproszeni na podwieczorek w jednej z
oranżerii przynależącej do pałacu. Gdzie oprócz rodziny królewskiej dołączyło
do nas kilka osób znanych mi tylko z widzenia, a mianowicie osoby towarzyszące
dwóch obecnych już księżniczek oraz weselne kuzynki Noela i Alana. Jedzenie
powoli przestawało mi już smakować, ale mimo to, czułam się w obowiązku i z
racji dobrego wychowania spożyć posiłek razem z harpiami, podobnie z resztą jak
pozostali Cullenowie. Ku zdziwieniu niektórych Eileenów, nie pokazaliśmy po
sobie jakkolwiek, że mamy problem z konsumowaniem ludzkiego jedzenia. Właściwie
to popijana jaśminowa herbata w towarzystwie muffinów, babeczek, ciast i kilkuwarstwowych
tortów stała się idealnym tłem do kulturalnej i swobodnej rozmowy między nami,
a harpiami.
Wracając
jednak do meritum, oczywiście najwięcej uwagi skupiała na sobie Esmeliss,
ponieważ dzięki niej tam się właśnie znaleźliśmy. Królowa Eileen była bardzo
uprzejma i niezwykle miła, mogłabym powiedzieć, że jak jeszcze nigdy, co tym
bardziej utwierdzało moją hipotezę, że harpie chcą stworzyć nową więź relacji
między nami.
Moja
córka wędrowała z rąk do rąk, co musiałam przyznać bardzo jej się podobało.
Swoimi wielkim lazurowymi oczkami bacznie wszystko obserwowała, aż zaczęłam się
zastanawiać, czy aby nie zaczyna już rozumieć, gdzie się znalazła i kim są
poszczególne osoby wokół niej. Zaraz po wystawnym podwieczorku Carlisle, Jasper
i Bella zostali zaproszeni na zwiedzanie pałacu i okolicznych błoni, którym
przewodniczyła Claudia oraz jedna z sióstr Noela. W międzyczasie ja wraz z
Williamem mogliśmy zająć się Lissą, która zdążyła już zgłodnieć, a także widać
było, że zaczynała być śpiąca, a przecież na wieczornym balu musiała być w
pełni sił.
Kończyłam
właśnie układać włosy, wpięłam w kok ozdobną spinkę i zabrałam się za makijaż
oczu. W tym samym momencie do pokoju wszedł William, który przystanął na
chwilę, a nasze bursztynowe oczy spotkały się w lustrzanym odbiciu. Na moich
ustach pojawił się delikatny uśmiech, a zaraz potem ponownie skupiłam się na
tworzeniu makijażu, jednak nie dane mi było go ukończyć. Na swoim karku
poczułam serię zmysłowych pocałunków i silne męskie dłonie na ramionach.
-
Wyglądasz zjawiskowo – szepnął mi do ucha mój ukochany, podziwiając moją twarz
w odbiciu lustra.
-
Bardzo ci dziękuję – odpowiedziałam uradowana, sięgając przy okazji po pędzel
do pudru. – Ale jeszcze nie skończyłam.
-
I tak jesteś śliczna – dodał całując mnie w szyję, a następnie w policzek, w
tym samym czasie jego dłonie powędrowały na moją talię skrytą pod warstwą
satynowego szlafroka.
Po moich plecach przebiegł przyjemny
dreszcz, dłoń zastygła w powietrzu, a na ustach pojawił się jeszcze szerszy
uśmiech. Doskonale bowiem zdawałam sobie sprawę, do czego dążył William.
-
Rozpraszasz mnie – odezwałam się zgodnie z prawdą.
-
Wiem – odpowiedział hipnotyzującym niskim głosem, całując zagłębienie obojczyka
i jednocześnie ściągając mi szlafrok z ramion, który uwidocznił górę
koronkowego gorsetu.
-
Will – szepnęłam z przyganą, jednak pozwoliłam na dalsze romantyczne poczynania
narzeczonego.
-
Hm? – Zasugerował, nie przerywając składania pocałunków na moim dekolcie i
obejmując mnie ciaśniej w tali.
-
Ty już dobrze wiesz, co – odpowiedziałam, przygryzając automatycznie dolną
wargę i uśmiechając się do niego słodko.
-
Wiem? – Spytał jak gdyby nigdy nic i jego wargi z ogromną siłą naparły na moje.
Oddałam pocałunek i zachichotałam, kiedy
już oderwaliśmy się do siebie.
-
Wiem, że wiesz – wtrąciłam już na poważnie, obracając się do niego twarzą. –
Ale niechętnie muszę ci jednak przerwać.
-
Naprawdę, niechętnie? – Spytał z zawoalowaną ironią w głosie.
-
Naprawdę – przyznałam i obdarowałam go krótkim całusem.
-
Teraz wierzę – odparł.
-
Kocham cię najbardziej na świecie, Will – powiedziałam. – Ale pozwól mi się
ubrać, dobrze? – Sprowadziłam chłopaka z chmur na ziemię, poprawiając szlafrok.
– Jest już późno, a muszę jeszcze zapewne pomóc Belli i przebrać Esmeliss.
-
Bella kazała ci przekazać, że sama świetnie da sobie radę – wtrącił się młody
wampir. – A o Lissę się nie martw, zaraz się nią zajmę osobiście.
-
Ty? – Spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem.
-
To moja córka, co w tym dziwnego – oznajmił mi pewnym głosem.
-
Mówiłeś, że koronki i jedwabie, to klimaty nie dla ciebie – wypomniałam mu,
uśmiechając się przy tym sarkastycznie.
-
Mówiłem tak, bo nie miałem jeszcze córki – odparł i zaraz dodał. – Poza tym –
spojrzał na mnie pożądliwie. – Nie mam nic przeciwko koronkom, zwłaszcza na
tobie – uśmiechnął się pięknie.
-
Pójdziesz już sobie, czy też nie? – Zażartowałam.
-
Skoro tak ładnie prosisz – wtrącił wesoło.
-
Bardzo dziękuję – odparłam i wróciłam do malowania.
Półgodziny później pojawiłam się równo z
Bellą w salonie naszego apartamentu w pełni gotowa do królewskiego balu. Tak
jak się spodziewałam, nasi panowie zaniemówili na nasz widok. Z uśmiechem
spojrzałyśmy z Isabellą na siebie, po czym sprawnie przybiłyśmy sobie piątki.
Żona mojego brata prezentowała piękną,
jasno beżową suknię z ręcznie malowanym kwiatowym motywem
niebieskich niezapominajek. Strój doskonale podkreślał jej szczupłą sylwetkę i
pięknie eksponował dekolt oraz talię. Ja postawiłam natomiast na jeden kolor –
pudrowy róż, w towarzystwie koronkowych kwiatów, organzyny i jedwabnego tiulu. Suknia cudownie rozszerzała się ku dołowi, tworząc
iście balową kreację, a talia zaznaczona została złotym paskiem z cekinowymi
zdobieniami. Ponadto sposób w jaki sukienka opadała mi na ramiona bardzo mi się
podobał – taka romantyczna elegancja.
- To co? Możemy tak pójść na bal – Spytała
Bella niby od niechcenia. - Bo jeśli nie, to możemy się z Viviene zaraz
przebrać...
- Nie! – Odpowiedzieli chórem panowie, co było
mega zabawne.
- Wyglądacie bosko – oznajmił William, nie
mogąc ode mnie oderwać wzroku. – Warto
było czekać na taki efekt – dodał już w myślach.
- Wy też prezentujecie się przyzwoicie –
wtrąciłam podziwiając trzech mężczyzn ubranych w szare, identyczne smokingi
skrojone na wymiar.
- Świetnie – zaklaskała w dłonie brunetka z
pięknym uśmiechem. – W taki razie poprawimy wam tylko muszki – podeszła od razu
do Carlisle. – I możemy ruszać.
- A gdzie Lissa? – Spytałam, spoglądając w
kierunku kołyski.
- A tutaj – odpowiedział William z uśmiechem,
biorąc moje maleństwo w ramiona. – Chodź, pokażesz się mamie Esmeliss – zwrócił
się do dziecka, które wesoło zagaworzyło.
Dziewczynka
została przebrana w uroczą, falbaniastą sukienkę z jedwabiu w kolorze bieli oraz kremowy sweterek
i opaskę.
- I co, Vi? – Zwrócił się do mnie ukochany. –
Jak ci się podoba tatusiowy wybór sukienki? – Spytał, poprawiając małej
ubranko.
- Tatusiowy? – Prychnął pod nosem
niezadowolony Jasper. – Dobre sobie.
- Kochanie – przyznałam szczerze, uśmiechając
się do wampira. – Jestem pod wrażeniem twojego tacieżyństwa, jak również zmysłu
fashion mojego brata – Spojrzałam w kierunku Hale. – 25 lat małżeństwa z Alice
coś cię jednak nauczyło, moje gratulacje Jasper.
- No wreszcie ktoś mnie docenił – dodał na
stronie wampir z uśmiechem.
- Skąd wiedziałaś? – wtrącił William,
zwracając się do mnie bezpośrednio.
- Też cię kocham – oznajmiłam najbardziej
oczywistą prawdę z możliwych i pocałowałam go w policzek.
- Nie chciałbym wam przerywać – odchrząknął
Carlisle, spoglądając na mnie i Willa z radością. – Ale chyba musimy się
zbierać – wskazał na drzwi w których pojawił się Noel odświętnie ubrany.
- Drogie Panie – zwrócił się do mnie i Belli
książę. – Wyglądacie cudownie.
- Bardzo dziękujemy – odpowiedziała moja
szwagierka.
- Jeśli jesteście gotowi, to możemy ruszać i
dołączyć do orszaku królowej – oznajmił nam chłopak.
- Oczywiście – odezwał się William nad wyraz
poważnym tonem. – Prowadź proszę, Wasza Wysokość.
Posłałam
piękny uśmiech harpii i zaraz potem dołączyliśmy do pozostałych gości
honorowych. W związku z tym, że Will trzymał Esmeliss w ramionach, moją osobą
towarzyszącą został ojciec, który ochoczo oddał mi swoje ramię, natomiast zaraz
za nami podążyła Bella z Jasperem.
Kiedy
dotarliśmy na miejsce oniemiałam z wrażenia, lecz nie tylko ja, bowiem sala
balowa, stoły w części jadalnej, odświętnie ubrane towarzystwo, które grzecznie
uśmiechało się do nas oraz cała oprawa przedsięwzięcia zapierała dech w
piersiach każdemu.
- No to dali czadu – usłyszałam podekscytowany
szept Willa tuż przy swoim uchu.
- Szkoda, że nie ma tu Alice – dodał Jasper,
rozglądając się dookoła. – Była by w siódmym niebie.
- Będzie miała jeszcze jedno wesele do
zorganizowania, więc sobie odbije – dodała na jego stronie Bella z szelmowskim
uśmiechem, zerkając wymownie w moim kierunku.
- Słyszałam – odwróciłam się do dziewczyny
niespodziewanie.
- To bardzo dobrze – skwitowała Isabella,
zupełnie nie przejmując się moim komentarzem.
Pokręciłam
głową i postanowiłam jak na razie nie poruszać tego tematu, skupiłam się
ponownie na balu na cześć mojej córeczki. Gdy już zostaliśmy doprowadzeni na
swoje miejsca – moje i Williama na podwyższeniu zaraz obok pięknej kołyski, a
reszty naszej rodziny tuż za nami, do sali zaczęli wchodzić pozostali
członkowie rodziny królewskiej.
Pierwsza
pojawiła się Elion, w rozłożystej, tiulowej sukni w kolorze bladego błękitu i w
wysokich czarnych rękawiczkach. Jej włosy zostały upięte w ciasny kok, do
którego dołączono czarną woalkę. Zdziwiłam się odrobinę widząc kolor czarny,
który u harpii podobno wywoływał szewską pasję, jednak chwilę później, widząc
spojrzenie siostry królowej, nie miałam wątpliwości, dlaczego kobieta
zdecydowała się na taki akcent kolorystyczny. Jej wyraz twarzy sugerował jasno
i wyraźnie, że nie chciała tutaj być i nie chciała nas tutaj widzieć, niemniej
jednak nic nie mogła zrobić, ponieważ decyzje w tej rodzinie podejmowała
królowa. Skłoniłam głowę, kiedy harpia na dłużej zatrzymała wzrok na naszej
szóstce, kobieta jednak udała, że tego nie zauważa i stanęła na swoim miejscu.
Jako
drugie w sali balowej pojawiły się siostry Noela – Alyson i Eternal, ubrane
niemal w identyczne kremowe suknie, przywodzące na myśl kreacje królowej
śniegu. Niezwykle lekkie i zwiewne materiały, falbany i mnóstwo złotego
zdobienia na gorsetach. Dziewczęta
uśmiechały się do nas przyjaźnie, więc od razu odwzajemniliśmy ich pozytywną
energię. Również skłoniliśmy głowy, by oddać im szacunek z racji królewskiego pochodzenia.
Zaraz
za księżniczkami naszym oczom ukazali się Claudia i Noel. Moja przyjaciółka
zaprezentowała się w rozłożystej złotej sukni z długim rękawem, która uszyta
została ze święcącej tafty, jedwabnego tiulu i organzyny. Piękną bladą twarz
dziewczyny okalała tym razem burza delikatnych jasno pszenicznych loków do
ramion, w których to połyskiwała królewska tiara, ta sama którą wampirzyca
otrzymała w dniu ślubu. Następca tronu pojawił się w złoto-szarym fraku
wyjściowym, który doskonale dopasował się do kreacji Claudii. Młode małżeństwo
z uśmiechem i radością podążyło na swoje miejsce, wcześniej jednak obydwoje
spojrzeli w naszą stronę, skupiając swoją uwagę na Esmeliss.
Chwilę
później do naszych uszu doszedł dźwięk trąb oznajmiający przybycie królowej.
Wszyscy zebrani w wielkiej sali pośpiesznie opuścili głowy na znak poddania i
szacunku, kiedy Eileen dostojnym krokiem sunęła, a właściwie frunęła w stronę
tronu. Suknia królowej już na pierwszy rzut oka wyglądała na arcydzieło sztuki
krawieckiej, nieprzypominającej żadnej innej sukni na owym balu. Bajecznie
zdobiony gorset złotą koronkową taftą podkreślał drobne kształty królowej, by
od pasa w dół, niczym odwrócony kwiat piwonii zaprezentować poddanym niezwykle zwiewną, rozłożystą
spódnicę w kolorze kości słoniowej, ciętą i układaną w asymetryczne plisy,
wykonaną z najdelikatniejszego materiału przypominający szyfon. Na
jasno-pszenicznych włosach zaczesanych w dość oryginalną fryzurę znalazła się
królewska korona z błękitnym diamentem.
Eileen
wśród ochów i achów swoich poddanych zasiadła na swoim tronie by oficjalnie
rozpocząć celebrację balu. Uroczystość została podzielona na trzy części.
Podczas pierwszej, wszyscy poddani zgromadzeni w wielkiej sali mogli bliżej
podejść, zobaczyć i oddać Esmeliss należyty szacunek z racji królewskiego
tytułu oraz wręczyć jej podarki. Harpie z olbrzymią ciekawością, a także
pozytywnymi emocjami przyglądali się mojemu dziecku, ofiarując jej mnóstwo
kwiatów i przepięknie opakowane pudełka z prezentami. Każdą harpię razem z
Williamem żegnaliśmy z uśmiechem, skinieniem głowy i cichym - dziękuję, by
jakoś odwdzięczyć się Eileenom, a także pokazać im, że szczerze i z oddaniem
traktujemy ich gatunek. Kiedy po czterdziestu minutach zakończyła się pierwsza
część imprezy, przeszliśmy do obficie zastawionych stołów w sali jadalnej. Natomiast
zaraz po kolacji rozpoczęły się tańce, wyczekiwane chyba najbardziej przez poddanych
królowej.
Pierwszy
taniec zainicjowała oczywiście Eileen przy asyście swojego pierworodnego syna
Noela, do którego dołączyła reszta rodziny królewskiej oraz pozostałe harpie
mające bezpośredni związek z rodziną królewską. Kiedy szesnaście par pojawiło
się na parkiecie w sali rozległy się pierwsze tony poloneza. Jak się później okazało pierwszy taniec balowy to
jeden z najważniejszych jak i najpiękniejszych tańców, którego mogliśmy być
świadkami tego wieczora.
- Dlaczego ty nie tańczysz? – szepnęłam w
kierunku Claudii, która siedziała obok mnie.
- Bo nie umiem – odpowiedziała z cichym
chichotem. – Poza tym, nie miałabym z kim tańczyć – wskazała brodą na królewski
orszak tańczących.
- Jak to nie miałabyś z kim? – Spytałam
szczerze zdziwiona.
- Odpowiem ci tylko jednym słowem – etykieta –
wtrąciła i wzruszyła ramionami. – A teraz nie gadaj, tylko skup się na tańcu,
bo naprawdę warto.
Już
chciałam sarkastycznie skomentować temat ichniejszej „etykiety”, kiedy Claudia
zwróciła moją uwagę na to, co działo się przed nami. Moja przyjaciółka miała
absolutną rację, to w jaki sposób harpie prowadziły się na parkiecie było niezwykłym
widowiskiem. Eileenowie nie tańczyli, nie kroczyli w rytm na trzy, a płynęli w
takt delikatnej melodii fortepianu, skrzypiec, wiolonczeli, oboju, fletów i
trąbek. Człowiek patrzył na owe widowisko i nie chciał tak naprawdę by się
skończyło. Sylwetki zarówno pań jak i panów doskonale prezentowały się w ruchu,
a gracja z jaką tańczyli niejednego gościa obecnego na uroczystości
przyprawiało o uczucie zazdrości. Wielkość figur tanecznych, kroków, obrotów,
dygnięć była oszałamiająca, niemniej jednak tancerze wykonywali je
perfekcyjnie. Zachwycona spojrzałam na ukochanego, którego wyraz twarzy był
podobny do mojego.
- Coś
wspaniałego – zwrócił się do mnie mentalnie. – O dziwo, sam chciałbym tak tańczyć.
Posłałam
mu cudowny uśmiech i ponownie skupiłam się na podziwianiu tańczących. Kiedy
utwór dobiegł końca Eileenowie w burzy oklasków schodzili z parkietu bardzo
zadowoleni z siebie.
- Wasza Wysokość – zwrócił się do Eileen mój
ojciec, kiedy ta dotarła już do stolika przy którym siedzieliśmy razem podczas
kolacji. – Pozwól proszę, że pogratuluje Państwu tańca, to było cudowne
widowisko – skłonił głowę, oddając królowej swoje uznanie.
- Bardzo dziękuję, Carlisle – odpowiedziała
królowa z uśmiechem na ustach i zaraz dodała. – Mam nadzieję, że przy kolejnym
utworze będziemy mogli podziwiać wasze umiejętności taneczne.
- Z pewnością – odparł nonszalancko mój ojciec
i zwrócił się do mnie. – Zatańczysz, Elen?
- Z wielką przyjemnością – przyznałam i z
uśmiechem pozwoliłam poprowadzić się na parkiet.
Zaraz
do naszej dwójki dołączyła również Bella z Jasperem, William z Claudią, jak
również pozostali goście bawiący się na balu. Ponownie do naszych uszu doszła piękna
melodia i rozpoczęły się kolejne tańce, między innymi walc. Kilka minut później
ponownie wirowałam na parkiecie, tym razem z Noelem, a Will z moją bratową,
kiedy ponowie wróciliśmy na swoje miejsca z moim ukochanym naszą uwagę przykuła
ziewająca i wiercąca się w ramionach Claudii moja córeczka. Spojrzałam na
Williama, a zaraz potem ponownie na Esmeliss, która zaczęła głośno domagać się
mojej uwagi.
- Chodź laleczko – zwróciłam się do dziecka z
pięknym uśmiechem, przejmując przy okazji dziewczynkę od przyjaciółki. – Chyba
czas na karmienie i spanie – oznajmiłam pozostałym. – Mam nadzieję, że
wybaczycie nam, ale będziemy musieli was opuścić.
- Ależ oczywiście, że nie – odezwała się
Eileen, a zaraz potem wstała od stołu i podeszła do mnie. – To zupełnie
zrozumiałe, ale… chciałabym z wami zamienić jeszcze słówko – dodała na stronie.
– Może odprowadzę was chociaż do dziedzińca.
Z
lekkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy przytaknęłam, nie do takiego
zachowania bowiem przyzwyczaiła nas królowa. Pożegnaliśmy się zatem z resztą
towarzystwa i szybkim krokiem ruszyliśmy za Eileen.
- Jeśli to nie problem – zaczęła królowa,
kiedy byliśmy już sami. – Chciałabym, aby Esmeliss – spojrzała z rozczuleniem
na dziewczynkę, która wierciła się w moich ramionach. – Kiedy już będzie
wystarczająco duża, oczywiście, spędzała u nas wakacje albo ferie.
- Och – udało mi się jedynie wydusić. – To
doprawdy…
- Chciałabym, żeby dziecko miało kontakt z
nami – zaczęła wyjaśniać kobieta z uśmiechem na anielskiej twarzy. – Jesteśmy
prawie rodziną, dlatego cieszyłabym się, gdyby Eileenelle mogła i chciała
poświęcić nam odrobinę uwagi – mówiąc to spojrzała tym razem na mnie. – Tak jak
oświadczyłam wcześniej, chcemy pielęgnować i utrzymywać ten sojusz, przede
wszystkim dla dobra tej kruszyny – pogładziła dziewczynkę po policzku. – Ale
również dla waszego i naszego gatunku. Konflikty i wojny, złość i zawiść nie
prowadzą do niczego dobrego – posłała poważne spojrzenie w kierunku mojego
narzeczonego.
- Wasza Wysokość – zaczął William pogodnym
tonem. – Nieco zaskoczyła nas twoja propozycja – chłopak spojrzał na mnie
przelotnie, a ja mimowolnie przytaknęłam. – Ale nie wydaje mi się, żebyśmy
mieli coś przeciwko, by nasza córka spędzała z wami wakacje, prawda skarbie? –
zwrócił się do mnie.
- Nie, oczywiście, że nie – posłałam kobiecie
uśmiech. – Esmeliss ma tutaj rodziców chrzestnych i mnóstwo cioć, więc z
pewnością będzie tu przyjeżdżać.
- Och, to cudownie – zaklaskała w dłonie
królowa. – Bardzo wam dziękuję.
- To my dziękujemy za takie przyjęcie, Eileen
– powiedziałam wzruszona. – I to bardzo.
- Przyjemność po naszej stronie –
odpowiedziała i zaraz dodała. – Dobrej nocy, zobaczymy się jutro na śniadaniu.
- Do zobaczenia – pożegnaliśmy się.
Kiedy
królowa ponownie wróciła na bal, staliśmy z Williamem jeszcze przez kilka
sekund na dziedzińcu by przyswoić wszystko to, co powiedziała i zaproponowała
Eileen. W pewnym momencie obydwoje
zaczęliśmy się śmiać, sytuacja w jakiej się znaleźliśmy naprawdę wydała nam się
przekomiczna. Szybko jednak doprowadziliśmy się do porządku i w wampirzym już
tempie ruszyliśmy do naszego apartamentu.
- Nie zważone są wyroki boskie – stwierdził
Will, kładąc Lissę do snu. – Serio – szepnął.
- Jestem tak samo zaskoczona jak ty, ale –
stwierdziłam zaraz potem z entuzjazmem. – Cieszę się, że zaproponowała sama od
siebie coś takiego.
- Miejmy nadzieję, że mówiła to szczerze i, że
za całą otoczką tego bajkowego przyjęcia, harpie nie knują czegoś przeciwko nam
– dodał na stronie.
- Niemożliwe – odpowiedziałam oburzona. – Nie
wierzę, by Claudia, Noel czy Alyson świadomie chcieli skrzywdzić Esmeliss. Nie
po tym, czego dokonali.
- Claudia i Noel może i nie – wtrącił kręcąc
głową. – Ale Eileen i Elion, to już zupełnie co innego.
Spojrzałam
na ukochanego zaniepokojona.
- Stało się coś, co dało ci powód, by wątpić w
ich słowa? – spytałam wampira. – Przecież dzisiejszy dzień, ten bal…
- Nic się nie stało – odpowiedział od razu. –
Ale…
- Co „ale”? – Zrobiłam bojową minę, zakładając
ramiona na piersi.
- Te wszystkie cudowne słowa, które kierowała
do nas królowa – powiedział wreszcie. – Nie wydały mi się szczere.
- Jesteś strasznie podejrzliwy, wiesz –
stwierdziłam popuszczając nieco z oskarżycielskiego tonu.
- Przyglądałaś się dzisiaj Elion?
- Will, wszyscy wiedzą, że Elion za mną i nami
– wampirami nie przepada – przyznałam z westchnieniem. – To przez naszych
pobratymców jej córka tak naprawdę pożegnała się z życiem, to przez nas
straciła wnuczkę i pozostałe dzieci podczas Wielkiej Wojny – dodałam zaraz. –
Jej niechęć i złość jest całkowicie zrozumiała, nic więc dziwnego, że patrzyła
na nas nieprzychylnie.
- To zupełnie co innego, Vi – wtrącił pewny
siebie. – To nie złość, to pragnienie zła i pewnego rodzaju satysfakcja, że ona
wie coś, o czym my nie mamy pojęcia.
- Skąd wytrzasnąłeś taką teorię? – Zdziwiłam
się.
- To tylko obserwacja – spojrzał na mnie. – I
dziwne przeczucie.
- Przeczucie? – Sarknęłam tym razem.
- Tak, przeczucie – odpowiedział lekko
podirytowany. – Nie wierzysz mi, prawda?
- Wierzę – odpowiedziałam po chwili, wpatrując
się w jego złote oczy. – Ale, nie chcę, żebyś miał rację.
- Nie chcę jej mieć – dodał poważnym tonem,
przygarniając mnie do siebie. – Niemniej jednak będę miał Eileenów na oku, tak
dla świętego spokoju.
- Nie martwmy się na zapas – posłałam mu swój
najpiękniejszy uśmiech. – Możesz to dla mnie zrobić?
- Dla ciebie wszystko – odpowiedział i nasze
usta złączyły się w romantycznym pocałunku.
~*~
Pierwsza
do norweskiej rezydencji Cullenów weszłam ja, a zaraz za mną Bella i William z
Esmeliss w doskonałych humorach. Do moich uszu doszło jeszcze przekomarzanie
Carlisle i Jaspera na temat rodzajów zwierząt parzystokopytnych, które
zamieszkiwały tutejsze tereny. Podróż minęła nam bardzo szybko, a przy okazji
zapolowaliśmy na renifery, który stały się przedmiotem zaciętej dyskusji
pomiędzy wampirami.
-
Cześć wszystkim – powiedziałam głośniej, wchodząc do salonu. – Wróciliśmy cali
i o dziwo zadowoleni – stwierdziłam, a moja bratowa skwitowała to cichym
chichotem.
Zaraz
jednak mój wzrok podążył po zgromadzonej w salonie rodzinie, których miny nie
wróżyły niczego dobrego. W szczególności wyraz twarzy mojego biologicznego
brata mnie przestraszył, automatycznie przystanęłam.
- Ed? – Zaczęłam ostrożnie. – Coś się stało?
- Edwardzie – odezwała się zaalarmowana Bella,
podchodząc do męża. – Gdzie jest Renesmee? – Podążyła przestraszonym wzrokiem w
kierunku Rosalie.
- Jest w ogrodzie z Jacobem – odpowiedziała
blondynka od razu. – Wszystko z nią porządku, nie martw się Bello.
- Powiedzcie wreszcie, co się stało, że każdy
z was ma taką minę, jakby co najmniej ktoś pożegnał się z życiem – próbował
rozładować atmosferę Jasper, materializując się przy zmartwionej Allie.
W
moim umyśle pojawiła się w tej samej chwili jedna z myśli Edwarda, a właściwie
jego wspomnienie wizji Alice.
Znajdowałam się w znajomym dla mnie miejscu,
o dziwo nie była to Norwegia, a leśna polana gdzie zwykle grywaliśmy w
baseball, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Forks. Zachodzące słońce przebijało się
przez korony najwyższych drzew tworząc na ukwieconej polanie wielobarwne i
przyjemne dla oka mozaiki. W tym samym momencie spojrzałam na towarzystwo,
które znalazło się naprzeciw mnie. Grupa ponad trzydziestu postaci w ciemnych
pelerynach wpatrywała się we mnie wygłodniałym wzrokiem, kiedy głos zabrał
jeden z nich, stojących na przedzie kolumny.
- Nie uważacie, że już wystarczy – odparł
spokojnie mężczyzna o długich do ramion, błyszczących kruczoczarnych włosach,
jasnej, prawie białej cerze i czerwonych tęczówkach. – Dobrze wiecie, że tylko
odwlekacie to, co nieuniknione.
- To ty tak uważasz, Aro – z moich ust wydobył
się wściekły ton.
- Naprawdę chcecie tracić kolejne, bliskie
waszym sercom osoby – dodał tonem kochanego dziadka. – Carlisle, Rosalie,
Emmett, William – pokręcił z pożałowaniem głową, mówiąc dalej. – Tanya, Irina,
Carmen, Damon, Elena, wasze… wilki. Mam wyliczać dalej? – Wtrącił z udawanym
przejęciem.
W tej samej chwili dostrzegłam, że
mimo iż byłam wampirem to stałam dość niepewnie na dwóch nogach. Właściwie to z
trudem utrzymywałam pion, gdyby nie Stefan, który podtrzymywał mnie za łokieć,
to najprawdopodobniej bym upadła. Do moich nozdrzy doszedł zapach palonego
wampirzego ciała.
- Czego ty tak naprawdę chcesz? – Warknęła w
jego kierunku wściekła Alice.
Jej trupioblada twarz, ciężki oddech
i poszarpane ubranie nie wróżyło nic dobrego. Poczułam na plecach nieprzyjemny
dreszcz oraz gęsią skórkę na reszcie ciała.
- Ależ to proste, układu – odparł
podekscytowany wampir, zacierając przy okazji teatralnie dłonie.
- Życie mojego dziecka za nasze umiejętności?
– Spytał Edward z pogardą i wściekłością jednocześnie.
- Och! Nie potrzebuje was wszystkich – zaśmiał
się Volturi, przechadzając się z jednego końca polany na drugą. – Wystarczy mi
tylko jedna persona, posiadająca wszystkie pozostałe talenty.
Jego wzrok czerwonych tęczówek
powędrował w moim kierunku, by zaraz potem zwrócił się do mojego brata.
- Widzisz Edwardzie, odkąd poznałem twoją
rodzoną siostrę, nie mogę przestać o niej myśleć – Ponownie władca wampirów
skupił się na mnie. – Nie tylko piękna, ale i utalentowana – kłapnął zębami
pożądliwie w moim kierunku, co automatycznie przyprawiło mnie o mdłości.
-
Właściwie to powinienem Ci podziękować, Edwardzie – uśmiechnął się do
niego perfidnie, kontynuując wywód. – Twoja wizyta w Volterze okazała się
bardzo przyjemną w skutkach dla nas, jak widzę.
Ostatnie, co pamiętam, to wściekłość
na twarzy mojego brata i posyłające w
moim kierunku jego przepraszające spojrzenie.
Wspomnienie brata zakończyło się, a ja
wróciłam do teraźniejszości spazmatycznie
łapiąc powietrze. Moje synapsy mózgowe pracowały na zwiększonych
obrotach, przypominając sobie wizję siostry jeszcze z tuzin razy.
Na miłość boską! – Krzyczały moje myśli. – Dlaczego?! DLACZEGO!
Widok polany, słowa Aro oraz ofiary,
jakie ponieśliśmy w bitwie – Carlisle, Rosalie, Emmett, William, Tanya, Irina,
Carmen, Damon, Elena, wilki. To właśnie ta ostatnia część wywołała u mnie napad
histerii, wiedziałam bowiem, że nie przeżyje takiej straty, nie tym razem. William, William, William, błagam tylko nie
on! Byłam wampirem i matką, a mimo to poległabym, nie miałabym siły już walczyć.
Z szokiem i strachem wymalowanym na
twarzy wpatrywałam się w Edwarda oniemiała.
- Coś ty jej pokazał? – Zagrzmiał nad moim
uchem rozgniewany głos Williama, który trzymał mnie za ramiona. – Rose, możesz
wziąć Esmeliss? – Zwrócił się do blondynki.
- Tak, oczywiście – zerwała się z fotela panna
Hale, biorąc od młodego wampira nosidełko.
- Edwardzie – zganiła rudego Alice, powstając
z kanapy. – Jak w ogóle mogłeś jej to pokazać?!
- Viviene, tylko spokojnie – zwrócił się do
mnie mój ukochany, jednak ja nie potrafiłam przystać na jego prośbę. –
Oddychaj!
- Do jasnej cholery, co się dzieje?! –
Krzyknął Carlisle, wyprowadzony z równowagi. – Powiedzcie wreszcie!
- Volturi – odpowiedział mój starszy brat
wszystkim, posyłając mi takie samo spojrzenie, jak to w wizji Alice. – Volturi
idą po nas.
„Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić
na pewne rozstaje dróg w swoim życiu,
jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku”
jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku”
–
Janusz Leon Wiśniewski
Jestem zaskoczona takim miłym przyjęciem Cullenów, teraz tylko pytanie co harpie planują? Bardzo fajny rozdział, szkoda tylko, że zakończony takim niemiłym zdarzeniem. Jestem ciekawa jak potoczy się konflikt z Volturi, mam nadzieję, że znajdzie się jakieś pokojowe wyjście 😉
OdpowiedzUsuńOdpowiedź z opóźnieniem, ale mam nadzieję, że wybaczycie.
UsuńCo harpie planują? Ha, to dobre pytanie, ciekawe czy uda wam się coś wymyślić? Jakieś sugestie?
PS. Dzięki za obecność!
No i wróciłaś w doskonałym stylu. Ciekawa jestem co dokładnie planuje królowa harpii. Ta wizja Alice była straszna i mam nadzieję, że tym razem jakoś uda im się uniknąć spotkania z Volturi. Pozdrawiam gorąco i weny życzę. :*
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za słowa otuchy, ostatnio ze skupieniem na blogu mam wielki problem. Co harpie planują? Ha, podobnie jak poprzedniczkę zapytam, jakieś sugestie?
UsuńPozdrawiam
W końcu:D Rozdział jak zwykle długi:) I dużo się dzieje, sporo konkretów, i oczywiście wspaniałe opisy;) Podobała mi się pierwsza sukienka Belli, też chcę taką:D
OdpowiedzUsuńA teraz przejdę do uwag, trochę Ci tu pomarudzę;p
Prychnęła i spojrzała prosto w siostrzane oczy. - jakoś mi nie pasuje to wyrażenie. Tak jakby siostrzane było przymiotnikiem, jak np. niebieskie. Nie wiem, czy to jest niepoprawne, ale chyba powinno być "oczy siostry" albo "siostrze w oczy".
Wysiadłam z samochodu z gracją, poprawiłam sukienkę i odpięłam fotelik Esmeliss. - samochód z gracją?XD
Spojrzałam na resztę Cullenów, którzy w Eileenhill bawili po raz pierwszy, ich miny jak na razie były bez zarzutu. - Jak wyglądają miny bez zarzutu? Chyba zachowywali się bez zarzutu.
Wiesz, zwróciłam dziś uwagę, że Vivi jest trochę narcystyczna. Wysiadłam z gracją, zaśmiałam się melodyjnie, cudowny uśmiech... Jakby to było w 3 osobie albo Will by tak o niej mówił, to ok. ale w 1 osobie wskazuje na samouwielbienie - albo siebie, albo swoich wampirycznych cech. Wiem, że chodziło Ci o podkreślenie tego, jaka jest wampiryczna (idealna) oraz oddanie klimatu wampiryzmu (wszyscy są idealnie idealni) i to jest dobrze, bo tak to pokazała Meyer, ale unikaj takich określeń w 1 osobie. Chyba, że Vivi jest narcystyczna;P
Nie bardzo wiem, o co chodziło z tymi bliźniaczkami - wcześniej nikt tego nie zauważył? Dopiero jak się obie wystroiły?
- Naprawdę, niechętnie? – Spytał z zawoalowaną ironią w głosie. - jeśli ta ironia jest ukryta, to jak ją usłyszała w jego głosie? Poza tym ironia ma wydźwięk negatywny, jak kpina, złośliwości, wyśmiewanie. Vivi powinna się obrazić^^ (dodam, że "spytał" z małej litery)
Tacierzyństwa! rz! Poprawiaj szybciutko:P
Wszyscy zebrani w wielkiej sali pośpiesznie opuścili głowy na znak poddania i szacunku, kiedy Eileen dostojnym krokiem sunęła, a właściwie frunęła w stronę tronu. - Ale dosłownie? Bo nie pamiętam, one potrafią lewitować?
- Przeczucie? – Sarknęłam tym razem. - przeczytałam "smarknęłam"XD
Tyle uwag. Ciekawe, co kombinuje królowa. A Volturi znowu zawracają im głowę, mało to mają problemów z harpiami?:P Pozdrawiam:):)
Ach, te błędy, muszę zmienić betę taka jest prawda. Dziękuję ci za wskazanie potknięć, tobie nic się nie wymsknie ;) co jest super fajne!
UsuńTaak, wiem - Volturi, harpie itd., będzie się działo ;)
PS. Co według ciebie harpie knują? - Zbieram wasze opinie!
Buźka :*
Cieszę się, że jestem pomocna;)
UsuńChyba musiałabym przeczytać rozdział jeszcze raz, żeby Ci odpowiedzieć:( Nie pamiętam już, nawet jeśli miałam jakąś teorię, ale chyba nic konkretnego.
Pozdrawiam:)
Omg! Super blog ! Nie mogę doczekać sie następnego :-D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, cieszę się, że blog zyskał kolejną czytelniczkę :) Pozdrawiam
UsuńDawno mnie tu nie było i o tekście nie powiem za wiele, bo czytłem go pobieżnie tylko - moze innym razem. Co mnie zmotywowało do komentarza to ta piosenka - "White Blood". Jakoś niespecjalnie zwracałem (dotychczas) uwagę na soundtracki w twoich rozdziałach, a to naprawdę perełka. Chyba przewertuję notki w poszukiwaniu innych... Może uda mi się naszyjnik z pereł utworzyć :P
OdpowiedzUsuńHa! No witam, cieszę się, że chociaż dla perełek będziesz zaglądał. Co do muzyki, owszem, owszem udaje mi się nie raz coś fajnego znaleźć :)
UsuńPozdrawiam ciepło, Vi
Kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuń