8 października 2015

Rozdział 74



Biały Pałac, Eileenhill

            Królowa w długiej jasno turkusowej sukni przechadzała się wzdłuż sali balowej, która z minuty na minutę zmieniała się nie do poznania. Ciężkie zasłony z okien zostały zdjęte i zastąpione materiałem niezwykle delikatnym w odcieniu srebra, złota i bieli, co sprawiło, że do pomieszczenia wpadło więcej przyjaznego światła. Przy każdym oknie ustawiono wystawne świeczniki oraz wysokie wazony z kwiatowymi aranżacjami. Marmurowe kolumny zostały oplecione girlandami wielobarwnych róż, a ze szklanego sufitu zwisały złoto-srebrne anielskie włosy. Sala podzielona została na dwie części – jadalną oraz salę balową, przeznaczoną do tańców. W jadalnej stanęło 12 okrągłych stołów dziesięcioosobowych, przykrytych białymi obrusami i srebro-złotymi bieżnikami. Na stołach pojawiła się kryształowa zastawa oraz bukiety kwiatów i świeczniki. W powietrzu było czuć atmosferę podekscytowania, zapach kwiatów i świeżego powietrza.
             Eileen z nijaką miną obserwowała harpie przy pracy, nic jednak nie powiedziała. Zatrzymawszy się przy postumencie tronowym zauważyła, że obok królewskiego tronu i standardowych czterech  krzeseł, zostały dostawione jeszcze dwa oraz przepięknie zdobiona złoto-biała kołyska z śnieżnobiałym baldachimem.
Ach! Tak, goście – pomyślała i zbliżyła się do dziecięcej kołyski, gdzie na ręcznie wyhaftowanej złotą nicią wyprawce ujrzała imię dziewczynki – Eileenelle. Na jej do tej pory kamiennej twarzy pojawił się zalążek nieśmiałego, lecz prawdziwego uśmiechu. Samo wspomnienie tego dziecka nie tyle ją radowało, co sprawiło, że jej plany snute kilkaset lat wcześniej nie spoczęły jednak na laurach i będzie mogła zdobyć to, co przed laty utraciła wraz z Alhirą.
W jej wyobrażeniach pojawiła się śliczna i atrakcyjna młoda kobieta o pszenicznych lokach do pasa, z przepięknym szczerym uśmiechem i lazurowym spojrzeniem. Mimo iż, była zrodzona w połowie z diabła, nigdy nie ukazała wampirycznej natury, nigdy też nie wystąpiła przeciw swojej prawdziwej rodzinie. Zawsze starała się żyć i być harpią, całkowicie odrzucając mroczną część siebie. Magia, która sprawiła, że została poczęta nigdy jej nie opuściła, dzięki temu mogła ją pielęgnować i stać się lepszym człowiekiem-harpią. Podobne wyobrażenie i nadzieję w stosunku do córki wampirzycy miała właśnie Eileen.
 Kiedy Noel oznajmił jej, że Viviene nadała swojemu dziecku imię rodu Eileenów, w pierwszej chwili zdziwiła się bardzo, ale również ucieszyła się, że wampirzyca doceniła w taki sposób pomoc i wsparcie ze strony harpii. Po raz kolejny ta dziewczyna i jej zachowanie w stosunku do jej rodu zaskoczyło królową. Od złotych oczu Viviene zawsze bił niesamowity spokój, nadzieja, jak również boleśnie doświadczona przeszłość. Nie była agresywna, jak reszta jej pobratymców, oddawała im należyty szacunek, ale też potrafiła być niezwykle szczera oraz niekiedy bezczelna w swoich osądach. Niemniej jednak, nigdy nie próbowała i najprawdopodobniej nigdy nie miała zamiaru wystąpić przeciwko Eileenom. Do jej umysłu powróciły wspomnienia ślubu swojego najstarszego syna, kiedy to dziewczyna tak doskonale się sprawowała przez cały okres pobytu w Norwegii czy podczas każdej wizyty w Eileenhill.
Zaraz jednak ponownie przywdziała maskę zobojętnienia na twarzy, ponieważ w jej kierunku zmierzała szybkim krokiem podenerwowana Elion. Siostrze królowej włosy sterczały we wszystkich możliwych kierunkach, a na twarzy widoczne były zaczerwienienia, prawdopodobnie od zbyt długiego przebywania na mroźnym powietrzu.
             - To się po prostu w głowie nie mieści, że zgodziłaś się urządzić bal dla tej wampirzej hałastry – wyraziła swoją opinię Elion na dzień dobry. – I to jeszcze z jakim rozmachem – dodała z sarkazmem, przyglądając się dekoracjom i sali balowej. – Szkoda, że do ostatniej chwili trzymałaś to w tajemnicy – rzuciła perfidnym tonem. – Czyżbyś spodziewała się zbytniego zaangażowania mojej osoby w tę uroczystość?
             - Ciebie siostro również miło widzieć – przywitała się królowa, całkowicie ignorując zarzuty młodszej harpii. – Mam nadzieję, że jazda konna umiliła ci poranek.
             - Och, przestań z tymi uprzejmościami – warknęła kobieta, ilustrując siostrę nienawistnym wzrokiem. – Nadal nie rozumiem, dlaczego odnawiamy kontakty z tymi… kanaliami, prawda jest taka, że powinniśmy trzymać się od nich z daleka – mówiła. – Ja wiedziałam, że błędem było wprowadzenia tej wampirzycy do naszego życia, ale oczywiście mnie w tej rodzinie nikt nie słucha – dodała wściekle.
            - Radziłabym ci ugryźć się w język, zanim powiesz coś, czego będziesz żałować Elion – zagrzmiała królowa, spoglądając na nią z wyższością. – Poza tym, to nie miejsce ani czas na tego typu rozmowy – dodała, spoglądając na pozostałe harpie, które znajdowały się w wielkiej sali.
             - A kiedy według ciebie będzie właściwa pora na omówienie tej kwestii – odpyskowała kobieta. – Lada chwila najadą nas Cullenowie…
             - Chodź za mną – warknęła nieprzyjemnie królowa w jej kierunku, po czym szybkim krokiem weszła do pomieszczenia przynależącego do sali balowej.
             - Ty razem to ja nie rozumiem twojej postawy Elion – odezwała się Eileen poważnym głosem, kiedy już obydwie harpie były same. – Dlaczego nie potrafisz zaakceptować moich decyzji, za każdym razem musisz je podważać? – Prychnęła i spojrzała prosto w siostrzane oczy. – Dobrze wiesz, że potrzebujemy tego sojuszu jak jeszcze nigdy – ściszyła głos do minimum. – Tylko tak możemy zapewnić naszemu gatunkowi przetrwanie, zwłaszcza w tak niespokojnych czasach.
             - Naprawdę nie ma innego wyjścia?
             - Gdyby było nie musiałabym się płaszczyć przed kimkolwiek – odpowiedziała z niesmakiem. – Dla mnie Elion to też nie jest wygodna sytuacja, zrozum.
             - Nie potrafię – odpowiedziała szczerze. – Nie umiem.     
             - To chociaż spróbuj dla tego dziecka – spojrzała królowa na siostrę z nadzieją. – Eileenelle jest jak Alhira…
            - Ten bękart nigdy nie… - zaczęła z ponowną wściekłością, lecz królowa ponownie jej przerwała.
             - To krew z twojej krwi – powiedziała kobieta w turkusie. – A o ile dobrze pamiętam – Ponad życie, za życie i przez życie – zaczęła recytować. - Krew z twojej krwi będzie moją krwią - czczoną, poważaną i chronioną przez wieki wieków – Eileen zrobiła krótką pauzę. -  Krew za krew, życie za życie, śmierć za śmierć.
            W pomieszczeniu zapadła cisza. Przez dobrych kilka sekund kobiety usilnie wpatrywały się w swoje oblicza, na których dominowały maski zobojętnienia. Eileen była całkowicie pewna swoich racji, wiedziała, że tylko w ten sposób będzie mogła zabezpieczyć przyszłość swojego rodu. Pobudki i zachowanie młodszej siostry nie tylko ją zniesmaczyły, ale przede wszystkim nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Elion jest tak uparta jak przysłowiowy osioł. Nie zamierzała się jej podporządkować, ani tym bardziej dać się zmanipulować czy podpuścić tanimi sztuczkami i zagrywkami młodszej siostry.
 - Decyzja została podjęta i jest niepodważalna – oznajmiła królowa tonem nie znoszącym sprzeciwu.
 - Niech ci będzie – wtrąciła niezadowolona brunetka. – Jednak pozwól, że zadam ci jeszcze jedno pytanie – to powiedziawszy założyła dłonie na piersiach i spytała perfidnym tonem. -  Czy Noel wie, jakie masz plany w stosunku do tego wampirzego dzieciska?
             - Powiem tak, mój syn zrobi wszystko, co tylko będzie konieczne, by zadbać o nasz gatunek i królewską krew – odpowiedziała od razu blondynka, nie dając tym samym satysfakcji siostrze, która ewidentnie liczyła na jakiekolwiek potknięcie królowej.
             - Czyli nie powiedziałaś mu – stwierdziła z błyskiem w oczach.
             - Dowie się w odpowiednim momencie, tak jak reszta – sprecyzowała.
             - Zatem… - zaczęła brunetka, jednak nie dane jej było skończyć.
             - Zatem – zaczęła Eileen. – Zatem teraz przystaniesz dążyć już ten temat i grzecznie zaczniesz wypełniać swoje królewskie obowiązki – sarknęła królowa, po czym opuściła pomieszczenie by udać się do swoich komnat.
             - Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość – odparła kobieta, kłaniając się siostrze, jednak z jej ust nie zniknął złośliwy uśmieszek.

~*~

             - Dojeżdżamy – zaanonsował William. – Poprawcie krawaty i wygładźcie kiecki – dodał puszczając do nas perskie oko.
            Gdy tylko audi zatrzymało się pod rezydencją na nasze spotkanie wyszła podekscytowana i uśmiechnięta Claudia z Noelem w podobnym nastroju oraz Alyson i Eternal – dwie młodsze siostry następcy tronu, o dziwo z uśmiechem skierowanym w naszym kierunku. Wysiadłam z samochodu z gracją, poprawiłam sukienkę i odpięłam fotelik Esmeliss. W międzyczasie William przejął ode mnie nosidełko i obdarzył mnie ciepłym uśmiechem, który od razu odwzajemniłam, a zaraz potem chwycił mnie za rękę. Sekundę później dołączyła do nas reszta rodziny.
             - Serdecznie witamy w naszych skromnych progach – oznajmił nam Noel z radością. – Williamie, Viviene, Esmeliss – skinął głową. – Carlisle, Jasperze, Isabello.
             - Wasza Wysokość, bardzo dziękujemy za zaproszenie – odpowiedział mój ukochany, a cała nasza piątka również skinęła głową. 
             - Przyjemność po naszej stronie – odezwała się Alyson. – Proszę, to dla ciebie – powiedziała dziewczyna, wręczając mi bukiet białych lilii.
             - Och! – Byłam ewidentnie zaskoczona jej reakcją. – Dziękuję, Wasza Wysokość – ponownie skinęłam głową, tym razem w kierunku Alyson.
             - A to musi być Esmeliss – wskazała rozczulającym głosem siostra Noela. – Śliczny aniołek, tylko spójrz Eternal – zwróciła się do siostry, nie spuszczając oka z mojej córki.
             - Podobna do mamy – powiedziała po chwili harpia i posłała mi również uśmiech. – I do taty również – dodała, puszczając perskie oko do Williama.
            Spojrzałam na mojego narzeczonego, jak tylko mógł starał się maskować swoje zaskoczenie zachowaniem Eileenów, bowiem nie do tego nas przyzwyczaili.
             - Wiem, że chciałbyś teraz coś powiedzieć albo pomyśleć, ale lepiej nie próbuj – szepnęłam mu po wampirzemu, gdy udałam, że poprawiam kocyk Lissy.
             - Carlisle, Jasperze, Isabello poznajcie proszę moje młodsze siostry – zaczął Noel, zwracając się do reszty naszej rodziny. – Eternal i Alyson.
             - Cieszymy się, że możemy was poznać – odpowiedział z uśmiechem Carlisle.
             - Zapraszamy do środka – przejęła dowodzenie Claudia. – Bagażami zaraz się ktoś zajmie, a tym czasem rozgośćcie się w bawialni.
             - Dziękujemy – dodałam i podążyłam zaraz za orszakiem.
            Spojrzałam na resztę Cullenów, którzy w Eileenhill bawili po raz pierwszy, ich miny jak na razie były bez zarzutu. Z ogromnym zaangażowaniem i zainteresowaniem słuchali harpii oraz podziwiali zabytkowe wnętrza pałacu. Nie mówili za dużo, zgodnie z moją sugestią, jedynie grzecznie odpowiadali na pytania. Po krótkiej wizycie w bawialni zostaliśmy zaprowadzeni do apartamentu, który składał się z trzech sypialni i dużego przestronnego salonu z wyjściem na balkon. Wnętrze było całkowicie do naszej dyspozycji, dzięki czemu mogliśmy swobodnie się po nim poruszać, nie przeszkadzając przy tym pozostałym mieszkańcom rezydencji. W pomieszczeniach dominował klasyczny minimalizm, biel, beż, złoto i srebro. Nigdy nie byłam w tej części pałacu, więc tym bardziej byłam podekscytowana, że odrywałam kolejne zakamarki Eileenhill.
             - I jak wam się podoba? – Spytałam Bellę, Jaspera i Carlisle, kiedy już byliśmy sami w salonie. – Eileenhill?
             - Na razie w porządku – odezwał się Jasper, podziwiając krajobraz za oknem.
             - Mi się bardzo podoba – dodała Bella, kołysząc Lissę w ramionach. – Rezydencja robi wrażenie, naprawdę – przyznała szczerze.
             - Siostry Noela również wydają się być miłe i sympatyczne – powiedział ojciec, siadając na kanapie. 
             - Ja mam nadzieję, że nie tylko będą się wydawać miłe i sympatyczne – rzuciłam szeptem. – Ale rzeczywiście nimi będą.
             - Możemy mieć nadzieję – dodał William, spoglądając na mnie. – Musisz sama przyznać Viviene, że zaskoczyło cię ich powitanie – stwierdził i zaraz dodał. – Bo mnie całkowicie księżniczki zbyły z tropu. 
             - Zaskoczyło i to bardzo, ale w pozytywnym znaczeniu – odpowiedziałam ukochanemu. – Jak widzisz zapewnienia Noela nie poszły na marne.
             - To dopiero początek naszej wizyty Vi – odparł chłopak z dystansem. – Zobaczymy, co też harpie szykują na później – spojrzał wymownie na zegarek i zwrócił się już do wszystkich zebranych. – Mamy dziesięć minut na przebranie się i spotkanie z królową, tak w gwoli przypomnienia drodzy państwo.
             - No tak, nie możemy się spóźnić – powiedziałam poważnie. – Punktualność jest cechą królów – zaśmiałam się melodyjnie i zwróciłam się do żony mojego brata. – Chodź Bello. Czas wcisnąć się w kiecki od Alice.
             - Te balowe? – Zdziwiła się dziewczyna.
             - Te koktajlowe – sprecyzowałam przy okazji teatralnie przewracając oczami. – Na balowe kreacje przyjdzie czas później.
             - Szykujcie się dziewczyny – przejął inicjatywę Carlisle. – A my zaopiekujemy się naszą księżniczką – wtrącił biorąc Esmeliss w objęcia, która swoje błękitne oczy skierowała na jego uradowaną twarz. – No witam panienkę – zwrócił się do dziecka. – Kto tak ślicznie uśmiecha się do dziadka? Co? – Dodał pieszczotliwie.
            Spojrzałam przelotnie na ojca i uśmiechnęłam się pod nosem, wiedziałam, że Lissa jest bezpieczna, więc spokojnie postanowiłam zająć się sobą. Zmieniłam klasyczną błękitną sukienkę na tiulową jasno beżową, bardziej elegancką, której dopełnieniem była atłasowa, granatowa wstążka, która przechodziła w pasie oraz na ramionach. Bella postawiła również na beż, tyle że z kwiatowym żakardowym motywem. Obydwie pozostawiłyśmy rozpuszczone włosy, których delikatne fale okalały nasze blade oblicza.  Złote oczy zostały obramowane wachlarzem gęstych rzęs, a usta pomalowałyśmy jedynie błyszczykiem. Kiedy ponownie weszłyśmy do salonu, na nasz widok cała trójka zaniemówiła wpatrując się w nas z niemałym zachwytem.
             - Wiecie, że wyglądacie jak bliźniaczki – odezwał się William.
             - Przesadzasz – machnęła ręką Bella.
             - Will ma rację – potwierdził Jasper, przyglądając się nam uważniej. – Nora ma teraz taki sam odcień włosów jak ty Bello.
             - Poza tym – wtrącił Carlisle, nadal trzymając Esmeliss w ramionach. – Obie jesteście wampirzycami o bursztynowo-złotych oczach, jesteście podobnego wzrostu, no i sukienki macie w tej samej tonacji kolorystycznej. 
             - Jakoś tak nigdy się nam nie przyglądałam razem – odpowiedziałam, ilustrując wzrokiem bratową, a potem siebie. Ciemno czekoladowe włosy, mleczna karnacja, duże złote oczy i sukienki w tym samym kolorze – zgadzało się wszystko.
– Ale… - dodałam zaraz po oględzinach. – Możecie mieć i rację – zaśmiałam się.
             - Ciekawe czy harpie też to zauważą? – Odezwała się Swan, uśmiechając się do mnie radośnie.
             - Cóż, wkrótce się przekonamy – powiedziałam i przejęłam drzemiącą córkę od taty.
            Lissa otworzyła na chwilę swoje śliczne oczka, by sprawdzić kto najprawdopodobniej tym razem będzie ją tulił, by zaraz potem ponownie oddać się drzemce. Ucałowałam dziewczynkę w czółko i poprawiłam jej opaskę na głowie.
Nie zamierzałam ze swojego dziecka robić widowiska czy też lansować ją na modną księżniczkę w tiulach i woalach. Dlatego też, ubrałam Lissę w śliczne szydełkowane body z sukienką wykończone delikatną koronką w kolorze bieli.
            Dziesięć minut później podążyliśmy na wyczekiwane spotkanie z królową.

~*~

Kilka godzin później,

            Przygotowanie do balu zajęło nam trochę czasu, na szczęście mój ukochany, Jasper i Carlisle przebrani w odświętne smokingi fachowo sprawowali pieczę nad rozbudzoną Esmeliss, dzięki czemu miałam możliwość spokojnego przygotowania się do uroczystości. Wiedziałam, że bal na część wdrążenia Lissy do społeczeństwa harpii będzie wydarzeniem niezwykle ważnym, nie miałam jednak pojęcia, że królowa oraz reszta Eileenów zrobią z tego wydarzenia imprezę na miarę gali Oskarów, festiwalu filmowego w Cannes czy Wenecji.
            Ale od początku, po oficjalnym przedstawieniu rodzinie królewskiej mojej córki oraz reszty mojej rodziny, zostaliśmy zaproszeni na podwieczorek w jednej z oranżerii przynależącej do pałacu. Gdzie oprócz rodziny królewskiej dołączyło do nas kilka osób znanych mi tylko z widzenia, a mianowicie osoby towarzyszące dwóch obecnych już księżniczek oraz weselne kuzynki Noela i Alana. Jedzenie powoli przestawało mi już smakować, ale mimo to, czułam się w obowiązku i z racji dobrego wychowania spożyć posiłek razem z harpiami, podobnie z resztą jak pozostali Cullenowie. Ku zdziwieniu niektórych Eileenów, nie pokazaliśmy po sobie jakkolwiek, że mamy problem z konsumowaniem ludzkiego jedzenia. Właściwie to popijana jaśminowa herbata w towarzystwie muffinów, babeczek, ciast i kilkuwarstwowych tortów stała się idealnym tłem do kulturalnej i swobodnej rozmowy między nami, a harpiami.
            Wracając jednak do meritum, oczywiście najwięcej uwagi skupiała na sobie Esmeliss, ponieważ dzięki niej tam się właśnie znaleźliśmy. Królowa Eileen była bardzo uprzejma i niezwykle miła, mogłabym powiedzieć, że jak jeszcze nigdy, co tym bardziej utwierdzało moją hipotezę, że harpie chcą stworzyć nową więź relacji między nami.
            Moja córka wędrowała z rąk do rąk, co musiałam przyznać bardzo jej się podobało. Swoimi wielkim lazurowymi oczkami bacznie wszystko obserwowała, aż zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie zaczyna już rozumieć, gdzie się znalazła i kim są poszczególne osoby wokół niej. Zaraz po wystawnym podwieczorku Carlisle, Jasper i Bella zostali zaproszeni na zwiedzanie pałacu i okolicznych błoni, którym przewodniczyła Claudia oraz jedna z sióstr Noela. W międzyczasie ja wraz z Williamem mogliśmy zająć się Lissą, która zdążyła już zgłodnieć, a także widać było, że zaczynała być śpiąca, a przecież na wieczornym balu musiała być w pełni sił.
            Kończyłam właśnie układać włosy, wpięłam w kok ozdobną spinkę i zabrałam się za makijaż oczu. W tym samym momencie do pokoju wszedł William, który przystanął na chwilę, a nasze bursztynowe oczy spotkały się w lustrzanym odbiciu. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech, a zaraz potem ponownie skupiłam się na tworzeniu makijażu, jednak nie dane mi było go ukończyć. Na swoim karku poczułam serię zmysłowych pocałunków i silne męskie dłonie na ramionach.
 - Wyglądasz zjawiskowo – szepnął mi do ucha mój ukochany, podziwiając moją twarz w odbiciu lustra.
 - Bardzo ci dziękuję – odpowiedziałam uradowana, sięgając przy okazji po pędzel do pudru. – Ale jeszcze nie skończyłam.
 - I tak jesteś śliczna – dodał całując mnie w szyję, a następnie w policzek, w tym samym czasie jego dłonie powędrowały na moją talię skrytą pod warstwą satynowego szlafroka.
Po moich plecach przebiegł przyjemny dreszcz, dłoń zastygła w powietrzu, a na ustach pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Doskonale bowiem zdawałam sobie sprawę, do czego dążył William.
 - Rozpraszasz mnie – odezwałam się zgodnie z prawdą.
 - Wiem – odpowiedział hipnotyzującym niskim głosem, całując zagłębienie obojczyka i jednocześnie ściągając mi szlafrok z ramion, który uwidocznił górę koronkowego gorsetu.
 - Will – szepnęłam z przyganą, jednak pozwoliłam na dalsze romantyczne poczynania narzeczonego. 
 - Hm? – Zasugerował, nie przerywając składania pocałunków na moim dekolcie i obejmując mnie ciaśniej w tali.
 - Ty już dobrze wiesz, co – odpowiedziałam, przygryzając automatycznie dolną wargę i uśmiechając się do niego słodko.
 - Wiem? – Spytał jak gdyby nigdy nic i jego wargi z ogromną siłą naparły na moje.
Oddałam pocałunek i zachichotałam, kiedy już oderwaliśmy się do siebie.
 - Wiem, że wiesz – wtrąciłam już na poważnie, obracając się do niego twarzą. – Ale niechętnie muszę ci jednak przerwać.
 - Naprawdę, niechętnie? – Spytał z zawoalowaną ironią w głosie.
 - Naprawdę – przyznałam i obdarowałam go krótkim całusem.
 - Teraz wierzę – odparł.
 - Kocham cię najbardziej na świecie, Will – powiedziałam. – Ale pozwól mi się ubrać, dobrze? – Sprowadziłam chłopaka z chmur na ziemię, poprawiając szlafrok. – Jest już późno, a muszę jeszcze zapewne pomóc Belli i przebrać Esmeliss.
 - Bella kazała ci przekazać, że sama świetnie da sobie radę – wtrącił się młody wampir. – A o Lissę się nie martw, zaraz się nią zajmę osobiście.
 - Ty? – Spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem.
 - To moja córka, co w tym dziwnego – oznajmił mi pewnym głosem.
 - Mówiłeś, że koronki i jedwabie, to klimaty nie dla ciebie – wypomniałam mu, uśmiechając się przy tym sarkastycznie.
 - Mówiłem tak, bo nie miałem jeszcze córki – odparł i zaraz dodał. – Poza tym – spojrzał na mnie pożądliwie. – Nie mam nic przeciwko koronkom, zwłaszcza na tobie – uśmiechnął się pięknie.
 - Pójdziesz już sobie, czy też nie? – Zażartowałam.
 - Skoro tak ładnie prosisz – wtrącił wesoło.
 - Bardzo dziękuję – odparłam i wróciłam do malowania.
Półgodziny później pojawiłam się równo z Bellą w salonie naszego apartamentu w pełni gotowa do królewskiego balu. Tak jak się spodziewałam, nasi panowie zaniemówili na nasz widok. Z uśmiechem spojrzałyśmy z Isabellą na siebie, po czym sprawnie przybiłyśmy sobie piątki.
Żona mojego brata prezentowała piękną, jasno beżową suknię z ręcznie malowanym kwiatowym motywem niebieskich niezapominajek. Strój doskonale podkreślał jej szczupłą sylwetkę i pięknie eksponował dekolt oraz talię. Ja postawiłam natomiast na jeden kolor – pudrowy róż, w towarzystwie koronkowych kwiatów, organzyny i jedwabnego tiulu. Suknia cudownie rozszerzała się ku dołowi, tworząc iście balową kreację, a talia zaznaczona została złotym paskiem z cekinowymi zdobieniami. Ponadto sposób w jaki sukienka opadała mi na ramiona bardzo mi się podobał – taka romantyczna elegancja.
             - To co? Możemy tak pójść na bal – Spytała Bella niby od niechcenia. - Bo jeśli nie, to możemy się z Viviene zaraz przebrać...
             - Nie! – Odpowiedzieli chórem panowie, co było mega zabawne.
             - Wyglądacie bosko – oznajmił William, nie mogąc ode mnie oderwać wzroku. – Warto było czekać na taki efekt – dodał już w myślach.
             - Wy też prezentujecie się przyzwoicie – wtrąciłam podziwiając trzech mężczyzn ubranych w szare, identyczne smokingi skrojone na wymiar.
             - Świetnie – zaklaskała w dłonie brunetka z pięknym uśmiechem. – W taki razie poprawimy wam tylko muszki – podeszła od razu do Carlisle. – I możemy ruszać.
             - A gdzie Lissa? – Spytałam, spoglądając w kierunku kołyski.
             - A tutaj – odpowiedział William z uśmiechem, biorąc moje maleństwo w ramiona. – Chodź, pokażesz się mamie Esmeliss – zwrócił się do dziecka, które wesoło zagaworzyło.
            Dziewczynka została przebrana w uroczą, falbaniastą sukienkę z jedwabiu w kolorze bieli oraz kremowy sweterek i opaskę. 
             - I co, Vi? – Zwrócił się do mnie ukochany. – Jak ci się podoba tatusiowy wybór sukienki? – Spytał, poprawiając małej ubranko.
             - Tatusiowy? – Prychnął pod nosem niezadowolony Jasper. – Dobre sobie.
             - Kochanie – przyznałam szczerze, uśmiechając się do wampira. – Jestem pod wrażeniem twojego tacieżyństwa, jak również zmysłu fashion mojego brata – Spojrzałam w kierunku Hale. – 25 lat małżeństwa z Alice coś cię jednak nauczyło, moje gratulacje Jasper.
             - No wreszcie ktoś mnie docenił – dodał na stronie wampir z uśmiechem.
             - Skąd wiedziałaś? – wtrącił William, zwracając się do mnie bezpośrednio.
             - Też cię kocham – oznajmiłam najbardziej oczywistą prawdę z możliwych i pocałowałam go w policzek.
             - Nie chciałbym wam przerywać – odchrząknął Carlisle, spoglądając na mnie i Willa z radością. – Ale chyba musimy się zbierać – wskazał na drzwi w których pojawił się Noel odświętnie ubrany.
             - Drogie Panie – zwrócił się do mnie i Belli książę. – Wyglądacie cudownie.
             - Bardzo dziękujemy – odpowiedziała moja szwagierka.
             - Jeśli jesteście gotowi, to możemy ruszać i dołączyć do orszaku królowej – oznajmił nam chłopak.
             - Oczywiście – odezwał się William nad wyraz poważnym tonem. – Prowadź proszę, Wasza Wysokość.
            Posłałam piękny uśmiech harpii i zaraz potem dołączyliśmy do pozostałych gości honorowych. W związku z tym, że Will trzymał Esmeliss w ramionach, moją osobą towarzyszącą został ojciec, który ochoczo oddał mi swoje ramię, natomiast zaraz za nami podążyła Bella z Jasperem.
            Kiedy dotarliśmy na miejsce oniemiałam z wrażenia, lecz nie tylko ja, bowiem sala balowa, stoły w części jadalnej, odświętnie ubrane towarzystwo, które grzecznie uśmiechało się do nas oraz cała oprawa przedsięwzięcia zapierała dech w piersiach każdemu.
             - No to dali czadu – usłyszałam podekscytowany szept Willa tuż przy swoim uchu.
             - Szkoda, że nie ma tu Alice – dodał Jasper, rozglądając się dookoła. – Była by w siódmym niebie.
             - Będzie miała jeszcze jedno wesele do zorganizowania, więc sobie odbije – dodała na jego stronie Bella z szelmowskim uśmiechem, zerkając wymownie w moim kierunku.
             - Słyszałam – odwróciłam się do dziewczyny niespodziewanie.
             - To bardzo dobrze – skwitowała Isabella, zupełnie nie przejmując się moim komentarzem.
            Pokręciłam głową i postanowiłam jak na razie nie poruszać tego tematu, skupiłam się ponownie na balu na cześć mojej córeczki. Gdy już zostaliśmy doprowadzeni na swoje miejsca – moje i Williama na podwyższeniu zaraz obok pięknej kołyski, a reszty naszej rodziny tuż za nami, do sali zaczęli wchodzić pozostali członkowie rodziny królewskiej.
            Pierwsza pojawiła się Elion, w rozłożystej, tiulowej sukni w kolorze bladego błękitu i w wysokich czarnych rękawiczkach. Jej włosy zostały upięte w ciasny kok, do którego dołączono czarną woalkę. Zdziwiłam się odrobinę widząc kolor czarny, który u harpii podobno wywoływał szewską pasję, jednak chwilę później, widząc spojrzenie siostry królowej, nie miałam wątpliwości, dlaczego kobieta zdecydowała się na taki akcent kolorystyczny. Jej wyraz twarzy sugerował jasno i wyraźnie, że nie chciała tutaj być i nie chciała nas tutaj widzieć, niemniej jednak nic nie mogła zrobić, ponieważ decyzje w tej rodzinie podejmowała królowa. Skłoniłam głowę, kiedy harpia na dłużej zatrzymała wzrok na naszej szóstce, kobieta jednak udała, że tego nie zauważa i stanęła na swoim miejscu.
            Jako drugie w sali balowej pojawiły się siostry Noela – Alyson i Eternal, ubrane niemal w identyczne kremowe suknie, przywodzące na myśl kreacje królowej śniegu. Niezwykle lekkie i zwiewne materiały, falbany i mnóstwo złotego zdobienia na gorsetach.  Dziewczęta uśmiechały się do nas przyjaźnie, więc od razu odwzajemniliśmy ich pozytywną energię. Również skłoniliśmy głowy, by oddać im szacunek z racji królewskiego pochodzenia.
            Zaraz za księżniczkami naszym oczom ukazali się Claudia i Noel. Moja przyjaciółka zaprezentowała się w rozłożystej złotej sukni z długim rękawem, która uszyta została ze święcącej tafty, jedwabnego tiulu i organzyny. Piękną bladą twarz dziewczyny okalała tym razem burza delikatnych jasno pszenicznych loków do ramion, w których to połyskiwała królewska tiara, ta sama którą wampirzyca otrzymała w dniu ślubu. Następca tronu pojawił się w złoto-szarym fraku wyjściowym, który doskonale dopasował się do kreacji Claudii. Młode małżeństwo z uśmiechem i radością podążyło na swoje miejsce, wcześniej jednak obydwoje spojrzeli w naszą stronę, skupiając swoją uwagę na Esmeliss.
            Chwilę później do naszych uszu doszedł dźwięk trąb oznajmiający przybycie królowej. Wszyscy zebrani w wielkiej sali pośpiesznie opuścili głowy na znak poddania i szacunku, kiedy Eileen dostojnym krokiem sunęła, a właściwie frunęła w stronę tronu. Suknia królowej już na pierwszy rzut oka wyglądała na arcydzieło sztuki krawieckiej, nieprzypominającej żadnej innej sukni na owym balu. Bajecznie zdobiony gorset złotą koronkową taftą podkreślał drobne kształty królowej, by od pasa w dół, niczym odwrócony kwiat piwonii zaprezentować  poddanym niezwykle zwiewną, rozłożystą spódnicę w kolorze kości słoniowej, ciętą i układaną w asymetryczne plisy, wykonaną z najdelikatniejszego materiału przypominający szyfon. Na jasno-pszenicznych włosach zaczesanych w dość oryginalną fryzurę znalazła się królewska korona z błękitnym diamentem.
            Eileen wśród ochów i achów swoich poddanych zasiadła na swoim tronie by oficjalnie rozpocząć celebrację balu. Uroczystość została podzielona na trzy części. Podczas pierwszej, wszyscy poddani zgromadzeni w wielkiej sali mogli bliżej podejść, zobaczyć i oddać Esmeliss należyty szacunek z racji królewskiego tytułu oraz wręczyć jej podarki. Harpie z olbrzymią ciekawością, a także pozytywnymi emocjami przyglądali się mojemu dziecku, ofiarując jej mnóstwo kwiatów i przepięknie opakowane pudełka z prezentami. Każdą harpię razem z Williamem żegnaliśmy z uśmiechem, skinieniem głowy i cichym - dziękuję, by jakoś odwdzięczyć się Eileenom, a także pokazać im, że szczerze i z oddaniem traktujemy ich gatunek. Kiedy po czterdziestu minutach zakończyła się pierwsza część imprezy, przeszliśmy do obficie zastawionych stołów w sali jadalnej. Natomiast zaraz po kolacji rozpoczęły się tańce, wyczekiwane chyba najbardziej przez poddanych królowej.
            Pierwszy taniec zainicjowała oczywiście Eileen przy asyście swojego pierworodnego syna Noela, do którego dołączyła reszta rodziny królewskiej oraz pozostałe harpie mające bezpośredni związek z rodziną królewską. Kiedy szesnaście par pojawiło się na parkiecie w sali rozległy się pierwsze tony poloneza. Jak się później okazało pierwszy taniec balowy to jeden z najważniejszych jak i najpiękniejszych tańców, którego mogliśmy być świadkami tego wieczora.
             - Dlaczego ty nie tańczysz? – szepnęłam w kierunku Claudii, która siedziała obok mnie.
             - Bo nie umiem – odpowiedziała z cichym chichotem. – Poza tym, nie miałabym z kim tańczyć – wskazała brodą na królewski orszak tańczących.
             - Jak to nie miałabyś z kim? – Spytałam szczerze zdziwiona.
             - Odpowiem ci tylko jednym słowem – etykieta – wtrąciła i wzruszyła ramionami. – A teraz nie gadaj, tylko skup się na tańcu, bo naprawdę warto.
            Już chciałam sarkastycznie skomentować temat ichniejszej „etykiety”, kiedy Claudia zwróciła moją uwagę na to, co działo się przed nami. Moja przyjaciółka miała absolutną rację, to w jaki sposób harpie prowadziły się na parkiecie było niezwykłym widowiskiem. Eileenowie nie tańczyli, nie kroczyli w rytm na trzy, a płynęli w takt delikatnej melodii fortepianu, skrzypiec, wiolonczeli, oboju, fletów i trąbek. Człowiek patrzył na owe widowisko i nie chciał tak naprawdę by się skończyło. Sylwetki zarówno pań jak i panów doskonale prezentowały się w ruchu, a gracja z jaką tańczyli niejednego gościa obecnego na uroczystości przyprawiało o uczucie zazdrości. Wielkość figur tanecznych, kroków, obrotów, dygnięć była oszałamiająca, niemniej jednak tancerze wykonywali je perfekcyjnie. Zachwycona spojrzałam na ukochanego, którego wyraz twarzy był podobny do mojego.
             - Coś wspaniałego – zwrócił się do mnie mentalnie. – O dziwo, sam chciałbym tak tańczyć.  
            Posłałam mu cudowny uśmiech i ponownie skupiłam się na podziwianiu tańczących. Kiedy utwór dobiegł końca Eileenowie w burzy oklasków schodzili z parkietu bardzo zadowoleni z siebie.
             - Wasza Wysokość – zwrócił się do Eileen mój ojciec, kiedy ta dotarła już do stolika przy którym siedzieliśmy razem podczas kolacji. – Pozwól proszę, że pogratuluje Państwu tańca, to było cudowne widowisko – skłonił głowę, oddając królowej swoje uznanie.
             - Bardzo dziękuję, Carlisle – odpowiedziała królowa z uśmiechem na ustach i zaraz dodała. – Mam nadzieję, że przy kolejnym utworze będziemy mogli podziwiać wasze umiejętności taneczne.
             - Z pewnością – odparł nonszalancko mój ojciec i zwrócił się do mnie. – Zatańczysz, Elen?
             - Z wielką przyjemnością – przyznałam i z uśmiechem pozwoliłam poprowadzić się na parkiet.
            Zaraz do naszej dwójki dołączyła również Bella z Jasperem, William z Claudią, jak również pozostali goście bawiący się na balu. Ponownie do naszych uszu doszła piękna melodia i rozpoczęły się kolejne tańce, między innymi walc. Kilka minut później ponownie wirowałam na parkiecie, tym razem z Noelem, a Will z moją bratową, kiedy ponowie wróciliśmy na swoje miejsca z moim ukochanym naszą uwagę przykuła ziewająca i wiercąca się w ramionach Claudii moja córeczka. Spojrzałam na Williama, a zaraz potem ponownie na Esmeliss, która zaczęła głośno domagać się mojej uwagi.
             - Chodź laleczko – zwróciłam się do dziecka z pięknym uśmiechem, przejmując przy okazji dziewczynkę od przyjaciółki. – Chyba czas na karmienie i spanie – oznajmiłam pozostałym. – Mam nadzieję, że wybaczycie nam, ale będziemy musieli was opuścić.
             - Ależ oczywiście, że nie – odezwała się Eileen, a zaraz potem wstała od stołu i podeszła do mnie. – To zupełnie zrozumiałe, ale… chciałabym z wami zamienić jeszcze słówko – dodała na stronie. – Może odprowadzę was chociaż do dziedzińca.
            Z lekkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy przytaknęłam, nie do takiego zachowania bowiem przyzwyczaiła nas królowa. Pożegnaliśmy się zatem z resztą towarzystwa i szybkim krokiem ruszyliśmy za Eileen.   
             - Jeśli to nie problem – zaczęła królowa, kiedy byliśmy już sami. – Chciałabym, aby Esmeliss – spojrzała z rozczuleniem na dziewczynkę, która wierciła się w moich ramionach. – Kiedy już będzie wystarczająco duża, oczywiście, spędzała u nas wakacje albo ferie.
             - Och – udało mi się jedynie wydusić. – To doprawdy…
             - Chciałabym, żeby dziecko miało kontakt z nami – zaczęła wyjaśniać kobieta z uśmiechem na anielskiej twarzy. – Jesteśmy prawie rodziną, dlatego cieszyłabym się, gdyby Eileenelle mogła i chciała poświęcić nam odrobinę uwagi – mówiąc to spojrzała tym razem na mnie. – Tak jak oświadczyłam wcześniej, chcemy pielęgnować i utrzymywać ten sojusz, przede wszystkim dla dobra tej kruszyny – pogładziła dziewczynkę po policzku. – Ale również dla waszego i naszego gatunku. Konflikty i wojny, złość i zawiść nie prowadzą do niczego dobrego – posłała poważne spojrzenie w kierunku mojego narzeczonego.
             - Wasza Wysokość – zaczął William pogodnym tonem. – Nieco zaskoczyła nas twoja propozycja – chłopak spojrzał na mnie przelotnie, a ja mimowolnie przytaknęłam. – Ale nie wydaje mi się, żebyśmy mieli coś przeciwko, by nasza córka spędzała z wami wakacje, prawda skarbie? – zwrócił się do mnie.
             - Nie, oczywiście, że nie – posłałam kobiecie uśmiech. – Esmeliss ma tutaj rodziców chrzestnych i mnóstwo cioć, więc z pewnością będzie tu przyjeżdżać.
             - Och, to cudownie – zaklaskała w dłonie królowa. – Bardzo wam dziękuję.
             - To my dziękujemy za takie przyjęcie, Eileen – powiedziałam wzruszona. – I to bardzo.
             - Przyjemność po naszej stronie – odpowiedziała i zaraz dodała. – Dobrej nocy, zobaczymy się jutro na śniadaniu.
             - Do zobaczenia – pożegnaliśmy się.
            Kiedy królowa ponownie wróciła na bal, staliśmy z Williamem jeszcze przez kilka sekund na dziedzińcu by przyswoić wszystko to, co powiedziała i zaproponowała Eileen.  W pewnym momencie obydwoje zaczęliśmy się śmiać, sytuacja w jakiej się znaleźliśmy naprawdę wydała nam się przekomiczna. Szybko jednak doprowadziliśmy się do porządku i w wampirzym już tempie ruszyliśmy do naszego apartamentu.
             - Nie zważone są wyroki boskie – stwierdził Will, kładąc Lissę do snu. – Serio – szepnął.
             - Jestem tak samo zaskoczona jak ty, ale – stwierdziłam zaraz potem z entuzjazmem. – Cieszę się, że zaproponowała sama od siebie coś takiego.
             - Miejmy nadzieję, że mówiła to szczerze i, że za całą otoczką tego bajkowego przyjęcia, harpie nie knują czegoś przeciwko nam – dodał na stronie.
             - Niemożliwe – odpowiedziałam oburzona. – Nie wierzę, by Claudia, Noel czy Alyson świadomie chcieli skrzywdzić Esmeliss. Nie po tym, czego dokonali.
             - Claudia i Noel może i nie – wtrącił kręcąc głową. – Ale Eileen i Elion, to już zupełnie co innego.
            Spojrzałam na ukochanego zaniepokojona.
             - Stało się coś, co dało ci powód, by wątpić w ich słowa? – spytałam wampira. – Przecież dzisiejszy dzień, ten bal…
             - Nic się nie stało – odpowiedział od razu. – Ale…
             - Co „ale”? – Zrobiłam bojową minę, zakładając ramiona na piersi.
             - Te wszystkie cudowne słowa, które kierowała do nas królowa – powiedział wreszcie. – Nie wydały mi się szczere.
             - Jesteś strasznie podejrzliwy, wiesz – stwierdziłam popuszczając nieco z oskarżycielskiego tonu.
             - Przyglądałaś się dzisiaj Elion?
             - Will, wszyscy wiedzą, że Elion za mną i nami – wampirami nie przepada – przyznałam z westchnieniem. – To przez naszych pobratymców jej córka tak naprawdę pożegnała się z życiem, to przez nas straciła wnuczkę i pozostałe dzieci podczas Wielkiej Wojny – dodałam zaraz. – Jej niechęć i złość jest całkowicie zrozumiała, nic więc dziwnego, że patrzyła na nas nieprzychylnie.
             - To zupełnie co innego, Vi – wtrącił pewny siebie. – To nie złość, to pragnienie zła i pewnego rodzaju satysfakcja, że ona wie coś, o czym my nie mamy pojęcia.
             - Skąd wytrzasnąłeś taką teorię? – Zdziwiłam się.
             - To tylko obserwacja – spojrzał na mnie. – I dziwne przeczucie.
             - Przeczucie? – Sarknęłam tym razem.
             - Tak, przeczucie – odpowiedział lekko podirytowany. – Nie wierzysz mi, prawda?
             - Wierzę – odpowiedziałam po chwili, wpatrując się w jego złote oczy. – Ale, nie chcę, żebyś miał rację.  
             - Nie chcę jej mieć – dodał poważnym tonem, przygarniając mnie do siebie. – Niemniej jednak będę miał Eileenów na oku, tak dla świętego spokoju.
             - Nie martwmy się na zapas – posłałam mu swój najpiękniejszy uśmiech. – Możesz to dla mnie zrobić?
             - Dla ciebie wszystko – odpowiedział i nasze usta złączyły się w romantycznym pocałunku.
           
~*~

            Pierwsza do norweskiej rezydencji Cullenów weszłam ja, a zaraz za mną Bella i William z Esmeliss w doskonałych humorach. Do moich uszu doszło jeszcze przekomarzanie Carlisle i Jaspera na temat rodzajów zwierząt parzystokopytnych, które zamieszkiwały tutejsze tereny. Podróż minęła nam bardzo szybko, a przy okazji zapolowaliśmy na renifery, który stały się przedmiotem zaciętej dyskusji pomiędzy wampirami.
            - Cześć wszystkim – powiedziałam głośniej, wchodząc do salonu. – Wróciliśmy cali i o dziwo zadowoleni – stwierdziłam, a moja bratowa skwitowała to cichym chichotem.
            Zaraz jednak mój wzrok podążył po zgromadzonej w salonie rodzinie, których miny nie wróżyły niczego dobrego. W szczególności wyraz twarzy mojego biologicznego brata mnie przestraszył, automatycznie przystanęłam.
             - Ed? – Zaczęłam ostrożnie. – Coś się stało?
             - Edwardzie – odezwała się zaalarmowana Bella, podchodząc do męża. – Gdzie jest Renesmee? – Podążyła przestraszonym wzrokiem w kierunku Rosalie.
             - Jest w ogrodzie z Jacobem – odpowiedziała blondynka od razu. – Wszystko z nią porządku, nie martw się Bello.
             - Powiedzcie wreszcie, co się stało, że każdy z was ma taką minę, jakby co najmniej ktoś pożegnał się z życiem – próbował rozładować atmosferę Jasper, materializując się przy zmartwionej Allie.
            W moim umyśle pojawiła się w tej samej chwili jedna z myśli Edwarda, a właściwie jego wspomnienie wizji Alice.
            Znajdowałam się w znajomym dla mnie miejscu, o dziwo nie była to Norwegia, a leśna polana gdzie zwykle grywaliśmy w baseball, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Forks. Zachodzące słońce przebijało się przez korony najwyższych drzew tworząc na ukwieconej polanie wielobarwne i przyjemne dla oka mozaiki. W tym samym momencie spojrzałam na towarzystwo, które znalazło się naprzeciw mnie. Grupa ponad trzydziestu postaci w ciemnych pelerynach wpatrywała się we mnie wygłodniałym wzrokiem, kiedy głos zabrał jeden z nich, stojących na przedzie kolumny.
             - Nie uważacie, że już wystarczy – odparł spokojnie mężczyzna o długich do ramion, błyszczących kruczoczarnych włosach, jasnej, prawie białej cerze i czerwonych tęczówkach. – Dobrze wiecie, że tylko odwlekacie to, co nieuniknione.
             - To ty tak uważasz, Aro – z moich ust wydobył się wściekły ton.
             - Naprawdę chcecie tracić kolejne, bliskie waszym sercom osoby – dodał tonem kochanego dziadka. – Carlisle, Rosalie, Emmett, William – pokręcił z pożałowaniem głową, mówiąc dalej. – Tanya, Irina, Carmen, Damon, Elena, wasze… wilki. Mam wyliczać dalej? – Wtrącił z udawanym przejęciem.
            W tej samej chwili dostrzegłam, że mimo iż byłam wampirem to stałam dość niepewnie na dwóch nogach. Właściwie to z trudem utrzymywałam pion, gdyby nie Stefan, który podtrzymywał mnie za łokieć, to najprawdopodobniej bym upadła. Do moich nozdrzy doszedł zapach palonego wampirzego ciała.
             - Czego ty tak naprawdę chcesz? – Warknęła w jego kierunku wściekła Alice.
            Jej trupioblada twarz, ciężki oddech i poszarpane ubranie nie wróżyło nic dobrego. Poczułam na plecach nieprzyjemny dreszcz oraz gęsią skórkę na reszcie ciała.
             - Ależ to proste, układu – odparł podekscytowany wampir, zacierając przy okazji teatralnie dłonie.
             - Życie mojego dziecka za nasze umiejętności? – Spytał Edward z pogardą i wściekłością jednocześnie.
             - Och! Nie potrzebuje was wszystkich – zaśmiał się Volturi, przechadzając się z jednego końca polany na drugą. – Wystarczy mi tylko jedna persona, posiadająca wszystkie pozostałe talenty.
            Jego wzrok czerwonych tęczówek powędrował w moim kierunku, by zaraz potem zwrócił się do mojego brata.
             - Widzisz Edwardzie, odkąd poznałem twoją rodzoną siostrę, nie mogę przestać o niej myśleć – Ponownie władca wampirów skupił się na mnie. – Nie tylko piękna, ale i utalentowana – kłapnął zębami pożądliwie w moim kierunku, co automatycznie przyprawiło mnie o mdłości.
             -  Właściwie to powinienem Ci podziękować, Edwardzie – uśmiechnął się do niego perfidnie, kontynuując wywód. – Twoja wizyta w Volterze okazała się bardzo przyjemną w skutkach dla nas, jak widzę.
            Ostatnie, co pamiętam, to wściekłość na twarzy mojego brata i posyłające  w moim kierunku jego przepraszające spojrzenie.
              Wspomnienie brata zakończyło się, a ja wróciłam do teraźniejszości spazmatycznie  łapiąc powietrze. Moje synapsy mózgowe pracowały na zwiększonych obrotach, przypominając sobie wizję siostry jeszcze z tuzin razy.
Na miłość boską! – Krzyczały moje myśli. – Dlaczego?! DLACZEGO!
Widok polany, słowa Aro oraz ofiary, jakie ponieśliśmy w bitwie – Carlisle, Rosalie, Emmett, William, Tanya, Irina, Carmen, Damon, Elena, wilki. To właśnie ta ostatnia część wywołała u mnie napad histerii, wiedziałam bowiem, że nie przeżyje takiej straty, nie tym razem. William, William, William, błagam tylko nie on! Byłam wampirem i matką, a mimo to poległabym, nie miałabym siły już walczyć. Z szokiem  i strachem wymalowanym na twarzy wpatrywałam się w Edwarda oniemiała.
             - Coś ty jej pokazał? – Zagrzmiał nad moim uchem rozgniewany głos Williama, który trzymał mnie za ramiona. – Rose, możesz wziąć Esmeliss? – Zwrócił się do blondynki.
             - Tak, oczywiście – zerwała się z fotela panna Hale, biorąc od młodego wampira nosidełko.
             - Edwardzie – zganiła rudego Alice, powstając z kanapy. – Jak w ogóle mogłeś jej to pokazać?!
             - Viviene, tylko spokojnie – zwrócił się do mnie mój ukochany, jednak ja nie potrafiłam przystać na jego prośbę. – Oddychaj!
             - Do jasnej cholery, co się dzieje?! – Krzyknął Carlisle, wyprowadzony z równowagi. – Powiedzcie wreszcie!
             - Volturi – odpowiedział mój starszy brat wszystkim, posyłając mi takie samo spojrzenie, jak to w wizji Alice. – Volturi idą po nas.
           

 „Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu,
jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku”

– Janusz Leon Wiśniewski

12 komentarzy:

  1. Jestem zaskoczona takim miłym przyjęciem Cullenów, teraz tylko pytanie co harpie planują? Bardzo fajny rozdział, szkoda tylko, że zakończony takim niemiłym zdarzeniem. Jestem ciekawa jak potoczy się konflikt z Volturi, mam nadzieję, że znajdzie się jakieś pokojowe wyjście 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź z opóźnieniem, ale mam nadzieję, że wybaczycie.
      Co harpie planują? Ha, to dobre pytanie, ciekawe czy uda wam się coś wymyślić? Jakieś sugestie?

      PS. Dzięki za obecność!

      Usuń
  2. No i wróciłaś w doskonałym stylu. Ciekawa jestem co dokładnie planuje królowa harpii. Ta wizja Alice była straszna i mam nadzieję, że tym razem jakoś uda im się uniknąć spotkania z Volturi. Pozdrawiam gorąco i weny życzę. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za słowa otuchy, ostatnio ze skupieniem na blogu mam wielki problem. Co harpie planują? Ha, podobnie jak poprzedniczkę zapytam, jakieś sugestie?
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. W końcu:D Rozdział jak zwykle długi:) I dużo się dzieje, sporo konkretów, i oczywiście wspaniałe opisy;) Podobała mi się pierwsza sukienka Belli, też chcę taką:D
    A teraz przejdę do uwag, trochę Ci tu pomarudzę;p
    Prychnęła i spojrzała prosto w siostrzane oczy. - jakoś mi nie pasuje to wyrażenie. Tak jakby siostrzane było przymiotnikiem, jak np. niebieskie. Nie wiem, czy to jest niepoprawne, ale chyba powinno być "oczy siostry" albo "siostrze w oczy".
    Wysiadłam z samochodu z gracją, poprawiłam sukienkę i odpięłam fotelik Esmeliss. - samochód z gracją?XD
    Spojrzałam na resztę Cullenów, którzy w Eileenhill bawili po raz pierwszy, ich miny jak na razie były bez zarzutu. - Jak wyglądają miny bez zarzutu? Chyba zachowywali się bez zarzutu.
    Wiesz, zwróciłam dziś uwagę, że Vivi jest trochę narcystyczna. Wysiadłam z gracją, zaśmiałam się melodyjnie, cudowny uśmiech... Jakby to było w 3 osobie albo Will by tak o niej mówił, to ok. ale w 1 osobie wskazuje na samouwielbienie - albo siebie, albo swoich wampirycznych cech. Wiem, że chodziło Ci o podkreślenie tego, jaka jest wampiryczna (idealna) oraz oddanie klimatu wampiryzmu (wszyscy są idealnie idealni) i to jest dobrze, bo tak to pokazała Meyer, ale unikaj takich określeń w 1 osobie. Chyba, że Vivi jest narcystyczna;P
    Nie bardzo wiem, o co chodziło z tymi bliźniaczkami - wcześniej nikt tego nie zauważył? Dopiero jak się obie wystroiły?
    - Naprawdę, niechętnie? – Spytał z zawoalowaną ironią w głosie. - jeśli ta ironia jest ukryta, to jak ją usłyszała w jego głosie? Poza tym ironia ma wydźwięk negatywny, jak kpina, złośliwości, wyśmiewanie. Vivi powinna się obrazić^^ (dodam, że "spytał" z małej litery)
    Tacierzyństwa! rz! Poprawiaj szybciutko:P
    Wszyscy zebrani w wielkiej sali pośpiesznie opuścili głowy na znak poddania i szacunku, kiedy Eileen dostojnym krokiem sunęła, a właściwie frunęła w stronę tronu. - Ale dosłownie? Bo nie pamiętam, one potrafią lewitować?
    - Przeczucie? – Sarknęłam tym razem. - przeczytałam "smarknęłam"XD
    Tyle uwag. Ciekawe, co kombinuje królowa. A Volturi znowu zawracają im głowę, mało to mają problemów z harpiami?:P Pozdrawiam:):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, te błędy, muszę zmienić betę taka jest prawda. Dziękuję ci za wskazanie potknięć, tobie nic się nie wymsknie ;) co jest super fajne!
      Taak, wiem - Volturi, harpie itd., będzie się działo ;)
      PS. Co według ciebie harpie knują? - Zbieram wasze opinie!
      Buźka :*

      Usuń
    2. Cieszę się, że jestem pomocna;)
      Chyba musiałabym przeczytać rozdział jeszcze raz, żeby Ci odpowiedzieć:( Nie pamiętam już, nawet jeśli miałam jakąś teorię, ale chyba nic konkretnego.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Omg! Super blog ! Nie mogę doczekać sie następnego :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, cieszę się, że blog zyskał kolejną czytelniczkę :) Pozdrawiam

      Usuń
  5. Dawno mnie tu nie było i o tekście nie powiem za wiele, bo czytłem go pobieżnie tylko - moze innym razem. Co mnie zmotywowało do komentarza to ta piosenka - "White Blood". Jakoś niespecjalnie zwracałem (dotychczas) uwagę na soundtracki w twoich rozdziałach, a to naprawdę perełka. Chyba przewertuję notki w poszukiwaniu innych... Może uda mi się naszyjnik z pereł utworzyć :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! No witam, cieszę się, że chociaż dla perełek będziesz zaglądał. Co do muzyki, owszem, owszem udaje mi się nie raz coś fajnego znaleźć :)
      Pozdrawiam ciepło, Vi

      Usuń
  6. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń